Moja refleksja
: 7 marca 2016, o 08:57
Chciałam się z Wami podzielić moimi przemyśleniami i wnioskami na temat nerwicy.
Doświadczając zaburzenia byłam bardzo zagubiona i bezradna. Nie wiedziałam co się ze mną dzieje.Świat otaczający mnie był obcy a ja czułam się jakbym była w bańce mydlanej.
Interesowałam się zagadnieniami medycznymi,ale w psychologię nigdy się nie zagłębiałam.
Po wertowaniu internetu na temat nerwicy i zdobywaniu informacji zadałam sobie pytanie "Emocja,ale jak to?".
Wiedziałam,że stres i nie rozładowane napięcia mogą różnie wpływać na człowieka. A termin nerwica kojarzył mi się z nerwami,zdenerwowaniem. Ile osób,gdy jest zdenerwowanych mówi "Nerwicy można dostać".Więc i moje przekonanie było takie same na ten temat.
Dni upływały a ja czułam,że stoję w miejscu,wylewałam łzy,ciągle powtarzałam,że pewnie nigdy mi to nie minie. Co gorsza byłam na kilka mc przed ślubem i tu też zaczęłam sobie stwarzać presję czasu,że do tego czasu muszę dojść do siebie. Zanim znalazłam zaburzonych.pl <3 czytałam historię chłopaka , który z tego wyszedł. Ba nawet dziękował bo to jego zdaniem błogosławieństwo. Przez chwile pomyślałam,żeby puknął się w głowę,bo jak można dziękować skoro tak się cierpi. Ha ,ale i ja doszłam do takiego wniosku.
Bowiem zaczęłam myśleć o swoim dotychczasowym życiu, moich przekonaniach,dokonaniach itp. Choć wiadomo,że czasu się nie cofnie a biegu zdarzeń się nie zmieni.
Niestety całe życie byłam kimś innym niż mi się wydawało . Wieczna optymistka, twardzielka. Łzy? Jakie łzy przecież to okazywanie słabości. Owszem kiedy było mi ciężko płakałam,ale nigdy przy kimś. Ile razy słyszałam,że jaka muszę być twarda skoro w najbardziej przykrych momentach życia nie okazywałam jak bardzo jest mi źle. Odmówienie komuś przysługi było dla mnie niemożliwe. Potrafiłam wszystko rzucić i już byłam gotowa do pomocy. Jednak najgorsze było dla mnie trzymanie wszystkiego w sobie.Nigdy nie potrafiłam się komuś sprzeciwić choć w głębi duszy miałam ochotę postąpić inaczej.Zawsze robiłam to co ktoś chciał nigdy zgodnie z samą sobą. Bardzo przeżywałam niektóre rzeczy.
Takimi kwestiami i innymi czynnikami dotarłam do zaburzenia. Z perspektywy czasu cieszę się,że doświadczam tego stanu. Zaczęłam patrzeć na życie inaczej, oprócz ciała zaczęłam pielęgnować też duszę.
Nie pozwalam się już traktować jak małe dziecko,staram się wszystkie sprawy wyjaśniać od razu,nie ukrywam się już z emocjami.
Jedyne z czym mam problem to brak pewności siebie. Jednak myślę,że i to ogarnę.
Nerwica pokazała mi też ,że nie warto przejmować się rzeczami na, które nie mam wpływu. Co ma być to i tak będzie. Życie jest jedno i muszę przeżyć je sama,tak jak ja chcę. Zauważyłam tyle pięknych rzeczy,które są dookoła mnie a także zaczęłam doceniać to co mam.
Kosztowało mnie to dużo energii,łez i mimo,iż nie zawsze jest u mnie kolorowo,ale czuje teraz taką lekkość w sobie. Dużo jeszcze pracy przede mną ,ale wiem ,że warto.
Doświadczając zaburzenia byłam bardzo zagubiona i bezradna. Nie wiedziałam co się ze mną dzieje.Świat otaczający mnie był obcy a ja czułam się jakbym była w bańce mydlanej.
Interesowałam się zagadnieniami medycznymi,ale w psychologię nigdy się nie zagłębiałam.
Po wertowaniu internetu na temat nerwicy i zdobywaniu informacji zadałam sobie pytanie "Emocja,ale jak to?".
Wiedziałam,że stres i nie rozładowane napięcia mogą różnie wpływać na człowieka. A termin nerwica kojarzył mi się z nerwami,zdenerwowaniem. Ile osób,gdy jest zdenerwowanych mówi "Nerwicy można dostać".Więc i moje przekonanie było takie same na ten temat.
Dni upływały a ja czułam,że stoję w miejscu,wylewałam łzy,ciągle powtarzałam,że pewnie nigdy mi to nie minie. Co gorsza byłam na kilka mc przed ślubem i tu też zaczęłam sobie stwarzać presję czasu,że do tego czasu muszę dojść do siebie. Zanim znalazłam zaburzonych.pl <3 czytałam historię chłopaka , który z tego wyszedł. Ba nawet dziękował bo to jego zdaniem błogosławieństwo. Przez chwile pomyślałam,żeby puknął się w głowę,bo jak można dziękować skoro tak się cierpi. Ha ,ale i ja doszłam do takiego wniosku.
Bowiem zaczęłam myśleć o swoim dotychczasowym życiu, moich przekonaniach,dokonaniach itp. Choć wiadomo,że czasu się nie cofnie a biegu zdarzeń się nie zmieni.
Niestety całe życie byłam kimś innym niż mi się wydawało . Wieczna optymistka, twardzielka. Łzy? Jakie łzy przecież to okazywanie słabości. Owszem kiedy było mi ciężko płakałam,ale nigdy przy kimś. Ile razy słyszałam,że jaka muszę być twarda skoro w najbardziej przykrych momentach życia nie okazywałam jak bardzo jest mi źle. Odmówienie komuś przysługi było dla mnie niemożliwe. Potrafiłam wszystko rzucić i już byłam gotowa do pomocy. Jednak najgorsze było dla mnie trzymanie wszystkiego w sobie.Nigdy nie potrafiłam się komuś sprzeciwić choć w głębi duszy miałam ochotę postąpić inaczej.Zawsze robiłam to co ktoś chciał nigdy zgodnie z samą sobą. Bardzo przeżywałam niektóre rzeczy.
Takimi kwestiami i innymi czynnikami dotarłam do zaburzenia. Z perspektywy czasu cieszę się,że doświadczam tego stanu. Zaczęłam patrzeć na życie inaczej, oprócz ciała zaczęłam pielęgnować też duszę.
Nie pozwalam się już traktować jak małe dziecko,staram się wszystkie sprawy wyjaśniać od razu,nie ukrywam się już z emocjami.
Jedyne z czym mam problem to brak pewności siebie. Jednak myślę,że i to ogarnę.
Nerwica pokazała mi też ,że nie warto przejmować się rzeczami na, które nie mam wpływu. Co ma być to i tak będzie. Życie jest jedno i muszę przeżyć je sama,tak jak ja chcę. Zauważyłam tyle pięknych rzeczy,które są dookoła mnie a także zaczęłam doceniać to co mam.
Kosztowało mnie to dużo energii,łez i mimo,iż nie zawsze jest u mnie kolorowo,ale czuje teraz taką lekkość w sobie. Dużo jeszcze pracy przede mną ,ale wiem ,że warto.