Brak partnera, samotność, złość- dopadł mnie kryzys
: 13 maja 2020, o 22:42
Cześć wszystkim.
To mój pierwszy post, chociaż jestem tutaj z wami od dość dawna i to dla mnie duży krok że piszę. Do tej pory uważałam, że jakoś sobie radzę i nie ma sensu wylewać żali na forum, bo przecież są tacy, którzy mają gorzej i też jakoś sobie radzą. Ale dzisiaj chyba przyszedł ten moment kiedy muszę wylać co mi leży na serduchu i mam nadzieję, że trafi się jakaś dobra duszyczka, która zechce mnie wspomóc dobrym słowem
O swojej nerwicy wiem od dwóch lat, ale jestem przekonana, że trwa dłużej. Jestem po 1.5 rocznej terapii poznawcze behawioralnej, skończyłam ją 3 miesiące temu dużo bardziej świadoma i w wielu aspektach zycia umiejąca sobie lepiej radzić. Myślałam, że po skończonej terapii będzie u mnie cudowne ozdrowienie
niestety, jak pewnie się domyślacie, zaburzenie szybko dało znać, że tak łatwo nie będzie.
Ale nie o tym w sumie chciałam pisać.
Tak naprawdę chciałam się wyżalić i poradzić jak ogarnąć swoją złość. Mianowicie, od kilku lat jestem singielką, mam syna którego urodziłam młodo, związek się rozpadł i tak po prawdzie od tamtej pory nie miałam nikogo na dłużej. Zwykle bywały jakieś chwilowe relacje, ale kończyły się z różnych powodów. Wcześniej jakoś bardzo mi nie przeszkadzało, że nie mam faceta na stałe, ale od jakiegoś czasu spędza mi to sen z powiek. Jak opętana korzystam z portali randkowych, na siłę szukam kogoś, kto da mi chociaż odrobinę zainteresowania. Czuje, że życie ucieka mi przez palce i że w końcu zostanę sama. Chciałabym mieć drugie dziecko, wziąć ślub. W mojej rodzinie też każdy tylko czeka, żebym przedstawiła w końcu potencjalnego męża. Przyjaciółki nie raz próbowały mnie swatać. Przez to wszystko pakuje się ciągle w jakieś bardzo dziwne relacje, żebrając o odrobinę zainteresowania ze strony facetów. Ci faceci zwykle zauważają moją desperację i to wykorzystują, a na końcu mnie zostawiają. Przez to zalewa mnie ogromna złość i smutek. Czuję, że na nikogo nie zasługuje. Czuje, że jestem nic nie warta i że się nie szanuję, bo skoro wiem, że np dany facet jest nic nie wart to po co dalej w to brnę? Nie potrafię sobie odpowiedzieć na to pytanie od dawna. Nawet teraz jestem w relacji z facetem, który wprost powiedział mi, że chce tylko seksu, a ja sobie w głowie ułożyłam, że może zmieni zdanie i jednak zdecyduje się na związek. Przecież powinnam go kopnąć w tyłek aż miło! Ale nie, ja nadal w tym trwam. Nie umiem odejść, bo już gdzieś tam sobie zakodowałam, że lepiej mieć takiego niż nie mieć wcale
wiem, że słabo to wszystko brzmi ale po prostu już nie wiem co robić. Chciałbym coś zmienić, nie dawać się tak facetom i nie pchać w takie chore relacje, skoro wiem, czego chcę od życia i mam w głowie jakiś obraz zdrowego związku. A najbardziej to chciałabym przestać się ciągle złościc, przestać uzależniac swoje uczucia od tego, czy dany facet się odezwie czy nie. Mam wrażenie, że moje szczęście zależy od.tego czy kogoś znajdę czy nie. Ciągle chodzę pirytowana, ostatnie dni są nie do wytrzymania, ciągle jestem zła na wszystko. A głównie na to, że nie potrafię cieszyć się życiem i dawać szczęścia synowi tylko ciągle myślę o tym, że muszę kogoś mieć. Szukam sposobów na rozładowania napięcia i nerwów, ale żadne oddychanie czy medytacja nie pomaga. Ciągle gonitwa myśli, ciągle zaciskanie zębów, ciągle irytacja z tak można by powiedzieć głupiego powodu. To jest tak męczące, że kolejny dzień czekam tylko do wieczora żeby zasnąć i być może obudzić się kolejnego dnia w lepszym nastroju.
Wiem, że trochę chaotycznie to wszystko napisałam, ale pisze w nerwach i sama nie do końca wiem o co mi chodzi..
Nie wiem jakiego słowa otuchy od was potrzebuję i nie wiem czy nawet na nie zasługuję, bo problem wydaje się błahy.
Ale może chociaż ktoś mi podpowie jak zapanować nad złością, bo przez to wracają natręty i czasem boję się zasnąć obok syna, bo oczywiście wyobrażam sobie że tracę świadomość i z nerwów go krzywdze (to mój główny natręt od lat) i w sumie dlatego postanowiłam napisać, żeby znaleźć jakiś sposób na rozładowanie złości, może ktoś miał podobnie i wie o czym mówię?
To mój pierwszy post, chociaż jestem tutaj z wami od dość dawna i to dla mnie duży krok że piszę. Do tej pory uważałam, że jakoś sobie radzę i nie ma sensu wylewać żali na forum, bo przecież są tacy, którzy mają gorzej i też jakoś sobie radzą. Ale dzisiaj chyba przyszedł ten moment kiedy muszę wylać co mi leży na serduchu i mam nadzieję, że trafi się jakaś dobra duszyczka, która zechce mnie wspomóc dobrym słowem
O swojej nerwicy wiem od dwóch lat, ale jestem przekonana, że trwa dłużej. Jestem po 1.5 rocznej terapii poznawcze behawioralnej, skończyłam ją 3 miesiące temu dużo bardziej świadoma i w wielu aspektach zycia umiejąca sobie lepiej radzić. Myślałam, że po skończonej terapii będzie u mnie cudowne ozdrowienie
Ale nie o tym w sumie chciałam pisać.
Tak naprawdę chciałam się wyżalić i poradzić jak ogarnąć swoją złość. Mianowicie, od kilku lat jestem singielką, mam syna którego urodziłam młodo, związek się rozpadł i tak po prawdzie od tamtej pory nie miałam nikogo na dłużej. Zwykle bywały jakieś chwilowe relacje, ale kończyły się z różnych powodów. Wcześniej jakoś bardzo mi nie przeszkadzało, że nie mam faceta na stałe, ale od jakiegoś czasu spędza mi to sen z powiek. Jak opętana korzystam z portali randkowych, na siłę szukam kogoś, kto da mi chociaż odrobinę zainteresowania. Czuje, że życie ucieka mi przez palce i że w końcu zostanę sama. Chciałabym mieć drugie dziecko, wziąć ślub. W mojej rodzinie też każdy tylko czeka, żebym przedstawiła w końcu potencjalnego męża. Przyjaciółki nie raz próbowały mnie swatać. Przez to wszystko pakuje się ciągle w jakieś bardzo dziwne relacje, żebrając o odrobinę zainteresowania ze strony facetów. Ci faceci zwykle zauważają moją desperację i to wykorzystują, a na końcu mnie zostawiają. Przez to zalewa mnie ogromna złość i smutek. Czuję, że na nikogo nie zasługuje. Czuje, że jestem nic nie warta i że się nie szanuję, bo skoro wiem, że np dany facet jest nic nie wart to po co dalej w to brnę? Nie potrafię sobie odpowiedzieć na to pytanie od dawna. Nawet teraz jestem w relacji z facetem, który wprost powiedział mi, że chce tylko seksu, a ja sobie w głowie ułożyłam, że może zmieni zdanie i jednak zdecyduje się na związek. Przecież powinnam go kopnąć w tyłek aż miło! Ale nie, ja nadal w tym trwam. Nie umiem odejść, bo już gdzieś tam sobie zakodowałam, że lepiej mieć takiego niż nie mieć wcale
Wiem, że trochę chaotycznie to wszystko napisałam, ale pisze w nerwach i sama nie do końca wiem o co mi chodzi..
Nie wiem jakiego słowa otuchy od was potrzebuję i nie wiem czy nawet na nie zasługuję, bo problem wydaje się błahy.
Ale może chociaż ktoś mi podpowie jak zapanować nad złością, bo przez to wracają natręty i czasem boję się zasnąć obok syna, bo oczywiście wyobrażam sobie że tracę świadomość i z nerwów go krzywdze (to mój główny natręt od lat) i w sumie dlatego postanowiłam napisać, żeby znaleźć jakiś sposób na rozładowanie złości, może ktoś miał podobnie i wie o czym mówię?