Potworne zakochanie
: 23 stycznia 2019, o 09:28
Cześć wszystkim.
Długo zbierałam się, by opisać swoją historię, dziś dotarłam do punktu, gdzie nie jestem w stanie poradzić sobie sama.
Lęki mam od dzieciństwa. Moi rodzice dużo pili, wieczorami zostawiali mnie i siostrę w domu, by iść do baru. Pamietam jak czekałam przy oknie kilka godzin i wypatrywałam ich powrotu. Teraz już wiem, ze po raz pierwszy doświadczałam lęków. Wróciły, gdy na studiach mój chłopak zachorował na raka i zmarł, później, gdy moja matka uciekła za granice do nowego męża. Lękom zawsze towarzyszyło poczucie całkowitego osamotnienia, drżenie całego ciała, zimno, gorąco na zmianę, mdłości, natrętne myśli, mówiące, ze wszystko jest beznadziejne i nic się nie ułoży, oraz pewność, ze właściwie nic dobrego mnie w życiu nie czeka. Gdy przechodziły nie rozumiałam dlaczego właściwie się pojawiły.
Przez cztery lata byłam w toksycznym związku. Zerwaliśmy, przeprowadziłam się, obyło się bez płaczu i histerii. I wtedy poznałam JEGO- mężczyznę moich marzeń. Jest wspaniały pod każdym względem oprócz jednego- nigdy nie miał wcześniej nikogo na poważnie. Nie umie rozmawiać o uczuciach. Spotykamy się niemal codziennie, spędzamy razem większość weekendów i wtedy daje z siebie 100% czulosci i wszystkiego, co najlepsze. Wtedy jest nam wspaniale. Przedstawił mnie swoim wszystkim znajomym, złapaliśmy dobry kontakt. Rzadko pisze i dzwoni, gdy jest w pracy, ale potrafi mnie ostrzec nawet o złej jakości powietrza, zebym tylko unikała wychodzenia z domu, wiec wiem, ze mu zalezy. Problem w tym, ze znalazłam w nim tak ogromne oparcie i obdarzyłam go tak ogromnym uczuciem, ze gdy nie pisze, nie dzwoni za długo, lub z jakiegoś powodu nie możemy się zobaczyć dostaje ataków. W praktyce sytuacja wyglada już tak źle, ze nie mogę wstać do pracy, problem sprawia mi nawet wstanie z łóżka, by umyć zęby. Spędzamy razem wieczór, śpię u niego, on mnie rano odwozi do domu i zaczyna się wszystko od początku. Odliczam tylko czas do wieczora, olewając wszystko, by tylko go zobaczyć. On o niczym nie wie- przy nim nigdy nie miałam ataków. Do tego weekendu. Złapał mnie znienacka, gdy zaczął opowiadać, ze na jeden weekend będzie musiał wyjechać. Zaczęłam się trząść, cała się spięłam, złapał mnie mocno za rękę i pytał, co się dzieje i jak może mi pomoc. Wydusiłam tylko „czekaj”. I czekał. Cała drżałam, on mnie mocno przytulał i czekał. Po wszystkim oczekiwał wytłumaczenia. Musiałam mu to wytłumaczyć w łagodnej wersji. Znamy się 3 miesiace, nie chciałam, by się wystraszył.
Byłam u psychiatry. Przyjmuje Nexpran, jestem umówiona do psychologa. Lęki nie dają mi żyć, a tym razem naprawdę nie dzieje się nic złego. Boje się, ze moja obsesja bycia z nim wszystko zniszczy. Boje się tego tak bardzo, ze mam ochotę zerwać, żeby tylko jemu nie dać tej szansy, jeśli coś pójdzie nie tak.
Chciałabym odzyskać radość, wrócić do pracy, cieszyć się zyciem.
Opowiedzcie o swoich doświadczeniach, chce nie czuć się z tym samotna.
Długo zbierałam się, by opisać swoją historię, dziś dotarłam do punktu, gdzie nie jestem w stanie poradzić sobie sama.
Lęki mam od dzieciństwa. Moi rodzice dużo pili, wieczorami zostawiali mnie i siostrę w domu, by iść do baru. Pamietam jak czekałam przy oknie kilka godzin i wypatrywałam ich powrotu. Teraz już wiem, ze po raz pierwszy doświadczałam lęków. Wróciły, gdy na studiach mój chłopak zachorował na raka i zmarł, później, gdy moja matka uciekła za granice do nowego męża. Lękom zawsze towarzyszyło poczucie całkowitego osamotnienia, drżenie całego ciała, zimno, gorąco na zmianę, mdłości, natrętne myśli, mówiące, ze wszystko jest beznadziejne i nic się nie ułoży, oraz pewność, ze właściwie nic dobrego mnie w życiu nie czeka. Gdy przechodziły nie rozumiałam dlaczego właściwie się pojawiły.
Przez cztery lata byłam w toksycznym związku. Zerwaliśmy, przeprowadziłam się, obyło się bez płaczu i histerii. I wtedy poznałam JEGO- mężczyznę moich marzeń. Jest wspaniały pod każdym względem oprócz jednego- nigdy nie miał wcześniej nikogo na poważnie. Nie umie rozmawiać o uczuciach. Spotykamy się niemal codziennie, spędzamy razem większość weekendów i wtedy daje z siebie 100% czulosci i wszystkiego, co najlepsze. Wtedy jest nam wspaniale. Przedstawił mnie swoim wszystkim znajomym, złapaliśmy dobry kontakt. Rzadko pisze i dzwoni, gdy jest w pracy, ale potrafi mnie ostrzec nawet o złej jakości powietrza, zebym tylko unikała wychodzenia z domu, wiec wiem, ze mu zalezy. Problem w tym, ze znalazłam w nim tak ogromne oparcie i obdarzyłam go tak ogromnym uczuciem, ze gdy nie pisze, nie dzwoni za długo, lub z jakiegoś powodu nie możemy się zobaczyć dostaje ataków. W praktyce sytuacja wyglada już tak źle, ze nie mogę wstać do pracy, problem sprawia mi nawet wstanie z łóżka, by umyć zęby. Spędzamy razem wieczór, śpię u niego, on mnie rano odwozi do domu i zaczyna się wszystko od początku. Odliczam tylko czas do wieczora, olewając wszystko, by tylko go zobaczyć. On o niczym nie wie- przy nim nigdy nie miałam ataków. Do tego weekendu. Złapał mnie znienacka, gdy zaczął opowiadać, ze na jeden weekend będzie musiał wyjechać. Zaczęłam się trząść, cała się spięłam, złapał mnie mocno za rękę i pytał, co się dzieje i jak może mi pomoc. Wydusiłam tylko „czekaj”. I czekał. Cała drżałam, on mnie mocno przytulał i czekał. Po wszystkim oczekiwał wytłumaczenia. Musiałam mu to wytłumaczyć w łagodnej wersji. Znamy się 3 miesiace, nie chciałam, by się wystraszył.
Byłam u psychiatry. Przyjmuje Nexpran, jestem umówiona do psychologa. Lęki nie dają mi żyć, a tym razem naprawdę nie dzieje się nic złego. Boje się, ze moja obsesja bycia z nim wszystko zniszczy. Boje się tego tak bardzo, ze mam ochotę zerwać, żeby tylko jemu nie dać tej szansy, jeśli coś pójdzie nie tak.
Chciałabym odzyskać radość, wrócić do pracy, cieszyć się zyciem.
Opowiedzcie o swoich doświadczeniach, chce nie czuć się z tym samotna.