bei pisze: ↑9 lipca 2025, o 23:52
Jeśli terapeutka powiedziala "zastanów się bo na pewno masz traumy z dzieciństwa", to u mnie też te słowa wywołałyby pewnie zdziwienie. Ja nie znam dokładnego znaczenia słowa "trauma". Czy można uznać, że jest to nieprzyjemne zdarzenie z przeszłości, ktore ma wpływ na teraźniejszość, czy musi być to coś "dużego kalibru". Dla mnie to słowo zawsze kojarzyło sie z czymś bardzo poważnym. Jeśli jednak traumą można by nazwać po prosty coś negatywnego to myślę, że nawet dzieci mające szcześliwe dzieciństwo przeżyły sytuacje gdzie czuły się niezrozumiałe, gdy było im źle. Dorośli patrzą na świat nieco inaczej niż dzieci. Coś co dla dorosłego może być niczym szczególnym, dla dziecka może mieć duże znaczenie.
Co do stwierdzeń
"grupa ci nie wierzy", "zajmiemy się tym później"
raczej nie wzbudzają one u mnie szczególnych emocji. Grupa naprawdę mogła ci nie wierzyć, a terapeutka mogła mieć nadzieje, że zajmniecie się tym poźniej. Jeśli byś nie chciał to pewnie i tak byście się tym nie zajęli. Choć terapia grupowa może działać na trochę innej zasadzie niż terapia indywidualna, w dodatku zależy w jakim nurcie. Grupie chyba trudniej jest narzucić żeby się czymś nie zajmowała.
Co do słów "wątpię żeby..." to nie chcialam powiedzieć że kłamiesz. Bardziej chodzilo mi o tym, że myśląc o terapeucie raczej chcemy myśleć o takim jakim powinien on być. Tutaj trudno się spodziewać, że dobry terapeuta tak bardzo chce żeby coś usłyszeć, że woli to uslyszeć nawet za cene tego że miałoby to być kłamstwo. Zgadzasz się z tym że terapeuta raczej nie powinien chcieć żeby na terapi się kłamało? Można też oczywiście trafić na całkowicie niekopetentnego terapeutę, albo na sytuacje w której sobie nie poradził.
Co do członków grupy to ich reakcje są ważną informacją zwrotną - także ich niewiara w prawdziwość i szczerość wypowiedzi czy stwierdzenia że odczuli ulgę gdy odchodziłem z grupy.
Ważną znaczy zwracająca uwagę na problem komunikacyjny którym wypada się zająć.
I to sobie akurat dość uczciwie przepracowuję.
Bo cóż swojego leczenia nie zaprzestałem.
Odnośnie zaś terapeutów - wiesz w każdej pracy wkrada się rutyna ale mają oni też zawsze możliwość manipulacji grupą i jednostką którą zresztą stosują i tak i tak.
Jak się wyjdzie z trybu terapii własnej to staje się to widoczne - szczególnie może wtedy gdy samemu się umie manipulować (bo np tak jak ja się było ponad 20 lat politykiem) albo się ma szeroką wiedzę.
Rutyna i jeszcze jeden demon którym jest ślepe przywiązanie do schematu terapeutycznego to jednak są stwory które wytwarzają toksyczne środowisko.
Pomijając kwestię niskiej ogólnie jakości psychoterapeutów (z powodów wolnej amerykanki w tym zawodzie), są jeszcze kwestie etyczne.
Ja oceniam całą grupę terapeutów bardzo surowo - a rzecz przemyślałem dobrze.
Jestem technikiem weterynarii i tak się złożyło że pracowałem z dzikimi psami nad ich socjalizacją - zarówno ze stadem tych psów jak i indywidualnie - mam więc punkt odniesienia w swojej pracy.
Pracowałem czasem sam a czasem w zespole z behawiorystką, innymi technikami, lekarzami, wolontariuszami.
moje wnioski są takie:
Podmiotem pracy nie jest grupa tylko zawsze jednostka, funkcje grupy mogą być pozytywne lub negatywne, to co chce pracownik (terapeuta również) nie może być wykonywane przemocą bo osiąga odwrotny skutek, ważne jest by nie popaść w rutynę i być profesjonalnym bo w przeciwnym wypadku się szkodzi a nie pomaga.
I mając powyższe wnioski jako punkt odniesienia właśnie oceniam całą grupę terapeutów z którymi miałem do czynienia jako toksyczną i szkodliwą.
Są rodzaje manipulacji będące przemocą psychiczną i z nimi się spotkałem właśnie, jest rutyna którą zaobserwowałem i jest nieprofesjonalizm który nie tylko stwierdziłem ale wprost zarzuciłem terapeutom.
Obgadałem sobie rzecz także z niezależnymi psychologami - z podobnymi wnioskami do moich.
Nie ocena historii jednak była powodem obgadywania tematu tylko chęć naprawienia dokonanych szkód i to się w znacznej mierze udało.
Także spotkałem również kompetentnych psychologów w swoim życiu ba umiejącym zrozumieć choćby typ osobowości intelektualnej jaki mam (podobnie jak obronną funkcję intelektualizacji w reakcji na odrzucenie w toksycznej terapii)
A odnośnie traumy - traumy są codziennością tyle że niektórymi z nich sobie nie radzimy i to prowadzi do choroby.
Jeśli dziecięce traumy i kłopoty udało się wykorzystać pozytywnie to tak jak u mnie powstanie wspomnienie szczęśliwego dzieciństwa.
Bo trauma z którą sobie poradziliśmy także nas buduje - jest elementem naturalnym rozwoju i dorastania.
Dzieciństwo jest jednak czasem gdy jesteśmy (a właściwie tak być jedynie powinno) mocno chronieni przez rodzinę czy społeczność (o ile nie są dysfunkcyjne czy patologiczne)
Wejście w dorosłość i tak było u mnie bywa szokiem i potrafi wytworzyć traumy niemożliwe do ogarnięcia.
Dla mnie u progu dorosłości - miałem 21 lat - takim zdarzeniem było...
Hmm cóż dziewczyna z którą miałem mieć dziecko i chciałem wziąć ślub usunęła ciążę na miesiąc przed tym ślubem mówiąc mi o tym ex post - ze ślubu tez zrezygnowała.
To była dla mnie trauma związana z wejściem w dorosłość - ukształtowała moje życie na wiele lat.
Acz nie jest źródłem mojej obecnej choroby wcale (choć na tę chorobę ma pewien wpływ jako nie do końca zaleczona rana)
OK co chce powiedzieć?
Terapeuci przyzwyczajeni do swego nurtu (czyli ideologii zawodowej) czy schematu terapeutycznego czy rutynowi w pracy - nie zechcą usłyszeć opowieści chorego która im nie pasuje.
Bo wygodniej i przyjemniej usłyszeć to do czego jesteśmy przyzwyczajeni - czyli hmm lepiej by dla wspomnianych terapeutów było bym opowiadał właśnie wymyślone pierdołki o traumach z dzieciństwa niż żebym się próbował leczyć z tego co mnie faktycznie zżera.
Stąd przemocowy psychicznie zarzut kłamstwa kreacji udawania i manipulacja dążąca do zrównania z rzekomym rozumem zbiorowym grupy.
uff się rozpisałem jak bóbr pod miotłą
pozdrowki