Witam wszystkich :)
: 24 sierpnia 2017, o 14:33
Witam wszystkich. Jestem tu po raz pierwszy. Mam 32 lata i sporo doświadczenia za sobą...przeszłam kilka stanów "umysłu", ale ciągle wierzę w lepsze jutro. Bo jeśli przestanę wierzyć to przestanę żyć....
Kilka zdań o mnie, które powiedzą wiele...
Pochodzę z alkoholowej rodziny..ojciec alkoholik...matka niszczyła mnie psychicznie, zresztą też pije do dziś. Wywarło to na mnie ogromnie złe skutki. W wieku ok. 8 lat zachorowałam na nerwice natręctw. Nikt tego nie zdiagnozował, nie leczył...A więc cierpiałam, cierpiałam, cierpiałam....przez 8-9lat...i po tych 8, 9 latach wyzdrowiałam...bez leków.
Zawsze to miałam z tyłu głowy, ale żyłam...cieszyłam się, byłam szczęśliwa, urodziłam dzieci, wyszłam za mąż...byłam zwariowanym optymistą, pocieszającym innych ze świat jest piękny...
Ale jako DDA zawsze byłam perfekcjonista , nadambitnym, wyznaczałam cele nie do osiągnięcia, biegłam w życiu żeby nie mieć czasu na myslenie i żeby przezyc go do maksimum bo zmarnowane miałam całe dzieciństwo przez alkohol i nerwicę...i co...i nerwica wróciła ze zdwojoną siłą, obsesje, Przy tym uaktywniła się depresja...jestem na lekach, jestem wrakiem cżłowieka...emocjonalnym, psychicznym, smutnym....nie mam oparcia w rodzicach(raczej sprawiają tylko dodatkowy ból), nie mam oparcia w mężu...(już niewiele nas dzieli od rozwodu)...
I co moge powiedzieć więcej...na to chwilę nic...jestem smutna, obojętna, przygnębiona....przegrana.....
Ale tak jak przedtem miałam z tyłu głowy ze jestem chora, tak teraz mam z tyłu głowy...ze jestem ambitna, ze jestem optymistą, że wierze w lepsze jutro...i to pozwala mi wierzyć
Kilka zdań o mnie, które powiedzą wiele...
Pochodzę z alkoholowej rodziny..ojciec alkoholik...matka niszczyła mnie psychicznie, zresztą też pije do dziś. Wywarło to na mnie ogromnie złe skutki. W wieku ok. 8 lat zachorowałam na nerwice natręctw. Nikt tego nie zdiagnozował, nie leczył...A więc cierpiałam, cierpiałam, cierpiałam....przez 8-9lat...i po tych 8, 9 latach wyzdrowiałam...bez leków.
Zawsze to miałam z tyłu głowy, ale żyłam...cieszyłam się, byłam szczęśliwa, urodziłam dzieci, wyszłam za mąż...byłam zwariowanym optymistą, pocieszającym innych ze świat jest piękny...
Ale jako DDA zawsze byłam perfekcjonista , nadambitnym, wyznaczałam cele nie do osiągnięcia, biegłam w życiu żeby nie mieć czasu na myslenie i żeby przezyc go do maksimum bo zmarnowane miałam całe dzieciństwo przez alkohol i nerwicę...i co...i nerwica wróciła ze zdwojoną siłą, obsesje, Przy tym uaktywniła się depresja...jestem na lekach, jestem wrakiem cżłowieka...emocjonalnym, psychicznym, smutnym....nie mam oparcia w rodzicach(raczej sprawiają tylko dodatkowy ból), nie mam oparcia w mężu...(już niewiele nas dzieli od rozwodu)...
I co moge powiedzieć więcej...na to chwilę nic...jestem smutna, obojętna, przygnębiona....przegrana.....
Ale tak jak przedtem miałam z tyłu głowy ze jestem chora, tak teraz mam z tyłu głowy...ze jestem ambitna, ze jestem optymistą, że wierze w lepsze jutro...i to pozwala mi wierzyć