Samotna osoba po 30
: 13 czerwca 2020, o 07:06
Cześć.
Pragnę się tutaj z wami podzielić w jakiej sytuacji znalazłem się w związku z fobią społeczną i też poradzić.
Z fobią w różnym stopniu nasilenia zmagam się od szkoły podstawowej. Z tego co udało mi się ustalić na terapii na początku kiedy jeszcze fobii nie miałem to trudniej mi było nawiązać relacje z dziećmi bo rodzice zakazywali mi jakichkolwiek kontaktów z rówieśnikami. Więc nie miałem gdzie wytrenować umiejętności społecznych które dzieci już miały.
W szkole chłopak z klasy założył mi dźwignie na szyję, bardzo się wystraszyłem i od tamtego czasu się jąkam. Nie bardzo bo czasem nawet trudno to zauważyć ale to zostało już wtedy zakodowane w mojej świadomości i zacząłem odsuwać się od klasy ponieważ z jednej strony czułem się gorszy, z drugiej robiłem za kozła ofiarnego. Rodzina nie wykazała najmniejszego zainteresowania tą sytuacją i zacząłem się zamykać w sobie. Chyba przez zupełny brak poczucia bezpieczeństwa. Cały okres szkoły pamiętam jako jeden wielki koszmar. Ciągły stres, lęk z objawami somatycznymi.
Jak poszedłem do pracy stać mnie było tylko na wymuszone cześć i to w sumie tyle z moich kontaktów ze współpracownikami.
Z fobią walczyłem tylko teoretycznie dużo o niej czytając ale właściwie niewiele robiłem bo uważałem że każda osoba jest do mnie negatywnie nastawiona. Tak mocno zalogowałem sobie to w czasach szkolnych że nie byłem w stanie tego myślenia zmienić.
Dopiero jakieś 2 lata temu w pracy pojawiła się nowa osoba. Bardzo ciepla, empatyczna ludzie do niej po prostu lgną. Obserwowałem ją przez 2 lata zanim zdecydowałem się porozmawiać. Z tego co mówiła podobno byłem cały blady, głos mi się łamał, nogi i ręce trzęsły. Ta rozmowa wyglądała z początku jak wyrzucenie z siebie emocji które nawarstwiły się przez te lata. Potem przeszła w normalna rozmowę. Rozmawialiśmy wiele razy od tamtego czasu, pomogła mi znaleźć dobrego psychologa i obecnie jest moja przyjaciółką od serca. Jedyną osobą z którą rozmawiam fizycznie. Przed pierwszą rozmową bałem się że mnie oleje, potem jak już się dogadywaliśmy bałem się że ja tą relacje rozwalę. Nic takiego się nie stało i naprawdę nie przypuszczałem że będę w stanie komuś tak bardzo zaufać i zbudować silna więź emocjonalną.
Przechodząc do sedna sprawy. Wiele lat walczyłem z fobią społeczną tylko teoretycznie. Teraz jest psycholog i przyjaciółka ale w kontaktach międzyludzkich kiepsko. Skończyłem niedawno 31 lat i jak tylko gdzieś wyjdę, pojadę na urlop wszędzie pary, rodziny z dziećmi i to bardzo boli. Z przyjaciółką często rozmawiam ale ten ból samotności w środku naprawdę czasem mnie dobija i często pojawia się lęk że nigdy nie poznam nikogo z kim ja chciałbym być i kto chciałby być ze mną. Rodzina też nie pomaga bo wszyscy tylko czekają na mój ślub. Przez to że nie potrafiłem się pozbierać wcześniej nie byłem jeszcze w żadnym związku co dodatkowo mnie utwierdza w przekonaniu że z nikim nie będę.
Pragnę się tutaj z wami podzielić w jakiej sytuacji znalazłem się w związku z fobią społeczną i też poradzić.
Z fobią w różnym stopniu nasilenia zmagam się od szkoły podstawowej. Z tego co udało mi się ustalić na terapii na początku kiedy jeszcze fobii nie miałem to trudniej mi było nawiązać relacje z dziećmi bo rodzice zakazywali mi jakichkolwiek kontaktów z rówieśnikami. Więc nie miałem gdzie wytrenować umiejętności społecznych które dzieci już miały.
W szkole chłopak z klasy założył mi dźwignie na szyję, bardzo się wystraszyłem i od tamtego czasu się jąkam. Nie bardzo bo czasem nawet trudno to zauważyć ale to zostało już wtedy zakodowane w mojej świadomości i zacząłem odsuwać się od klasy ponieważ z jednej strony czułem się gorszy, z drugiej robiłem za kozła ofiarnego. Rodzina nie wykazała najmniejszego zainteresowania tą sytuacją i zacząłem się zamykać w sobie. Chyba przez zupełny brak poczucia bezpieczeństwa. Cały okres szkoły pamiętam jako jeden wielki koszmar. Ciągły stres, lęk z objawami somatycznymi.
Jak poszedłem do pracy stać mnie było tylko na wymuszone cześć i to w sumie tyle z moich kontaktów ze współpracownikami.
Z fobią walczyłem tylko teoretycznie dużo o niej czytając ale właściwie niewiele robiłem bo uważałem że każda osoba jest do mnie negatywnie nastawiona. Tak mocno zalogowałem sobie to w czasach szkolnych że nie byłem w stanie tego myślenia zmienić.
Dopiero jakieś 2 lata temu w pracy pojawiła się nowa osoba. Bardzo ciepla, empatyczna ludzie do niej po prostu lgną. Obserwowałem ją przez 2 lata zanim zdecydowałem się porozmawiać. Z tego co mówiła podobno byłem cały blady, głos mi się łamał, nogi i ręce trzęsły. Ta rozmowa wyglądała z początku jak wyrzucenie z siebie emocji które nawarstwiły się przez te lata. Potem przeszła w normalna rozmowę. Rozmawialiśmy wiele razy od tamtego czasu, pomogła mi znaleźć dobrego psychologa i obecnie jest moja przyjaciółką od serca. Jedyną osobą z którą rozmawiam fizycznie. Przed pierwszą rozmową bałem się że mnie oleje, potem jak już się dogadywaliśmy bałem się że ja tą relacje rozwalę. Nic takiego się nie stało i naprawdę nie przypuszczałem że będę w stanie komuś tak bardzo zaufać i zbudować silna więź emocjonalną.
Przechodząc do sedna sprawy. Wiele lat walczyłem z fobią społeczną tylko teoretycznie. Teraz jest psycholog i przyjaciółka ale w kontaktach międzyludzkich kiepsko. Skończyłem niedawno 31 lat i jak tylko gdzieś wyjdę, pojadę na urlop wszędzie pary, rodziny z dziećmi i to bardzo boli. Z przyjaciółką często rozmawiam ale ten ból samotności w środku naprawdę czasem mnie dobija i często pojawia się lęk że nigdy nie poznam nikogo z kim ja chciałbym być i kto chciałby być ze mną. Rodzina też nie pomaga bo wszyscy tylko czekają na mój ślub. Przez to że nie potrafiłem się pozbierać wcześniej nie byłem jeszcze w żadnym związku co dodatkowo mnie utwierdza w przekonaniu że z nikim nie będę.