akceptacja siebie
: 31 października 2014, o 16:17
hej Wam
Mam zdiagnozowana (zaburzona) osobowosc neurotyczna, OCD+ syndrom DDA. Od 3 lat jestem w terapii psychodynamicznej...aktualnie jest mi bardzo ciezko..wlasciwe to od ponad roku. Nagle sie okazało, ze w moim rodzinnym domu nie było rozowo..ze byłam ponizana, wykorzystywana, nie mogłam wyrazac emocji. Całe swoje zycie myslałam, ze ja po prostu nie odczuwam emocji. Nosiłam maski...babcia chciała wnuczke, ktora jest mila i grzeczna..taka byłam. Mama chciala abym była posluszna i odpowiedzialna..taka byłam. Do kazdego sie dostosowywałam..byleby tylko poczuc sie akceptowana i wazna. Teraz widze, ze moim marzeniem było byc dla kogos najwazniejsza. W trakcie terapii powyłaziły od lat tłumione emocje...wscieklosci, bólu, nienawisci, zawisci, zazdrosci...moja samoswiadomosc wzrosła i widze swoje manipulacje, swoja interesownosc, swoja slabosc, to jak latwo mnie zranic, jaka jestem wyczulona na krytyke, jak potrafie chowac uraze, ze jestem zabrocza . Jestem przerazona tym wszystkim..bo te emocje sa bardzo silne ..mam wrazenie, ze nie czuje nic dobrego...ze ja nie jestem dobra....tak wielki wstyd czuje, ze taka jestem...wstyd i przerazenie, ze ludzie zobacza jaka jestem naprawde i nikt nie bedzie chcial byc ze mna blisko. Niby wiem, ze emocje to rzecz ludzka..slabosc to rzecz ludzka....gubi mnie jakies dazenie do ideału...nie wiem jak odpuscic sobie, nie wiem jak polubic siebie. Do tego dochodzi OCD..same agresywne, obrzydliwe mysli, ciagle sie podejrzewam o najgorsze intencje i pragnienia..ciągle czuje przeraźliwy lęk. Nie wiem jak polubic siebie, nie wiem jak przyznac sobie prawo do popelniania bledów..do bycia niedoskonała..ludzka. Moje sztywne, nierealne normy (nie wiem chyba super ego) biczują mnie ciagle , wytykaja kazdy bład.matko..nawet mnie rozlicza za cos co zrobiłam majac np. 10 lat. Moje poczucie wlasnej wartosci nie istnieje...Czy ktos ma podobny problem? Czy ktos znalazł sposob na polubienie siebie? Moze to biczowanie sie to element OCD..bo zauwazylam, ze im wiecej informacji dostarczam mojemu mozgowi, tym on wiecej rzeczy przerabia na obsesje..np. Teraputka mowi mi, ze daze do jakiegos ideału ...i za jakis czas pojawia sie natrectwob ' no tak, nigdy nie bedziesz szczesliwa, bo ideałów nie ma'...i najgorsze jest to, ze ja na poziomie logiki, jakiejs racjonalnosci wiem to wszystko...wiem, ze emocje rzecz ludzka, błedy rzecz ludzka, nie ma ideałów itd.....ale na poziomie emocji nie czuje na to zgody. Codziennie rycze w glos, ze nie potrafioe tego zaakcpetowac i w koncu zaczac sie cieszyc zyciem. Bo gdybym sie polubiła..to zaufałabym sobie...i mysle, ze natrectwa agresywne byłby bez znaczenia..bo znałabym swoja wartosc.....a tymczasem ciagle sie podejrzewam o wszystko co najgorsze grrrr. Pomozcie Kochani:) W ogole bardzo sie ciesze, ze jest to forum:) (chociaz czasem sie nakreca czytajac czyjes posty:D..jak np. wczoraj wkrecałam sobie, ze jestem socjopatka) Z gory dziekuje za ew. porady
Mam zdiagnozowana (zaburzona) osobowosc neurotyczna, OCD+ syndrom DDA. Od 3 lat jestem w terapii psychodynamicznej...aktualnie jest mi bardzo ciezko..wlasciwe to od ponad roku. Nagle sie okazało, ze w moim rodzinnym domu nie było rozowo..ze byłam ponizana, wykorzystywana, nie mogłam wyrazac emocji. Całe swoje zycie myslałam, ze ja po prostu nie odczuwam emocji. Nosiłam maski...babcia chciała wnuczke, ktora jest mila i grzeczna..taka byłam. Mama chciala abym była posluszna i odpowiedzialna..taka byłam. Do kazdego sie dostosowywałam..byleby tylko poczuc sie akceptowana i wazna. Teraz widze, ze moim marzeniem było byc dla kogos najwazniejsza. W trakcie terapii powyłaziły od lat tłumione emocje...wscieklosci, bólu, nienawisci, zawisci, zazdrosci...moja samoswiadomosc wzrosła i widze swoje manipulacje, swoja interesownosc, swoja slabosc, to jak latwo mnie zranic, jaka jestem wyczulona na krytyke, jak potrafie chowac uraze, ze jestem zabrocza . Jestem przerazona tym wszystkim..bo te emocje sa bardzo silne ..mam wrazenie, ze nie czuje nic dobrego...ze ja nie jestem dobra....tak wielki wstyd czuje, ze taka jestem...wstyd i przerazenie, ze ludzie zobacza jaka jestem naprawde i nikt nie bedzie chcial byc ze mna blisko. Niby wiem, ze emocje to rzecz ludzka..slabosc to rzecz ludzka....gubi mnie jakies dazenie do ideału...nie wiem jak odpuscic sobie, nie wiem jak polubic siebie. Do tego dochodzi OCD..same agresywne, obrzydliwe mysli, ciagle sie podejrzewam o najgorsze intencje i pragnienia..ciągle czuje przeraźliwy lęk. Nie wiem jak polubic siebie, nie wiem jak przyznac sobie prawo do popelniania bledów..do bycia niedoskonała..ludzka. Moje sztywne, nierealne normy (nie wiem chyba super ego) biczują mnie ciagle , wytykaja kazdy bład.matko..nawet mnie rozlicza za cos co zrobiłam majac np. 10 lat. Moje poczucie wlasnej wartosci nie istnieje...Czy ktos ma podobny problem? Czy ktos znalazł sposob na polubienie siebie? Moze to biczowanie sie to element OCD..bo zauwazylam, ze im wiecej informacji dostarczam mojemu mozgowi, tym on wiecej rzeczy przerabia na obsesje..np. Teraputka mowi mi, ze daze do jakiegos ideału ...i za jakis czas pojawia sie natrectwob ' no tak, nigdy nie bedziesz szczesliwa, bo ideałów nie ma'...i najgorsze jest to, ze ja na poziomie logiki, jakiejs racjonalnosci wiem to wszystko...wiem, ze emocje rzecz ludzka, błedy rzecz ludzka, nie ma ideałów itd.....ale na poziomie emocji nie czuje na to zgody. Codziennie rycze w glos, ze nie potrafioe tego zaakcpetowac i w koncu zaczac sie cieszyc zyciem. Bo gdybym sie polubiła..to zaufałabym sobie...i mysle, ze natrectwa agresywne byłby bez znaczenia..bo znałabym swoja wartosc.....a tymczasem ciagle sie podejrzewam o wszystko co najgorsze grrrr. Pomozcie Kochani:) W ogole bardzo sie ciesze, ze jest to forum:) (chociaz czasem sie nakreca czytajac czyjes posty:D..jak np. wczoraj wkrecałam sobie, ze jestem socjopatka) Z gory dziekuje za ew. porady