Cześć wszystkim! (i moja krótka historia)
: 2 kwietnia 2018, o 21:18
Witajcie!
Na forum trafiłem 3 miesiące temu. Czytam, zacząłem słuchać nagrań, no i postanowiłem się wreszcie zarejestrować. Żeby móc z kimś zamienić parę słów, po prostu cholernie potrzebuję wsparcia, bo nadziei zaczyna mi brakować coraz częściej.
Moja główna specjalność to lęk wolnopłynący i myśli natrętne, takie z gatunku naprawdę wstrętnych. I strach przed utratą kontroli, przed obłędem.
Moja "wesoła" przygoda z nerwicą zaczęła się dawno temu w okresie studiów, zupełnie nagle i bez żadnego wyraźnego dla mnie powodu. Bo w życiu wszystko było generalnie OK.
Zaczęły się nagle lęk i ataki paniki, całkiem wykańczające mnie myśli natrętne o zrobieniu krzywdy swoim rodzicom, z którymi wtedy mieszkałem i mojej dziewczynie, oraz typowe objawy somatyczne. Trwało to w sumie z kilka miesięcy w dość ostrej formie, potem w łagodniejszej i znośniejszej jeszcze dobrze ponad rok.
Nerwica (do której się nikomu nie przyznałem) zniszczyła mój kilkuletni związek z dziewczyną, i w ogólnym rozrachunku negatywnie wpłynęła też na parę innych ważnych życiowych spraw. To już dziś bez znaczenia, stało się.
Nie leczyłem się (no bo nie liczę licznych wizyt u lekarzy przeróżnych specjalności w celu odkrycia jakiejś dręczącej mnie somatycznej choroby!), studia jakoś szczęśliwie skończyłem, znalazłem pracę, a nerwica stopniowo sama słabła i ustępowała. Z czasem coraz rzadziej dawała o sobie znać, aż w końcu o niej po prostu zapomniałem i wiodłem przez następnych kilkanaście lat zupełnie szczęśliwe życie. Jak dziś o tym myślę, to w tym okresie gdzieś, bardzo rzadko, coś czasami coś mnie zakłuło, jakaś lekka fobia społeczna, jakiś szybko przemijający lęk - ale to było nic, uważałem się za zdrowego.
Chciałbym, żeby to był koniec tej historii, ale gdyby tak było, to bym dziś Wam o tym nie opowiadał.
Zeszłego lata na wakacjach trafiło mnie bez ostrzeżenia i bez przyczyny zupełnie nagle, w starym stylu, najpierw panika, potem histeryczny lęk, te same przerażające mnie obawy, ta sama niby zapomniana już historia. Znów nie widzę żadnej przyczyny tego. Na pewno fakt, że byliśmy za granicą, gdzie pomoc utrudniona, to pogłębił.
I było zupełnie w kratkę, jeden dzień koszmar, następny w miarę w porządku. Alkohol pomagał wieczorami. Myślałem, że nie dotrzymam do powrotu do domu. Oczywiście dotrzymałem (zawsze przecież dotrzymujemy, prawda?). Po powrocie najpierw wielka ulga, potem przez kilka dni było jeszcze kiepsko i zupełnie nagle minęło jak ręką odjął! Dosłownie, od kopa któregoś popołudnia pełna remisja. Śladu nerwicy. Alleluja, wyzdrowiałem! W sumie trwał ten nerwicowy atak wtedy ok. 2 tygodnie.
Potem trzy miesiące całkowitego spokoju, aż do ostatnich Świąt Bożego Narodzenia. Zaczęło się w Wigilię i trwa do dzisiaj, czwarty miesiąc. Fatalne samopoczucie psychiczne, niepokój, płynący lęk, raz taki sobie, momentami bardzo mocny, na krawędzi paniki. Objawów somatycznych niewiele, i w sumie typowe. Dodatkowo dwa razy epizodyczna derealizacja, która mnie zupełnie zdołowała. Kłopoty ze snem i stany depresyjne. Fobia społeczna, myśli natrętne, strach przed chorobą psychiczną. Nie będę tu opisywał wszystkich objawów, pewnie będzie jeszcze czas żeby się wygadać...
Wciąż jeszcze staram się normalnie funkcjonować, chodzę do pracy (jak robot się tam czuję), ale jest coraz trudniej. Nie ma już prawie "dobrych dni", czasem po prostu lęk słabnie na jakiś czas, często bardzo późnym wieczorem, i da się wtedy przez chwilę w nocy jakby normalnie żyć, zagrać w coś, poczytać książkę, obejrzeć film.
Żyję cały czas jakby w poczuciu nadciągającej katastrofy. Na krawędzi. Jakby każdy dzień miał być tym ostatnim jakiegoś "normalnego" funkcjonowania.
Ciężko mi. Strach przed każdym porankiem, przed każdym dniem. Żeby tylko jakoś minął, jakoś dociągnąć do wieczora, i tak w kółko.
Wielki dzięki za to forum, za materiały - cieszę się że są ludzie, którzy choć z tego już wyszli, to nie zapomnieli o nerwicy i tych, którzy w tym g*** siedzą po uszy. I starają się pomóc.
Nie chciałem się tak rozpisywać, to miało być tylko przywitanie
Pozdrawiam Was wszystkich!
Robert
Na forum trafiłem 3 miesiące temu. Czytam, zacząłem słuchać nagrań, no i postanowiłem się wreszcie zarejestrować. Żeby móc z kimś zamienić parę słów, po prostu cholernie potrzebuję wsparcia, bo nadziei zaczyna mi brakować coraz częściej.
Moja główna specjalność to lęk wolnopłynący i myśli natrętne, takie z gatunku naprawdę wstrętnych. I strach przed utratą kontroli, przed obłędem.
Moja "wesoła" przygoda z nerwicą zaczęła się dawno temu w okresie studiów, zupełnie nagle i bez żadnego wyraźnego dla mnie powodu. Bo w życiu wszystko było generalnie OK.
Zaczęły się nagle lęk i ataki paniki, całkiem wykańczające mnie myśli natrętne o zrobieniu krzywdy swoim rodzicom, z którymi wtedy mieszkałem i mojej dziewczynie, oraz typowe objawy somatyczne. Trwało to w sumie z kilka miesięcy w dość ostrej formie, potem w łagodniejszej i znośniejszej jeszcze dobrze ponad rok.
Nerwica (do której się nikomu nie przyznałem) zniszczyła mój kilkuletni związek z dziewczyną, i w ogólnym rozrachunku negatywnie wpłynęła też na parę innych ważnych życiowych spraw. To już dziś bez znaczenia, stało się.
Nie leczyłem się (no bo nie liczę licznych wizyt u lekarzy przeróżnych specjalności w celu odkrycia jakiejś dręczącej mnie somatycznej choroby!), studia jakoś szczęśliwie skończyłem, znalazłem pracę, a nerwica stopniowo sama słabła i ustępowała. Z czasem coraz rzadziej dawała o sobie znać, aż w końcu o niej po prostu zapomniałem i wiodłem przez następnych kilkanaście lat zupełnie szczęśliwe życie. Jak dziś o tym myślę, to w tym okresie gdzieś, bardzo rzadko, coś czasami coś mnie zakłuło, jakaś lekka fobia społeczna, jakiś szybko przemijający lęk - ale to było nic, uważałem się za zdrowego.
Chciałbym, żeby to był koniec tej historii, ale gdyby tak było, to bym dziś Wam o tym nie opowiadał.
Zeszłego lata na wakacjach trafiło mnie bez ostrzeżenia i bez przyczyny zupełnie nagle, w starym stylu, najpierw panika, potem histeryczny lęk, te same przerażające mnie obawy, ta sama niby zapomniana już historia. Znów nie widzę żadnej przyczyny tego. Na pewno fakt, że byliśmy za granicą, gdzie pomoc utrudniona, to pogłębił.
I było zupełnie w kratkę, jeden dzień koszmar, następny w miarę w porządku. Alkohol pomagał wieczorami. Myślałem, że nie dotrzymam do powrotu do domu. Oczywiście dotrzymałem (zawsze przecież dotrzymujemy, prawda?). Po powrocie najpierw wielka ulga, potem przez kilka dni było jeszcze kiepsko i zupełnie nagle minęło jak ręką odjął! Dosłownie, od kopa któregoś popołudnia pełna remisja. Śladu nerwicy. Alleluja, wyzdrowiałem! W sumie trwał ten nerwicowy atak wtedy ok. 2 tygodnie.
Potem trzy miesiące całkowitego spokoju, aż do ostatnich Świąt Bożego Narodzenia. Zaczęło się w Wigilię i trwa do dzisiaj, czwarty miesiąc. Fatalne samopoczucie psychiczne, niepokój, płynący lęk, raz taki sobie, momentami bardzo mocny, na krawędzi paniki. Objawów somatycznych niewiele, i w sumie typowe. Dodatkowo dwa razy epizodyczna derealizacja, która mnie zupełnie zdołowała. Kłopoty ze snem i stany depresyjne. Fobia społeczna, myśli natrętne, strach przed chorobą psychiczną. Nie będę tu opisywał wszystkich objawów, pewnie będzie jeszcze czas żeby się wygadać...
Wciąż jeszcze staram się normalnie funkcjonować, chodzę do pracy (jak robot się tam czuję), ale jest coraz trudniej. Nie ma już prawie "dobrych dni", czasem po prostu lęk słabnie na jakiś czas, często bardzo późnym wieczorem, i da się wtedy przez chwilę w nocy jakby normalnie żyć, zagrać w coś, poczytać książkę, obejrzeć film.
Żyję cały czas jakby w poczuciu nadciągającej katastrofy. Na krawędzi. Jakby każdy dzień miał być tym ostatnim jakiegoś "normalnego" funkcjonowania.
Ciężko mi. Strach przed każdym porankiem, przed każdym dniem. Żeby tylko jakoś minął, jakoś dociągnąć do wieczora, i tak w kółko.
Wielki dzięki za to forum, za materiały - cieszę się że są ludzie, którzy choć z tego już wyszli, to nie zapomnieli o nerwicy i tych, którzy w tym g*** siedzą po uszy. I starają się pomóc.
Nie chciałem się tak rozpisywać, to miało być tylko przywitanie
Pozdrawiam Was wszystkich!
Robert