Strona 1 z 2

Kilka refleksji w trakcie odburzania :)

: 18 listopada 2016, o 22:45
autor: majk3l90
Witam wszystkich forumowiczów.. :)

Właściwie chciałem napisać kilka swoich takich przemyśleń odnoście wychodzenia generalnie z zaburzeń bo nie chcę tutaj rozdzielać wszystkiego osobno bo po prostu od jakiegoś czasu sam na to nie zważam i wszystko traktuję generalnie jako zaburzenie.
Ja sam w tym siedzę od prawie 6 lat, a co najciekawsze o tym, że to co mi jest można w ogóle leczyć/wyjść z tych stanów dowiedziałem się jakieś 3 miesiące temu i można powiedzieć, że od tego czasu zrobiłem mega progres.
Po krótce powiem tylko, że ja zaburzenia, ataku paniki itd. dostałem po grzybkach + trawa i tak przez 5 lat się bujałem z tymi objawami, lękami, dziwnymi stanami ( dd ) bo po prostu myślałem, że przesadziłem z dragami i tak już musi być i taką karę będę za to płacił i nie dociekałem co mi jest czy można z tego wyjść, generalnie cały czas kręciłem sobie, że nie chce nawet się dowiadywać bo nie chce skończyć w jakimś psychiatryku na psychotropach i nie chciałem też za dużo czytać żeby sobie nie wkręcić jakis gorszych stanów..
Nie chcę opisywać tu całej moje historii i jak to wszystko się odbywało bo to nie ten temat może kiedyś pokuszę się o to bo myślę, że to bardzo ciekawa historia. :)

Takich mocnych stanów lękowych itd. dostałem od lutego tego roku kiedy urodziła mi się córeczka i przez pół roku był to mój najgorszy okres z tym wszystkich dlatego w pewnym momencie coś we mnie pękło i powiedziałem sobie, że musze w końcu się przestać oszukiwać i stanąć z tym twarzą w twarz, dowiedzieć się co mi jest czy schiz czy wariuje czy to moje życie dobiega końca cokolwiek więc zaczęło się od psychologa, chodziłem 4 miesiace na terapie, w której nawet nie dowiedziałem się co mi jest, bardzo dziwna sytuacja bo musiałem na koniec naszej " przygody " wręcz wyciskać na siłe od niej co mi tak naprawde jest, a i tak się nie dowiedziałem i pewnego razu już byłem na skraju, poryczałem się i jakiś dziwnym zbiegiem okoliczności trafiłem na to forum i już po pierwszych wpisach przeczytanych mega kamień spadł mi z serca, już byłem pewny, że to jest to, że z tego można wyjść, wszystko co od 6 lat mi dokuczało tutaj się potwierdziło i zobaczyłem, że jest masa ludzi z takimi problemami. W końcu po jakiś 2 tygodniach ciągłego czytania dowiadywania się jak to wszystko działa poszedłem do tej samej psycholog i wycisnąłem z niej po 4 miesiącach diagnoze, że mam tą nerwice lękową, póżniej wróciłem do niej już tylko raz z prośbą o terapie poznawczo-beh. i o kilka rad jak ułożyć dialogi wew. itd. Reakcja p.Psycholog była dla mnie aż smieszna bo była bardzo zdziwiona po co mi ta cała terapia p-b i te dialogi bo tu trzeba głęboko grzebać w Twojej przeszłości twierdziła, a nie zająć się tym co jest teraz i tu. Po tej wizycie wiedziałem, że nie mam już czego tam szukać i że skoro tyle osób wyszło z tego bez terapi i lekow ( nigdy ich nie brałem ) to ja napewno tego dokonam.
Wiec wkręciłem się na maksa w to i uwierzcie mi ja przez jakieś 3-4 tgodnie kompletnie zapomniałem co to lęki, dd, generalnie wszystkie zaburzenia był to dla mnie szok bo wróciłem całkowicie do normalności.
No, ale jak to ja zacząłem sobie wkręcać, że tyle ludzie tu piszą o kryzysach i że to tak trudno to jak to się mogło stać, że mi to zeszło tak łatwo po takich czasie trwania w tym.
I masz. z dnia na dzień wróciłem do swojej formy :D byłem całkowicie rozbity, załamany, nawet napisałem do Victora rozpaczliwą wiadomość, na którą zresztą w ogóle mi nie odpisał za co jestem mu bardzo wdzięczny bo to dało mi do myślenia i do refleksji.
I tu zmierzam w końcu do etapu w jakim się znajduję.
Ten stan takiego doła itd zacząl się jakiś miesiąc temu, ale po 2 dniach takiego dołowania się i użalania się nad soba zacząłem sobie to wszystko racjonalizować i patrzeć inaczej na to bo kurde myśle sobie no mam tego doła jest fatalnie, ale jednak jest troszke inaczej bo poznałem te mechanizmy, wiem na czym to wszystko polega i myśle sobie " Kurde czym ty srasz tak właściwie teraz, chciałem kryzysu to go masz, teraz weź się za siebie i działaj " i tak zrobiłem..
Zacząłem sobie uświadamiać, że mimo tych stanów jest coś inczej, a mianowicie nie mam tego strachu o to, że nie wiem czy nie zwariuje, nie wiem czy nie umre, czy to nie schiz, bo juz tyle lat w tym siedze, że gdyby takie rzeczy miały się wydarzyć to już dawno by się wydarzyły to logiczne. :)
Uświadomiłem sobie, gdzie popełniam błędy, dlaczego w ogóle wpadłem w te stany, i doszło do mnie, że tak naprawde potrzebuję wielkich zmian w moim życiu, w moim zachowaniu bo to ode mnie to wszystko wyszło.
i tak od tamtego czasu raz jest lepiej raz gorzej, wpadam w już mniejsze kryzysy, ale zauważyłem, że każdy taki kryzysik tak naprawdę ciągnie mnie do góry bo pokazuję mi co robiłem źle, co musze poprawić i teraz jak przychodzą gorsze dni, myśli itd to ja już nawet się tym nie nakręcam, od jakiegos czasu zacząłem to wszystko traktować na zasadzie takiego przeziębienia bo tłumacze sobie, że tak samo człowiek może wyjśc na dwór, zawieje go, układ odpornościowy dostanie do dupie i przychodzi przeziębienie, grypa, czujemy się fatalnie i trzeba to przeżyć, przeczekać na lepsze dni aż wszytsko minie i tak samo jest z układem nerwowym, dostał kiedyś tam ode mnie po dupie, nie wytrzymał i dał mi takie " przeziębienie " w formie różnych zaburzeń, ale teraz już wiem, że nie bez powodu to wsyzstko przyszło, że to tak na prawdę jest dar bo gdyby to do mnie nie przyszło nigdy bym nie zrozumiał jak wiele błędów w zyciu popełniam, jak wiele rzeczy robie źle i jak wiele musze w sobie zmienić. I robie to, naprawdę czuję, że z dnia na dzień jest coraz lepiej, wychodzę na przeciw swoim lękom, staję się coraz bardziej asertywny, juz nie staram się wszystkim dookoła " zrobić dobrze " żeby wsyzscy byli zadowoleni i radość moje zdanie. Nie pasuje mi coś to mowię i kosztuje mnie to naprawde mega walkę z samym sobą, z własnymi emocjami, ale już wiem dlaczego to robie, wiem jaki jest cel tych zmian, wiem, że tak trzeba.
Też moim dużym błędem było to, że kładłem na siebie nacisk, że musze z tym skończyć jak najszybciej, jak najszybciej musze to wszystko zrozumieć i wyjść z tych stanów. Teraz już coraz bardziej zaczynam się godzić z tym, że potrwa to tyle ile musi trwać bez względu na wszystko wierze, ze przyjdzie w końcu taki dzień, w którym dostane tego błysku i będę wiedział, że to jest koniec, że już zrozumiałem i że już nie muszę się tego bać.
I nie jest tak, że ja teraz wychodze mam dd i idę sobie uśmiechniety i zero wzruszenia bo jest czasami bardzo ciężko, ale ide i reacjonalizuje te stany, pozwalam sobie na nie.
Tak samo w tych najgorszych stanach największym moim problemem ( i zresztą przez wszystkie te lata ) był kontakt z ludźmi tzn. ja w tym stanie mam zero emocji, twarz sztywna jak posąg i jak ktoś do mnie coś mówi to mam wielką ochotę na ucieczkę, a w ogóle najgorzej jak ktoś opowiada mi jakąś śmieszną historie i jest na mnie skupiona uwaga to jest katastrofa i właśnie czesto robiłem i robię nadal różnegorodzaju uniki, ale teraz już to wyłapuję i np. jestem w pracy i chce komuś o coś zwrócić uwagę czy po prostu zagadać i za chwile przychodzi myśl " nie idź tam bo ona zobaczy, że z Toba jest coś nie tak bo masz ten stan i masz dziwną twarz " i mówie sobie wtedy " w dupie to mam czy to zobaczy czy, nawet jeśli to niech mi to powie, chcę tej konfrontacji, daj mi to bo od 6 lat się o to boje i nigdy nic złego z tego nie wyszło " i idę. i co ? oczywiście nic złego się nie dzieję, może czuję się nieswojo, ale wiem, że właśnie w tym momencie to przełamuję.
Albo głupi przykład jak z kimś rozmawiałem to zawsze unikałem kontaku wzrokowego albo ten kontakt trwał kilka sekund i ucieczka wzrokiem i teraz ile razy się na tym łapie, że właśnie uciekam wzrokiem to staram się tego nie robić i choć czuję się czasami jak debil to patrze albo nawet wracam za chwile do tej samej osoby jak czuję, że uciekałem wzrokiem i specjalnie zawiązuję jakiś temat żeby ten kontakt wzrokowy utrzymać.

Co jeszcze chciałbym od siebie dodać to, że ja z tych wszystkich lat wyciągam bardzo dużo dobrych wniosków i przez wiele lat obwiniałem się za tą jedna sytuację, że przesadzałem z dragami i że żałuję, że tak robiłem, a teraz podchodzę do tego już całkiem inaczej. Jestem wręcz wdzięczny za to, że tak się wszystko potoczyło, cieszę się, że wtedy dostałem tego ataku i ta cała jazda się zaczęła bo dzięki temu zerwałem ze wszystkimi nałogami ( palenie zioła, fajek, ćpanie, imprezy, hazard ) no dużo tego było, poznałem kobietę, z którą jestem do dzisiaj, z którą mam córkę i z którą planuję ślub, zdecydowałem się życ samodzielnie na własny rachunek przez co zdecydowaliśmy się na wylot do Anglii, zerwałem wiele toksycznych znajomości, zawęziłem grono swoich przyjaciół, zacząłem doceniam co to w ogóle znaczy rodzina i jak bardzo ona jest dla mnie ważna. No mógłbym o tym napisać osobny temat.

Generalnie nie wiem czy to wszystko co tu pisze itd. ma jakiś sens i czy ktoś z tego coś wyniesie, po prostu czułem taką potrzebę, że chcę się włączyć w życie tutaj na forum bo tyle to forum mi dało, że kiedyś w przyszłości jak wyjde z tego wszystkiego to napewno będę tu wracał i chcę pomagać innym..

Będę też wdzięczny za wszelkie wskazówki, ciepłe słowa, wsparcie, ważne żeby było to szczere. : )

Pozdrawiam wszystkich i napewno na tym nie kończę.

---------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

" Nigdy się nie poddawaj bo może się okazać, że zrezygnowałeś w najmniej odpowiednim momencie "

Kilka refleksji w trakcie odburzania :)

: 18 listopada 2016, o 23:34
autor: Tove
Po takich postach chyba wszyscy, ktorzy sie tutaj udzielaja powinni byc dumni:-)

Kilka refleksji w trakcie odburzania :)

: 19 listopada 2016, o 10:44
autor: marianna
świetny post :) ^^

Kilka refleksji w trakcie odburzania :)

: 19 listopada 2016, o 11:01
autor: Victor
Twój post ma ogromny sens bo widać w Nim przede wszystkim inne spojrzenie na życie i na to co Cię spotkało oraz wyrozumiałość dla siebie. Są to mega ważne rzeczy, które pchają do przodu i nie utrzymują Nas w stanie zawieszenia oraz w poczuciu beznadziei.
Do tego dużo wniosków, dużo własnych scieżek, dużo refleksji i to wszystko składa się to na Twój coraz dalej idący sukces ;)

A kryzysy...one się lubią zdarzać, jak nie zaburzeniowe to po prostu życiowe, emocjonalne. Ale im dalej człowiek brnie w tą inną postawę, tym bardziej zdaje sobie sprawę, że jest w stanie "ogarnąć" siebie wcale nie "walcząc" i nie szarpiąc się samemu ze sobą.

Jak znajdziesz czas i wene to pisz więcej :) Takie forum potrzebuje motywacji.

Widzisz...bo ja wiedziałem, że jak Ci nie odpisze na PW to Ci to pomoże... :DD

Kilka refleksji w trakcie odburzania :)

: 19 listopada 2016, o 16:10
autor: majk3l90
Jest dokładnie tak jak piszesz Victor..

Ty w ogóle jesteś chyba guru tego forum i nie wiem czy zdajesz sobie sprawę, że jesteś wybawicielem wielu nieszczęsnych dusz.
Nie chodzi już nawet o tych odburzonych bo za to powinieneś dostać medal, ale już samym sukcesem jest chociażby takie uspokajanie się poprzez czytanie to już bardzo dużo daje, napewno jest to jakiś początek do zmian, niektórym zajmie więcej czasu zanim dojdą do punktu, w którym samo czytanie i uspokajanie zamieni się w działanie innym mniej.

Najważniejsze wydaje mi się to żeby w ogóle coś robić, ludzie czytajcie, jeżeli robicie to tylko po to żeby się uspokoić to róbcie to i uspokajajcie się, czujcie się lepiej chociaż na chwile, a wierze, że z czasem wiedza przemieni się w działanie bo czy tego jesteście świadomi czy nie to jakieś zmiany już same w sobie poprzez to czytanie zachodzą w głowach i z czasem przyjdzie jakiś błysk i przełamanie chociażby minimalne, ale nada już jakiś kierunek, zaskoczycie, że tak to jest to o czym czytałem i teraz jest moment, w którym muszę to wdrożyć w życie. Tak przynajmniej było to u mnie i cały czas jest.. Co chwilę łapie się na jakieś czynności, zachowaniu, przez które wpadłem w zaburzenie tylko, że wcześniej zanim zacząłem o tym czytać nie zdawałem sobie z tego sprawy, a teraz to wyłapuje i mówie sobie " o, to jest to, tego nie chce, to musze zmienić.. " i staram się już sam doprowadzić z powrotem do tej samej sytuacji i zmieniać zachowanie, zobaczyć jak reaguje, staram się już nie walczyć z samym sobą, z własnymi emocjami bo one buzują we mnie niesamowicie w takich konfrontacjach, ale tak jak pisałem wcześniej, ja wiem po co to robie, wiem, że tak musi być i że muszę się tego nauczyć..

Napewno napisze jeszcze nie raz bo chyba załapałem bakcyla i chcę też to potraktować jako taki element terapii. ;)

Mam nadzieję, że komuś moje słowa i przemyślenia coś dadzą, może chociaż o jeden krok popchną do przodu, a może chociaż na chwile uspokoją.

---------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

" Nigdy się nie poddawaj bo może się okazać, że zrezygnowałeś w najmniej odpowiednim momencie "

Kilka refleksji w trakcie odburzania :)

: 6 grudnia 2016, o 09:34
autor: Hazel
Świetny post. Sam przez to teraz przechodzę. Ale idzie mi chyba coraz lepiej. Dużo dają mi właśnie dialogi wewnętrzne. Moja psychoterapeutka jest pod ogromnym wrażeniem tego jaki jestem świadomy tego xco się ze mną dzieje. Powiedziała mi, że wiele sama się ode mnie uczy, oczywiście w sensie zawodowym. Powiedziała, że moje refleksje są niezwykle głębokie. Czasami zamiast regulaminowych 50 min rozmawiamy dobre 1.5 h. Ale tak naprawdę to zasluga wlasnie tego forum.

Kilka refleksji w trakcie odburzania :)

: 6 grudnia 2016, o 09:50
autor: Halina
Zgadzam sie. Ja bardzo poszłam do przodu dzięki forum. 2 letnia terapia mi tyle nie dała. Zaczęłam wierzyć ze można sie tego pozbyć o od tego momentu popłynęłam do przodu bardzo szybko........

Kilka refleksji w trakcie odburzania :)

: 12 grudnia 2016, o 16:59
autor: Peletto
Dobre przemyślenia, mam podobne ;)

Kilka refleksji w trakcie odburzania :)

: 16 grudnia 2016, o 13:00
autor: majk3l90
Witam wszystkich ponownie. ;)
Niestety pisałem poprzedniego posta prawie 2h jakieß 1,5 tyg. temu i niestety z mojej głupoty całego skasowałem bo zostałem wylogowany jak chciałem dodać go na forum. :((
Generalnie dobrze się nawet stało bo po tym momencie jak nie udało mi się wrzucić tego wpisu doznałem niezłego regresu co prawda trwał jakieś 2 dni, ale mocno dał popalić, ale pokolei..

Nie pisałem nic jakiś czas bo chce żeby moje wpisy były rzeczowe i przemyślane, a nie pisane pod wpływem jakiegoś impulsu czy lepszego dnia.

Wiele w ostatnim czasie się wydarzyło w moim życiu, wiele pozytywnego, już dużo mniej tych negatywnych przeżyć i stwierdziłem, że czas się podzielić niektórymi z nich. Jestem ciekaw opinii innych forumowiczów, zachęcam do dzielenia się swoimi przemyśleniami. :)

A więc:
Myślę, że kluczowym momentem w ostatnim czasie był prześwit ( tak myślę, że to był prześwit bo trwał on zaledwie kilka minut, ale po prawie 6 latach w innym świecie to było coś pięknego ) i w tym momencie pierwszy raz zeszła ze mnie ta cała kurtyna, która zasłaniała mi realny świat. Pokazało mi to baaardzo dużo, oczywiście w momencie jak to się wydarzyło zaczeło się mega skanowanie, a było to spowodowane tym, że mój umysł doznał po prostu szoku, zacząłem sprawdzać czy to już koniec czy zaburzenie zeszło ze mnie i czy to jest ten moment. Oczywiście nic bardziej mylnego :)
Chodzi tu o to, że ten przebłysk pokazał mi coś bardzo istotnego i uświadomił pewną sprawę. A mianowicie po 6 latach ja zdałem sobie sprawe, że przez ten cały okres w zaburzeniu ja płynąłem z nim tak bardzo, że zapomniałem o tym kim tak naprawdę jestem.. ja już w pewnym momencie jak czytałem tutaj objawy ludzi z dd to zastanawiałem się czy ja napewno mam dd bo nie odczuwam takich rzeczy jak obcość względem siebie czy, że ręce moje są obce lub nie czuje bólu, albo, że nie poznaję siebie w lustrze i schiza poszła typu, że może ja już tak się do tego stanu przyzwyczaiłem, że już nawet nie wiem co ja wiem hahah.. ale mniejsza o to bo to nie takie istotne, wiadomo, że te stany dają takie ekstremalne myśli, że aż ciężko to opisać co się ma w głowie., ale wróćmy do tego prześwitu. Do mnie wtedy dotarło między innymi co oznaczają słowa " Ty nie jesteś zaburzeniem, a zaburzenie nie jest Tobą " bo ja po prostu myślałem, że wszystko co w moim życiu się wydarzyło zmieniło mnie permanentnie w gorszego człowieka, pesymistycznie patrzącego na świat, nerwowego, smutnego, ja nawet przez te wszystkie lata nie szukałem pomocy i odpowiedźi na to co mi jest i to był duży błąd i zrozumienie tego na tą chwilę jest dla mnie największym chyba przełomem. Wiem jaki byłem przed wpadnięciem w to wszystko i wiem, że kiedy nadejdzie moment, że to wszystko się już skończy to ja będę z powrotem tym gościem z przed całej tej jazdy. :D Oczywiście nie do końca tym samym bo pracuję wciąż nad tymi aspektami w moim życiu, które mnie do tego doprowadziły i one na pewno się zmienią, ale reszta wróci w to nie wątpie.

Generalnie na wszystkie zmiany jakie zachodzą w moim życiu wpłynęła właśnie AKCEPTACJA tych stanów, zrozumienie ich.. Dla mnie samo już przeczytanie o mechanizmach, o wychodzeniu z tego po tych latach spędzonych w niewiedzy były bardzo istotne. Coraz częściej wyłapuje sytuacje i zachowania, które wcześniej nakręcałem i doprowadzałem się do niezłej huśtawki emocjonalnej, czasem było tak, że jakieś źle wypowiedziane zdanie podczas jakieś rozmowy czy nieporozumienie w pracy, najmniejszy problem jaki w życiu mnie spotkał typu zwykła sprzeczka z dziewczyną albo np. jak musiałem wypowiedzieć swoje zdanie kiedy nie zgadzałem się z kimś w danej kwestii ja potrafiłem wieloma dniami lub nawet dłużej rozdrapywać, myśleć nad tym jakby to była najważniejsza kwestia mojego życia, później robiłem wszystko żeby takich sytuacji uniknąć, żeby tylko tych emocji nie odczuwać, teraz to podejście zmieniło się do tego stopnia, że ja wręcz można powiedzieć na siłę doprowadzam do takich sytuacji, w których mogę się skonfrontować z moimi emocjami, przeżyć je, zobaczyć jak się zachowuję, co robię źle i staram się to poprawiać. I tu podam przykład jak dochodzi do takiej sytuacji, że mówię komuś coś co nie do końca może mu się spodobać bo jest sprzeczne z jego przekonaniami albo próbuje wyprowadzić go z błędu to kiedyś robiłem to tak żeby to trwało jak najkrócej żeby nie dostać kontry, unikałem kontaktu wzrokowego, robiłem się od razu cały czerwony i spocony, zreszta tak samo było jak była sytuacja, że gdzieś w gronie dochodziło do śmiesznych zdarzeń gdzie wszyscy wybuchali śmiechem, to samo, ja nie umiałem nawet okazywać radości, twarz czerwona, spocony cały, po opadnięciu emocji taka konsternacja, dziura w głowie, nie wiedziałem jak mam się zachowywać, najchętniej to bym gdzieś się ulotnił, a teraz już tak nie ma. tzn. może wciąż twarz robi się czerowna i gdzieś tam się troche spoce no bo jednak wciąż nad tym pracuję, ale pozwalam sobie na to, już nie robie z tego niewiadomo jakiego problemu, nie uciekam od tych emocji czy to negatywnych czy pozytywnych tylko na tyle na ile potrafie na tyle je przyjmuję. Mówię sobie " dawaj zobaczymy czy będzie tak strasznie jak Ci się teraz wydaję ". Nie mam już zamiaru pozwalać sobie na to żeby to cholerstwo miało nade mną jakąkolwiek kontrolę i hamowało mnie przed normalnym życiem.

Ja takich przykładów konfrontacji mógłbym podać naprawdę bardzo dużo, ale nie o to tu chodzi chcę tu tylko powiedzieć, że całe to zaburzenie bardzo blokowało moje życie i ja wiem, że nie chcę już tak dłużej i że w tym momencie jestem bardzo świadomy tego, że wychodzę z tego syfu, czuję to, widzę bo sobie, że jest coraz lepiej, po swoim zachowaniu, nie schizuję się już jak mam gorsze dni, jakieś nasilenie objawów, nawet nie czekam aż to zejdzie tylko działam ze sztywną twarzą jak posąg, z pustką w głowie, w tą dziwnością.. nie chowam się, nie uciekam gdzieś żeby tylko mnie nikt nie widział, mam to w dupie. :D jak komuś to nie pasuje to nie mój problem. Wiem, że te wszystkie dziwne rzeczy, które się dzieją ze mną to nie jest moje prawdziwe " Ja " i one miną.

Bardzo ważną kwestia dla mnie jaka się również ostatnio wydarzyła to było takie przełamanie WSTYDU. Myślę, że jest to kwestia warta uwagi bo wielu ludzi boryka się z takim problemem , a mianowicie, ja przez te lata w tym dziadostwie nigdy nikomu tak na prawdę nie powiedziałem o tym, że mam taki problem. To był dla mnie temat tabu. Mi było tak wstyd przyznać się komukolwiek do tego, że mam problem natury psychicznej, że nie przechodziło mi w ogóle przez myśl żeby komuś o tym powiedzieć, a z drugiej strony tak ja pisałem już wcześniej ja żyłem w przekonaniu, że te zmiany, które zaszły w mojej głowie są na stałe i tego już nie da się zmienić więc po co komuś o tym mówić, jeszcze wezmą mnie za psychola i nikt nie będzie ze mną rozmawiał i brał mnie na poważnie. Ja nawet czułem, że potrzebuję pomocy jakiegoś psychologa, ale nie miałem odwagi przełamać się i zrobić ten pierwszy krok. Zmieniło się to po narodzinach mojej córki chociaż zmieniło się połowicznie, a to dlatego, że po tym zdarzeniu ja wpadłem całkowicie w lękowe koło, zaczeła się typowa jazda bez trzymanki z wieloma objawami, lękami itd. i po prostu nie dało się tego już ukrywać i powiedziałem o wszystkim mojej dziewczynie o wszystkim dosłownie. To ona zapisała mnie to psychologa i tak na prawdę wtedy zacząłem szukać co jak z czym itd. ale o tym pisałem już w poprzednich postach i nie chcę tu znowu do tego wracać. Chcę poruszyć inną kwiestię. Bo ja dziewczynie powiedziałem o tym z przymusu, było mi nadal wstyd itd. i nie chciałem, wręcz prosiłem ją żeby to czasami nie wyszło po za nas dwoje. I tu właśnie powoli dochodzimy do rzeczy bo jakieś 3-4 tyg. temu odbyłem taką poważną rozmowę z moim bratem i stwierdziłem, że nie będę już się z tym krył, że nie ważne co pomyśli i czy będzie chciał dalej ze mną rozmawiać czy też nie i teraz mogę powiedzieć, że po tej rozmowie poczułem taki przypływ pozytywnej energii, on dał mi takiego kopa, tak mnie zmotywował to pracy nad sobą, że nie da się tego nawet opisać.. Przypomniał mi jakim byłem gościem kiedyś i okazał mi dużo wsparcia. W ogóle przestałem się po tym bać o tym mówić bo zauważyłem, że ludzie to zrozumieją, a przynajmniej ludzie, którym na mnie zależy i mogę teraz o tym powiedzieć dalej, nie boję się, nie wstydzę bo jak ktoś tego nie zrozumie to trudno, nie jest wart mojej uwagi i mojego czasu, tyle.
Więc jeżeli są tutaj ludzie, którzy kiszą ten problem tylko w swojej głowie i boją się powiedzieć o tym dalej, chociażby najbliższej rodzinie to nie róbcie tego, mówcie o problemach, a zapewniam, że zobaczycie, że w ludziach jest więcej zrozumienia niż Wam się wydaję. :)

Kolejną ciekawą sprawą, która również nie daje mi spokoju i chciałbym ją poruszyć jest temat leków i nawrotów zaburzeń. Otóż ja tego kompletnie nie rozumiem jak osoba, której po lekach zeszło wszystko całkowicie, wróciła do zaburzenia i jest totalnie zdziwiona dlaczego. wtf ?! :> Ja siedzę w tym na prawdę długi czas i mimo, że tak późno dużo rzeczy pojąłem to nigdy nie pójdę po leki bo ja teraz wiem, że to wszystko co się wydarzyło, miało coś na celu. Miało mi uświadomić błędy jakie popełniałem w życiu i jest to taka " druga szansa " można powiedzieć od losu żeby wziąć to życie w swoje ręce i stać się jego Panem przez duże P. Jak mi ktoś dałby teraz okazję, że zażywam złoty lek i wszystko przechodzi, ale nie ma gwarancji czy to nie wróci to wierzcie mi lub nie, ja za takiego coś bym podziękował i wybrał bym tą drugą opcję, czyli zmianę. Bo po co mi jakiś lek, po którym mi wszystko zejdzie jak ja będę żył ze świadomością, że jak w życiu dostane jakiegoś większego stresu, przeimprezuję lub cokolwiek innego i mi to wszystko wróci to znowu zacznie się ta sama jazda na nowo i będę znowu w głębokiej dupie bo nic nie przerobiłem, nie zmieniłem swojego podejścia do życia i różnych innych tematów. Wydaję mi się, że ludzie, którzy bazują tylko na lekach powinni jednak chwilkę przemyśleć swoje życie i wyciągnąć wnioski z przeszłości, zastanowić się co zrobili źle i spróbować chociaż to zmienić, dać sobie troche czasu. Ale to moje zdanie, jestem ciekaw jak Wy to widzicie. Może wypowiedzą się ludzie, którzy tylko na lekach bazują.

Ostatnią już kwestią będzie kilka słów o tym ostatnim kryzysie, który mnie dopadł, w sumie walczyłem z nim kilka dni aż do dziś i chyba z powrotem wróciłem na dobrą ścieżkę. :)
A mianowicie, od kilku dni zacząłem czuć się jakoś gorzej, właściwie to nawet nie chodzi o silniejsze dd tylko o taki lęk wolnopłynący, zaczęło mi się z dupy nasilać kilka objawów na raz, do tego dołączyła bezsenność ( a pracuję tylko i wyłącznie na nocnej zmianie więc nie wyspanie daje mi nieźle w kość ) , jakieś natrętne myśli wróciły, zacząłem mocno wątpić w to, że wszystko co robie, robie dobrze.. Zacząłem sobie wkręcać, że z tym chyba jednak nie poradzę sobie, że robię za mało bo nie wprowadziłem do " leczenia " medytacji, nie trzymam jakieś super diety itd. wiecie o czym mówie, wkrętki tego typu krążyły mi po głowie. I tu zbawienne okazało się FORUM :D
Wszedłem sobie na posty Divin'a z czasu jak on walczył z tym cholerstwem, przeczytałem wiele wartościowych informacji, rozmowy między innymi z Victorem czy Sagemem, Lipskim lub Derealizacja, uświadomiłem sobie, że właśnie w tym momencie dałem się na chwilę znowu zepchnąc do defensywy i daje tej " Małpce " hulać w najlepsze :) właściwie dzisiaj w pracy to wszystko sobie zracjonalizowałem, przestałem odpowiadać na te zaczepki, olałem je totalnie i te objawy, obawy, wszystko i teraz wiem, że jadę dalej z koksem i kontynuuję zmiany na lepsze. ;)

Póki co to chyba na tyle, miałem kilka jeszcze wątków w tym wcześniejszym poście, który usunąłem przez przypadek, o których zapomniałem, ale jak mi się przypomni to dorzucę coś więcej chociaż i tak myślę, że na tą chwilę przesadziłem bo niezła powieść mi się z tego uzbierała. ;D

Także życzę miłej lektury i czekam na ciekawe refleksje z Waszej strony. :)

Pozdrawiam.

---------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

" Nigdy się nie poddawaj bo może się okazać, że zrezygnowałeś w najmniej odpowiednim momencie "

-- 16 grudnia 2016, o 14:00 --
Co jeszcze tylko chciałbym dodać to taka dziwna sprawa otóż zawsze jak czuje się już dużo lepiej, powiedziałbym " normalnie " tj. nie mam żadnych natretow, żadnych większych odcięc, wgl objawów ani obaw, nie czuję leku to zastanawiam się czy to nie jest cisza przed burza czy to czasami nie jest za proste, nie jest za szybko, że się tak dobrze czuje po tak długim czasie w tym i typowo jakbym z tym stanem się tak zzyl, że nie wyobrażalne dla mnie jest żyć bez tego.. nie jestem pewien czy dobrze pisze bo to straszne dziwny stan jest.. niby się cieszę, że nic mi nie dokucza, ale czekam na to co za chwilę będzie, nie potrafię tego puścić i cieszyć się tym stanem tylko we wszystkim doszukuje czy napewno jest dobrze.. tak jakbym był zawieszony pomiędzy stanem wyzdrowienia, a tym zaburzeniem i toczył taka wewnętrzna walkę czy zostać nadal w tym czy całkowicie popłynąć i zostawić ten syf.. może ktoś ma lub miał podobnie i podzieli się swoimi rozkminami ;)
miłego weekendu życzę wszystkim !


---------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

" Nigdy się nie poddawaj bo może się okazać, że zrezygnowałeś w najmniej odpowiednim momencie "

Kilka refleksji w trakcie odburzania :)

: 7 stycznia 2017, o 09:38
autor: Hazel
Kilka błędów, które nie pozwalają nam się uwolnić od lęku i zamartwiania:
1. Szukanie otuchy,
2. Pozostawanie w strefie komfortu i unikanie,
3. Brak akceptacji szalonych myśli,
4. Zbytnie przygotowywanie się,
5. Nietolerancja niepewności,
6. Szukanie perfekcyjnychyba rozwiązań.

-- 7 stycznia 2017, o 09:38 --
Majk, odnośnie postu z 16 grudnia... Pamiętaj, że nie ma nic pewnego w niepewnym świecie. Błąd, który popełniamy to właśnie poszukiwanie tej pewności. Trzeba zaakceptować to, że nic tak naprawdę nie jest pewne.
Fajnie, że wiedza, którą zebrałeś pomaga Ci radzić sobie z problemem. Musisz jednak wiedzieć, że nadmierne zbieranie informacji to również błąd. W pewnym sensie może nakręcać. Trzeba poruszać się w granicach pewnej normy, której nie ma... Z każdej normy można zrobić patologię - słowa mojej psychoterapeutki.
Co do leków - próbowałem tego przez 10 dni... za krótko, żeby odczuć efekty, ale nigdy do nich nie wrócę. Z tym trzeba się zmierzyć, ze swoją przeszłością i tak jak to właśnie robisz trzeba wystawić się na ekspozycję.

Pozdrawiam Cię bardzo serdecznie!!! ŻYCZĘ WSZYSTKIEGO DOBREGO W NOWYM ROKU!!!

Kilka refleksji w trakcie odburzania :)

: 7 stycznia 2017, o 10:29
autor: Halina
Hazel pisze:Kilka błędów, które nie pozwalają nam się uwolnić od lęku i zamartwiania:
1. Szukanie otuchy,
2. Pozostawanie w strefie komfortu i unikanie,
3. Brak akceptacji szalonych myśli,
4. Zbytnie przygotowywanie się,
5. Nietolerancja niepewności,
6. Szukanie perfekcyjnychyba rozwiązań.

-- 7 stycznia 2017, o 09:38 --
Majk, odnośnie postu z 16 grudnia... Pamiętaj, że nie ma nic pewnego w niepewnym świecie. Błąd, który popełniamy to właśnie poszukiwanie tej pewności. Trzeba zaakceptować to, że nic tak naprawdę nie jest pewne.
Fajnie, że wiedza, którą zebrałeś pomaga Ci radzić sobie z problemem. Musisz jednak wiedzieć, że nadmierne zbieranie informacji to również błąd. W pewnym sensie może nakręcać. Trzeba poruszać się w granicach pewnej normy, której nie ma... Z każdej normy można zrobić patologię - słowa mojej psychoterapeutki.
Co do leków - próbowałem tego przez 10 dni... za krótko, żeby odczuć efekty, ale nigdy do nich nie wrócę. Z tym trzeba się zmierzyć, ze swoją przeszłością i tak jak to właśnie robisz trzeba wystawić się na ekspozycję.

Pozdrawiam Cię bardzo serdecznie!!! ŻYCZĘ WSZYSTKIEGO DOBREGO W NOWYM ROKU!!!

Hazel, cudowny tekst ! Makbrycznie piekny i doskonale we mnie trafil ! Z kazdej normy mozna zrobic patologie ! Dokladnie ! Brawo ^^

Kilka refleksji w trakcie odburzania :)

: 8 stycznia 2017, o 14:06
autor: Hazel
Hazel, cudowny tekst ! Makbrycznie piekny i doskonale we mnie trafil ! Z kazdej normy mozna zrobic patologie ! Dokladnie ! Brawo ^^
[/quote]

Halina, bardzo się cieszę, że Ci się podoba ;) Nie było by tego tekstu, gdyby nie to forum i psychoterapia. Pozdrawiam ciepło! Spokoju ducha w Nowym Roku!!! ;)

Kilka refleksji w trakcie odburzania :)

: 8 stycznia 2017, o 14:27
autor: Halina
Hazel pisze:Hazel, cudowny tekst ! Makbrycznie piekny i doskonale we mnie trafil ! Z kazdej normy mozna zrobic patologie ! Dokladnie ! Brawo ^^
Halina, bardzo się cieszę, że Ci się podoba ;) Nie było by tego tekstu, gdyby nie to forum i psychoterapia. Pozdrawiam ciepło! Spokoju ducha w Nowym Roku!!! ;)[/quote]
cmok

Kilka refleksji w trakcie odburzania :)

: 8 stycznia 2017, o 14:51
autor: Divin
majk3l90,

Przede wszystkim gratuluję Ci postawy, a w zasadzie to jej zmiany po 6 latach zmagania się z samym sobą. Bo tak, niczym więcej nie jest zaburzenie lękowe jak tak naprawdę zmaganiem się z samym sobą. Dochodzeniem ze sobą do ładu. :)

To taki fundament w sumie całego zrozumienia czym jest zaburzenie lękowe. Nie walczysz z kosmitą/stanem z kosmosu lub czymkolwiek innym o naturze zewnętrznej. Nie walczysz z niczym tak naprawdę, tylko starasz się w końcu zrozumieć samego siebie. Wiem że to pewnie filozoficznie trochę zabrzmiało, ale to mi się nasunęło po przeczytaniu Twojego posta. Że tak by to można w sumie ująć. :)

Teraz, co do kwestii myślenia i wszelkich wątpliwości które się pojawiają podczas Twojego odburzania, to tak naprawdę bardzo dobrze że się pojawiają. Wiesz dlaczego? Bo dzięki temu możesz świadomie sobie wszystko wytłumaczyć i zobaczyć że nie jesteś zaburzeniem, a zaburzenie nie jest Tobą. ;)

To bardzo ważne że zdałeś sobie z tego sprawę, pamiętam jak sam miałem tego typu dylematy i wciąż szukałem tego rozwiązania poza mną samym. Dopiero gdy zrozumiałem że rozwiązanie jest we mnie, jest we mnie od zawsze i mam do niego dostęp cały czas. Wystarczy tylko sięgnąć, to dopiero wtedy zacząłem pojmować mechanizm zaburzenia lękowego, akceptacje, ignorowanie, obniżanie wartości temu co jest tej wartości zwyczajnie nie warte. Wtedy pojawia się szacunek do samego siebie, wzrasta poczucie bezpieczeństwa, wzrasta pewność siebie, to wszystko idzie w górę gdy wiesz gdzie i po co idziesz. Dlatego tak uparcie wspólnie z Victorem twierdzimy że nieświadome wychodzenie z zaburzenia lękowego, nigdy nie da permanentnej wolności. Bo to tak jak właśnie opisujesz, osoby które polegają tylko na specyfiku X, lub czymkolwiek zewnętrznym, nie przerabiają kwestii w sobie i zaburzenie ma podstawy do istnienia. Bo reakcje na dane wydarzenia w życiu lub sytuacje sa lękowe. A to pozwala na rozkręcenie się zaburzeniu bo taka osoba nadaje wartość, ogromną wartość temu co odczuwa w danej chwili bo nie rozumie jak można i wręcz trzeba tego nie robić oraz po co.

To bardzo istotne i kurcze, jak dla mnie, to wiedza na całe życie i warta wszystkiego. :)

Także świetnie że tak sobie radzisz i trzymam kciuki za Twoje dalsze postępy aż w końcu wolność od zaburzeń lękowym. Bądź dla siebie swoim własnym GURU! :D

Pozdrawiam.

Kilka refleksji w trakcie odburzania :)

: 12 stycznia 2017, o 09:14
autor: majk3l90
Hazel dokładnie trafiłeś w sedno !
nie zaglądałem tu prawie w ogóle od ostatniego posta i powiem CI, że widzę teraz iż za dużo sobie ostatnio wziąłem na klate.. otóż postanowiłem zmienić siebie i życie swoje na wszystkich frontach i np mój dzień od jakiegoś czasu wygląda tak, że w domu czytam aktualnie książkę " umysł na detoksie " m.i. o terapii poznawczej, jak nie mam wystarczajacego spokoju w domu to narzucam słuchawki i przerabiam NLP, a w drodze do pracy i w pracy czytam a telefonie książkę tym razem od strony duchowej a mianowicie " potęga teraźniejszości " do tego dochodzą obowiązki, wychowywanie 11 miesięcznej córki i tak ostatnio zacząłem zauważać że robię sobie przez to wszystko zbyt duży metlik w głowie, nie potrafię się skupić na jednym i przez to jakoś ostatnio wróciły trochę gorsze momenty chociaż i tak zauważyłem bardo duży postęp bo jak na początku miałem tak, że gorsze dni miałem codziennie i ta walkę wewnętrzna toczyłem dzień w dzień tak z czasem miałem już tak, że raz w tygodniu dochodziło do takiego nasilenia tych gorszych i teraz widzę, że muszę się z tym mierzyć już coraz rzadziej bo raz na 2 czasem 3 tygodnie.. aktualnie muszę się chyba zatrzymać i zastanowić nad czym najbardziej powinienem popracować i odłożyć resztę na później.. a jak Tobie idzie ? jak się czujesz ?
pozdrawiam Cie i życzę wszystkiego dobrego w Nowym roku..

a co do Ciebie Divin to chyba jestem już na takim etapie, że doskonale zdaje sobie sprawę, że to wszystko muszę przerobić w głowie i że nikt ani nic nie jest odpowiedzialne za moje stany.. i tak jak mówisz zawsze jak te stany się pojawiają to ja traktuje to jako taki przerywnik i wiem że wtedy muszę się na chwilę zatrzymać, przemyśleć ostatni okres, co zrobiłem, co powinienem zmienić, na co zwrócić większą uwagę.. i widzę tego efekty.. małymi kroczkami czuje ze przesuwam się do przodu.. w ogóle czuje właśnie, że coraz większą świadomość wszystkiego mam dzięki książka typu " Przebudzenie " czy wyżej wspomniana " Potęga teraźniejszości " i tu mam do Ciebie pytanie jak i do Victora czy reszty ludzi odburzonych.
Czy wy uważacie się za ludzi oświeconych ? Czy odburzenie można potraktować jak ten stan ? Jak Wy na to patrzycie ?
Pozdrawiam Ciebie również bardzo gorąco !

-------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

" Nigdy się nie poddawaj bo może się okazać, że zrezygnowałeś w najmniej odpowiednim momencie "