Moja chaotyczna historia
: 6 marca 2018, o 22:04
Witam wszystkich. Mam na imię Natalia i chyba nadszedl czas abym opisała swoją historię. Uprzedzam -moze być chaotycznie! Gratuluję cierpliwości tym, którzy doczytają do końca
Chodź już pół roku zaglądam tu na forum dopiero teraz postanowiłam opisać swoją historię. Odkąd sięgam pamięcią wstecz byłam dzieckiem, które wszystkiego się bało. Jak tylko mama wychodziła z domu ( mieszkałam na wsi ) szukałam jej żeby sprawdzić czy nic się jej nie stało. Posuwało się to do tego, że zimą potrafiłam wylecieć bez butów i bez ubrania na podwórko by jej szukać. Nigdy nie lubiłam zostawać sama i zawsze się bałam. Nigdy nie chciałam spać sama ( mam 2 rodzeństwa) zawsze spałam z bratem lub siostra w jednym łóżku. Nie mogłam zasnąć gdy drzwi do pokoju rodziców były zamknięte. Jak się budziłam w nocy musiałam je zawsze koniecznie otworzyć. Był też taki moment że w nocy budziłam się i szłam do rodziców do pokoju, kładlam się gdzieś przy łóżku i spałam do rana , a później wracałam do siebie. Albo wchodziłam do mamy do łóżka w nogi i tak zwinięta w kulkę leżałam. W nocy często miałam użycie bólu serca. Bałam się wszystkiego. Nie chodziłam nawet sama do sklepu mimo już nastoletniego wieku ( raz jak szłam z siostra mając ok. 10 lat jechał jakiś facet samochodem i pokazał nam członka) od tego momentu nie wychodziłam sama nigdzie. W domu nie było kolorowo. Ciągle awantury, ojciec nadużywający alkohol. Wieczny lek czy nie będą się kłócić albo czy czegos mamie nie zrobi. Człowiek w szkole myślał o tym czy w domu się coś nie dzieje. Przy każdej awanturze wpadałam w histerię, płacz , krzyk. Nie mogłam się uspokoić. Wraz z wiekiem zaczęłam spać sama w łóżku choć nadal we wspólnym pokoju. Awantury były, nadal je mocno przeżywałam. Poszłam na studia, musiałam sama jeździć pociągiem ze swojej wsi. Musiałam rano sama wychodzić na stację i nie raz wracać jak było ciemno. Robiłam to bo nie miałam wyboru ale kosztowało mnie to dużo zdrowia. Strach towarzyszył mi każdego ranka kiedy szłam na pociag i kiedy wracałam. Na studiach poznałam mojego męża , mogłam się wyrywać z domu . Nie słuchać awantur , ale została w domu siostra i brat. Mimo wszystko jak wychodziłam ciągle myślałam o tym co się tam dzieje. Awantury były do tego stopnia, że wraz z rodzeństwem umawialiśmy się kto zostaje w domu a kto wychodzi żeby mamie się nic nie stało. Później poszłam na studia mgr, przeniosłam się do Warszawy wraz z moją drugą połówka . Mieszkaliśmy tam dwa lata , studiowałam, pracowałam jakoś to było ale też wieczny lek. Musiałam wracać przez pół Warszawy z pracy po nocy. Dużo mnie to kosztowało. Ciągle myśli o tym co dzieje się w domu. Później jakoś się toczyło, wróciliśmy z Warszawy i układaliśmy sobie życie w rodzinnym mieście męża. Było lepiej i gorzej, leki towarzyszyły tak jak zawsze. Mama musiała wyjechać do pracy za granicę , jakiś czas później na jaw wyszły zdrady ojca , to był rok 2016 krótko przed moim ślubem. Jakoś to wszystko przeszło, mama nie wnosiła sprawy do sądu. W grudniu 2016 r musiałam przyjechać do domu rodzinnego gdyż moja mama zjezdzala z za granicy na święta a ojciec ciągle ja gnębił . Chciałam pomoc siostrze, która poszła do pracy i mieszkałam w rodzinnym domu miesiąc póki mama nie wyjechała za granicę. Miesiąc ten był dla mnie horrorem. Ale nie chce tego opisywać. Ogólnie awantury straszne , rękoczyny . Później było tylko gorzej , wieczne pretensje ojca , mama założyła sprawę. Ojciec męczył nas psychicznie zeby mama wycofała sprawę. W lutym 2017 napadł na mamę w miejscu pracy i ja pobił. Tego samego dnia co doszło do tej sytuacji pojechałam do rodzinnego domu, zabrałam siostrę która tam mieszkała . Znaleźliśmy mieszkanie, uciekła od ojca który znęcał się nad nią tak samo jak nad mama. Jakoś to w miarę było, ale w między czasie dużo nerwowych spraw , telefonów od ojca itp. to wszystko ciągnęło się cały czas. Ciągły niepokój o mamę , siostrę. Czy ojciec zadzwoni czy nie z pretensjami. W lipcu gdy przyszłam rano do siostry poczułam mocne uderzenia serca. Takie jakich nigdy nie czuła. Przestraszyłam się , na drugi dzień czułam się słabo poszłam do lekarza . Zlecono EKG, które wyszło źle gdyż byłam bardzo zestresowana. Puls 150 . Zlecono wizytę u kardiologa. W nocy lek, zimny pot , trzęsienie się nog. U kardiologa również stres ale nie stwierdził żadnych problemów z sercem . Przepisał bloker i leki psychotropowe po krótkim wywiadzie i badaniu stwierdził, że stan ten związany jest z lękiem . Zaraz po powrocie zaczęłam się czuć dobrze. Bloker wzięłam dwa razy, psychotropy tydzień a że nie widziałam poprawy odstawiłam . Zaczęły się dziać dziwne rzeczy, zaburzenia widzenia , uczucie bycia w bańce mydlanej, nie mogłam stać bo miałam wrażenie że zaraz zemdleje. Pulsowanie całego ciała ,. Bałam się chorób . Zrobiłam morfologię , wyszła ok. Poszłam znowu do internisty , pani doktor stwierdziła że nie widziała osoby z taką nerwica i depresja i poleciła mi wizytę u psychiatry. Skierowała mnie też do okulisty i neurologa. Okulistę odwiedziłam z wielkim trudem bo bałam się, że wyjdzie mi coś złego . Wada wzroku dość duża , ale wiedziałam już dawno , że nie widzę dobrze. Nic więcej nie widział. U neurologa nie byłam bo się strasznie boje. Oczywiście od tego momentu wkręcam sobie wszystkie choroby . Guz mózgu, wylew , tętniak, glejak, chłoniak, udar, problemy z sercem, żołądkiem, stwardnienie rozsiane itp. W między czasie pojawiały się i znikały różne objawy: drętwienia, mrowienia, prądy w stopach , pulsowanie mięśni, uczucia ciepła i zimna w okolicach twarzy i głowy , drganie powiek, biegunki, bóle w okolicach żeber, mrowienie ust , fale ciepła , trzepotanie serca, przeskoki serca , uczucie zatrzymania i ruszenia serca, widzenie gorsze na jedno oko,widzenie mętów, bujanie , uczucie ściągania na bok przy chodzeniu, kłucie w głowie , rwący ból głowy pojawiający się na chwilę i znikający , zatkane uszy ,szumy uszne ,buczenie w uszach, uciski w głowie . Ciągle skanowanie ciała, budzenie się z lekiem co przyniesie dzień, nasilanie się objawów w miejscach publicznych . W ogóle miałam wrażenie że większość rzeczy dzieje się w obrębie głowy , prawej strony głowy i serca(na pewno zapomniałam o wielu objawach tak dużo tego było). Od lipca do praktycznie grudnia nie było dobrych dni. Chyba, że zajęłam się czymś ,zapomniałam o tym co się dzieje. Pojawiały się chwilę ,że było ok. Zwłaszcza jak się rozluźniłam, wypiłam trochę alkoholu. Ale z każdym dniem też potrafiły pojawić się nowe objawy , jak się z czymś oswoiłam to co rusz coś nowego. W głowie ciągły alarm z coś nie tak z mózgiem, że jakaś choroba , ale nic nie jest w stanie przekonać mnie do wizyty u neurologa. Od jakiegoś czasu pojawia się parę lepszych dni, takich że mam chęć coś robić , że dobrze się czuje. Ale za chwilę sobie przypomnę o mrowienie nogi i hop jest. O bujaniu i buja jak na statku. O głowie i znowu coś się dzieje. Poczytam o jakichś objawach chorób zaraz je mam. Czytałam o glejaku i sztywności karku, od tygodnia słyszę każda kostkę jak pstryka gdy ruszam głowa. Staram się żyć , ale nie mogę. Wszyscy w koło mają już dość słuchania , że choruje na coś poważnego, że umieram, że źle się czuje. Nie mam ochoty na nic. Najbardziej szkoda mi męża , , ale nie jestem w stanie sobie z tym wszystkim poradzić. Jak tylko pojawią się jakiś objaw ,poczytam o jakiejś chorobie uderza mnie fala ciepła i nogi jak z waty. Puls czasami normalny, zwłaszcza wieczorami nawet ok.60 ( wtedy panika że za niski ) w dzień różnie ale są dni kiedy jest ok, a kiedy powyżej 120 . Żyje w ciągłym strachu że zaraz umrę , że położę się spać i nie wstanę. Nie lubię się kłaść spać, boje się zasypiać, budzę się co chwilę . Coraz gorzej sobie z tym radzę bo jak jest jeden dzień ok to potem uderza ze zdwojoną siła. Staram się nie myśleć o tym wszystkim , ale tak się nie da. Dodatkowo jestem ciągle nerwowa , o wszystko się czepiam. Widzę , że mąż ma już dość, ale nic nie potrafię z tym zrobić . Byłam zadbana dziewczyna , uśmiechnięta. Teraz jestem 27 latka, której nawet się nie chce umyć włosów czy zrobić makijażu i nie ma na nic ochoty. Najchętniej całe dnie bym siedziała w domu. Wychodzę tylko do siostry bo boje się siedzieć sama kiedy mąż jest w pracy. Nie jestem nawet w stanie podjąć pracy. Ciągle tylko siedzę, myślę . Mierze puls i ciśnienie po 300 razy dziennie , staje na jednej nodze w celu sprawdzenia równowagi i celuje palcami w nos z zamkniętymi oczami. Macam się w poszukiwaniu węzłów chłonnych itp. Kazdy dzień wygląda tak samo. A gdy jest lepszy pojawia się myśl, że zaraz umrę bo mi się poprawiło…

Chodź już pół roku zaglądam tu na forum dopiero teraz postanowiłam opisać swoją historię. Odkąd sięgam pamięcią wstecz byłam dzieckiem, które wszystkiego się bało. Jak tylko mama wychodziła z domu ( mieszkałam na wsi ) szukałam jej żeby sprawdzić czy nic się jej nie stało. Posuwało się to do tego, że zimą potrafiłam wylecieć bez butów i bez ubrania na podwórko by jej szukać. Nigdy nie lubiłam zostawać sama i zawsze się bałam. Nigdy nie chciałam spać sama ( mam 2 rodzeństwa) zawsze spałam z bratem lub siostra w jednym łóżku. Nie mogłam zasnąć gdy drzwi do pokoju rodziców były zamknięte. Jak się budziłam w nocy musiałam je zawsze koniecznie otworzyć. Był też taki moment że w nocy budziłam się i szłam do rodziców do pokoju, kładlam się gdzieś przy łóżku i spałam do rana , a później wracałam do siebie. Albo wchodziłam do mamy do łóżka w nogi i tak zwinięta w kulkę leżałam. W nocy często miałam użycie bólu serca. Bałam się wszystkiego. Nie chodziłam nawet sama do sklepu mimo już nastoletniego wieku ( raz jak szłam z siostra mając ok. 10 lat jechał jakiś facet samochodem i pokazał nam członka) od tego momentu nie wychodziłam sama nigdzie. W domu nie było kolorowo. Ciągle awantury, ojciec nadużywający alkohol. Wieczny lek czy nie będą się kłócić albo czy czegos mamie nie zrobi. Człowiek w szkole myślał o tym czy w domu się coś nie dzieje. Przy każdej awanturze wpadałam w histerię, płacz , krzyk. Nie mogłam się uspokoić. Wraz z wiekiem zaczęłam spać sama w łóżku choć nadal we wspólnym pokoju. Awantury były, nadal je mocno przeżywałam. Poszłam na studia, musiałam sama jeździć pociągiem ze swojej wsi. Musiałam rano sama wychodzić na stację i nie raz wracać jak było ciemno. Robiłam to bo nie miałam wyboru ale kosztowało mnie to dużo zdrowia. Strach towarzyszył mi każdego ranka kiedy szłam na pociag i kiedy wracałam. Na studiach poznałam mojego męża , mogłam się wyrywać z domu . Nie słuchać awantur , ale została w domu siostra i brat. Mimo wszystko jak wychodziłam ciągle myślałam o tym co się tam dzieje. Awantury były do tego stopnia, że wraz z rodzeństwem umawialiśmy się kto zostaje w domu a kto wychodzi żeby mamie się nic nie stało. Później poszłam na studia mgr, przeniosłam się do Warszawy wraz z moją drugą połówka . Mieszkaliśmy tam dwa lata , studiowałam, pracowałam jakoś to było ale też wieczny lek. Musiałam wracać przez pół Warszawy z pracy po nocy. Dużo mnie to kosztowało. Ciągle myśli o tym co dzieje się w domu. Później jakoś się toczyło, wróciliśmy z Warszawy i układaliśmy sobie życie w rodzinnym mieście męża. Było lepiej i gorzej, leki towarzyszyły tak jak zawsze. Mama musiała wyjechać do pracy za granicę , jakiś czas później na jaw wyszły zdrady ojca , to był rok 2016 krótko przed moim ślubem. Jakoś to wszystko przeszło, mama nie wnosiła sprawy do sądu. W grudniu 2016 r musiałam przyjechać do domu rodzinnego gdyż moja mama zjezdzala z za granicy na święta a ojciec ciągle ja gnębił . Chciałam pomoc siostrze, która poszła do pracy i mieszkałam w rodzinnym domu miesiąc póki mama nie wyjechała za granicę. Miesiąc ten był dla mnie horrorem. Ale nie chce tego opisywać. Ogólnie awantury straszne , rękoczyny . Później było tylko gorzej , wieczne pretensje ojca , mama założyła sprawę. Ojciec męczył nas psychicznie zeby mama wycofała sprawę. W lutym 2017 napadł na mamę w miejscu pracy i ja pobił. Tego samego dnia co doszło do tej sytuacji pojechałam do rodzinnego domu, zabrałam siostrę która tam mieszkała . Znaleźliśmy mieszkanie, uciekła od ojca który znęcał się nad nią tak samo jak nad mama. Jakoś to w miarę było, ale w między czasie dużo nerwowych spraw , telefonów od ojca itp. to wszystko ciągnęło się cały czas. Ciągły niepokój o mamę , siostrę. Czy ojciec zadzwoni czy nie z pretensjami. W lipcu gdy przyszłam rano do siostry poczułam mocne uderzenia serca. Takie jakich nigdy nie czuła. Przestraszyłam się , na drugi dzień czułam się słabo poszłam do lekarza . Zlecono EKG, które wyszło źle gdyż byłam bardzo zestresowana. Puls 150 . Zlecono wizytę u kardiologa. W nocy lek, zimny pot , trzęsienie się nog. U kardiologa również stres ale nie stwierdził żadnych problemów z sercem . Przepisał bloker i leki psychotropowe po krótkim wywiadzie i badaniu stwierdził, że stan ten związany jest z lękiem . Zaraz po powrocie zaczęłam się czuć dobrze. Bloker wzięłam dwa razy, psychotropy tydzień a że nie widziałam poprawy odstawiłam . Zaczęły się dziać dziwne rzeczy, zaburzenia widzenia , uczucie bycia w bańce mydlanej, nie mogłam stać bo miałam wrażenie że zaraz zemdleje. Pulsowanie całego ciała ,. Bałam się chorób . Zrobiłam morfologię , wyszła ok. Poszłam znowu do internisty , pani doktor stwierdziła że nie widziała osoby z taką nerwica i depresja i poleciła mi wizytę u psychiatry. Skierowała mnie też do okulisty i neurologa. Okulistę odwiedziłam z wielkim trudem bo bałam się, że wyjdzie mi coś złego . Wada wzroku dość duża , ale wiedziałam już dawno , że nie widzę dobrze. Nic więcej nie widział. U neurologa nie byłam bo się strasznie boje. Oczywiście od tego momentu wkręcam sobie wszystkie choroby . Guz mózgu, wylew , tętniak, glejak, chłoniak, udar, problemy z sercem, żołądkiem, stwardnienie rozsiane itp. W między czasie pojawiały się i znikały różne objawy: drętwienia, mrowienia, prądy w stopach , pulsowanie mięśni, uczucia ciepła i zimna w okolicach twarzy i głowy , drganie powiek, biegunki, bóle w okolicach żeber, mrowienie ust , fale ciepła , trzepotanie serca, przeskoki serca , uczucie zatrzymania i ruszenia serca, widzenie gorsze na jedno oko,widzenie mętów, bujanie , uczucie ściągania na bok przy chodzeniu, kłucie w głowie , rwący ból głowy pojawiający się na chwilę i znikający , zatkane uszy ,szumy uszne ,buczenie w uszach, uciski w głowie . Ciągle skanowanie ciała, budzenie się z lekiem co przyniesie dzień, nasilanie się objawów w miejscach publicznych . W ogóle miałam wrażenie że większość rzeczy dzieje się w obrębie głowy , prawej strony głowy i serca(na pewno zapomniałam o wielu objawach tak dużo tego było). Od lipca do praktycznie grudnia nie było dobrych dni. Chyba, że zajęłam się czymś ,zapomniałam o tym co się dzieje. Pojawiały się chwilę ,że było ok. Zwłaszcza jak się rozluźniłam, wypiłam trochę alkoholu. Ale z każdym dniem też potrafiły pojawić się nowe objawy , jak się z czymś oswoiłam to co rusz coś nowego. W głowie ciągły alarm z coś nie tak z mózgiem, że jakaś choroba , ale nic nie jest w stanie przekonać mnie do wizyty u neurologa. Od jakiegoś czasu pojawia się parę lepszych dni, takich że mam chęć coś robić , że dobrze się czuje. Ale za chwilę sobie przypomnę o mrowienie nogi i hop jest. O bujaniu i buja jak na statku. O głowie i znowu coś się dzieje. Poczytam o jakichś objawach chorób zaraz je mam. Czytałam o glejaku i sztywności karku, od tygodnia słyszę każda kostkę jak pstryka gdy ruszam głowa. Staram się żyć , ale nie mogę. Wszyscy w koło mają już dość słuchania , że choruje na coś poważnego, że umieram, że źle się czuje. Nie mam ochoty na nic. Najbardziej szkoda mi męża , , ale nie jestem w stanie sobie z tym wszystkim poradzić. Jak tylko pojawią się jakiś objaw ,poczytam o jakiejś chorobie uderza mnie fala ciepła i nogi jak z waty. Puls czasami normalny, zwłaszcza wieczorami nawet ok.60 ( wtedy panika że za niski ) w dzień różnie ale są dni kiedy jest ok, a kiedy powyżej 120 . Żyje w ciągłym strachu że zaraz umrę , że położę się spać i nie wstanę. Nie lubię się kłaść spać, boje się zasypiać, budzę się co chwilę . Coraz gorzej sobie z tym radzę bo jak jest jeden dzień ok to potem uderza ze zdwojoną siła. Staram się nie myśleć o tym wszystkim , ale tak się nie da. Dodatkowo jestem ciągle nerwowa , o wszystko się czepiam. Widzę , że mąż ma już dość, ale nic nie potrafię z tym zrobić . Byłam zadbana dziewczyna , uśmiechnięta. Teraz jestem 27 latka, której nawet się nie chce umyć włosów czy zrobić makijażu i nie ma na nic ochoty. Najchętniej całe dnie bym siedziała w domu. Wychodzę tylko do siostry bo boje się siedzieć sama kiedy mąż jest w pracy. Nie jestem nawet w stanie podjąć pracy. Ciągle tylko siedzę, myślę . Mierze puls i ciśnienie po 300 razy dziennie , staje na jednej nodze w celu sprawdzenia równowagi i celuje palcami w nos z zamkniętymi oczami. Macam się w poszukiwaniu węzłów chłonnych itp. Kazdy dzień wygląda tak samo. A gdy jest lepszy pojawia się myśl, że zaraz umrę bo mi się poprawiło…