Wątpliwości uzależnienie czy nie
: 21 maja 2025, o 21:30
Cześć Wam,
Jak zwykle nie wiem od czego mam zacząć.
Kobieta, lat 45, w związku, bez dzieci. Córka alkoholika trzeźwiejącego od ponad 20 lat.
Jestem osobą, która nie pije alkoholu, nie bierze twardych narkotyków.
Jednak tutaj pojawia się mój zgryz i zastanawiam czy jest to już uzależnienie czy "chwilowa" ucieczka.
Przez prawie dwa lata z różnymi małymi przerwami, w tej chwili mam od 2 tygodni przerwę w paleniu medycznej marihuany.
Mam zdiagnozowane ADHD , depresja.
W tej chwili opanowana. Biorę leki ponownie od końca roku i tak już zapewne zostanie na dłuższy czas co jest wynikiem mojej traumy z dzieciństwa - zaakceptowane. Mała dawka.
Przebyta głęboka terapia swojej traumy, mam bardzo dużą świadomość siebie i swoich emocji, mechanizmów, kiedy co mi wjeżdża itp itd. Nadal pewne rzeczy do ogarnięcia. Ale człowiek całe życie się rozwija.
Tego jednak nie potrafię rozgryźć w sobie.
Rozmawiałam z osobą zajmującą się osobami z uzależnieniami i ona też nie potrafiła mi jednoznacznie odpowiedzieć - może miała jeszcze za mało kompetencji.
Czy ja sobie regulowałam tą marihuaną emocje? W mojej ocenie nie. Nie uciekałam od emocji, od nieprzyjemnych uczuć, smutku itp itd.
Uspokoajał mi się umysł i też mogłam więcej poczuć i zwolnić. Przemyśleć pewne sprawy.
Paliłam wieczorami, na noc, ponieważ też pomagała mi zasypiać.
Rano przez ten czas, który paliłam nie czułam się zamulona itp itd.
Dawała mi ona wytchnienie od napięcia w ciele.
Próbowałam różnych metod relaksacji, medytacji itp itd, ale ADHD nie pomaga.
Jestem wrażliwa na leki i widzę że ten na ADHD, który dostałam na razie nie spełnia swojej funkcji, prawdopodobnie za niska dawka.
Choć to też może być połączone z faktem, że wieczorem teraz biorę Sedan, który biorę na rozluźnienie.
Tak zamieniłam marihuane na Sedan, bo marihuana powoduje, że leki na ADHD nie działają jak powinny - tutaj pali mi się pomarańczowe światło dla mnie.
Mam paradoksalnie dużą świadomość siebie, a nie potrafię odpowiedzieć sobie na to pytanie, czy mam udać sie na meeting dla uzależnionych.
W sumie sama nie wiem dlaczego to tutaj napisałam, może dlatego, nie mam przestrzeni na lekarzy/terapeute teraz, dlatego przychodzę tutaj.
Może szukam na zewnątrz potwierdzenia że albo jestem albo nie jestem uzależniona.
Możę ktoś z Was zada mi jakieś kluczowe pytania, które pomoga mi to rozwikłać.
A może po prostu chciałabym używać marihuany jako leku, bez wyrzutów sumienia i traktować ją jako lek i nie czuć z tego powodu wstydu, nie być stygmatyzowana itp itd. i nie słuchać że jestem ćpunem - tak to obszar do pracy, zdanie innych i introjekty społeczne.
Dzięki
Jak zwykle nie wiem od czego mam zacząć.
Kobieta, lat 45, w związku, bez dzieci. Córka alkoholika trzeźwiejącego od ponad 20 lat.
Jestem osobą, która nie pije alkoholu, nie bierze twardych narkotyków.
Jednak tutaj pojawia się mój zgryz i zastanawiam czy jest to już uzależnienie czy "chwilowa" ucieczka.
Przez prawie dwa lata z różnymi małymi przerwami, w tej chwili mam od 2 tygodni przerwę w paleniu medycznej marihuany.
Mam zdiagnozowane ADHD , depresja.
W tej chwili opanowana. Biorę leki ponownie od końca roku i tak już zapewne zostanie na dłuższy czas co jest wynikiem mojej traumy z dzieciństwa - zaakceptowane. Mała dawka.
Przebyta głęboka terapia swojej traumy, mam bardzo dużą świadomość siebie i swoich emocji, mechanizmów, kiedy co mi wjeżdża itp itd. Nadal pewne rzeczy do ogarnięcia. Ale człowiek całe życie się rozwija.
Tego jednak nie potrafię rozgryźć w sobie.
Rozmawiałam z osobą zajmującą się osobami z uzależnieniami i ona też nie potrafiła mi jednoznacznie odpowiedzieć - może miała jeszcze za mało kompetencji.
Czy ja sobie regulowałam tą marihuaną emocje? W mojej ocenie nie. Nie uciekałam od emocji, od nieprzyjemnych uczuć, smutku itp itd.
Uspokoajał mi się umysł i też mogłam więcej poczuć i zwolnić. Przemyśleć pewne sprawy.
Paliłam wieczorami, na noc, ponieważ też pomagała mi zasypiać.
Rano przez ten czas, który paliłam nie czułam się zamulona itp itd.
Dawała mi ona wytchnienie od napięcia w ciele.
Próbowałam różnych metod relaksacji, medytacji itp itd, ale ADHD nie pomaga.
Jestem wrażliwa na leki i widzę że ten na ADHD, który dostałam na razie nie spełnia swojej funkcji, prawdopodobnie za niska dawka.
Choć to też może być połączone z faktem, że wieczorem teraz biorę Sedan, który biorę na rozluźnienie.
Tak zamieniłam marihuane na Sedan, bo marihuana powoduje, że leki na ADHD nie działają jak powinny - tutaj pali mi się pomarańczowe światło dla mnie.
Mam paradoksalnie dużą świadomość siebie, a nie potrafię odpowiedzieć sobie na to pytanie, czy mam udać sie na meeting dla uzależnionych.
W sumie sama nie wiem dlaczego to tutaj napisałam, może dlatego, nie mam przestrzeni na lekarzy/terapeute teraz, dlatego przychodzę tutaj.
Może szukam na zewnątrz potwierdzenia że albo jestem albo nie jestem uzależniona.
Możę ktoś z Was zada mi jakieś kluczowe pytania, które pomoga mi to rozwikłać.
A może po prostu chciałabym używać marihuany jako leku, bez wyrzutów sumienia i traktować ją jako lek i nie czuć z tego powodu wstydu, nie być stygmatyzowana itp itd. i nie słuchać że jestem ćpunem - tak to obszar do pracy, zdanie innych i introjekty społeczne.
Dzięki