Witajcie!
: 2 marca 2018, o 17:41
Witam. Mam dwadzieścia pare lat, ułożone do tej pory życie, rodzinę i pecha takiego jak Wy.
Wszystko zaczęło się ok 4 lat temu. Atak raz na 2,3 miesiące. Kołatanie serca, puls do 200, lęk, niepokój i bezradność. To trwało ok 30 min.
W sumie jakoś bardzo mi to nie przeszkadzało, a na pewno nie uważałam że to problem z którym koniecznie trzeba iść do psychiatry.
To co zaczęło się tydzień temu wywróciło moje życie do góry nogami. Wstaję rano, robię śniadanie i muszę iść spać. Od tego tygodnia mam wieczne napady paniki. Np wstaję o 8, muszę iść spać o 10 (ciężkie powieki, mrowienie z tyłu głowy i muszę iść spać), wstaję ok 11 i zaczyna się ostra jazda. Lęk przed atakiem. Zaraz za lękiem pojawia się atak. Wrażliwość na bodźce (światło, wrażliwy węch, dobijające dźwięki - są oczywiście realne, ale jakieś takie straszne). Cały atak trwa ok 2,3 godzin(!!!!!) PIEKŁO. PIEKŁO na ziemi. Po ataku jest ok. Tak na jakąś godzinę, dwie. Wtedy robię wszystko szybko, jakieś codzienne obowiązki żeby zdążyć przed kolejnym atakiem... Cały czas czuję się jak za mgłą, jakby rzeczywistość mnie nie dotyczyła, boje się wychodzić do ludzi, boje się wszystkiego. Pytam się bliskich osób czy słyszeli to co ja, boje się o schizofrenię lub inne psychozy, boje się o urojenia i omamy. Wkręcam to sobie na maxa. W trakcie ataku błagam o pomoc. Pod koniec dnia modlę się o spokojny sen. Ok 3 na 7 nocy miałam koszmarne sny na jawie, jakby ktoś puścił mi klisze z jakimiś bzdurnymi fotografiami.
Byłam u dwóch psychiatrów. Przez ten tydzień.
Jeden konpletnie bez sensu, pierwsza wizyta 15 min i leki. Sympramol i szafraceum.
Wczoraj byłam u innego psychiatry, rewelacja. Po bardzo długiej rozmowie było mi tak dobrze że nie dostałam ataku do końca dnia i spałam spokojnie . Dzisiaj od rana czuję już jakby zaciśniętą obręcz na głowie, puls w skroniach, wrażliwy wzrok, węch i słuch... jestem odrealniona, ale bez ataku.
Ten psychiatra przepisał mi afobam (doraźnie gdy lęk staje się paralizujacy) i Asentrę. Zdiagnozował nerwicę lękową z atakami paniki. W związku z tym do Was kilka pytań.
Czy takie odrealnienie przez większość dnia to normalna sprawa?
Zmagaliscie się z tak długimi i częstymi atakami paniki?
Ja po prostu nie mogę normalnie funkcjonować. Boje się że słyszę coś czego nie ma, że wariuję.
Boje się wziąć leki. Słusznie? Jak Wam było w pierwsze dni? Fajnie jak napiszecie coś akurat o tym leku który mam brać.
Wszystko zaczęło się ok 4 lat temu. Atak raz na 2,3 miesiące. Kołatanie serca, puls do 200, lęk, niepokój i bezradność. To trwało ok 30 min.
W sumie jakoś bardzo mi to nie przeszkadzało, a na pewno nie uważałam że to problem z którym koniecznie trzeba iść do psychiatry.
To co zaczęło się tydzień temu wywróciło moje życie do góry nogami. Wstaję rano, robię śniadanie i muszę iść spać. Od tego tygodnia mam wieczne napady paniki. Np wstaję o 8, muszę iść spać o 10 (ciężkie powieki, mrowienie z tyłu głowy i muszę iść spać), wstaję ok 11 i zaczyna się ostra jazda. Lęk przed atakiem. Zaraz za lękiem pojawia się atak. Wrażliwość na bodźce (światło, wrażliwy węch, dobijające dźwięki - są oczywiście realne, ale jakieś takie straszne). Cały atak trwa ok 2,3 godzin(!!!!!) PIEKŁO. PIEKŁO na ziemi. Po ataku jest ok. Tak na jakąś godzinę, dwie. Wtedy robię wszystko szybko, jakieś codzienne obowiązki żeby zdążyć przed kolejnym atakiem... Cały czas czuję się jak za mgłą, jakby rzeczywistość mnie nie dotyczyła, boje się wychodzić do ludzi, boje się wszystkiego. Pytam się bliskich osób czy słyszeli to co ja, boje się o schizofrenię lub inne psychozy, boje się o urojenia i omamy. Wkręcam to sobie na maxa. W trakcie ataku błagam o pomoc. Pod koniec dnia modlę się o spokojny sen. Ok 3 na 7 nocy miałam koszmarne sny na jawie, jakby ktoś puścił mi klisze z jakimiś bzdurnymi fotografiami.
Byłam u dwóch psychiatrów. Przez ten tydzień.
Jeden konpletnie bez sensu, pierwsza wizyta 15 min i leki. Sympramol i szafraceum.
Wczoraj byłam u innego psychiatry, rewelacja. Po bardzo długiej rozmowie było mi tak dobrze że nie dostałam ataku do końca dnia i spałam spokojnie . Dzisiaj od rana czuję już jakby zaciśniętą obręcz na głowie, puls w skroniach, wrażliwy wzrok, węch i słuch... jestem odrealniona, ale bez ataku.
Ten psychiatra przepisał mi afobam (doraźnie gdy lęk staje się paralizujacy) i Asentrę. Zdiagnozował nerwicę lękową z atakami paniki. W związku z tym do Was kilka pytań.
Czy takie odrealnienie przez większość dnia to normalna sprawa?
Zmagaliscie się z tak długimi i częstymi atakami paniki?
Ja po prostu nie mogę normalnie funkcjonować. Boje się że słyszę coś czego nie ma, że wariuję.
Boje się wziąć leki. Słusznie? Jak Wam było w pierwsze dni? Fajnie jak napiszecie coś akurat o tym leku który mam brać.