Konflikt wewnetrzny i boom.
: 30 lipca 2015, o 17:08
Witajcie od kiedy pamietam bylem bardzo wrazliwy,nie radzacy sobie z silnymi emocjami.W podstawowce bylem bardzo zywiolowy,aktywny,wesoly,po 6 latach szkoly podstawowej trafilem do gimnazjum,calkiem nowe srodowisko inni ludzie,poczulem ze cos zaczelo mnie blokowac i z tego radosnego Emilka zrobil sie chlopiec ktory,czul sie bardzo zle w nowym otoczeniu,bylem bardzo skrempowan,nie potrafilem rozmawiac z nowymi rowiesnikami,zamykalem sie w sobie coraz bardziej.Bylo to dla mnie utrapieniem,ucisk w brzuchu,mdlosci,niechec by wracac tam spowrotem,ale nie mialem zadnego powodu zeby tak sie czuc,bo nikt krzywdy mi nie robil hmmm.Nie rozmawial praktycznie z nikim w gimnazjum,oprocz paru kolegow,na lekcjach zero aktywnosci i wieczne napiecie nerwowe.W koncu nawet nauczyciele zauwazyli ze cos jest nie tak,ale ja zawsze mowilem ze jest wszystko dobrze.Ten stan ciagnal sie caly czas przez gimnazjum i technikum,oczywiscie w technikum mialem juz duze problemy z nauka i gorzej sie czulem,jakies tam drobne dusznosci,mdlosci.No jakby bylo tego malo to w wieku 18 lat moi rodzice sie rozwiedli,oczywiscie bardzo mnie to zmartwilo,no ale moi dobry koledzy mnie pocieszyli trawka,alkoholem i dopalaczami,fajeczki tez byly.Postanowilem sie troche ogarnac,ale i tak dobrze sie to nie skonczylo bo dopiero prawdziwe pieklo bylo przedemna,minal rok od tych wszystkich uzywek,oczywiscie przejmowanie sie wszystkim bylo zawsze przy mnie,przezywanie wszystkiego nawet najdrobniejszych rzeczy.Typowy gosc ktory boi sie o wszystko i wszystkich,w dodatku nie potrafiacy funkcjonowac w spoleczenstwie,chowajac sie i odcinajac od swiata.No coz przyszedl ten dzien ktory wywrocil moje zycie dogory nogami a mianowicie,bomba zegarowa ktora tykala od dobrych paru lat wybuchla w sekundzie,strach,panika,ja umieram ? Juz bedzie koniec ? chyba mam zawal,mamo ratuj mnie....io io io w ten karetka na sygnale wiozla mnie nocna i zimowa pora do szpitala oddalonego o 20 km.W karetcce myslalem ze juz odchodze,ratownicy nie wiedzieli co to jest,ja podskakujac na noszach,lapiac powietrze jak ryba bez wody,nagle dlugi korytaz i wielka lampa na bialym suficie.Monitor funkcji zyciowych pikal jakby zaraz mial sam wyzionac ducha.No to zastrzyk i jakas tableteczka poszla w ruch,cholera sobie mysle ale to nic nie pomaga,dopiero po ok 20 minutach,tempo pikniec zwalnialo a ja powoli zaczalem sie uspokajac i wracac do siebie.Lekarz mowi mial pan czestoskurcz serca,noc w szpitalu,po poludniu puscili mnie,mowiac tylko zebym dbal o serce.No ale przeciez nie moglo byc juz dobrze nie,bo to by bylo za piekne,ledwo tydzien po tym wszystkim a powtorka z rozrywki sie powtorzyla od nowa.....