Zagubiona
: 4 września 2018, o 17:18
Hej, jestem Ola, mam 23 lata i od 10 lat cierpię na nerwicę i wszystko to co z nią związane.
Jestem DDA, ale na szczęście ten problem udało mi się przepracować na terapii. Chodziłam zresztą na trzy terapie, każdą przerwałam, bo nie widziałam żadnych efektów. Brałam przez kilka lat różne leki, ale one też nie dawały mi jakichś spektakularnych rezultatów, więc teraz jestem "czysta".
Co mi dolega? Sama nie wiem, mam wrażenie że wszystko, choć moje problemy są raczej ściśle związane z fobią społeczną. Zaczęły się w gimnazjum. Wcześniej byłam bardzo pewną siebie dziewczyną, miałam mnóstwo znajomych, zawsze najlepsze oceny i byłam pierwsza do wystąpień publicznych. Nagle wszystko się zmieniło. Podczas prezentacji dostałam pierwszego ataku paniki i od tej pory zaczęłam bać się wystąpień. Potem obawiałam się już każdej sytuacji, w której miałam coś zrobić przed większą grupą osób - np. rozwiązaniem zadania przed tablicą. Jakimś cudem zdałam maturę, ale studia przerwałam po dwóch dniach, uciekając z zajęć ze strachu przed wyjściem do tablicy. Aktualnie znalazłam dla siebie pracę w domu, ale wiem, że nie jest to coś, czym chciałabym się zajmować. Gdybym mogła wybierać, poszłabym na studia, uczęszczałabym na kursy i rozwijałabym się. A tak tkwię w domu.
Na ten moment panicznie boję się po prostu ataków paniki. Wielokrotnie widziałam zdziwione spojrzenia innych osób, gdy nie mogłam wyciągnąć monet z portfela podczas płacenia przy kasie czy zaciął mi się głos, gdy musiałam przeczytać coś na lekcji. Jak o tym wszystkim myślę, cały czas mnie to przeraża. Nauczyłam się tak reagować i nie umiem tego zwalczyć. Ostatnio zaczęłam słuchać nagrań o odburzaniu i pomyślałam sobie, że muszę coś rzeczywiście robić. Ale nie wiem jak. O ile już dawno nie miałam ataku paniki w sklepie spożywczym, tak wczoraj znowu było to samo. Nagłe walenie serca, brak oddechu, płaczliwy i niewyraźny głos. Nie mam pojęcia jak mam zaakceptować to, że w takim stanie widzą mnie inni ludzie. Moje ataki są naprawdę silne. Uginają mi się nogi, nie mogę ustać w miejscu, nie jestem w stanie wypowiedzieć z siebie słowa. I mam w takim stanie iść na studia?
Mimo wszystko mam gdzieś tam jeszcze ten zalążek nadziei, że może kiedyś uda mi się chociaż trochę zmienić. Oczywiście ze względu na nerwicę dotykają mnie czasem epizody depresji. Mam ograniczone kontakty ze znajomymi i choć lubię się z nimi spotykać, nawet podczas takich spotkań zawsze towarzyszy mi stres. Jestem już tym wszystkim zmęczona i zrezygnowana.
Wiem, że napisałam trochę chaotycznie, ale ciężko streścić całe 10 lat życia w jednym poście. Mam nadzieję, że ktoś coś z tego zrozumie. Pozdrawiam Was wszystkich
Jestem DDA, ale na szczęście ten problem udało mi się przepracować na terapii. Chodziłam zresztą na trzy terapie, każdą przerwałam, bo nie widziałam żadnych efektów. Brałam przez kilka lat różne leki, ale one też nie dawały mi jakichś spektakularnych rezultatów, więc teraz jestem "czysta".
Co mi dolega? Sama nie wiem, mam wrażenie że wszystko, choć moje problemy są raczej ściśle związane z fobią społeczną. Zaczęły się w gimnazjum. Wcześniej byłam bardzo pewną siebie dziewczyną, miałam mnóstwo znajomych, zawsze najlepsze oceny i byłam pierwsza do wystąpień publicznych. Nagle wszystko się zmieniło. Podczas prezentacji dostałam pierwszego ataku paniki i od tej pory zaczęłam bać się wystąpień. Potem obawiałam się już każdej sytuacji, w której miałam coś zrobić przed większą grupą osób - np. rozwiązaniem zadania przed tablicą. Jakimś cudem zdałam maturę, ale studia przerwałam po dwóch dniach, uciekając z zajęć ze strachu przed wyjściem do tablicy. Aktualnie znalazłam dla siebie pracę w domu, ale wiem, że nie jest to coś, czym chciałabym się zajmować. Gdybym mogła wybierać, poszłabym na studia, uczęszczałabym na kursy i rozwijałabym się. A tak tkwię w domu.
Na ten moment panicznie boję się po prostu ataków paniki. Wielokrotnie widziałam zdziwione spojrzenia innych osób, gdy nie mogłam wyciągnąć monet z portfela podczas płacenia przy kasie czy zaciął mi się głos, gdy musiałam przeczytać coś na lekcji. Jak o tym wszystkim myślę, cały czas mnie to przeraża. Nauczyłam się tak reagować i nie umiem tego zwalczyć. Ostatnio zaczęłam słuchać nagrań o odburzaniu i pomyślałam sobie, że muszę coś rzeczywiście robić. Ale nie wiem jak. O ile już dawno nie miałam ataku paniki w sklepie spożywczym, tak wczoraj znowu było to samo. Nagłe walenie serca, brak oddechu, płaczliwy i niewyraźny głos. Nie mam pojęcia jak mam zaakceptować to, że w takim stanie widzą mnie inni ludzie. Moje ataki są naprawdę silne. Uginają mi się nogi, nie mogę ustać w miejscu, nie jestem w stanie wypowiedzieć z siebie słowa. I mam w takim stanie iść na studia?
Mimo wszystko mam gdzieś tam jeszcze ten zalążek nadziei, że może kiedyś uda mi się chociaż trochę zmienić. Oczywiście ze względu na nerwicę dotykają mnie czasem epizody depresji. Mam ograniczone kontakty ze znajomymi i choć lubię się z nimi spotykać, nawet podczas takich spotkań zawsze towarzyszy mi stres. Jestem już tym wszystkim zmęczona i zrezygnowana.
Wiem, że napisałam trochę chaotycznie, ale ciężko streścić całe 10 lat życia w jednym poście. Mam nadzieję, że ktoś coś z tego zrozumie. Pozdrawiam Was wszystkich