Do wszystkich z DD / to można pokonać. Wyleczona
: 23 maja 2010, o 05:31
Cześć,
Chcialabym napisać do wszystkich którzy na codzień walczą z Derealizacją i Depersonalizacją.
Przez kilka lat męczyłam się z nimi sama i chcę Wam powiedzieć- to można pokonać.
Najpierw krótko jak to było u mnie:
Parę lat temu na skutek silnego stresu, trudnej sytuacji w życiu nagle któregoś dnia dostałam ataku paniki.
Oprócz typowego starchu, walenia serca , niepokoju itp, nagle dostałam po raz pierwszy "tego dziwnego uczucia"
jakbym nie czuła siebie , a cały świat był jakiś oddalony, plastikowy, zupełnie nierealny , jakbym była w jakimś śnie.
Byłam przerażona, myslałam że wariuję. Strasznie się bałam. Wydawało mi się że gdzieś odpływam, że stacę świadomość itp.
Od tego czasu cierpiałam na ataki paniki i lęku. W końcu poszłam do psychologa. Okazało się że mam stany depresyjne i nerwicowe
związane z życiowymi problemami i że powinnam chodzić na terapię. Ale to mnie nie uspokoiło.
Stany lękowe się powtarzały a często nagle dostawałam stanu Derealizacji lub Depersonalizacji. Były coraz mocniejsze.
Wydawało mi się że "nie czuję" świata dookoła, lub że istnieję jakby poza swoim ciałem, że to nie ja kieruje swoimi myślami.
Doszło do tego że patrzyłam na swoje ręce jak na obce lub obsesyjnie zastanawiałam się nad tym co to znaczy że ja "myślę",
czuję, jak to jest że "istnieję" skoro juz nie czuję siebie itd. Patrzyłam na siebie i swoje myśli z boku jakby to ktoś inny poruszał moim ciałem, jakby to wszystko działo się automatycznie. Dotykałam drzew żeby je "poczuć" .
No i wtedy doszła kolejna jazda - strach przed schizofrenią. Byłam przekonana że powoli wariuję, że za kilka dni już przekroczę granicę za którą będzie tylko schiza i koniec. Godzinami czytałam w internecie jakie są objawy schizofrenii i
byłam pewna że ją mam. A jak nie - to co najmniej psychozę. Czekałam tylko aż zacznę słyszeć głosy.
Słuchajcie! Piszę bo chcę Wam powiedzieć że wiem jakie to może być straszne.
ciągle byłam przerażona, nie mogłam sie niczym cieszyć. modliłam się żeby to mi juz przeszło.
Wtedy też trafiłam na to forum i pamiętam że ulżyło mi jak przeczytałam że inni też to mają i ze z tego wyszli.
Dlatego właśnie piszę do Was.
U mnie też , wreszcie , któregoś dnia , DD ustąpiła.
Dwie rzeczy bardzo mi w tym pomogły:
terapia z psychologiem , który wyjaśnił mi że ta DD to taka przykrywka dla moich problemów.
To tak jak np. kiedy boli cię głowa to jak się specjalnie mocno uderzysz w nogę - przestajesz mysleć o głowie,
bo skupiasz się na bólu nogi.
Tak samo my nieświadomie próbujemy zrobić sobie taki temat zastępczy tzn. zamiast po raz kolejny czuć ból czy strach związany z jakimś problemem, czy trudną sytuacją w życiu, której nie umiemy rozwiązać, nasz organizm wytwarza sobie DD - takie znieczulenie,
żeby nie czuć tych wszystkich emocji, stąd ta szyba, jakbyśmy nie chcieli juz brać w tym świecie udziału.
To się nie dzieje świadomie , robi to nasza psychika.
Drugą rzeczą która mi pomogła był moment w którym sobie powiedziałam że nie będę się bać DD., bo mam na nią wpływ.
Wiem że to się łatwo mówi, ale tak któregoś dnia pomyslałam , że mam dosyć tego strachu, że nic mi się nie może stać, bo ja nad tym panuję, że Na PEWNO nie zwariuję. Postanowiłam że mam dość wykańczania się.
Nie chodziło o to że juz nie czułam strachu, tylko za każdym razem gdy czułam znowu DD czy lęk , mówiłam sobie tak: OK, boję się i dziwnie się czuję, ale wiem co to jest, to TYLKO DD, nic mi nie będzie, to tylko mój organizm próbuje się bronić przed smutkiem i stresem. Nie będę się na tym skupiać, analizować, nakręcać się itp., to mi przejdzie.
Pomogło mi to że ani nie próbowałam udawać że tego nie ma, nie wkurzałam się że ma mi natychmiast przejść, ani też się nie nakręcałam, przez ciągłe myślenie o DD. Jak te uczucia się pojawiały - myslałam, ok i starałam się zająć czymś innym, wyjść, spotkać się z kimś, czymś się zająć. Tak jakbym miała katar. Jest , dobra, jestem dzisiaj słabsza, ale na to się nie umiera i idę dalej zajmować się swoimi sprawami . (np. szłam sobie na zajęcia z tańca czy siłownię) Wiem, wiem:)) Łatwo powiedzieć. Ale mnie to pomogło. Bo najgorzej się czułam jak bałam się DD i dodatkowo jeszcze się nakręcałam przez ciągłe obserwowanie siebie, złość że mi nie przechodzi lub poczucie strasznej "choroby".
I stopniowo zaczęło mi przechodzić. Powoli zastanawiałam się razem z psychologiem dlaczego tak naprawdę jestem smutna, co bym chciała w życiu swoim zmienić, czego się boję itp. Lęki nadal się pojawiały , ale coraz rzadziej. Jak przychodziły : mówiłam sobie - dobra, znowu jest na chwilę , ale to nie jest groźne, niedługo przejdzie.
Ostanio derealizację miałam dwa lata temu. Dziś tylko czasem ogarnia mnie lekki niepokój ale wiem jak się uspokoić i DD juz nie czuję.
Wiem że nie stracę świadomości i panuję nad swoim ciałem, że tak naprawdę to ja tym rządzę i nie mogę "przestać istnieć i czuć".
A jeszcze dwa lata temu wydawało mi się że to się nigdy nie skończy
Bardzo Was wszystkich pozdrawiam,
R.
Chcialabym napisać do wszystkich którzy na codzień walczą z Derealizacją i Depersonalizacją.
Przez kilka lat męczyłam się z nimi sama i chcę Wam powiedzieć- to można pokonać.
Najpierw krótko jak to było u mnie:
Parę lat temu na skutek silnego stresu, trudnej sytuacji w życiu nagle któregoś dnia dostałam ataku paniki.
Oprócz typowego starchu, walenia serca , niepokoju itp, nagle dostałam po raz pierwszy "tego dziwnego uczucia"
jakbym nie czuła siebie , a cały świat był jakiś oddalony, plastikowy, zupełnie nierealny , jakbym była w jakimś śnie.
Byłam przerażona, myslałam że wariuję. Strasznie się bałam. Wydawało mi się że gdzieś odpływam, że stacę świadomość itp.
Od tego czasu cierpiałam na ataki paniki i lęku. W końcu poszłam do psychologa. Okazało się że mam stany depresyjne i nerwicowe
związane z życiowymi problemami i że powinnam chodzić na terapię. Ale to mnie nie uspokoiło.
Stany lękowe się powtarzały a często nagle dostawałam stanu Derealizacji lub Depersonalizacji. Były coraz mocniejsze.
Wydawało mi się że "nie czuję" świata dookoła, lub że istnieję jakby poza swoim ciałem, że to nie ja kieruje swoimi myślami.
Doszło do tego że patrzyłam na swoje ręce jak na obce lub obsesyjnie zastanawiałam się nad tym co to znaczy że ja "myślę",
czuję, jak to jest że "istnieję" skoro juz nie czuję siebie itd. Patrzyłam na siebie i swoje myśli z boku jakby to ktoś inny poruszał moim ciałem, jakby to wszystko działo się automatycznie. Dotykałam drzew żeby je "poczuć" .
No i wtedy doszła kolejna jazda - strach przed schizofrenią. Byłam przekonana że powoli wariuję, że za kilka dni już przekroczę granicę za którą będzie tylko schiza i koniec. Godzinami czytałam w internecie jakie są objawy schizofrenii i
byłam pewna że ją mam. A jak nie - to co najmniej psychozę. Czekałam tylko aż zacznę słyszeć głosy.
Słuchajcie! Piszę bo chcę Wam powiedzieć że wiem jakie to może być straszne.
ciągle byłam przerażona, nie mogłam sie niczym cieszyć. modliłam się żeby to mi juz przeszło.
Wtedy też trafiłam na to forum i pamiętam że ulżyło mi jak przeczytałam że inni też to mają i ze z tego wyszli.
Dlatego właśnie piszę do Was.
U mnie też , wreszcie , któregoś dnia , DD ustąpiła.
Dwie rzeczy bardzo mi w tym pomogły:
terapia z psychologiem , który wyjaśnił mi że ta DD to taka przykrywka dla moich problemów.
To tak jak np. kiedy boli cię głowa to jak się specjalnie mocno uderzysz w nogę - przestajesz mysleć o głowie,
bo skupiasz się na bólu nogi.
Tak samo my nieświadomie próbujemy zrobić sobie taki temat zastępczy tzn. zamiast po raz kolejny czuć ból czy strach związany z jakimś problemem, czy trudną sytuacją w życiu, której nie umiemy rozwiązać, nasz organizm wytwarza sobie DD - takie znieczulenie,
żeby nie czuć tych wszystkich emocji, stąd ta szyba, jakbyśmy nie chcieli juz brać w tym świecie udziału.
To się nie dzieje świadomie , robi to nasza psychika.
Drugą rzeczą która mi pomogła był moment w którym sobie powiedziałam że nie będę się bać DD., bo mam na nią wpływ.
Wiem że to się łatwo mówi, ale tak któregoś dnia pomyslałam , że mam dosyć tego strachu, że nic mi się nie może stać, bo ja nad tym panuję, że Na PEWNO nie zwariuję. Postanowiłam że mam dość wykańczania się.
Nie chodziło o to że juz nie czułam strachu, tylko za każdym razem gdy czułam znowu DD czy lęk , mówiłam sobie tak: OK, boję się i dziwnie się czuję, ale wiem co to jest, to TYLKO DD, nic mi nie będzie, to tylko mój organizm próbuje się bronić przed smutkiem i stresem. Nie będę się na tym skupiać, analizować, nakręcać się itp., to mi przejdzie.
Pomogło mi to że ani nie próbowałam udawać że tego nie ma, nie wkurzałam się że ma mi natychmiast przejść, ani też się nie nakręcałam, przez ciągłe myślenie o DD. Jak te uczucia się pojawiały - myslałam, ok i starałam się zająć czymś innym, wyjść, spotkać się z kimś, czymś się zająć. Tak jakbym miała katar. Jest , dobra, jestem dzisiaj słabsza, ale na to się nie umiera i idę dalej zajmować się swoimi sprawami . (np. szłam sobie na zajęcia z tańca czy siłownię) Wiem, wiem:)) Łatwo powiedzieć. Ale mnie to pomogło. Bo najgorzej się czułam jak bałam się DD i dodatkowo jeszcze się nakręcałam przez ciągłe obserwowanie siebie, złość że mi nie przechodzi lub poczucie strasznej "choroby".
I stopniowo zaczęło mi przechodzić. Powoli zastanawiałam się razem z psychologiem dlaczego tak naprawdę jestem smutna, co bym chciała w życiu swoim zmienić, czego się boję itp. Lęki nadal się pojawiały , ale coraz rzadziej. Jak przychodziły : mówiłam sobie - dobra, znowu jest na chwilę , ale to nie jest groźne, niedługo przejdzie.
Ostanio derealizację miałam dwa lata temu. Dziś tylko czasem ogarnia mnie lekki niepokój ale wiem jak się uspokoić i DD juz nie czuję.
Wiem że nie stracę świadomości i panuję nad swoim ciałem, że tak naprawdę to ja tym rządzę i nie mogę "przestać istnieć i czuć".
A jeszcze dwa lata temu wydawało mi się że to się nigdy nie skończy
Bardzo Was wszystkich pozdrawiam,
R.