Patologiczna rodzina
: 28 lipca 2025, o 08:26
Nie daje już rady żyć w kontakcie z moją rodziną, ale nie potrafię się odciąć, bo czuję obowiązek "ratowania" moich siostrzeńców, którzy jeszcze muszą mieszkać z rodzicami.
Najgorsza sytuacja jest u mojej siostry. Jest chora na depresję i zbieractwo i to w najgorszej jego formie. Oprócz zagraconych pokoi po sufit, zagraca również kuchnie, zbiera jedzenie i opakowania. Kuchnia praktycznie nie udaje się do użytku, śmierdzi, ledwo jest możliwość przygotowania jakiegokolwiek jedzenia. Zbieractwo prawdopodobnie jest wynikiem przemocy każdego rodzaju, której dopuszcza się jej mąż wobec niej, psychicznej, fizycznej i ekonomicznej. Siostra rok temu zaczęła leczyć sie psychiatrycznie i chodzić na terapię, ale nie ma żadnego realnego efektu. Przez rok czasu tylko dwa razy udało mi się wymusić na niej wspólne sprzątanie. Całą winę zrzuca na męża, że przez niego jest chora i przez niego nie może wyzdrowieć. Uważam, że nigdy nie pójdzie do szpitala ani się nie wyprowadzi, bo nigdy nie zostawi tych śmieci. Potrafi sama szarpać, popychać męża gdy ten dotyka jej śmieci choć wie, że w konsekwencji zacznie ja bić. Te śmieci są dla niej najważniejsze, ważniejsze od dzieci i ich bezpieczeństwa. Dzieci mają 18 i 19 lat, więc są już prawie dorośli. Starszy od października wyprowadzi się z domu na studia, więc to jest pocieszające, ale młodszy zostanie tam jeszcze rok. Oni przechodzą w domu piekło, są świadkami tego jak ojciec bije matkę, bronią jej, nie wspominając już o ciągłych awanturach i totalnie dysfunkcyjnej rodzinie, w której nic nie funkcjonuje normalnie.
Jestem z nimi bardzo związana, bardzo przeżywam to, że dzieje im się krzywda, bardzo angażuje się w pomoc, staram się tłumaczyć siostrze, że musi podjąć inne leczenie, wymuszać sprzątanie, rozwód, wyprowadzkę, internat dla młodszego syna, ale jestem bezsilna. Cokolwiek bym nie powiedziała, siostra ma na to swoje wytłumaczenie, w dodatku jest przy tym tak wiarygodna, że człowiek zaczyna wierzyć, że to ona jest ofiarą, co jest też prawda, ale przecież jest też katem dla własnych dzieci zmuszając ich do życia w takich warunkach. Gdyby nie dzieci już dawno przestałabym się w to angażować, ale nie potrafię ich zostawić, choc tak naprawdę niewiele im pomogłam mimo wysiłków. Myślę o.zgloszeniu tego do opieki społecznej, ale nie jestem pewna czy oni zdołają pomóc realnie czy tylko dzieci najedzą się wstydu.
Moja druga siostra to choleryczka, która od kiedy pamiętam urządzała awantury i tak jest do tej pory. Jednak zaciskam zęby, też dla dobra siostrzeńców, bo chce organizować dla nich jakieś wyjazdy, żeby choć na chwilę mogli oderwać się od sytuacji w domu, a ta druga siostra ma syna w ich wieku i lubią razem wyjeżdżać.
W dodatku mam schorowanego leżącego ojca, który w dzieciństwie bił moją mamę. Jedna z sióstr i mama opiekują się nim (karmią i myją go). Ja mieszkam 200 km dalej. Mam wyrzuty sumienia, że się nim nie opiekuje (czasami przy okazji wizyty tylko go karmię), ale nie chce i nie potrafię tego robić. Proszę mamę aby zgodziła się na opiekunkę, która opłacę, ale mama się nie zgadza. Będzie się nim zajmować póki będzie żyła, i nie zgodzi się na opiekunkę. W mojej rodzinie zawsze panował taki cierpietniczy styl życia.
Te wszystkie sytuacje doprowadzają mnie do rozpaczy, myślę, że mam początki depresji, jestem ciągle w swojej głowie i myślę co powiedzieć siostrze, żeby wreszcie zrozumiała, biczuje się że nie potrafię pomóc dzieciom i martwię się co będzie z leżącym ojcem i jak długo będzie trwać ta sytuacja. Cierpi na tym moje małżeństwo, nie potrafię poświęcić mężowi tyle uwagi co kiedyś. Czuje bezsens, jako dziecko już postanowiłam, że nie będę żyć tak jak oni, dążyłam do tego i właściwie to mi się udało. Mam swoje problemy, ale mam fajnego męża, pracuje, zarabiam, mieszkam w fajnym mieście, robię fajne rzeczy, jeżdżę na wycieczki, przeszłam terapię i poprawiłam sporo rzeczy, a sytuacja rodzinna sprawia, że czuje że dźwigam na barkach ogromny ciężar, który nigdy nie pozwoli mi być szczęśliwą.
Musiałam to z siebie wreszcie wyrzucić, przyjmę wszystkie rady.
Najgorsza sytuacja jest u mojej siostry. Jest chora na depresję i zbieractwo i to w najgorszej jego formie. Oprócz zagraconych pokoi po sufit, zagraca również kuchnie, zbiera jedzenie i opakowania. Kuchnia praktycznie nie udaje się do użytku, śmierdzi, ledwo jest możliwość przygotowania jakiegokolwiek jedzenia. Zbieractwo prawdopodobnie jest wynikiem przemocy każdego rodzaju, której dopuszcza się jej mąż wobec niej, psychicznej, fizycznej i ekonomicznej. Siostra rok temu zaczęła leczyć sie psychiatrycznie i chodzić na terapię, ale nie ma żadnego realnego efektu. Przez rok czasu tylko dwa razy udało mi się wymusić na niej wspólne sprzątanie. Całą winę zrzuca na męża, że przez niego jest chora i przez niego nie może wyzdrowieć. Uważam, że nigdy nie pójdzie do szpitala ani się nie wyprowadzi, bo nigdy nie zostawi tych śmieci. Potrafi sama szarpać, popychać męża gdy ten dotyka jej śmieci choć wie, że w konsekwencji zacznie ja bić. Te śmieci są dla niej najważniejsze, ważniejsze od dzieci i ich bezpieczeństwa. Dzieci mają 18 i 19 lat, więc są już prawie dorośli. Starszy od października wyprowadzi się z domu na studia, więc to jest pocieszające, ale młodszy zostanie tam jeszcze rok. Oni przechodzą w domu piekło, są świadkami tego jak ojciec bije matkę, bronią jej, nie wspominając już o ciągłych awanturach i totalnie dysfunkcyjnej rodzinie, w której nic nie funkcjonuje normalnie.
Jestem z nimi bardzo związana, bardzo przeżywam to, że dzieje im się krzywda, bardzo angażuje się w pomoc, staram się tłumaczyć siostrze, że musi podjąć inne leczenie, wymuszać sprzątanie, rozwód, wyprowadzkę, internat dla młodszego syna, ale jestem bezsilna. Cokolwiek bym nie powiedziała, siostra ma na to swoje wytłumaczenie, w dodatku jest przy tym tak wiarygodna, że człowiek zaczyna wierzyć, że to ona jest ofiarą, co jest też prawda, ale przecież jest też katem dla własnych dzieci zmuszając ich do życia w takich warunkach. Gdyby nie dzieci już dawno przestałabym się w to angażować, ale nie potrafię ich zostawić, choc tak naprawdę niewiele im pomogłam mimo wysiłków. Myślę o.zgloszeniu tego do opieki społecznej, ale nie jestem pewna czy oni zdołają pomóc realnie czy tylko dzieci najedzą się wstydu.
Moja druga siostra to choleryczka, która od kiedy pamiętam urządzała awantury i tak jest do tej pory. Jednak zaciskam zęby, też dla dobra siostrzeńców, bo chce organizować dla nich jakieś wyjazdy, żeby choć na chwilę mogli oderwać się od sytuacji w domu, a ta druga siostra ma syna w ich wieku i lubią razem wyjeżdżać.
W dodatku mam schorowanego leżącego ojca, który w dzieciństwie bił moją mamę. Jedna z sióstr i mama opiekują się nim (karmią i myją go). Ja mieszkam 200 km dalej. Mam wyrzuty sumienia, że się nim nie opiekuje (czasami przy okazji wizyty tylko go karmię), ale nie chce i nie potrafię tego robić. Proszę mamę aby zgodziła się na opiekunkę, która opłacę, ale mama się nie zgadza. Będzie się nim zajmować póki będzie żyła, i nie zgodzi się na opiekunkę. W mojej rodzinie zawsze panował taki cierpietniczy styl życia.
Te wszystkie sytuacje doprowadzają mnie do rozpaczy, myślę, że mam początki depresji, jestem ciągle w swojej głowie i myślę co powiedzieć siostrze, żeby wreszcie zrozumiała, biczuje się że nie potrafię pomóc dzieciom i martwię się co będzie z leżącym ojcem i jak długo będzie trwać ta sytuacja. Cierpi na tym moje małżeństwo, nie potrafię poświęcić mężowi tyle uwagi co kiedyś. Czuje bezsens, jako dziecko już postanowiłam, że nie będę żyć tak jak oni, dążyłam do tego i właściwie to mi się udało. Mam swoje problemy, ale mam fajnego męża, pracuje, zarabiam, mieszkam w fajnym mieście, robię fajne rzeczy, jeżdżę na wycieczki, przeszłam terapię i poprawiłam sporo rzeczy, a sytuacja rodzinna sprawia, że czuje że dźwigam na barkach ogromny ciężar, który nigdy nie pozwoli mi być szczęśliwą.
Musiałam to z siebie wreszcie wyrzucić, przyjmę wszystkie rady.