Psychodynamiczna -> czy jest sens?
: 27 sierpnia 2023, o 14:14
Witam,
Od jakiegoś czasu podjęłam decyzję aby chodzić na terapię psychodynamiczną prywatnie, gdyż mam podobno zaburzenie osobowości.
Pisałam kiedyś tutaj, że nie za bardzo podoba mi się terapeutka i sposób w jaki zadawała mi pytania ale mimo to dałam jej i sobie szansę. Miałam aż 5 spotkań konsultacyjnych. Moim zdaniem to dość dużo, myślałam, że będzie tego mniej. Potem było spotkanie diagnostyczne a tydzień później omówienie kontraktu. Ten kontrakt był co najmniej dziwny. Terapeutka powiedziała, żeby były efekty to powinnam chodzić na terapię 2 razy w tygodniu oraz, że terapia jest długotrwała (co z resztą wiedziałam) i będzie trwała 6 lat (tego już nie wiedziałam, myślałam, że max. 3 lata). Nie podoba mi się to, że będę musiała chodzić do niej tak często z powodu problemów finansowych. Powiedziałam jej, że nie mam tyle pieniędzy aby chodzić tak często. To mi powiedziała, że mam się zastanowić i że za tydzień mam jej dać znać na spotkaniu. Dobrze się terapia nie zaczęła a ja już nie chcę tam chodzić. Wychodzi na to, że terapia jest dla elit, bogatych ludzi. Przeciętnego zjadacza chleba nie stać na terapię i jedynie może się zadowolić terapią na NFZ czekając nawet kilka miesięcy na spotkanie. Mam poczucie jakby mnie naciągała na kasę. Nie zarabiam dużo, mam też inne wydatki. Od kiedy zaczęłam terapię, ledwo mi starcza na życie. Podejmę taką decyzję raczej, że zrezygnuję.
Czy wgl taka terapia ma sens? Sens chodzenia 2 razy w tygodniu w ciągu 6 lat i wydać ponad 90 000 zł? Jaka jest gwarancja, że to nie będą pieniądze wyrzucone w błoto? Myślę, że jak będzie ze mną na prawdę źle, to pójdę na oddział dzienny lub zamknięty.
Od jakiegoś czasu podjęłam decyzję aby chodzić na terapię psychodynamiczną prywatnie, gdyż mam podobno zaburzenie osobowości.
Pisałam kiedyś tutaj, że nie za bardzo podoba mi się terapeutka i sposób w jaki zadawała mi pytania ale mimo to dałam jej i sobie szansę. Miałam aż 5 spotkań konsultacyjnych. Moim zdaniem to dość dużo, myślałam, że będzie tego mniej. Potem było spotkanie diagnostyczne a tydzień później omówienie kontraktu. Ten kontrakt był co najmniej dziwny. Terapeutka powiedziała, żeby były efekty to powinnam chodzić na terapię 2 razy w tygodniu oraz, że terapia jest długotrwała (co z resztą wiedziałam) i będzie trwała 6 lat (tego już nie wiedziałam, myślałam, że max. 3 lata). Nie podoba mi się to, że będę musiała chodzić do niej tak często z powodu problemów finansowych. Powiedziałam jej, że nie mam tyle pieniędzy aby chodzić tak często. To mi powiedziała, że mam się zastanowić i że za tydzień mam jej dać znać na spotkaniu. Dobrze się terapia nie zaczęła a ja już nie chcę tam chodzić. Wychodzi na to, że terapia jest dla elit, bogatych ludzi. Przeciętnego zjadacza chleba nie stać na terapię i jedynie może się zadowolić terapią na NFZ czekając nawet kilka miesięcy na spotkanie. Mam poczucie jakby mnie naciągała na kasę. Nie zarabiam dużo, mam też inne wydatki. Od kiedy zaczęłam terapię, ledwo mi starcza na życie. Podejmę taką decyzję raczej, że zrezygnuję.
Czy wgl taka terapia ma sens? Sens chodzenia 2 razy w tygodniu w ciągu 6 lat i wydać ponad 90 000 zł? Jaka jest gwarancja, że to nie będą pieniądze wyrzucone w błoto? Myślę, że jak będzie ze mną na prawdę źle, to pójdę na oddział dzienny lub zamknięty.