Stan depresyjny
: 23 października 2016, o 00:17
Mam nerwice, ale od dłuższego czasu już mi aż tak nie dokucza. W wakacje wiele się zmieniło, pracowałem nad sobą, z dobrymi wynikami. Stałem się odrobinę bardziej pewny siebie, zacząłem spotykać się z dziewczynami, pokonałem chyba sporo lęków.
Z nerwicy chyba jeszcze nie udało mi się wyjść, ale chyba jestem na dobrej drodze.
Fajnie się żyło, kiedy miało się wokół siebie ludzi. Miałem wrażenie, że jestem coś wart, że mam przyjaciół i chyba dalej tak jest, ale teraz czuję się okropnie.
Całe wakacje aż do wrzesnia, czułem się tak jakby terapia nie była mi już potrzebna, że jest zajebiście, takie życie haju. Praktycznie każdego dnia spotkałem się z kumplami, często wychodziłem z domu, jeździłem w różne ciekawe miejsca, poznałem wiele osób.
Później przyszedł wrzesień, powrót do szkoły 4 klasa, ale dalej żyłem wakacjami, było zajebiście. Pod koniec września dużo znajomych z mojego rocznika wyjechało na studia. Dziewczyna z którą się spotykałem nagle z dupy oznajmiła, że nie chce się ze mną spotkać, bez podania konkretnego powodu. Miałem wrażenie, że miasto opustoszało. Jakoś powoli przyzwyczajałem się do tego stanu rzeczy, ale było ciężko.
Brakowało mi i nadal brakuje ludzi wokół mnie. Niby mam kontakt z ludźmi z klasy itd., ale brakuje mi reszty. Brakuje mi tych codziennych wypadów z kumplami, randek z dziewczyną na której mi zależy. Próbowałem o tym nie myśleć, znalazłem sobie zajęcie, ale mam już dość. Mam wrażenie, że się wypaliłem.
Dzisiaj ten stan tak się we mnie rozbudził, że zebrało mi się na płacz. Zacząłem krzyczeć na rodziców, którzy mnie o coś proszą, drażni mnie to. Zamiast mnir wesprzeć w gorszych chwilach, o czym im wspominałem, to jeszcze bardziej mnie dołują. Kiedy rano nie mam chęci, żeby wstać z łóżka, krzyczą, zebym wstawał. Ciągle mi powtarzają, że nic w domu nie robię, a ja poprostu nie mam siły. Nie mam się komu wygrać nawet, mam wrażenie, że moje problemy nikogo nie obchodzą i nie ma sensu rozmawiać o tym z kumplem, bo jeszcze coś sobie pomyśli i będzie dziwnie na mnie patrzył. Jedyna osoba przed którą mogę się otworzyć jest psychoterapeutka. Ale tu znowu pojawia się blokada, że jak opowiem o wszystkim, to się ośmieszę. Nie wiem jak to pokonać. Napisać jest łatwiej, a jak się to z siebie wyrzuci, to człowiek czuje się lepiej. Następna sesje mam dopiero w czwartek, więc postanowiłem tutaj poszukać zrozumienia.
Z nerwicy chyba jeszcze nie udało mi się wyjść, ale chyba jestem na dobrej drodze.
Fajnie się żyło, kiedy miało się wokół siebie ludzi. Miałem wrażenie, że jestem coś wart, że mam przyjaciół i chyba dalej tak jest, ale teraz czuję się okropnie.
Całe wakacje aż do wrzesnia, czułem się tak jakby terapia nie była mi już potrzebna, że jest zajebiście, takie życie haju. Praktycznie każdego dnia spotkałem się z kumplami, często wychodziłem z domu, jeździłem w różne ciekawe miejsca, poznałem wiele osób.
Później przyszedł wrzesień, powrót do szkoły 4 klasa, ale dalej żyłem wakacjami, było zajebiście. Pod koniec września dużo znajomych z mojego rocznika wyjechało na studia. Dziewczyna z którą się spotykałem nagle z dupy oznajmiła, że nie chce się ze mną spotkać, bez podania konkretnego powodu. Miałem wrażenie, że miasto opustoszało. Jakoś powoli przyzwyczajałem się do tego stanu rzeczy, ale było ciężko.
Brakowało mi i nadal brakuje ludzi wokół mnie. Niby mam kontakt z ludźmi z klasy itd., ale brakuje mi reszty. Brakuje mi tych codziennych wypadów z kumplami, randek z dziewczyną na której mi zależy. Próbowałem o tym nie myśleć, znalazłem sobie zajęcie, ale mam już dość. Mam wrażenie, że się wypaliłem.
Dzisiaj ten stan tak się we mnie rozbudził, że zebrało mi się na płacz. Zacząłem krzyczeć na rodziców, którzy mnie o coś proszą, drażni mnie to. Zamiast mnir wesprzeć w gorszych chwilach, o czym im wspominałem, to jeszcze bardziej mnie dołują. Kiedy rano nie mam chęci, żeby wstać z łóżka, krzyczą, zebym wstawał. Ciągle mi powtarzają, że nic w domu nie robię, a ja poprostu nie mam siły. Nie mam się komu wygrać nawet, mam wrażenie, że moje problemy nikogo nie obchodzą i nie ma sensu rozmawiać o tym z kumplem, bo jeszcze coś sobie pomyśli i będzie dziwnie na mnie patrzył. Jedyna osoba przed którą mogę się otworzyć jest psychoterapeutka. Ale tu znowu pojawia się blokada, że jak opowiem o wszystkim, to się ośmieszę. Nie wiem jak to pokonać. Napisać jest łatwiej, a jak się to z siebie wyrzuci, to człowiek czuje się lepiej. Następna sesje mam dopiero w czwartek, więc postanowiłem tutaj poszukać zrozumienia.