Geneza mojego zaburzenia - moje refleksje.
: 29 sierpnia 2015, o 00:48
Po lekturze forum naszły mnie takie oto refleksje odnośnie genezy mojej zaburzonej osobowości, którymi chcę się podzielić.
Ujęło mnie w postach innych osób na tym forum zdanie, że rzeczywistość i inni ludzie nie muszą i nie będą dopasowywać się do mnie czy do kogoś innego.
Dla mnie ta chęć by inni dopasowywali się do mnie i do moich potrzeb-by je zaspokajali tak jak ja tego potrzebuję, jest właśnie czymś co mnie mocno angażuje. Zresztą bardziej o tej mojej tendencji wiem, że ją mam- od innych osób-i staram się im wierzyć na słowo- niż faktycznie ją u siebie widzę.
Czytając te mądre słowa, że świat ani inni ludzie nie muszą dopasowywać się do mnie, pomyślałam i wyobraziłam sobie co by było gdybym pozwoliła innym swobodnie być, światu płynąć i próbować w nim zaspokajać moje potrzeby tak jak umiem? Szybko jednak pojawił mi się głos, który powiedział, i słusznie, a co z tym, żeby inni dopasowali się do ciebie, byli tak jak ty tego potrzebujesz? Dlaczego uważam, że ten głos jest słuszny? Bo z punktu widzenia potrzeb rozwojowych, jest. Nie jest jednak uzasadniony w wieku lat 26, które mam. Potrzeba kontroli nad innymi bierze się u mnie z niezaspokojonej nigdy, wczesnoniemowlęcej potrzeby by inni dopasowywali się do mnie i moich potrzeb, z potrzeby poczucia się omnipotentną. To oczywiście nieprawda, że małe dziecko ma jakikolwiek kontrolę na zachowaniem innych ludzi: nie ma jej, tak samo jak nie ma jej dorosły człowiek. Nie jest jednak ono gotowe na konfrontację z taką prawdą o sobie i wymuszanie tego na nim, a więc przyśpieszanie procesu na siłę, w skutek zaniedbań, prowadzi do zaburzeń osobowości u tegoż dziecka. Moim zdaniem.
W zdrowym rodzicielstwie rodzice dążą do natychmiastowego zaspokojenia potrzeb noworodka i niemowlaka tak by nie doznawało ona niepotrzebnej frustracji. By mogło zachować potrzebną mu na razie iluzję bycia wszechsprawczym. W efekcie, choć jest to złudzeniem, malutkie dziecko ma poczucie kontroli nad wydarzeniami. Potrzeba kontroli czyli bezpieczeństwa zostaje zaspokojona.
W przypadku frustracji, małe dziecko styka się z swoimi ograniczeniami na co jest dla niego za wcześnie: poczuciem bycia bezsilnym i bezradnym , a ponieważ w tym wieku jest to nic innego jak stan bezpośredniego zagrożenia życia (z punktu widzenia dziecka) wywołuje to ekstremalne emocje. Ekstremalne emocje dla tak małego dziecka są, znów, bardzo zagrażające więc szybko włączają się niedojrzałe mechanizmy obronne. Resztę znamy.
Moja refleksja dotyczy więc tego, że przynajmniej moje zaburzenie wzięło się z zbyt wczesnego u mnie odsłonięcia mi prawdy na mój temat: bezsilność i przerażenie, których wtedy doznałam były poza moimi możliwościami rozwojowymi na tamten moment. Do tego dochodzi brak faktycznej miłości i troski o mnie ze strony rodziców. Myślę, że moje zdrowienie będzie wiodło przez emocjonalną asymilację wypartej, oceanicznych rozmiarów bezsilności wobec świata (rodzice, otoczenie), który był zimny, obojętny i odległy wobec mnie gdy byłam mała,bezbronna. Emocjonalnej, nie intelektualnej- to jest ta istotna różnica. Moje zdrowienie będzie również wiodło przez emocjonalne doświadczenie tego co czułam wcześniej i teraz w związku z tym, że moje potrzeby do których miałam pełne prawo nie zostały nigdy zaspokojone przez tych (rodzice) wobec których miałam prawo mieć takie oczekiwania. Tymi uczuciami jest bardzo, bardzo głęboki smutek i złość oraz poczucie niewymiernej krzywdy, która mi się stała oraz poczucie osamotnienia, opuszczenia, ogromny ból psychiczny wiążący się ze świadomością, że właśnie ja zostałam odrzucona i jako dziecko byłam niechciana przez moich rodziców. Że to jestem właśnie ja. Że to jestem właśnie ja. Nie ktoś inny, ale ja. Ja. Właśnie mnie nie chcieli. Właśnie dla mnie nie było miejsca. Właśnie ja czułam się niechciana. ŻYŁAM wiedząc, że jestem niechciana. Chcę móc to przyjąć do siebie na poziomie emocjonalnym. Bo taka jest właśnie, a nie inna, prawda o tym kim byłam dla moich rodziców. Nie oznacza to oczywiście obiektywnej prawdy o mnie jako o człowieku. Ale jest prawdą o mnie moich rodziców, a więc moją prawdą o mnie z okresu dzieciństwa. Czuję, że integracja emocjonalna moich przeżyć z dzieciństwa ze mną-teraz- jest ważna.
Ujęło mnie w postach innych osób na tym forum zdanie, że rzeczywistość i inni ludzie nie muszą i nie będą dopasowywać się do mnie czy do kogoś innego.
Dla mnie ta chęć by inni dopasowywali się do mnie i do moich potrzeb-by je zaspokajali tak jak ja tego potrzebuję, jest właśnie czymś co mnie mocno angażuje. Zresztą bardziej o tej mojej tendencji wiem, że ją mam- od innych osób-i staram się im wierzyć na słowo- niż faktycznie ją u siebie widzę.
Czytając te mądre słowa, że świat ani inni ludzie nie muszą dopasowywać się do mnie, pomyślałam i wyobraziłam sobie co by było gdybym pozwoliła innym swobodnie być, światu płynąć i próbować w nim zaspokajać moje potrzeby tak jak umiem? Szybko jednak pojawił mi się głos, który powiedział, i słusznie, a co z tym, żeby inni dopasowali się do ciebie, byli tak jak ty tego potrzebujesz? Dlaczego uważam, że ten głos jest słuszny? Bo z punktu widzenia potrzeb rozwojowych, jest. Nie jest jednak uzasadniony w wieku lat 26, które mam. Potrzeba kontroli nad innymi bierze się u mnie z niezaspokojonej nigdy, wczesnoniemowlęcej potrzeby by inni dopasowywali się do mnie i moich potrzeb, z potrzeby poczucia się omnipotentną. To oczywiście nieprawda, że małe dziecko ma jakikolwiek kontrolę na zachowaniem innych ludzi: nie ma jej, tak samo jak nie ma jej dorosły człowiek. Nie jest jednak ono gotowe na konfrontację z taką prawdą o sobie i wymuszanie tego na nim, a więc przyśpieszanie procesu na siłę, w skutek zaniedbań, prowadzi do zaburzeń osobowości u tegoż dziecka. Moim zdaniem.
W zdrowym rodzicielstwie rodzice dążą do natychmiastowego zaspokojenia potrzeb noworodka i niemowlaka tak by nie doznawało ona niepotrzebnej frustracji. By mogło zachować potrzebną mu na razie iluzję bycia wszechsprawczym. W efekcie, choć jest to złudzeniem, malutkie dziecko ma poczucie kontroli nad wydarzeniami. Potrzeba kontroli czyli bezpieczeństwa zostaje zaspokojona.
W przypadku frustracji, małe dziecko styka się z swoimi ograniczeniami na co jest dla niego za wcześnie: poczuciem bycia bezsilnym i bezradnym , a ponieważ w tym wieku jest to nic innego jak stan bezpośredniego zagrożenia życia (z punktu widzenia dziecka) wywołuje to ekstremalne emocje. Ekstremalne emocje dla tak małego dziecka są, znów, bardzo zagrażające więc szybko włączają się niedojrzałe mechanizmy obronne. Resztę znamy.
Moja refleksja dotyczy więc tego, że przynajmniej moje zaburzenie wzięło się z zbyt wczesnego u mnie odsłonięcia mi prawdy na mój temat: bezsilność i przerażenie, których wtedy doznałam były poza moimi możliwościami rozwojowymi na tamten moment. Do tego dochodzi brak faktycznej miłości i troski o mnie ze strony rodziców. Myślę, że moje zdrowienie będzie wiodło przez emocjonalną asymilację wypartej, oceanicznych rozmiarów bezsilności wobec świata (rodzice, otoczenie), który był zimny, obojętny i odległy wobec mnie gdy byłam mała,bezbronna. Emocjonalnej, nie intelektualnej- to jest ta istotna różnica. Moje zdrowienie będzie również wiodło przez emocjonalne doświadczenie tego co czułam wcześniej i teraz w związku z tym, że moje potrzeby do których miałam pełne prawo nie zostały nigdy zaspokojone przez tych (rodzice) wobec których miałam prawo mieć takie oczekiwania. Tymi uczuciami jest bardzo, bardzo głęboki smutek i złość oraz poczucie niewymiernej krzywdy, która mi się stała oraz poczucie osamotnienia, opuszczenia, ogromny ból psychiczny wiążący się ze świadomością, że właśnie ja zostałam odrzucona i jako dziecko byłam niechciana przez moich rodziców. Że to jestem właśnie ja. Że to jestem właśnie ja. Nie ktoś inny, ale ja. Ja. Właśnie mnie nie chcieli. Właśnie dla mnie nie było miejsca. Właśnie ja czułam się niechciana. ŻYŁAM wiedząc, że jestem niechciana. Chcę móc to przyjąć do siebie na poziomie emocjonalnym. Bo taka jest właśnie, a nie inna, prawda o tym kim byłam dla moich rodziców. Nie oznacza to oczywiście obiektywnej prawdy o mnie jako o człowieku. Ale jest prawdą o mnie moich rodziców, a więc moją prawdą o mnie z okresu dzieciństwa. Czuję, że integracja emocjonalna moich przeżyć z dzieciństwa ze mną-teraz- jest ważna.