Nienawiść, niechęć do siebie mimo że "wszystko ok"
: 16 października 2015, o 01:59
Hej. Postanowiłam napisać wątek bo sprawa mnie nurtuje, jak to u Was jest i co myślicie.
Próbuję wdrażać kroki odburzania od Victora. Chodzę na terapię (psychodynamiczną) od 1,5 roku. Mam kochającego, dojrzałego emocjonalnie i starszego od siebie chłopaka od ponad 2 lat. Ogólnie mimo nerwicy w życiu naprawdę mi się układa. Nigdy nie miałam problemów z wychodzeniem do ludzi, zawsze byłam ambitna i osiągałam swoje cele (długoterminowe!).
Problemem jest to, że nie wiem, jak mam postawić sobie cel nadrzędny, taki jakim u Victora było jego własne życie bez ograniczeń, kiedy ja od zawsze, od dziecka czułam, że nie lubię siebie. Zawsze chciałam być kimś innym. Przeszłam anoreksję, zdiagnozowano ją na bazie zaburzeń obsesyjno-kompulsywnych. Praca potem była bardzo długa na terapii behawioralnej nad obrazem siebie i akceptacją. Przyniosła efekty, polubiłam swój wygląd i wyrobiłam styl.
Dlaczego więc ciągle wraca mi to poczucie nienawiści do siebie? Nawet nie tylko wtedy, gdy jestem na kogoś ła i obracam to przeciwko sobie, ale też wtedy, kiedy osiągam największe sukcesy o jakich marzyłam. Czuję się jakby pusta w środku, ciągle tyle czytam żeby pomagać sobie z nerwicą, ale zawsze w którymś momencie obiję się o wewnętrzne poczucie, że na to nie zasługuję. Że na nic nie zasługuję, nawet na to, żeby mi było lepiej.
Ostatnio zastanawiam się, czy to nie border, ale nie mam huśtawek emocjonalnych do tego stopnia żeby siebie lub innych krzywdzić albo wybuchać; raczej bardziej tłumię niż wybucham. W okresie dojrzewania się cięłam, głodziłam, katowałam ćwiczeniami - anoreksja była tego wisienką na torcie. To był jednak bardziej okres przejściowy, teraz mam tylko tendencje myślowe takie że chcę się ukarać za coś czasami albo specjalnie się straszę. Z relacjami z ludźmi miałam problem, bo jako dziecko byłam odrzucana, typowy kozioł ofiarny. Potem nie ufałam ludziom i dopiero w liceum zaczęłam budować jakieś relacje dłuższe, które mam do tej pory (mam 23 lata).
Zawsze miałam problem żeby określić jaka jestem, kim jestem, czego ja chcę, bo robiłam to czego oczekiwali ode mnie inni.
Niedawno na terapii odkryłam, że moja mama miała depresję poporodową. Nie wiem, czy to jest przyczyna tego poczucia wewnętrznego odrzucenia, ale jak sobie to uświadomiłam, na czym to polega, to jakby poczułam, że mogę jej i sobie wybaczyć, bo wiem, jakie tto było trudne - odtrącać własne dziecko i mieć z tego ppowodu dramatyczne poczucie winy. Tylko że to też nic nie zmieniło.
Potrzebuję to jakoś przerobić, żeby móc przełamać te najtrudniejsze nerwicowe historie, po prostu muszę wiedzieć, że warto. A czy Wy wiecie dlaczego warto sie starać dla Was samych? Czy to jest dla Was oczywiste, czy też mieliście takie problemy? Czy to się może pojawia u tych, którzy mają nerwicę od dzieciństwa? Ja się zawsze czułam problemem, bo nerwica, to że wymagałam ciągle żeby mnie uspokajać i tłumaczyć, a jednocześnie wiedziałam, że rodzice są razem, nikt nie pije, nie zaniedbuje skrajnie, że jakoś to wszystko jest i czułam i czuję się taka niewdzięczna za to...
Próbuję wdrażać kroki odburzania od Victora. Chodzę na terapię (psychodynamiczną) od 1,5 roku. Mam kochającego, dojrzałego emocjonalnie i starszego od siebie chłopaka od ponad 2 lat. Ogólnie mimo nerwicy w życiu naprawdę mi się układa. Nigdy nie miałam problemów z wychodzeniem do ludzi, zawsze byłam ambitna i osiągałam swoje cele (długoterminowe!).
Problemem jest to, że nie wiem, jak mam postawić sobie cel nadrzędny, taki jakim u Victora było jego własne życie bez ograniczeń, kiedy ja od zawsze, od dziecka czułam, że nie lubię siebie. Zawsze chciałam być kimś innym. Przeszłam anoreksję, zdiagnozowano ją na bazie zaburzeń obsesyjno-kompulsywnych. Praca potem była bardzo długa na terapii behawioralnej nad obrazem siebie i akceptacją. Przyniosła efekty, polubiłam swój wygląd i wyrobiłam styl.
Dlaczego więc ciągle wraca mi to poczucie nienawiści do siebie? Nawet nie tylko wtedy, gdy jestem na kogoś ła i obracam to przeciwko sobie, ale też wtedy, kiedy osiągam największe sukcesy o jakich marzyłam. Czuję się jakby pusta w środku, ciągle tyle czytam żeby pomagać sobie z nerwicą, ale zawsze w którymś momencie obiję się o wewnętrzne poczucie, że na to nie zasługuję. Że na nic nie zasługuję, nawet na to, żeby mi było lepiej.
Ostatnio zastanawiam się, czy to nie border, ale nie mam huśtawek emocjonalnych do tego stopnia żeby siebie lub innych krzywdzić albo wybuchać; raczej bardziej tłumię niż wybucham. W okresie dojrzewania się cięłam, głodziłam, katowałam ćwiczeniami - anoreksja była tego wisienką na torcie. To był jednak bardziej okres przejściowy, teraz mam tylko tendencje myślowe takie że chcę się ukarać za coś czasami albo specjalnie się straszę. Z relacjami z ludźmi miałam problem, bo jako dziecko byłam odrzucana, typowy kozioł ofiarny. Potem nie ufałam ludziom i dopiero w liceum zaczęłam budować jakieś relacje dłuższe, które mam do tej pory (mam 23 lata).
Zawsze miałam problem żeby określić jaka jestem, kim jestem, czego ja chcę, bo robiłam to czego oczekiwali ode mnie inni.
Niedawno na terapii odkryłam, że moja mama miała depresję poporodową. Nie wiem, czy to jest przyczyna tego poczucia wewnętrznego odrzucenia, ale jak sobie to uświadomiłam, na czym to polega, to jakby poczułam, że mogę jej i sobie wybaczyć, bo wiem, jakie tto było trudne - odtrącać własne dziecko i mieć z tego ppowodu dramatyczne poczucie winy. Tylko że to też nic nie zmieniło.
Potrzebuję to jakoś przerobić, żeby móc przełamać te najtrudniejsze nerwicowe historie, po prostu muszę wiedzieć, że warto. A czy Wy wiecie dlaczego warto sie starać dla Was samych? Czy to jest dla Was oczywiste, czy też mieliście takie problemy? Czy to się może pojawia u tych, którzy mają nerwicę od dzieciństwa? Ja się zawsze czułam problemem, bo nerwica, to że wymagałam ciągle żeby mnie uspokajać i tłumaczyć, a jednocześnie wiedziałam, że rodzice są razem, nikt nie pije, nie zaniedbuje skrajnie, że jakoś to wszystko jest i czułam i czuję się taka niewdzięczna za to...