Pętla
: 19 sierpnia 2018, o 17:46
Hejka! Wpadam do was po długim czasie. Długo się zbierałem żeby wreszcie napisać, ale no już napiszę bo to jest ten moment.
Jestem na tym forum długo, moje posty opisują moje zmagania z nerwicą. Jakby opisać ostatnie 2 lata, to wyszło to ciekawie
Od czasu kiedy postanowiłem działać wtedy w 2016 roku to wyszedłem na prostą, dosłownie. Byłem wtedy tak szczęśliwym człowiekiem i radosnym, wolnym od nerwicy i wypracowałem wtedy ogromny szacunek do Siebie, czułość i wrażliwość, inaczej mówiąc współczucie. Grało to razem do momentu kolejnego lęku, pracy. Praca bo tak to można generalizować była i jest lękiem. Szukanie ofert pracy, chodzenie na rozmowy wszystko odpalało napięcie.
To co było dla mnie najgorszą rzeczą to to że nie umiałem sobie pomóc wtedy. Dopadły mnie wtedy objawy fizyczne jak odrealnienie, dodatkowo nie umiałem rozmawiać w pracy z innymi, bałem się pytać, myślałem że się ośmieszam. Z biegiem czasu patrzę że fobia społeczna to był jeden z moich lęków. Od tamtego czasu pracuję w różnych pracach. Już tamtej przygody nie chce mi się opisywać, było mi ciężko psychicznie. Świat realny był normalny a moje przeżycia sięgały dna.
Obecnie zaczynam nową pracę, to co wyróżnia mój lęk to i z tym czego nie rozumiem,nie daje rady to mechanizmy w jakie wpadłem. Nie potrafię ich odczytać. Z jednej strony kiedy np. mam gdzieś iść ze znajomymi czy do Restauracji to bardzo chcę, wiem że to będzie fajne, "przyjemne", lecz po chwilii włącza się lęk. Lęk który uruchamia postawę unikania, który powoduje że mam ochotę zrezygnować z pójścia gdzieś z powodu "blizej nieokreślonego objawu lęku". Z jednej strony wiem że to bez sensu ale z drugiej nie umiem zapanować. Koniec z końców 90 procent moich wyjść okupione jest napięciem ciała, brakiem luzu i zachowaniami zabezpieczającymi. Chciałbym tak po prostu wyjść bez lęku. To mój problem. Potrafię przed jakąś sytuacja nakręcać się długo a potem jak ona minie to nagle jestem smutny/zły że tyle czasu zajęło mi szarpanie się z własnymi emocjami i myślami.
Kolejnym rzeczą z którą nie radzę sobie jest spanie. Kiedy mam iść spać to przychodzi do mnie wiele lęków, domyślam się że to adrenalina powoduje że odechciewa mi się spać. Przez to przeżyłem wiele nocy rycząc w poduszke kilka godzin i nie umiejąc wyłączyć siebie i położyć na luzie spać bo ciągle czymś się "stresowałem itp"
Rozumiem że coś powstaje z lęku lub zaburzenia lecz nie mam siły, chęci a odwlekam działanie. Wiem że mam myśli którym stawiam opór przez co robię się napięty i sztywny. Myślałem przez długi czas że analizowanie i rozkładanie na czynniki pierwsze aby poznać źródło problemu coś da, ale to tylko wkręca bardzo. Są momenty kiedy umiem sobie pomóc, i czuć się dobrze aby następnego dnia/następnego "ataku" już czuć się bezradnym.
Najbardziej z objawów fizycznych przeszkadza mi napięcie mięśni, widze jak drżą oraz głowy/karku. Czasami jak patrzę na to co się ze mną to aż załamuje się że ja to przeżywam. Jestem tego świadom, ale mam wrażenie że nie mam sił i wiedzy jak sobie pomóc.
Od dwóch lat też chodze na terapię, więc staram się pod tym względem rozwiązywać problemy, z obecnym problemem nie potrafie sobie poradzić.
Najprościej to chyba jak każdy, chciałbym czuć się normalnie, położyć się spać bez obaw, iść do nowej pracy bez obaw że się ośmieszę, skrytykują mnie albo iść gdzieś z luzem. Tak mocno próbuję sobie pomóc, ciągle szukając wiedzy na swoje problemy lecz nie wiem w jakie sidła i mechanizmy wpadłem że od ponad 1.5 roku myślę i działam i odczuwam to samo. Widzę te same mechanizmy myślenia/działania , od jakiegoś czasu już niechętnie je witam. Widzę że chciałem sobie pomóc, tłumaczyć a codziennie tylko skupiam się na swoim problemie z zaburzeniem. Dochodzę do momentu w którym mózg mnie boli i poprostu wtedy daje sobie chwile relaksu zajmując się czymś innym. Czy ktoś w tym co mówię jakiś mechanizm którego ja nie zauważam, czy gdzieś nie wpadłem w większa pułapkę własnego zaburzenia/umysły próbując sobie równocześnie pomóc?
Dzięki!
Jestem na tym forum długo, moje posty opisują moje zmagania z nerwicą. Jakby opisać ostatnie 2 lata, to wyszło to ciekawie
Od czasu kiedy postanowiłem działać wtedy w 2016 roku to wyszedłem na prostą, dosłownie. Byłem wtedy tak szczęśliwym człowiekiem i radosnym, wolnym od nerwicy i wypracowałem wtedy ogromny szacunek do Siebie, czułość i wrażliwość, inaczej mówiąc współczucie. Grało to razem do momentu kolejnego lęku, pracy. Praca bo tak to można generalizować była i jest lękiem. Szukanie ofert pracy, chodzenie na rozmowy wszystko odpalało napięcie.
To co było dla mnie najgorszą rzeczą to to że nie umiałem sobie pomóc wtedy. Dopadły mnie wtedy objawy fizyczne jak odrealnienie, dodatkowo nie umiałem rozmawiać w pracy z innymi, bałem się pytać, myślałem że się ośmieszam. Z biegiem czasu patrzę że fobia społeczna to był jeden z moich lęków. Od tamtego czasu pracuję w różnych pracach. Już tamtej przygody nie chce mi się opisywać, było mi ciężko psychicznie. Świat realny był normalny a moje przeżycia sięgały dna.
Obecnie zaczynam nową pracę, to co wyróżnia mój lęk to i z tym czego nie rozumiem,nie daje rady to mechanizmy w jakie wpadłem. Nie potrafię ich odczytać. Z jednej strony kiedy np. mam gdzieś iść ze znajomymi czy do Restauracji to bardzo chcę, wiem że to będzie fajne, "przyjemne", lecz po chwilii włącza się lęk. Lęk który uruchamia postawę unikania, który powoduje że mam ochotę zrezygnować z pójścia gdzieś z powodu "blizej nieokreślonego objawu lęku". Z jednej strony wiem że to bez sensu ale z drugiej nie umiem zapanować. Koniec z końców 90 procent moich wyjść okupione jest napięciem ciała, brakiem luzu i zachowaniami zabezpieczającymi. Chciałbym tak po prostu wyjść bez lęku. To mój problem. Potrafię przed jakąś sytuacja nakręcać się długo a potem jak ona minie to nagle jestem smutny/zły że tyle czasu zajęło mi szarpanie się z własnymi emocjami i myślami.
Kolejnym rzeczą z którą nie radzę sobie jest spanie. Kiedy mam iść spać to przychodzi do mnie wiele lęków, domyślam się że to adrenalina powoduje że odechciewa mi się spać. Przez to przeżyłem wiele nocy rycząc w poduszke kilka godzin i nie umiejąc wyłączyć siebie i położyć na luzie spać bo ciągle czymś się "stresowałem itp"
Rozumiem że coś powstaje z lęku lub zaburzenia lecz nie mam siły, chęci a odwlekam działanie. Wiem że mam myśli którym stawiam opór przez co robię się napięty i sztywny. Myślałem przez długi czas że analizowanie i rozkładanie na czynniki pierwsze aby poznać źródło problemu coś da, ale to tylko wkręca bardzo. Są momenty kiedy umiem sobie pomóc, i czuć się dobrze aby następnego dnia/następnego "ataku" już czuć się bezradnym.
Najbardziej z objawów fizycznych przeszkadza mi napięcie mięśni, widze jak drżą oraz głowy/karku. Czasami jak patrzę na to co się ze mną to aż załamuje się że ja to przeżywam. Jestem tego świadom, ale mam wrażenie że nie mam sił i wiedzy jak sobie pomóc.
Od dwóch lat też chodze na terapię, więc staram się pod tym względem rozwiązywać problemy, z obecnym problemem nie potrafie sobie poradzić.
Najprościej to chyba jak każdy, chciałbym czuć się normalnie, położyć się spać bez obaw, iść do nowej pracy bez obaw że się ośmieszę, skrytykują mnie albo iść gdzieś z luzem. Tak mocno próbuję sobie pomóc, ciągle szukając wiedzy na swoje problemy lecz nie wiem w jakie sidła i mechanizmy wpadłem że od ponad 1.5 roku myślę i działam i odczuwam to samo. Widzę te same mechanizmy myślenia/działania , od jakiegoś czasu już niechętnie je witam. Widzę że chciałem sobie pomóc, tłumaczyć a codziennie tylko skupiam się na swoim problemie z zaburzeniem. Dochodzę do momentu w którym mózg mnie boli i poprostu wtedy daje sobie chwile relaksu zajmując się czymś innym. Czy ktoś w tym co mówię jakiś mechanizm którego ja nie zauważam, czy gdzieś nie wpadłem w większa pułapkę własnego zaburzenia/umysły próbując sobie równocześnie pomóc?
Dzięki!