Faceci
: 18 września 2016, o 17:39
Hej
Tytuł mało konkretny, ale ogólnie nawiązujący do mężczyzn.
Przez zranienie w dzieciństwie na tle seksualnym przez długi czas bałam się mężczyzn (zrozumiałe). Kiedy udało mi się ten lęk zminimalizować doszły inne problemy. Wiem, że mam ogromną potrzebę spotykania się z mężczyznami. Ale nie chodzi o liczbę (paru na raz) tylko kiedy nie uda mi się z jednym coś stworzyć, nie odczekam, tylko szukam kolejnej relacji. Między zerwaniem kontaktu z poprzednim, a nawiązanie nowej relacji z kolejnym pojawia się okropny, natrętny niepokój...Wręcz lęk. Wiem, że jest to złe, poniewaz próbuję szukac swojej wartości w mężczyznach. Mimo że jestem świadoma, że fajna, inteligentna ze mnie babka, to dopiero przy facecie czuje się jakaś "pełna".
Zakładam, że wynika to też z mojej relacji z ojcem, który jest ważną osobą w moim życiu oraz bardzo wyrazistą. Jako jedyna osoba w rodzinie interesował się mną, podzielał zainteresowania artystyczne. Do dziś potrafimy razem się nakręcać na różne tematy.
Ta relacja ma też swoje minusy, właśnie chyba takie, że szukając partnera z nim czuje się "widziana", jak z ojcem. Pracuję nad tym, bo nie chcę stać się częścią czyjegoś życia, zapominając gdzieś o swoim życiu, które jest piękne i bogate.
Nie wiem jak zwalczyć ten lęk, który tak dobitnie mnie ogarnia, kiedy nie widuję się z mężczyzną
W sumie to też czuję się kobieco przy facecie. Przez całe życie zaprzeczałam mocno, że jestem kobieca bo wiązało się to z niebezpieczeństwem, że ktoś znowu mnie wykorzysta. Czyli kobiecość, atrakcyjność = niebezpieczeństwo. Czyli wewnątrz siebie nie miałam jak zbudować tego obrazu w sobie bo ciągle wiązał się z zagrożeniem. Widzę go u mężczyzn, bo oni to dostrzegają, dostrzegają tak, że się tego nie boję.
Działam z tym tematem u psycholog, ale pomalutku.
Może jest tu jakaś kobieta z podobnym problemem?

Przez zranienie w dzieciństwie na tle seksualnym przez długi czas bałam się mężczyzn (zrozumiałe). Kiedy udało mi się ten lęk zminimalizować doszły inne problemy. Wiem, że mam ogromną potrzebę spotykania się z mężczyznami. Ale nie chodzi o liczbę (paru na raz) tylko kiedy nie uda mi się z jednym coś stworzyć, nie odczekam, tylko szukam kolejnej relacji. Między zerwaniem kontaktu z poprzednim, a nawiązanie nowej relacji z kolejnym pojawia się okropny, natrętny niepokój...Wręcz lęk. Wiem, że jest to złe, poniewaz próbuję szukac swojej wartości w mężczyznach. Mimo że jestem świadoma, że fajna, inteligentna ze mnie babka, to dopiero przy facecie czuje się jakaś "pełna".
Zakładam, że wynika to też z mojej relacji z ojcem, który jest ważną osobą w moim życiu oraz bardzo wyrazistą. Jako jedyna osoba w rodzinie interesował się mną, podzielał zainteresowania artystyczne. Do dziś potrafimy razem się nakręcać na różne tematy.
Ta relacja ma też swoje minusy, właśnie chyba takie, że szukając partnera z nim czuje się "widziana", jak z ojcem. Pracuję nad tym, bo nie chcę stać się częścią czyjegoś życia, zapominając gdzieś o swoim życiu, które jest piękne i bogate.
Nie wiem jak zwalczyć ten lęk, który tak dobitnie mnie ogarnia, kiedy nie widuję się z mężczyzną

W sumie to też czuję się kobieco przy facecie. Przez całe życie zaprzeczałam mocno, że jestem kobieca bo wiązało się to z niebezpieczeństwem, że ktoś znowu mnie wykorzysta. Czyli kobiecość, atrakcyjność = niebezpieczeństwo. Czyli wewnątrz siebie nie miałam jak zbudować tego obrazu w sobie bo ciągle wiązał się z zagrożeniem. Widzę go u mężczyzn, bo oni to dostrzegają, dostrzegają tak, że się tego nie boję.
Działam z tym tematem u psycholog, ale pomalutku.
Może jest tu jakaś kobieta z podobnym problemem?