Nowy "gracz" w nerwicy natrectw na forum publicznym - Witajcie..!
: 1 listopada 2017, o 20:45
Witajcie.. Oto ja - i moja historia. Postaram sie skrocic ale mimo to po raz pierwszy w zyciu chce komus to wszystko wreszcie wyjawic - osobom trzecim - nie najblizszym jak matka czy partnerka - ktore jak to zdrowi ludzie, nie sa w stanie pojac. Pierwszy raz wyciagam dlon do ludzi ktorzy wiedza jak to jest zmagac sie ze samym soba i potrafia zrozumiec doskonale co jest ze mna nie tak.. Trzymajcie zatem kciuki. Ostatnim slowem wstepu napisze jeszcze ze poczytalem sporo artykolow z tego forum i nagle poczulem sie jak "miedzy swoimi" - jakbym znalazl "bratnie dusze" w cierpieniu.
Ale od poczatku moze.. Zanim w ogole zaczelo do mnie docierac co sie ze mna dzieje minelo sporo lat od wczesnego dziecinstwa, ktore jak mozecie sobie wyobrazic wsrod zdrowych ludzi bylo okrotnie ciezkie i zle je wspominam. Wlasciwie musialem juz byc nastolatkiem i jako milosnik kina ktoregos dnia obejrzalem film "Aviator". Innym wczesniej moze nawet byl film o tytule "Naciagacze".. Po trzecim juz wiecie co jest ich wspolnym mianownikiem - "Dzien Swira". - We wszystkich tych filmach glowny bohater ma zaburzenia OCD i nerwice natrectw jakby tego bylo malo. Oczywiscie te dwa sa chyba juz nie razlaczne i my dobrze o tym wiemy nerwicowcy. Jakze by moglo jedno istniec bez drugiego. Dopiero po analizie tych filmow i przeczytaniu kilku definicji z wikipedi oraz w necie nagle dotarlo do mnie ze moje zachowanie i stany psychiczne jakich doswiadczalem nie byly unilalne jak mi sie wczesniej wydawalo i nie tylko ja jedyny bylem "inny" niz reszta swiata.
Wczesniej nim to do mnie dotarlo oczywiscie przypisywalem temu nadzwyczajnosc - jakbym mial conajmniej "super moce" - chodzi tu o czeste uciekanie w melanholijne stany myslowe ze wzrokiem wedrujacym daleko za horyzont i przekonanie ze to co teraz chce myslec ma "wielka moc sprawcza". . Nawet teraz ciagle tak mysle.. Choc jestem juz tak dalece swiadomy i zycie nie raz udowodnilo mi jak bardzo sie mylilem.
Za mlodu kompulsje byly mniej uprzykrzajace i w zaleznosci od napiecia nerwowego czasem mniej lub bardziej znosne. Odczynialem sobie wiec swoje codzinne rytualy co rano i wieczorem (w ciagu dnia tez o innych zas nie zapominajac) i kladlem sie spac w nadzieji ze to co przemyslalem tracac na "magiczne ruchy i zaklecia" cale kwadranse oczywscie pomoze mi zmienic moje zycie - wrecz to pewnik - na lepsze jutro. I tak juz od ponad 15 lat...
Tak!! mniej wiecej liczac.. Zaczelo sie pewnie kolo 12 roku zycia tak na dobre - potem byla chyba z roczna przerwa gdy jak pamietam jedyny raz udalo mi sie niemal calkiem uwolnic od tych komletnych urojen.. Potem jednak wszystko z jakiegos powodu wrocilo i dzis w wieku 33 lat jestem juz prawie na skraju wyczerpania psychicznego.. Niestety w moim przypadku nie zostalo to nigdy oficjalnie zdiagnozowane ani leczone ale wiem co mi dolega po przeanalizowaniu bardzo duzej ilosci materialow na ten temat i "samooceny z zewnatrz". Dzieki temu dystansowi czesc z OCD dalo sie zagluszyc - pozwolilo mi to do dzis w jakims stopniu sprawnie funkcjonowac. Miec zycie zawodowe i rodzinne w jakims stopniu oczywiscie. Choc z tym co raz gorzej niestety przy okazji pojawienia sie objawow depresji wynikajacych z ciaglego przygnebienia swoim stanem i zyciem.
Po czesci udalo mi sie przejac jakas kontrole nad czescia nerwicy - reszta jednak -- ta jej gleboka ciemna zakorzeniona czesc ktora jakby byla mna samym - czescia samego mnie - duszy - jest niestety poza moja kontrola.. Zyje mi sie juz jednak bardzo trudno bo zaczela ona w ostatnich latach przybierac na sile.. Nie wazne co bym robil i jak staral sie zapomniec - nie moge. Pochodzac z biednej rodziny nie bylo nigdy mowy o terapii prwatnej i farmakologi. Po jednej z wizyt u psychologa dawno temu pewnie z 12 lat - gdy sam jeszcze nie bylem pewny co jest nie tak - przepisal mi "Cital" ktory przestalem brac po tygodniu bo nerwica "wmowila mi" ze po nim gorzej widze - po przeczytaniu ulotki ze skutkami ubocznymi nie bylo jak mozecie zgadnac wcale lepiej. Nie wiem zatem do dzis czy to cos by mi pomoglo. Po prostu wolalem jakos nauczyc sie z tym zyc.
Lata jednak leca i czasem czuje ze juz ich X spedzilem na samych tych nie potrzebnych kompulsjach i lekach.. Na odczynianiu zlego ktore nieuchronnie nadejdzie gdy go nie odczynie.. Wszystko u mnie co sam "wychodowalem" ksiazkowo sie zgadza - jeszcze zanim to w artykolach i definicjach wyczytalem. Od prostych rzeczy jak liczenie czynnosci do kolejnych liczb parzystych przez wielokrotne otwieranie i zamykanie szafek megbli, drzwi, sprawdzanie czy sa zamkniete.. Dotykanie twarzy - bardzo czeste - pocieranie czola w stanach napiacia.. To ostatnie jest najgorsze bo cierpie ciagle z powodu wypryskow pewnie z tego powodu wlasnie na czole pomimo ze rece myje dziesiatki razy dziennie wlasciwie po kazdej "nieczystej" czynnosci. Skora sucha jak pieprz a mi juz zaczyna brakowac pomyslow co dalej z tym wszystkim poczac.. Oczywiscie nauczylem sie dawac sobie rade i uciekac od tych rzeczy - w sport - silownia, rower, czasem jakies hobby jak samoloty RC - ale to wszystko nie zawsze pomaga. Czasem nawet biegnac wpadam w spirale odczyniania mysli idiotycznymi tikami glowa lub rekami. .. To akurat towarzyszy mi cale zycie. W ostanim roku pojawilo sie cos jeszcze - uczucie jakby cisnienia na prawej stronie czola.. W ostanich latach wiele slyszalem o udarach nawet u mlodych ludzi i symptomach. To zasialo we mnie oczywiscie przerazajacy lek przed tym wlasnie i wrecz uczucie gorca i cisnienia na skroni i czole i by to "odczynic" nerwica "kaze mi" ciagle to czolo pocierac prawa reka palcami po kilka razy i potem znow kilka i np liczac od 2 potem jest 3, 5, 7.. Czasem dochodze do 9tki. Na tej najczsciej poprzestaje. Dlaczego? Bo to moja zodiakalna szczesliwa liczba. O tak.. Okultyzm kotrego nie praktukuje jednak o kotrym sie dowiedzialem tez ma tu swoj wplyw. Znaki zodiaku i znaczenie gwiazd oraz tego ze od nich pochodzimy.. To w nerwicy nie jest bez znaczenia - bynajmniej mojej. Straszne o tym pisac. Jak na spowiedzi. Ale dziki wam Kochani wreszcie wiem ze moge.. Moze to choc po czesci mi ulzy.. Nawet jesli nikt tego nie doczyta.. Potrzebuje pomocy.. !! Bardzo.. nikt juz nie jest z najblizszych w stanie mnie sluchac. Bo nie potrafia pomoc. Chcialbym pomocy od was.. Szukalem takiej grupy wsparcia od miesiacy. W koncu sie udalo.. W koncu sie odwazylem zaczac o tym myslec i pisac. Czuje ze choroba chce mnie zniszczyc i co raz czesciej popycha mnie do mysli samobojczych... Bardzo zle sie czuje i zle znosze najmniejsze klotnie w domu. O drobnostki. To tak bardzo doluje.. Nie wierze juz ze moge calkiem wyzdrowiec ale choc chcialbym miec ulge.. chco krotkie wytchnienie od tego brzemienia.. Pomozcie jesli mozecie.
Pozdrawiam
Ale od poczatku moze.. Zanim w ogole zaczelo do mnie docierac co sie ze mna dzieje minelo sporo lat od wczesnego dziecinstwa, ktore jak mozecie sobie wyobrazic wsrod zdrowych ludzi bylo okrotnie ciezkie i zle je wspominam. Wlasciwie musialem juz byc nastolatkiem i jako milosnik kina ktoregos dnia obejrzalem film "Aviator". Innym wczesniej moze nawet byl film o tytule "Naciagacze".. Po trzecim juz wiecie co jest ich wspolnym mianownikiem - "Dzien Swira". - We wszystkich tych filmach glowny bohater ma zaburzenia OCD i nerwice natrectw jakby tego bylo malo. Oczywiscie te dwa sa chyba juz nie razlaczne i my dobrze o tym wiemy nerwicowcy. Jakze by moglo jedno istniec bez drugiego. Dopiero po analizie tych filmow i przeczytaniu kilku definicji z wikipedi oraz w necie nagle dotarlo do mnie ze moje zachowanie i stany psychiczne jakich doswiadczalem nie byly unilalne jak mi sie wczesniej wydawalo i nie tylko ja jedyny bylem "inny" niz reszta swiata.
Wczesniej nim to do mnie dotarlo oczywiscie przypisywalem temu nadzwyczajnosc - jakbym mial conajmniej "super moce" - chodzi tu o czeste uciekanie w melanholijne stany myslowe ze wzrokiem wedrujacym daleko za horyzont i przekonanie ze to co teraz chce myslec ma "wielka moc sprawcza". . Nawet teraz ciagle tak mysle.. Choc jestem juz tak dalece swiadomy i zycie nie raz udowodnilo mi jak bardzo sie mylilem.
Za mlodu kompulsje byly mniej uprzykrzajace i w zaleznosci od napiecia nerwowego czasem mniej lub bardziej znosne. Odczynialem sobie wiec swoje codzinne rytualy co rano i wieczorem (w ciagu dnia tez o innych zas nie zapominajac) i kladlem sie spac w nadzieji ze to co przemyslalem tracac na "magiczne ruchy i zaklecia" cale kwadranse oczywscie pomoze mi zmienic moje zycie - wrecz to pewnik - na lepsze jutro. I tak juz od ponad 15 lat...
Tak!! mniej wiecej liczac.. Zaczelo sie pewnie kolo 12 roku zycia tak na dobre - potem byla chyba z roczna przerwa gdy jak pamietam jedyny raz udalo mi sie niemal calkiem uwolnic od tych komletnych urojen.. Potem jednak wszystko z jakiegos powodu wrocilo i dzis w wieku 33 lat jestem juz prawie na skraju wyczerpania psychicznego.. Niestety w moim przypadku nie zostalo to nigdy oficjalnie zdiagnozowane ani leczone ale wiem co mi dolega po przeanalizowaniu bardzo duzej ilosci materialow na ten temat i "samooceny z zewnatrz". Dzieki temu dystansowi czesc z OCD dalo sie zagluszyc - pozwolilo mi to do dzis w jakims stopniu sprawnie funkcjonowac. Miec zycie zawodowe i rodzinne w jakims stopniu oczywiscie. Choc z tym co raz gorzej niestety przy okazji pojawienia sie objawow depresji wynikajacych z ciaglego przygnebienia swoim stanem i zyciem.
Po czesci udalo mi sie przejac jakas kontrole nad czescia nerwicy - reszta jednak -- ta jej gleboka ciemna zakorzeniona czesc ktora jakby byla mna samym - czescia samego mnie - duszy - jest niestety poza moja kontrola.. Zyje mi sie juz jednak bardzo trudno bo zaczela ona w ostatnich latach przybierac na sile.. Nie wazne co bym robil i jak staral sie zapomniec - nie moge. Pochodzac z biednej rodziny nie bylo nigdy mowy o terapii prwatnej i farmakologi. Po jednej z wizyt u psychologa dawno temu pewnie z 12 lat - gdy sam jeszcze nie bylem pewny co jest nie tak - przepisal mi "Cital" ktory przestalem brac po tygodniu bo nerwica "wmowila mi" ze po nim gorzej widze - po przeczytaniu ulotki ze skutkami ubocznymi nie bylo jak mozecie zgadnac wcale lepiej. Nie wiem zatem do dzis czy to cos by mi pomoglo. Po prostu wolalem jakos nauczyc sie z tym zyc.
Lata jednak leca i czasem czuje ze juz ich X spedzilem na samych tych nie potrzebnych kompulsjach i lekach.. Na odczynianiu zlego ktore nieuchronnie nadejdzie gdy go nie odczynie.. Wszystko u mnie co sam "wychodowalem" ksiazkowo sie zgadza - jeszcze zanim to w artykolach i definicjach wyczytalem. Od prostych rzeczy jak liczenie czynnosci do kolejnych liczb parzystych przez wielokrotne otwieranie i zamykanie szafek megbli, drzwi, sprawdzanie czy sa zamkniete.. Dotykanie twarzy - bardzo czeste - pocieranie czola w stanach napiacia.. To ostatnie jest najgorsze bo cierpie ciagle z powodu wypryskow pewnie z tego powodu wlasnie na czole pomimo ze rece myje dziesiatki razy dziennie wlasciwie po kazdej "nieczystej" czynnosci. Skora sucha jak pieprz a mi juz zaczyna brakowac pomyslow co dalej z tym wszystkim poczac.. Oczywiscie nauczylem sie dawac sobie rade i uciekac od tych rzeczy - w sport - silownia, rower, czasem jakies hobby jak samoloty RC - ale to wszystko nie zawsze pomaga. Czasem nawet biegnac wpadam w spirale odczyniania mysli idiotycznymi tikami glowa lub rekami. .. To akurat towarzyszy mi cale zycie. W ostanim roku pojawilo sie cos jeszcze - uczucie jakby cisnienia na prawej stronie czola.. W ostanich latach wiele slyszalem o udarach nawet u mlodych ludzi i symptomach. To zasialo we mnie oczywiscie przerazajacy lek przed tym wlasnie i wrecz uczucie gorca i cisnienia na skroni i czole i by to "odczynic" nerwica "kaze mi" ciagle to czolo pocierac prawa reka palcami po kilka razy i potem znow kilka i np liczac od 2 potem jest 3, 5, 7.. Czasem dochodze do 9tki. Na tej najczsciej poprzestaje. Dlaczego? Bo to moja zodiakalna szczesliwa liczba. O tak.. Okultyzm kotrego nie praktukuje jednak o kotrym sie dowiedzialem tez ma tu swoj wplyw. Znaki zodiaku i znaczenie gwiazd oraz tego ze od nich pochodzimy.. To w nerwicy nie jest bez znaczenia - bynajmniej mojej. Straszne o tym pisac. Jak na spowiedzi. Ale dziki wam Kochani wreszcie wiem ze moge.. Moze to choc po czesci mi ulzy.. Nawet jesli nikt tego nie doczyta.. Potrzebuje pomocy.. !! Bardzo.. nikt juz nie jest z najblizszych w stanie mnie sluchac. Bo nie potrafia pomoc. Chcialbym pomocy od was.. Szukalem takiej grupy wsparcia od miesiacy. W koncu sie udalo.. W koncu sie odwazylem zaczac o tym myslec i pisac. Czuje ze choroba chce mnie zniszczyc i co raz czesciej popycha mnie do mysli samobojczych... Bardzo zle sie czuje i zle znosze najmniejsze klotnie w domu. O drobnostki. To tak bardzo doluje.. Nie wierze juz ze moge calkiem wyzdrowiec ale choc chcialbym miec ulge.. chco krotkie wytchnienie od tego brzemienia.. Pomozcie jesli mozecie.
Pozdrawiam