Co z tą pracą?
: 16 czerwca 2018, o 17:34
Witajcie!
Od półtorej miesiąca pracuję w call centre (wsparcie IT klienta niemieckojęzycznego) i zastanawiam się czy to jest praca dla mnie. Opiszę wam po krótce jakie sytuacje miały miejsce w pracy i jak wygląda sama praca. Was z kolei proszę o opinię bo nie wiem czy ja jestem jakaś ciężko kapująca czy ta robota faktycznie jest funta kłaków warta.
W ogłoszeniu o pracę była mowa o podstawowej znajomości obsługi komputera, na miejscu okazało się, że trzeba mniej więcej kojarzyć co to Citrix, SAP, jak działają serwery. Napisali również, że nie jest wymagane żadne doświadczenie na podobnym stanowisku. Trafiłam na projekt, na którym jak się dowiedziałam nikt za bardzo nie chce pracować i niektórzy ludzie co ze mną zaczęli pracę już zdąrzyli się zwolnić (a zakładam, że nie mają nerwicy tak jak ja). Projekt jest ogromny, do ogarnięcia są wszystkie możliwe problemy z komputerem, od tych trywialnych (nie otwiera się strona internetowa, nie ma skrótu na pulpicie) po mega zaawansowane (naprawianie zdalnie drukarki, z tym, że drukarek jest kilka rodzajów). Telefonów odbiera się ok 30 dziennie. Przerwa tylko 30 min. Jak się szybko wykorzysta to nie można nawet wyjść do wc...Po odebranym telefonie w systemie trzeba napisać jaki był problem i jak się go rozwiązało - dozwolone są tylko 2 minuty na dokładne opisanie wszystkiego. Zaczęłąm po 3 tyg. szkolenia sama odbierać telefony klientów, przez pierwszy tydzień za każdym razem kiedy ktoś dzwonił musiałam się wyciszać i pytać o każdą duperelę kolegów. Niestety szkolenie nie było na tyle wyczerpujące żeby (moim zdaniem) pracować samodzielnie. Wiecznie chodzę się pytać ludzi co mam zrobić, zespół kontrolujący jakość zamiast mi pomóc i podpowiedzieć tylko wiesza na mnie psy mówiąc to źle, tamto źle, a jak czegoś nie wiem i idę z zapytaniem do nich to pytają się mnie kto mnie szkolił (dając do zrozumienia, że powinnam to wszystko wiedzieć). Nie ma czasu się więcej dopytywać jak już wystarczająco długo z klientem rozmawiam. W większości przypadków nie mam pewności czy dobrze robię, bo pytania jakie teraz dostaję od klientów to tylko w 30% to co było w pierwszych tygodniach szkolenia. Atmosfera jest super fajna między mną a resztą pracowników bo oni wiedzą, że tak to na początku u nich wyglądało - dopytywanie się bardziej doświadczonych agentów. Dla mnie jednak jest to typowa szarpanina. Na nic nie ma czasu, nawet myśleć nie ma czasu po zakończonej rozmowie, najlepiej jakby człowiek od razu wiedział jak dany problem opisać. Aha, nie wspomniałam, że jak nie wiem jak dany problem rozwiązać to tworzę tzw ticket i ślę go do niemieckich informatyków, a oni już dalej naprawiają usterki. Problem w tym, że trzeba wiedzieć do jakiej grupy wysłać ten ticket. Grup jest kilkadziesiąt, jak wyślę do złej to ticket wraca do mnie i to mój problem gdzie to dalej posłać... Mamy niby taką bazę danych gdzie można sobie wyszukiwać różne informacje, ale w 10% przyadków nie ma w tej bazie żadnej wzmianki o tym gdzie dany problem posłać... Niby miała to być praca w dynamicznym środowisku, ale ja odbieram to wszystko co się dzieje na projekcie jako ogromny chaos bo nawet jakbym chciała się nauczyć to w takim rozgardiaszu jak ciągle mnie poganiają nie jestem w stanie się skupić.
Poradźcie jak to wygląda z Waszej perspektywy? Dramatyzuję czy faktycznie praca z językami obcymi tak teraz wszędzie wygląda a ja mam wymagania z kosmosu???
Od półtorej miesiąca pracuję w call centre (wsparcie IT klienta niemieckojęzycznego) i zastanawiam się czy to jest praca dla mnie. Opiszę wam po krótce jakie sytuacje miały miejsce w pracy i jak wygląda sama praca. Was z kolei proszę o opinię bo nie wiem czy ja jestem jakaś ciężko kapująca czy ta robota faktycznie jest funta kłaków warta.
W ogłoszeniu o pracę była mowa o podstawowej znajomości obsługi komputera, na miejscu okazało się, że trzeba mniej więcej kojarzyć co to Citrix, SAP, jak działają serwery. Napisali również, że nie jest wymagane żadne doświadczenie na podobnym stanowisku. Trafiłam na projekt, na którym jak się dowiedziałam nikt za bardzo nie chce pracować i niektórzy ludzie co ze mną zaczęli pracę już zdąrzyli się zwolnić (a zakładam, że nie mają nerwicy tak jak ja). Projekt jest ogromny, do ogarnięcia są wszystkie możliwe problemy z komputerem, od tych trywialnych (nie otwiera się strona internetowa, nie ma skrótu na pulpicie) po mega zaawansowane (naprawianie zdalnie drukarki, z tym, że drukarek jest kilka rodzajów). Telefonów odbiera się ok 30 dziennie. Przerwa tylko 30 min. Jak się szybko wykorzysta to nie można nawet wyjść do wc...Po odebranym telefonie w systemie trzeba napisać jaki był problem i jak się go rozwiązało - dozwolone są tylko 2 minuty na dokładne opisanie wszystkiego. Zaczęłąm po 3 tyg. szkolenia sama odbierać telefony klientów, przez pierwszy tydzień za każdym razem kiedy ktoś dzwonił musiałam się wyciszać i pytać o każdą duperelę kolegów. Niestety szkolenie nie było na tyle wyczerpujące żeby (moim zdaniem) pracować samodzielnie. Wiecznie chodzę się pytać ludzi co mam zrobić, zespół kontrolujący jakość zamiast mi pomóc i podpowiedzieć tylko wiesza na mnie psy mówiąc to źle, tamto źle, a jak czegoś nie wiem i idę z zapytaniem do nich to pytają się mnie kto mnie szkolił (dając do zrozumienia, że powinnam to wszystko wiedzieć). Nie ma czasu się więcej dopytywać jak już wystarczająco długo z klientem rozmawiam. W większości przypadków nie mam pewności czy dobrze robię, bo pytania jakie teraz dostaję od klientów to tylko w 30% to co było w pierwszych tygodniach szkolenia. Atmosfera jest super fajna między mną a resztą pracowników bo oni wiedzą, że tak to na początku u nich wyglądało - dopytywanie się bardziej doświadczonych agentów. Dla mnie jednak jest to typowa szarpanina. Na nic nie ma czasu, nawet myśleć nie ma czasu po zakończonej rozmowie, najlepiej jakby człowiek od razu wiedział jak dany problem opisać. Aha, nie wspomniałam, że jak nie wiem jak dany problem rozwiązać to tworzę tzw ticket i ślę go do niemieckich informatyków, a oni już dalej naprawiają usterki. Problem w tym, że trzeba wiedzieć do jakiej grupy wysłać ten ticket. Grup jest kilkadziesiąt, jak wyślę do złej to ticket wraca do mnie i to mój problem gdzie to dalej posłać... Mamy niby taką bazę danych gdzie można sobie wyszukiwać różne informacje, ale w 10% przyadków nie ma w tej bazie żadnej wzmianki o tym gdzie dany problem posłać... Niby miała to być praca w dynamicznym środowisku, ale ja odbieram to wszystko co się dzieje na projekcie jako ogromny chaos bo nawet jakbym chciała się nauczyć to w takim rozgardiaszu jak ciągle mnie poganiają nie jestem w stanie się skupić.
Poradźcie jak to wygląda z Waszej perspektywy? Dramatyzuję czy faktycznie praca z językami obcymi tak teraz wszędzie wygląda a ja mam wymagania z kosmosu???