Lęk separacyjny, osobowość zależna
: 9 sierpnia 2015, o 15:19
hej Kochani,
o tygodnia jestem w powaznym kryzysie. Po rozmowie z mężem..gdzie postawil granice 'szukaj pracy, bo zaczyna mnie frustrowac to'..tysiac mysli i oczywiscie masakryczny lęk zwiazany z poczuciem, ze mnie zostawi, ze jestem benzadziejna, ze tylko jestem kula u nogi, ze mam same wady. Niby nic takiego nie powiedzial..ot zwykla rzecz...ale ja sie poczulam taka odrzucona. Wiem, ze odkad jestem w nerwicy to czuje sie i zachowuje jak dziecko (szlag mnie z tym trafia)..i mysle, ze jego slowa dotknely jakiejs rany z przeszlosci, ktora zadali rodzice i stad taka panika. Aktualnie analizuje kazde jego slowo i gest i doszukuje sie odtracenia..wlasciwe na widok męża czuję lęk ...wstyd sie przyznac ale jade na prochach, bo az mnie cala telepie. W ogole mam w sobie jakis taki niszczycielski mechanizm, ze jak ktos mnie skrytykuje (ktos bliski) to automatycznie chce zniszczyc te relacje...kurcze i boje sie, ze znienawidze meżą tylko dlatego, ze on chce, abym zachowywała sie jak dorosła...no i ma 100% racji..ale ja nie wiem jak wyjsc z tej regresji..jja go traktuje jak rodzica nie partnera odkad jestem w aktywnej nerwicy. Ewidentnie mam dzieciece pragnienia wz. niego..chce,aby byl dla mnie dobry i zachwycal sie mna i aby akcetowal mnie bezwarunkowo..no LOL..mowie sobie, ze jestem dorosła i nie dostane juz od nikogo tej bezwarunkowej milosci, jakiej nie dali mi rodzice..a ja w masochistyczny, uparty spsoob wciaz zywie nadzieje 'a moze jednak?' i jak ktos stawia granice to odpalam machnie zniszczenia. Moj maz jest fajny i wyrozumialy i duzo rozmawiamy..i zapewnia mnie, ze mnie kocha i chce byc ze mna..ale ja mam porobany problem z zaufaniem..jakas chora podejrzliwoscsie czai sie...to pewnie wynika z niskiego poczucia wlasnej wartosci...aktualnie mam wrazenie, ze kompletnie nie mam zadnych zalet..tylko obsmarkany nos i lękowe telepanie sie. Boje sie wyzwan, boje sie podemowania decyzji, czesto skupiam sie na potrzebach innych, zapominajac o swoich..robie doslownie wszystko byleby ktos mnie przygarnal i nie odtracil..a jak kazdy przejaw odtracenia w pedza mnie w masakryczne lęki. Mial ktos podobnie? Jakies sugestie??? Zgory dzieki za odp.
o tygodnia jestem w powaznym kryzysie. Po rozmowie z mężem..gdzie postawil granice 'szukaj pracy, bo zaczyna mnie frustrowac to'..tysiac mysli i oczywiscie masakryczny lęk zwiazany z poczuciem, ze mnie zostawi, ze jestem benzadziejna, ze tylko jestem kula u nogi, ze mam same wady. Niby nic takiego nie powiedzial..ot zwykla rzecz...ale ja sie poczulam taka odrzucona. Wiem, ze odkad jestem w nerwicy to czuje sie i zachowuje jak dziecko (szlag mnie z tym trafia)..i mysle, ze jego slowa dotknely jakiejs rany z przeszlosci, ktora zadali rodzice i stad taka panika. Aktualnie analizuje kazde jego slowo i gest i doszukuje sie odtracenia..wlasciwe na widok męża czuję lęk ...wstyd sie przyznac ale jade na prochach, bo az mnie cala telepie. W ogole mam w sobie jakis taki niszczycielski mechanizm, ze jak ktos mnie skrytykuje (ktos bliski) to automatycznie chce zniszczyc te relacje...kurcze i boje sie, ze znienawidze meżą tylko dlatego, ze on chce, abym zachowywała sie jak dorosła...no i ma 100% racji..ale ja nie wiem jak wyjsc z tej regresji..jja go traktuje jak rodzica nie partnera odkad jestem w aktywnej nerwicy. Ewidentnie mam dzieciece pragnienia wz. niego..chce,aby byl dla mnie dobry i zachwycal sie mna i aby akcetowal mnie bezwarunkowo..no LOL..mowie sobie, ze jestem dorosła i nie dostane juz od nikogo tej bezwarunkowej milosci, jakiej nie dali mi rodzice..a ja w masochistyczny, uparty spsoob wciaz zywie nadzieje 'a moze jednak?' i jak ktos stawia granice to odpalam machnie zniszczenia. Moj maz jest fajny i wyrozumialy i duzo rozmawiamy..i zapewnia mnie, ze mnie kocha i chce byc ze mna..ale ja mam porobany problem z zaufaniem..jakas chora podejrzliwoscsie czai sie...to pewnie wynika z niskiego poczucia wlasnej wartosci...aktualnie mam wrazenie, ze kompletnie nie mam zadnych zalet..tylko obsmarkany nos i lękowe telepanie sie. Boje sie wyzwan, boje sie podemowania decyzji, czesto skupiam sie na potrzebach innych, zapominajac o swoich..robie doslownie wszystko byleby ktos mnie przygarnal i nie odtracil..a jak kazdy przejaw odtracenia w pedza mnie w masakryczne lęki. Mial ktos podobnie? Jakies sugestie??? Zgory dzieki za odp.