Czy dzieciństwo ma wpływ?
: 11 listopada 2013, o 15:22
Zastanawiałam się wiele razy, czy dzieciństwo faktycznie ma tak duży wpływ na naszą dorosłość. Czy ludzie którzy mieli wspaniałych, kochających rodziców, zawsze muszą być bezwarunkowo szczęśliwi w dorosłym życiu? A czy ci z rodzin trudnych, nieraz patologicznych koniecznie muszą wyrosnąć na kopię swoich dręczycieli?
Po kilku latach, od mojej wizyty u psychologa- niestety tylko jednej i jedynej dochodzę do pewnych, można powiedzieć banalnych wniosków. Otóż dzieciństwo musi mieć jakiś wpływ na naszą dorosłość. Ale jaki? Czy tak ogromny, że będziemy go ze sobą nieść całe życie, czy rzuca tylko lekki cień? Czy też są osoby, które potrafią się niezaprzeczalnie od niego odciąć, gdy zachodzi taka potrzeba?
Przecież dziecko dręczone w dzieciństwie może wyrosnąć na wspaniałego człowieka. Bądź też- niechcący lub chcący powielać zachowania rodziców. Może też być pozornie szczęśliwy, a całe życie tłumić w sobie żal, smutek, czy tez wściekłość. I w pewnej chwili to wypłynie- w zachowaniu bądź pod postacią problemów psychicznych.
Nie będę się skupiać tu na rodzinach szczęśliwych, bo wszystko może się potoczyć bardzo różnie- dziecko zbyt rozpieszczane może popaść w narcyzm, może być niezdolne do przyjęcia trudnego życia „na klatę”, ale też może mieć przyszłość usłaną różami. Oczywiście może mu jak każdemu człowiekowi –szczęśliwemu czy nie, z dobrego domu czy nie- przydarzyć się coś złego. I czy wtedy będzie w stanie poradzić sobie z emocjami?
Chcąc nie chcąc, dochodzę do wniosku, że dzieci nieszczęśliwe przyjmują problemy życia dorosłego bardziej spokojnie- wszak są już z nimi obyte. Nurtuje mnie tylko pytanie, czy naprawdę mogę „obwiniać „ swoją przeszłość o to co teraz się ze mną dzieje? Czy też szukać problemu gdzie indziej?
Oczywiście mogę się bardzo mylić, dlatego z chęcią posłucham waszych sugestii. Zdarza mi się nieraz nawet przeczyć samej sobie, negować, ponieważ jestem w fazie, kiedy próbuję do czegoś dojść, a żadnej ewentualności nie chcę porzucać zbyt pochopnie.
A skąd u mnie takie rozmyślania? Pani psycholog zasugerowała mi, ze moja nerwica jest piętnem okropnych przeżyć z dzieciństwa. Podchodzę do tego trochę sceptycznie, bo nerwica zaczęła się u mnie bo wypaleniu dopalacza i poznaniu uczucia lęku, a o jakim nie śniłam. Pani doktor sugeruje jednak, że to był po prostu przełom, narkotyk był zapalnikiem i według niej w tym momencie pękłam. Po maturach, kiedy miała zacząć dorosłe życie, byłam szczęśliwa, że w końcu uwolnię się od rodzinnego domu… i nie podołałam wyzwaniu. Przerosła mnie dorosłość i perspektywy.
Udało mi się wyleczyć, pójść na studia, i teraz nagle, po prawie dwóch latach w zdrowiu, kiedy w końcu wyprowadziłam się z domu rodziców, nagle znów mnie dopadło. Może to faktycznie strach przed samodzielnością i dorosłością, a może nie ma co tyle tego roztrząsać i to naprawdę tylko irracjonalny lęk, który nie bierze się z jakichś pokładów naszej podświadomości, tylko mieliśmy pecha i po prostu się pojawił?
W każdym razie popełniłam duży błąd- wróciłam do rodziców i mimo wszystko, szukałam u nich wsparcia. Zostałam oczywiście wyśmiana, że jakie lęki? co to za głupoty? leniem jesteś i tyle! uczyć i pracować ci się nie chce!
Na tym chyba skończę- jeśli temat pojawił się wcześniej, to przepraszam za zaśmiecanie forum.
Chętnie posłucham waszych sugestii, przemyśleń, historii.
Po kilku latach, od mojej wizyty u psychologa- niestety tylko jednej i jedynej dochodzę do pewnych, można powiedzieć banalnych wniosków. Otóż dzieciństwo musi mieć jakiś wpływ na naszą dorosłość. Ale jaki? Czy tak ogromny, że będziemy go ze sobą nieść całe życie, czy rzuca tylko lekki cień? Czy też są osoby, które potrafią się niezaprzeczalnie od niego odciąć, gdy zachodzi taka potrzeba?
Przecież dziecko dręczone w dzieciństwie może wyrosnąć na wspaniałego człowieka. Bądź też- niechcący lub chcący powielać zachowania rodziców. Może też być pozornie szczęśliwy, a całe życie tłumić w sobie żal, smutek, czy tez wściekłość. I w pewnej chwili to wypłynie- w zachowaniu bądź pod postacią problemów psychicznych.
Nie będę się skupiać tu na rodzinach szczęśliwych, bo wszystko może się potoczyć bardzo różnie- dziecko zbyt rozpieszczane może popaść w narcyzm, może być niezdolne do przyjęcia trudnego życia „na klatę”, ale też może mieć przyszłość usłaną różami. Oczywiście może mu jak każdemu człowiekowi –szczęśliwemu czy nie, z dobrego domu czy nie- przydarzyć się coś złego. I czy wtedy będzie w stanie poradzić sobie z emocjami?
Chcąc nie chcąc, dochodzę do wniosku, że dzieci nieszczęśliwe przyjmują problemy życia dorosłego bardziej spokojnie- wszak są już z nimi obyte. Nurtuje mnie tylko pytanie, czy naprawdę mogę „obwiniać „ swoją przeszłość o to co teraz się ze mną dzieje? Czy też szukać problemu gdzie indziej?
Oczywiście mogę się bardzo mylić, dlatego z chęcią posłucham waszych sugestii. Zdarza mi się nieraz nawet przeczyć samej sobie, negować, ponieważ jestem w fazie, kiedy próbuję do czegoś dojść, a żadnej ewentualności nie chcę porzucać zbyt pochopnie.
A skąd u mnie takie rozmyślania? Pani psycholog zasugerowała mi, ze moja nerwica jest piętnem okropnych przeżyć z dzieciństwa. Podchodzę do tego trochę sceptycznie, bo nerwica zaczęła się u mnie bo wypaleniu dopalacza i poznaniu uczucia lęku, a o jakim nie śniłam. Pani doktor sugeruje jednak, że to był po prostu przełom, narkotyk był zapalnikiem i według niej w tym momencie pękłam. Po maturach, kiedy miała zacząć dorosłe życie, byłam szczęśliwa, że w końcu uwolnię się od rodzinnego domu… i nie podołałam wyzwaniu. Przerosła mnie dorosłość i perspektywy.
Udało mi się wyleczyć, pójść na studia, i teraz nagle, po prawie dwóch latach w zdrowiu, kiedy w końcu wyprowadziłam się z domu rodziców, nagle znów mnie dopadło. Może to faktycznie strach przed samodzielnością i dorosłością, a może nie ma co tyle tego roztrząsać i to naprawdę tylko irracjonalny lęk, który nie bierze się z jakichś pokładów naszej podświadomości, tylko mieliśmy pecha i po prostu się pojawił?
W każdym razie popełniłam duży błąd- wróciłam do rodziców i mimo wszystko, szukałam u nich wsparcia. Zostałam oczywiście wyśmiana, że jakie lęki? co to za głupoty? leniem jesteś i tyle! uczyć i pracować ci się nie chce!
Na tym chyba skończę- jeśli temat pojawił się wcześniej, to przepraszam za zaśmiecanie forum.
Chętnie posłucham waszych sugestii, przemyśleń, historii.