Strona 1 z 1

Psychoterapia i moja bezradność

: 2 czerwca 2016, o 19:13
autor: zaburzonyinformatyk
Praktycznie po 2 tygodniach od kiedy mam nerwicę, udałem się do psychologa, bo nie mogłem sobie sam z tym poradzić. Minęło już kilka miesięcy i objawy już prawie znikły, nie jest jeszcze idealnie, ale od momentu kiedy się jeszcze nakręcałem, dzieli mnie przepaść, teraz tak po prostu da się z tym wytrzymać. To co widzę, czyli objawy i moje samopoczucie powoli wraca do normy, sam też dowiedziałem się kilku rzeczy o sobie, które nie do końca są takie, jak powinny i chcę nad nimi pracować. Psychoterapia się jeszcze nie skończyła, bo sam zanik objawów, to nie wszystko i muszę się zagłębić w przyczyny. I tu pojawia się mój problem, całe życie byłem nieśmiały, wstydliwy, wręcz trochę zagubiony, nie potrafiłem się nigdy odezwać, nie potrafiłem być asertywny, pewny siebie, chcę to zmienić, ale kiedy rozmawiam z psychoterapeutką, ona twierdzi, że nie potrafię się otworzyć i coś mnie blokuje. Zawsze kiedy wchodzi trudny dla mnie temat, ja zaczynam się stresować i nie mogę wydusić z siebie ani słowa. Jak mi to tłumaczyła, boję się zaryzykować, jestem zamknięty w takim bezpiecznym miejscu i nie chcę stamtąd wychodzić. Zupełnie nie mam pojęcia jak się tego pozbyć. Zawszę na sesji boję się mówić co czuję, bo myślę "Co sobie ona o mnie pomyśli?". Chcę się tego pozbyć i żyć normalnie, nie chcę żyć tak jak wcześniej, tylko chce się zmienić na lepsze. Zawsze jak przychodzę na sesję, siadam i jest cisza, bo nie mam pojęcia od czego zacząć. Ostatnio nawet próbowałem w sobie coś zmienić, kiedy pojawiała się jakaś trudna sytuacja, stresująca dla mnie i taka, w której normalnie nie odezwałbym się ani słowem, bo nieśmiałość by mnie przezwyciężała, staram się robić zupełnie na odwrót, niż robiłem do tej pory, odezwać się mimo lęku. Kiedy opowiadałem o tym na psychoterapii, pani psycholog mówiła, że ustalam sobie zadania, do zrealizowania. Nie mam pojęcia czy to dobrze, czy źle. Już sam nie mam pojęcia co mam robić, myśleć, nie myśleć, robić coś, nie robić nic, próbować na siłę coś zmienić, zostawić wszystko? Nie wiem, jestem zwyczajnie bezradny, jak chyba nigdy w życiu.

Przepraszam, wiem że mój post może być niespójny, ale jestem trochę przygnębiony tym wszystkim i ciężko mi pozbierać myśli. Już nie wiem nic :(
Jeśli ktoś miałby jakiś pomysł, to proszę o pomoc / radę / cokolwiek.

Psychoterapia i moja bezradność

: 2 czerwca 2016, o 19:37
autor: Victor
No cóż tak jak w nerwicy aby ona ustąpiła całkowicie (mówię tu o poprawie całkowitej a nie o tym, ze objawy sa mniejsze), tak i przy pewnych poprawach swoich cech osobowych i zakodowanych zachowań należy "ryzykować", to słowo ryzykować można róznie rozumieć ale zawsze chodzi o przekroczenie granicy, za która według nas czai się złooo lub coś groźnego dla Nas.
Z tym, ze to powinno być połączone z wyrozumiałością.
W wypadku nerwicy wyrozumiałością dla gór i dolin, w wypadku poprawy ogólnego funkcjonowania emocjonalnego wyrozumiałością dla samego siebie.

Obawy o to aby powiedzieć coś emocjonalnego zwykle kryją się za ocenianiem siebie automatycznie na różny sposób gdy tylko wyobrazimy sobie, ze coś możemy emocjonalnego o sobie powiedzieć.
I pytanie dlaczego tak jest, czego się boisz?
Tego, ze pokażesz się od "słabej "strony? Tego, że wyjdziesz na mięczaka? Czy może po prostu nigdy nie mówiłes o sobie i nie umiesz tego robić i jest ci niezręcznie?
Jakby nie było, jeżeli życzysz sobie poprawy pod tym kątem to szykuj się po prostu na pierwsze kroki.
Nie musisz od razu walic na zewnątrz całego swojego wnętrza ale powoli się uzewnętrzniać, uczyć tego. Uczyć też tego, że emocje to nic złego.
Do wszystkiego potrzeba praktyki, chęci i cierpliwości.
Nie wiem dlaczego jesteś załamany i bezradny, ciesz się, iż masz przed sobą możliwość poprawienia jakości zdrowia emocjonalnego - jeśli tylko tego chcesz.

Psychoterapia i moja bezradność

: 2 czerwca 2016, o 22:01
autor: zaburzonyinformatyk
Dzięki Victor. Jestem załamany, bo nie wiem jak sobie z tym poradzić, pani psycholog pytała się, czy po sesjach coś się dzieje, czy myślę o tym co było podczas sesji itd., no i niby się dzieje, myślę o tym, ale tylko 2-3 dni po. Później już może tylko podświadomie gdzieś mi się o tym przypomina i coś tam sobie pomyślę, a tak w większości zajmuję głowę czymś innym. Kiedy jej to powiedziałem, zapytała, dlaczego nic nie wynoszę z tych spotkań i trochę to odebrałem tak, jakbym wszystko co do tej pory robiłem robił źle i że w sumie straciłem dużo czasu i nic więcej. Boję się, że mi życie ucieknie, że nie zdążę czegoś zrobić, "wyszaleć się", zanim się okaże, że jest już za późno.

Psychoterapia i moja bezradność

: 18 czerwca 2016, o 14:26
autor: Victor
W kwestiach otwartości emocjonalnej nie należy raczej zmuszać się do niej na siłę. Bowiem na takie rzeczy trzeba być zwyczajnie gotowym i mieć także chęci, widzieć wyraźnie możliwe korzyści z tego płynące.
Bo kiedy tych elementów brakuje to próby takie są często robione właśnie siłowo, lub tez o nich zapominamy bo nie mamy motywacji.

Takie rzeczy - zmiany nie następują zwykle z dnia na dzień, to są procesy rozciągające się w czasie. I w tym czasie lepiej nie widzieć wroga w tym wypadku :)