Witajcie! Szukam pomocy - przeczytajcie moją historię...
: 25 marca 2018, o 14:42
Od czego zacząć. Może od tego, że mam na imię Tomek i mam 28 lat. Od małego, moim hobby był sport w każdej postaci. Grałem w piłkę, tenisa, jeździłem na rowerze, spedzałem całe dnie na zewnątrz i było to dla mnie największą przyjemnością. Spędzanie czasu ze znajomymi przez sport to coś co napawało mnie radością i pomagało odreagować późniejsze stresy wywołane szkolą gimnazjalną, licealną, następnie studiami. Tutaj trzeba powiedzieć stop. Odkąd poszedłem na studnia, czasu na sport było coraz mniej. Jeszcze wracając trochę wstecz – moim drugim hobby były komputery i gry. Siedziałem przed komputerem dosyć sporo, szczególnie po szkole licealnej w której zajawiłem się na pewną grę i zdarzało się siedzieć wiele wiele godzin. Poznalem też dzięki temu inne osoby grajace w sieci i nawet nie raz się spotkaliśmy w innych miastach Polski. Też dobrze to wspominam. Wracając do czasów studiów, poznałem na roku dziewczynę, która bardzo mi się spodobała, która spełniała wszystkie moje kryteria odnośnie fizyczności, bo była wysportowana, miała niezłą figurę – dbała o siebie. Sferę psychiczną – charakter miała jednak bardzo ciężki. Mimo wszystko udało nam się rozpocząć wspólny związek. Były wzloty i upadki. Kiedy było dobrze, byłem szczęśliwy. Ona zawsze chciała mnie zmieniać i chciała, żebym był taki jak jej się to wyobrazało. Ciągle jej coś we mnie przeszkadzało, ciągłe zakazy wychodzenia ze znajomymi na piwko, a co gorsza na sport. Bardzo było mi z tym źle, ale mówiła, żebym dorosnął, więc sie pogodziłem z faktem, że sport jest raz na trzy miesiące. Znajomi o mnie zapomnieli prawie, że, bo wiedzieli, że się nie zgodzę na wyjście, że mnie dziewczyna nie puści. Moja psychika cierpiała na każdym kroku, dzień w dzień. Mimo wszystko ja – Tomek – godziłem się jak idiota na wszystko...Jak się okazało dla mnie, był to bardzo toksyczny związek, w ktorym wytrwałem uwaga...8 lat. Przez ostatni rok, rozstawałem się z nią w bardzo, ale to bardzo ciężkich warunkach kilka razy. Wszystkie próby niestety były kiepskie, gdyż ja – Tomek – zgadzałem się na powroty. Moja psychika już była totalnie wykończona, a ja debil – zgadzałem się, na to by do tego powracać. Z sentymentu, z miłości, która kiedyś była...niestety wracałem i żałowałem za kazdym razem. W końcu rozstałem się na dobre w tym roku, ale to co jest mi obecnie, nie pozwala mi normalnie funkcjonować. Czuję się fatalnie...poniże opisuję całą chorobę.
Przejdę jednak do sedna sprawy. Mój problem pojawił się dokładnie ok 10 miesięcy temu - przełom kwietnia/maja. Spróbowalismy w weekend majowy wyjechać odpocząć i naładować wspólnie baterie. Wyjechaliśmy nad morze, spędzilismy tam miło czas, było ciepło, ale cholernie wietrznie. Nie wziąłem ze sobą żadnej czapki. Przewiało mi głowę jak jasny gwint.Po dwóch tygodniach od powrotu, zaczęła mnie boleć głowa. Miałem pełny nos i zatoki więc rozpocząłem kurację ibuprom zatoki ok. Tygodnia. Nie pomagało. Ból głowy był prawostronny i sięgał czubka głowy. Powodował u mnie niepokój i obawy przed czymś poważniejszym – guz. Dostałem zawrotów głowy, zaczęły się bóle w klatce piersiowej – serce – wydawało mi się od razu, że to zawał, zator żylny. I tak kręciło mi się w głowie, że w końcu poszedłem do lekarza POZ, który zlecił mi RTG zatok. Oprócz skrzywienia przegrody nosowej, miałem lekko zajętą jedną zatokę, ale lewą, a ból głowy miałem po prawej stronie. Więc...znów niepokój – teraz to na pewno coś poważnego. Lekarz zlecił mi wizytę u neurologa. Poszedłem, neurolog wypisała RMI głowy. W październiku 2017 – dotrwałem jakoś do tego czasu, zrobiono mi RMI głowy i wykryto tylko znów zatoki, zajęte – niewyleczone do końca, zatem poszedłem do laryngologa, który wypisał mi leki na zatoki i ....już po wynikach z RMI głowa przestała mnie boleć jak rękał odjął, a po opinii lekarza w ogóle było perfekcyjnie.
W czerwcu zacząłem biegać, miałem nadwagę, jeżeli się nie mylę ważyłem ok. 80 kg, przy wzroście 180 cm. Brzuszek spory, przy moim kształcie kręgosłupa to też ten brzuszek był taki sporawy dość.
Do października cały czas biegałem i odżywiałem się bardzo dobrze, miałem dietę i oprócz bolów głowy nie było mi nic. Otóż po zrobieniu rezonansu, kilka tygodni później, zacząłem się martwić, ze niepotrzebnie zażywałem tak dużo tego ibupromu na te zatoki, mogłem spokojnie jakoś to przetrzymać przecież, żałowałem tych leków, przecież niszczą żołądek...Jeszcze w październiku na początku przy jednym ze spotkań ze znajomymi po grillu, nad ranem jak wstałem było mi niedobrze, czułem się nieswojo jakoś.Mdliło mnie i myślenie o jedzeniu i piciu mnie odrzucało. Myślałem – pewnie - przesadziłem z alko - choć starałem się dużo nie pić ze względu na dietę i bieganie. Schudłem do ok. 74kg. Zaczął pobolewać mnie żołądek. Odpocząłem kilka tygodni bez alkoholu, pojechałem z pracy na wyjazd, gdzie oczywiście był alkohol. W jeden dzień wypiłem 4 piwka – czułem sie super następnego dnia. W drugi dzień wypiłem 4 piwka + kilka kieliszków. Czułem się super z samego rana po wstaniu, ale nagle w drodze na spotkanie, w taksówce rozbolał mnie bardzo brzuch i zaczęło kręcić po jelitach jak nie wiem co więc jak tylko dojechałem na miejsce to od razu poleciałem do toalety, gdzie dostałem masakrycznej biegunki, a po niej przez cały dzień puszczałem tony gazów. Do końca dnia już byłem wykończony fizycznie i psychicznie, a tu jeszcze powrót i to powrót do rzeczywistości czyli walki z nieudanym związkiem.
Przestraszyłem się, że przeholowałem. W listopadzie zdarzyło mi się wypić czasem jedno czy dwa piwa i za każdym razem przed piciem miałem obawę, że mi coś następnego dnia będzie – i było. Bolał mnie żołądek i co najgorsze jelita. Miałem uczucie, że z lewej strony pod żebrami po wypróżnieniu mam dyskomfort. Dokładnie 6 grudnia czyli w mikołaja, nie dojechałem do pracy, brzuch po przebudzeniu bolał mnie przeokropnie, mdliło mnie, nie moglem nic zjeść do południa. Poszedłem do lekarza i lekarz dotknąl mnie w okolicach żołądek i powiedział coś takiego ‘’uuuuu’’.... zlecił mi gastroskopię (termin luty 2018) i kazał zażywać Emanerę – nie przeczytałem nawet ulotki tylko wziąlem kilka pastylek przez kilka dni i rzuciłem to, jak ją zobaczyłem i na co to wszystko jest. Od tamtej pory od wizyty u lekarza, zaczęło mnie boleć lewa część żeber o nieskasyfikowanym umiejscowieniu, raz dolne żebro, raz na wysokosci mostka – wszystko zawsze po lewej stronie.
Oczywiście od tego momentu zacząłem żyć w strachu i lęku przed ciężką chorobą związaną z odżywianiem się. Poszedłem do innego lekarza który stwierdził, że to też może być nerwoból od kręgosłupa, w końcu mam skoliozą prawostronną i mogłem sobie uszkodzić nerwy przez bieganie i mi uciska na lewe żebra. Od grudnia, odwiedziłem 10 razy więcej lekarzy niż przez całe moje życie.
Rozpocząłem rehabilitację od stycznia, która trochę jakby zmniejszyła moje odczucie bólu lewej częsci żeber. Starałem się o tym nie myśleć, ale kiedy tylko wracałem do mojej dziewczyny, od razu bolał mnie brzuch i żebra. Kręciło mi się w głowie i nic mi się nie chciało, zacząłem mieć myśli, że nie dożyję następnego dnia, a, że ona cały czas mówiła, że sobie to wszystko wkręcam i mnie dołowała swoim zachowaniem. Nie chciałem opierać się na jej „trosce” już dalej. Postanowiłem się z nią rozstać raz na zawsze, a, że zrobiłem to bardzo stanowczo, choroba udzieliła się jej i mnie zaczęła postępować. Zacząłem , zyć w takim stresie i lęku w jakim jeszcze nigdy nie byłem. Bałem się o nią i o siebie. Zawsze byłem na jej zawołanie i na jej płacz czy potrzebę więc po prostu przez ostatnie 3 miesiące dla mojej psychiki była to katorga. Mieliśmy założyć rodzinę i zamieszkać w nowym mieszkaniu. Mieliśmy plany na wspólne życie, ale wszystko się posypało. Nie mógłbym z nią żyć, ani ona ze mną. Bylibysmy psychicznymi wrakami a w dodatku z fizycznymi bólami. To była najlepsza moja decyzja jaką mogłem zrobić. Bardzo mnie to podniosło na duchu, że uwolniłem się od tego zła. Ale niestety nie uwolniłem się od bólu fizycznego. Większość rzeczy, które robiłem, robiłem z nią. Nie mam za bardzo, gdzie i z kim wyjść, z kim porozmawiać, co robić ze sobą. Wszystko kręciło się wokół niej, a ja zostałem właściwie z niczym.
Wróćmy do badań i do moich cierpień.... Zrobiłem gastroskopię prywatnie, bo nie mogłem wytrzymać nerwowo do terminu na NFZ. Bolał mnie żołądek i lewe żebro, miałem mdłości, mniej jadłem, dieta lekkostrawna zarzucona i było w miarę ok – do wytrzymania. Nie miałem biegunek ani zaparć, nie miałem problemów z jelitami. Gastroskopia wyszła bardzo dobrze prócz tego, że wyszla i bardzo niewielka przepuklina rozworu przełykowego. Za trzy dni miałem wszystkie objawy tej przepukliny. Miałem potworne mdłosci, zgagę (pierwszy raz w życiu!), ssanie w żołądku, przelewanie w brzuchu. Normalnie tragedia, nie myślałem nawet o tym, żeby się napić alkoholu, bo chyba bym padł od razu śmiertelnie. Obraz choroby całkowicie zasłonił mi dalsze funkcjonowanie. Poczułem, że jestem poważnie na coś chory, bo przecież nikt nie potwierdził mi tego bolącego w dodatku żebra.
No i zaczęło się kilka dni później. Zaczęły mnie boleć jelita i przypomniałem sobie o tym zdarzeniu z października z wyjazdu, że mnie przeleciało po alkoholu i od tej pory mam cały czas ściśnięty lewy bok i ból całego brzucha. Jest cały czas napęczniały, mam gazy połączone z bólem, okropnym bólem, że nie mogę spać, siedzieć, leżeć (ale przecież mogę, tylko o tym cały czas myślę). Gazy mam takie, że wybudzają mnie o 5 nad ranem i muszę się wyobracać 10 razy, żeby mi coś zeszło i najczęściej lecę na kibel oddać stolec.
W obecnej chwili, bolą mnie żebra po lewej stronie i po prawej stronie – wszystko mnie boli w obrębie całego jelita grubego, przeglądnąłem wszystkie rysunki, schematy i wizualizacje i dokładnie po linii jelita grubego, boli mnie ten odcinek. Mam tam ściski, przykurcze, ukłucia z oblewaniem ciepła na twarzy i pocącymi się rekami i nogami. Zrobiłem badania na kalprotektynę met. Elisa, czyli bardzo czułą i wiarygodną i wynik mi wyszedł o połowę niższy niż norma, więc mam czarno na białym napisane, że nie mam żadnego stanu zapalnego jelita grubego, a...przeciez mnie boli wszystko w jego obrębie z tymi cholernymi żebrami.
Niestety cierpi na tym i moja rodzina i moja psychika, dr. Google przeglądnięty na wszelkie strony, a jednak mam cały czas wątpliwości, czy to nie rak, albo czy ktoś z lekarzy czegoś nie przeoczył. Nie potrafię o niczym myśleć od momentu wstania z rana do momentu zaśnięcia. Mam takie chwile, że się wkurw**m na siebie i mówie, ty idioto to wszystko twoja psychika, ale potem ten brzuch mnie tak zaczyna boleć, że nie wiem jak mam w to uwierzyć i jak to przede wszystkim wyleczyć. Nigdy nic mnie tak bardzo nie bolało. Miałem nawet PRAWDZIWE zapalenie trzustki po chorobie zakaźniej 8 lat temu i nawet to mnie nie bolało, a miałem przekroczone normy trzustkowe kilkadziesiąt krotnie. 3 tygodnie w szpitalu, schudłem 10 kg w tydzień i żyłem dalej. A teraz schudłem chyba już z nerwów 6kg w ciągu 3 miesiecy i ważę 68 kg. (Swoją drogą tyle to chciałem ważyć po bieganiu i mieć znów formę z przed studiow). Niestety to, że ważę tak mało teraz mnie martwi także, to że mnie boli jak jasny pieron brzuch/jelito/żoładek/żebra z lewej i z prawej nie daje mi spokoju w realizowaniu się. W dodatku kręgosłup od góry do dołu, szczegolnie w samiutkim krzyżu i w odcinku piersiowym tez mnie boli, czasem mocniej czasem mniej. Czasem nie mogę ruszać nogami, bo tak wydaje mi się, że mnie boli, a czasem jest ok. Oczywiście dolny odcinek krzyżowy to przecież pewność, że mam coś z jelitami, bo takie są powiazania, a odcinek piersiowy od tej mikro przepukliny rozworu przełykowego. Wszystko się przecież zgadza...
Z pracą mam z tego powodu problemy, nie słucham innych i tego co do mnie mówią, proszę ich o powtórzenie po czym znów ich nawet nie słucham i próbuję kminić po swojemu jakąś ogólną wypowiedź, żeby nie pomyśleli, że jestem jakiś dziwny. Ból tych żeber jest nawet przy głębszym wdechu, wtedy najbardziej się nasila ból żebra z lewej strony i powoduje takie uczucie ścisku na samym końcu. Chciałem zmienić w swoim życiu także obecnie pracę, chodzę na dodatkowe kursy IT, ale tam też bardzo ciężko jest mi się skupić, w dodatku wydałem na to kupę pieniędzy i chcę to zrealizować, ale podświadomie cały czas mówię sobie, że jestem chory na te jelita i nic mnie już dobrego nie czeka. Nie założę rodziny, bo panna mnie nie zechce, bo mnie przecież non stop brzuch boli, ciągle narzekam i myślali jestem, gdzieś hen daleko i przed oczami mam tylko dr. Google i nowe dolegliwości.
Rok temu jeszcze byłem o tej porzy fizycznie zdrowy. Jasny szlag. Każdego przecież czasem zaboli głowa, brzuch, czasem nawet krew z nosa poleci, czasem przecież może mdlić, czasem może przecież boleć kręgosłup, czasem nie można się normalnie wypróżnić, albo tam coś zaboli, bo przecież naszą zmorą cywilizacyjną są hemoroidy.
Czuję się totalnie wypompowany, z negatywnymi myślami, z chęciami na zmianę na lepsze, ale za chwilę mówię, sobie – przecież się nie da – boli cię brzuch tak bardzo, że nie masz czego już oczekiwać dobrego i przyjemnego od życia.
Chcę mi się płakać często, ale trzymam to w sobie. Najczęściej jest to rano i po południu. Najgorzej jak jestem sam. Mam lęki przez kilkanaście sekund. Nie jestem w stanie tego opisać chyba słowami. Wewnętrzny niepokój i nie wiesz co masz ze sobą zrobić. Za chwilę jednak jest lepiej. Są dni kiedy jest delikatnie lepiej, ale są takie kiedy cały dzień brzuch mnie molestuje i nie daje o sobie zapomnieć....
Co uważacie? Co powienien robić? Co o tym wszystkim myślicie i czy naprawdę moje objawy to zaburzenia psychiczne? Idę do psychiatry – postanowiłem poddać się też opinii specjalisty. Ale od kilku tygodni przyglądałem się wam na tym forum i widzę w was nadzieję. Widzę, że wiele rzeczy wielu z was się takich samych działo i jakoś to przetrwaliście i wróciliście do normalności. Tylko to jelita bolą mnie tak, jakbym miał tam kamienie i ściskają mnie w całym brzuchu.
Liczę na waszą pomoc nie ukrywam bardzo. Liczę, że pokażecie mi coś i uświadomicie mój stan i co czytać, co robić, w co wierzyć...
Przejdę jednak do sedna sprawy. Mój problem pojawił się dokładnie ok 10 miesięcy temu - przełom kwietnia/maja. Spróbowalismy w weekend majowy wyjechać odpocząć i naładować wspólnie baterie. Wyjechaliśmy nad morze, spędzilismy tam miło czas, było ciepło, ale cholernie wietrznie. Nie wziąłem ze sobą żadnej czapki. Przewiało mi głowę jak jasny gwint.Po dwóch tygodniach od powrotu, zaczęła mnie boleć głowa. Miałem pełny nos i zatoki więc rozpocząłem kurację ibuprom zatoki ok. Tygodnia. Nie pomagało. Ból głowy był prawostronny i sięgał czubka głowy. Powodował u mnie niepokój i obawy przed czymś poważniejszym – guz. Dostałem zawrotów głowy, zaczęły się bóle w klatce piersiowej – serce – wydawało mi się od razu, że to zawał, zator żylny. I tak kręciło mi się w głowie, że w końcu poszedłem do lekarza POZ, który zlecił mi RTG zatok. Oprócz skrzywienia przegrody nosowej, miałem lekko zajętą jedną zatokę, ale lewą, a ból głowy miałem po prawej stronie. Więc...znów niepokój – teraz to na pewno coś poważnego. Lekarz zlecił mi wizytę u neurologa. Poszedłem, neurolog wypisała RMI głowy. W październiku 2017 – dotrwałem jakoś do tego czasu, zrobiono mi RMI głowy i wykryto tylko znów zatoki, zajęte – niewyleczone do końca, zatem poszedłem do laryngologa, który wypisał mi leki na zatoki i ....już po wynikach z RMI głowa przestała mnie boleć jak rękał odjął, a po opinii lekarza w ogóle było perfekcyjnie.
W czerwcu zacząłem biegać, miałem nadwagę, jeżeli się nie mylę ważyłem ok. 80 kg, przy wzroście 180 cm. Brzuszek spory, przy moim kształcie kręgosłupa to też ten brzuszek był taki sporawy dość.
Do października cały czas biegałem i odżywiałem się bardzo dobrze, miałem dietę i oprócz bolów głowy nie było mi nic. Otóż po zrobieniu rezonansu, kilka tygodni później, zacząłem się martwić, ze niepotrzebnie zażywałem tak dużo tego ibupromu na te zatoki, mogłem spokojnie jakoś to przetrzymać przecież, żałowałem tych leków, przecież niszczą żołądek...Jeszcze w październiku na początku przy jednym ze spotkań ze znajomymi po grillu, nad ranem jak wstałem było mi niedobrze, czułem się nieswojo jakoś.Mdliło mnie i myślenie o jedzeniu i piciu mnie odrzucało. Myślałem – pewnie - przesadziłem z alko - choć starałem się dużo nie pić ze względu na dietę i bieganie. Schudłem do ok. 74kg. Zaczął pobolewać mnie żołądek. Odpocząłem kilka tygodni bez alkoholu, pojechałem z pracy na wyjazd, gdzie oczywiście był alkohol. W jeden dzień wypiłem 4 piwka – czułem sie super następnego dnia. W drugi dzień wypiłem 4 piwka + kilka kieliszków. Czułem się super z samego rana po wstaniu, ale nagle w drodze na spotkanie, w taksówce rozbolał mnie bardzo brzuch i zaczęło kręcić po jelitach jak nie wiem co więc jak tylko dojechałem na miejsce to od razu poleciałem do toalety, gdzie dostałem masakrycznej biegunki, a po niej przez cały dzień puszczałem tony gazów. Do końca dnia już byłem wykończony fizycznie i psychicznie, a tu jeszcze powrót i to powrót do rzeczywistości czyli walki z nieudanym związkiem.
Przestraszyłem się, że przeholowałem. W listopadzie zdarzyło mi się wypić czasem jedno czy dwa piwa i za każdym razem przed piciem miałem obawę, że mi coś następnego dnia będzie – i było. Bolał mnie żołądek i co najgorsze jelita. Miałem uczucie, że z lewej strony pod żebrami po wypróżnieniu mam dyskomfort. Dokładnie 6 grudnia czyli w mikołaja, nie dojechałem do pracy, brzuch po przebudzeniu bolał mnie przeokropnie, mdliło mnie, nie moglem nic zjeść do południa. Poszedłem do lekarza i lekarz dotknąl mnie w okolicach żołądek i powiedział coś takiego ‘’uuuuu’’.... zlecił mi gastroskopię (termin luty 2018) i kazał zażywać Emanerę – nie przeczytałem nawet ulotki tylko wziąlem kilka pastylek przez kilka dni i rzuciłem to, jak ją zobaczyłem i na co to wszystko jest. Od tamtej pory od wizyty u lekarza, zaczęło mnie boleć lewa część żeber o nieskasyfikowanym umiejscowieniu, raz dolne żebro, raz na wysokosci mostka – wszystko zawsze po lewej stronie.
Oczywiście od tego momentu zacząłem żyć w strachu i lęku przed ciężką chorobą związaną z odżywianiem się. Poszedłem do innego lekarza który stwierdził, że to też może być nerwoból od kręgosłupa, w końcu mam skoliozą prawostronną i mogłem sobie uszkodzić nerwy przez bieganie i mi uciska na lewe żebra. Od grudnia, odwiedziłem 10 razy więcej lekarzy niż przez całe moje życie.
Rozpocząłem rehabilitację od stycznia, która trochę jakby zmniejszyła moje odczucie bólu lewej częsci żeber. Starałem się o tym nie myśleć, ale kiedy tylko wracałem do mojej dziewczyny, od razu bolał mnie brzuch i żebra. Kręciło mi się w głowie i nic mi się nie chciało, zacząłem mieć myśli, że nie dożyję następnego dnia, a, że ona cały czas mówiła, że sobie to wszystko wkręcam i mnie dołowała swoim zachowaniem. Nie chciałem opierać się na jej „trosce” już dalej. Postanowiłem się z nią rozstać raz na zawsze, a, że zrobiłem to bardzo stanowczo, choroba udzieliła się jej i mnie zaczęła postępować. Zacząłem , zyć w takim stresie i lęku w jakim jeszcze nigdy nie byłem. Bałem się o nią i o siebie. Zawsze byłem na jej zawołanie i na jej płacz czy potrzebę więc po prostu przez ostatnie 3 miesiące dla mojej psychiki była to katorga. Mieliśmy założyć rodzinę i zamieszkać w nowym mieszkaniu. Mieliśmy plany na wspólne życie, ale wszystko się posypało. Nie mógłbym z nią żyć, ani ona ze mną. Bylibysmy psychicznymi wrakami a w dodatku z fizycznymi bólami. To była najlepsza moja decyzja jaką mogłem zrobić. Bardzo mnie to podniosło na duchu, że uwolniłem się od tego zła. Ale niestety nie uwolniłem się od bólu fizycznego. Większość rzeczy, które robiłem, robiłem z nią. Nie mam za bardzo, gdzie i z kim wyjść, z kim porozmawiać, co robić ze sobą. Wszystko kręciło się wokół niej, a ja zostałem właściwie z niczym.
Wróćmy do badań i do moich cierpień.... Zrobiłem gastroskopię prywatnie, bo nie mogłem wytrzymać nerwowo do terminu na NFZ. Bolał mnie żołądek i lewe żebro, miałem mdłości, mniej jadłem, dieta lekkostrawna zarzucona i było w miarę ok – do wytrzymania. Nie miałem biegunek ani zaparć, nie miałem problemów z jelitami. Gastroskopia wyszła bardzo dobrze prócz tego, że wyszla i bardzo niewielka przepuklina rozworu przełykowego. Za trzy dni miałem wszystkie objawy tej przepukliny. Miałem potworne mdłosci, zgagę (pierwszy raz w życiu!), ssanie w żołądku, przelewanie w brzuchu. Normalnie tragedia, nie myślałem nawet o tym, żeby się napić alkoholu, bo chyba bym padł od razu śmiertelnie. Obraz choroby całkowicie zasłonił mi dalsze funkcjonowanie. Poczułem, że jestem poważnie na coś chory, bo przecież nikt nie potwierdził mi tego bolącego w dodatku żebra.
No i zaczęło się kilka dni później. Zaczęły mnie boleć jelita i przypomniałem sobie o tym zdarzeniu z października z wyjazdu, że mnie przeleciało po alkoholu i od tej pory mam cały czas ściśnięty lewy bok i ból całego brzucha. Jest cały czas napęczniały, mam gazy połączone z bólem, okropnym bólem, że nie mogę spać, siedzieć, leżeć (ale przecież mogę, tylko o tym cały czas myślę). Gazy mam takie, że wybudzają mnie o 5 nad ranem i muszę się wyobracać 10 razy, żeby mi coś zeszło i najczęściej lecę na kibel oddać stolec.
W obecnej chwili, bolą mnie żebra po lewej stronie i po prawej stronie – wszystko mnie boli w obrębie całego jelita grubego, przeglądnąłem wszystkie rysunki, schematy i wizualizacje i dokładnie po linii jelita grubego, boli mnie ten odcinek. Mam tam ściski, przykurcze, ukłucia z oblewaniem ciepła na twarzy i pocącymi się rekami i nogami. Zrobiłem badania na kalprotektynę met. Elisa, czyli bardzo czułą i wiarygodną i wynik mi wyszedł o połowę niższy niż norma, więc mam czarno na białym napisane, że nie mam żadnego stanu zapalnego jelita grubego, a...przeciez mnie boli wszystko w jego obrębie z tymi cholernymi żebrami.
Niestety cierpi na tym i moja rodzina i moja psychika, dr. Google przeglądnięty na wszelkie strony, a jednak mam cały czas wątpliwości, czy to nie rak, albo czy ktoś z lekarzy czegoś nie przeoczył. Nie potrafię o niczym myśleć od momentu wstania z rana do momentu zaśnięcia. Mam takie chwile, że się wkurw**m na siebie i mówie, ty idioto to wszystko twoja psychika, ale potem ten brzuch mnie tak zaczyna boleć, że nie wiem jak mam w to uwierzyć i jak to przede wszystkim wyleczyć. Nigdy nic mnie tak bardzo nie bolało. Miałem nawet PRAWDZIWE zapalenie trzustki po chorobie zakaźniej 8 lat temu i nawet to mnie nie bolało, a miałem przekroczone normy trzustkowe kilkadziesiąt krotnie. 3 tygodnie w szpitalu, schudłem 10 kg w tydzień i żyłem dalej. A teraz schudłem chyba już z nerwów 6kg w ciągu 3 miesiecy i ważę 68 kg. (Swoją drogą tyle to chciałem ważyć po bieganiu i mieć znów formę z przed studiow). Niestety to, że ważę tak mało teraz mnie martwi także, to że mnie boli jak jasny pieron brzuch/jelito/żoładek/żebra z lewej i z prawej nie daje mi spokoju w realizowaniu się. W dodatku kręgosłup od góry do dołu, szczegolnie w samiutkim krzyżu i w odcinku piersiowym tez mnie boli, czasem mocniej czasem mniej. Czasem nie mogę ruszać nogami, bo tak wydaje mi się, że mnie boli, a czasem jest ok. Oczywiście dolny odcinek krzyżowy to przecież pewność, że mam coś z jelitami, bo takie są powiazania, a odcinek piersiowy od tej mikro przepukliny rozworu przełykowego. Wszystko się przecież zgadza...
Z pracą mam z tego powodu problemy, nie słucham innych i tego co do mnie mówią, proszę ich o powtórzenie po czym znów ich nawet nie słucham i próbuję kminić po swojemu jakąś ogólną wypowiedź, żeby nie pomyśleli, że jestem jakiś dziwny. Ból tych żeber jest nawet przy głębszym wdechu, wtedy najbardziej się nasila ból żebra z lewej strony i powoduje takie uczucie ścisku na samym końcu. Chciałem zmienić w swoim życiu także obecnie pracę, chodzę na dodatkowe kursy IT, ale tam też bardzo ciężko jest mi się skupić, w dodatku wydałem na to kupę pieniędzy i chcę to zrealizować, ale podświadomie cały czas mówię sobie, że jestem chory na te jelita i nic mnie już dobrego nie czeka. Nie założę rodziny, bo panna mnie nie zechce, bo mnie przecież non stop brzuch boli, ciągle narzekam i myślali jestem, gdzieś hen daleko i przed oczami mam tylko dr. Google i nowe dolegliwości.
Rok temu jeszcze byłem o tej porzy fizycznie zdrowy. Jasny szlag. Każdego przecież czasem zaboli głowa, brzuch, czasem nawet krew z nosa poleci, czasem przecież może mdlić, czasem może przecież boleć kręgosłup, czasem nie można się normalnie wypróżnić, albo tam coś zaboli, bo przecież naszą zmorą cywilizacyjną są hemoroidy.
Czuję się totalnie wypompowany, z negatywnymi myślami, z chęciami na zmianę na lepsze, ale za chwilę mówię, sobie – przecież się nie da – boli cię brzuch tak bardzo, że nie masz czego już oczekiwać dobrego i przyjemnego od życia.
Chcę mi się płakać często, ale trzymam to w sobie. Najczęściej jest to rano i po południu. Najgorzej jak jestem sam. Mam lęki przez kilkanaście sekund. Nie jestem w stanie tego opisać chyba słowami. Wewnętrzny niepokój i nie wiesz co masz ze sobą zrobić. Za chwilę jednak jest lepiej. Są dni kiedy jest delikatnie lepiej, ale są takie kiedy cały dzień brzuch mnie molestuje i nie daje o sobie zapomnieć....
Co uważacie? Co powienien robić? Co o tym wszystkim myślicie i czy naprawdę moje objawy to zaburzenia psychiczne? Idę do psychiatry – postanowiłem poddać się też opinii specjalisty. Ale od kilku tygodni przyglądałem się wam na tym forum i widzę w was nadzieję. Widzę, że wiele rzeczy wielu z was się takich samych działo i jakoś to przetrwaliście i wróciliście do normalności. Tylko to jelita bolą mnie tak, jakbym miał tam kamienie i ściskają mnie w całym brzuchu.
Liczę na waszą pomoc nie ukrywam bardzo. Liczę, że pokażecie mi coś i uświadomicie mój stan i co czytać, co robić, w co wierzyć...