Strona 1 z 1

Reakcja walcz bądź uciekaj czyli nerwica i atak lęku część 1

: 17 lutego 2016, o 16:42
autor: Victor
Reakcja "walcz bądź uciekaj" jest reakcją, która odpowiada za objawy i strach podczas ataku paniki i lęku w ogóle. W znacznej części (80 %) odpowiada za objawy występujące podczas lęku.
I najważniejsze co można z tym zrobić to zrozumieć, że objawy te są naturalnym mechanizmem w organizmie każdego człowieka.

W zasadzie reakcja walcz bądź uciekaj, jest w nas zaprogramowana. Każdy z nas ma zdolność do przeżywania tej reakcji. Tylko, ze jest jeden szkopuł, reakcja ta nie dziwi nikogo z nas, (nie przerażamy się nią) kiedy pojawia się w sytuacji realnego zagrożenia, wówczas lęk jest racjonalny, zgodny z zagrażająca rzeczywistością.
Problem zaczyna się, kiedy reakcja walcz bądź uciekaj powoduje w nas chorobowy lęk, nie spowodowany żadnym zagrożeniem z zewnątrz ale - nadmiarem stresu, przemęczeniem, strachem wywołanym przez objawy narkotyczne, przeżytą traumą, konfliktami wewnętrznymi, kłopotami w życiu itp.

Każdy z nas kiedyś przezywał realną sytuację gdy takowa reakcja została uruchomiona. Czy np. byliśmy uczestnikami awantury bądź bójki, uniknęliśmy o włos wypadku drogowego, czekając na jakiś poważniejszy zabieg a nawet na ważny egzamin.
Zazwyczaj wtedy zawsze towarzyszy uczucie strachu czy przerażenia. Nasz organizm zostaje przygotowany wówczas do walki bądź ucieczki, bo takie już jest jego zadanie.
W takiej sytuacji nikt z nas nie dziwi się niektórym objawom jakie wtedy towarzyszą, szybki puls, przyspieszenie oddechu, drętwienia, słabość, mdłości, parcie na pęcherz, skoki ciśnienia i cała masa innych doznań.
Nie dziwimy się albo nawet ich nie zauważamy, nie skupiamy się na nich bowiem widzimy realne zagrożenie i podświadomie rozumiemy to. Nie reagujemy na tą reakcję i objawy z nią związane - LĘKIEM.
Choć wówczas lęk jest też obecny ale racjonalny, nie chorobowy.

W przypadku drugiej opcji lęku chorobowego, zaburzenia lękowego z napadami paniki (nerwicy lękowej) mamy do czynienia z obecnością nawracających, nieprzewidywanych napadów paniki, po których pojawiają się uporczywe OBAWY przed wystąpieniem kolejnego napadu, czyli tak zwanego lęku przed lękiem.

I właśnie te uporczywe OBAWY przed zagrożeniem, tylko tym razem nie sprecyzowanym jak w przypadku bójki czy awantury, tylko zagrożeniem wyobrażonym przez nas samych o różnej tematyce, najczęściej mówiące, że na coś chorujemy, bądź wariujemy, umieramy itp., wznawiają samoczynnie reakcję "walcz bądź uciekaj".
Przez co często nawet bez ataków paniki, codziennie mamy rozmaite objawy i możemy je odczuwać non stop. Przez całe dnie.
Najczęściej po tym, sami zaczynamy się z kolei bać codziennych objawów, co z kolei nasila nasz strach i lęk, a ten powoduje nowe objawy bądź nasila obecne.

Najczęstsze wątpliwości jakie rodzą się w naszych głowach, to czy możliwe, ze tak straszne objawy są powodowane nerwicą? Czy możliwe aby organizm dawał takie objawy jak ja przecież jestem spokojny, niczym się nie martwię, stresy odeszły itp..

Niestety nie jest to takie proste kiedy już dostaliśmy pierwszego lęku chorobowego, ataku paniki, to ze jesteśmy spokojni nie znaczy, że już wszystko jest dobrze. To tak do końca nie działa.

Zazwyczaj możemy nie być świadomi, że nasze życie zmierza w kierunku zaburzeń lękowych, mamy trudności ale kto ich nie ma... więc czemu ma przyjść jakaś tam nerwica.
Otóż wielu z nas może mieć predyspozycje do zachowań lekowych, mówiąc prosto, każdy ma pewną granice odporności na stres po przekroczeniu, której nasz układ nerwowy nie wyrabia, umysł jest zmęczony i próbuje uciekać w nerwicę, w temat zastępczy. Umysł nasz nie zna innego sposobu na ucieczkę albo podjęcie walki jak tylko uruchomienie reakcji walcz bądź uciekaj, i właśnie to robi.

Czyli wielu z nas może mieć trudne dzieciństwo, trudny okres dorastania, wielu może mieć kłopoty ze szkołą, praca, pieniędzmi, być zależnym od kogoś finansowo a ta osoba "wypomina", mieć kłopoty zdrowotne, może nas spotkać śmierć kogoś bliskiego, wiele osób może mieć kompleksy, trudności w nawiązywaniu kontaktów, może być odrzucany prze innych ludzi.
Wielu z nas może być wrażliwymi ludźmi, osobami, które wszystko przezywają, wszystkim się denerwują, można mieć naprawdę wiele powodów do nerwicy (wymienienie ich i omówienie równałoby się napisaniu książki), które zwykle kiełkują latami powodując korozję psychiki aż a w końcu ona wybuchną. Może to być też nagłe jak np. trauma albo zachwianie się dotychczasowego życia, śmierć w rodzinie, narodziny dziecka, a nawet ślub, bądź np przeprowadzka do innego miasta, kraju albo użycie narkotyku, który wywołał pierwszy atak paniki.
W każdym bądź razie w tym momencie nie ważne co to spowodowało, ważne, ze nasz umysł powiedział STOP, przegrzał się, przeszedł na stan awaryjny, zaczął samemu uciekać od problemu bo już nie mógł znieść tych wiecznie zmartwionych myśli bądź presji jaką sami sobie stwarzamy nie umiejąc odpowiednio podejść do jakiegoś problemu.
Organizm nie mógł znieść stresu, którego dawka przekroczyła indywidualną granicę odporności na stres.
Często ta granica odporności kształtuję się w dzieciństwie, okresie dorastania, oraz z wzorców jakie nam daje nasza rodzina.

Wtedy właśnie nie wyrabiający mózg - organizm - układ nerwowy stwarza sobie własną ucieczkę i uruchamia reakcję walcz bądź uciekaj, i tu objawy mogą być bardzo różne, choć nie inne niż objawy podczas realnego zagrożenia jak choćby bójka, tylko, ze inaczej są przez interpretowane przez co i odczuwane: wariowanie serca, duszności, drętwienia, kłucia w klatce, zawroty głowy, bóle żołądka i mdłości, rozwolnienie, parcie na pęcherz, uczucie omdlewania i słabości, drgawki, uczucie zaciskania się przełyku i duszności, kłopoty z łykaniem śliny, suchość w ustach, bladość skóry, wysokie tętno, uczucie, że brakuje nam powietrza, ucisk w głowie, uczucie ciepła bądź zimna na skórze, derealizacja i depersonalizacja czyli ogólnie mówiąc stany poczucia nierealności.
I zazwyczaj ten pierwszy atak wyzwolony przez nasz układ nerwowy rozpoczyna gehennę każdego kto dostał tego chorobowego lęku, no bo nie racjonalnego tylko irracjonalnego- nazywam go chorobowym.
I teraz tylko czemu potem nerwica trwa i trwa? Najpierw odpowiadając na pierwsze wcześniejsze pytanie czy nerwica może powodować tak silne objawy, odpowiadam może, MOŻE!
Nerwica to jest jedna wielka symulantka, układ nerwowy i umysł mogę sterować każdym narzędziem i układem w organizmie, stąd często przy lęku i nerwicy jest tyle objawów.

A czemu to dalej trwa?
Ano tak szczerze nie trwało by to długo gdybyśmy na dzień dobry potrafili podejść do tego bez obaw, co zwykle na początku właśnie jest mało możliwe. Co się z nami dzieje przy pierwszych objawach tego lęku i ucieczki umysłu, ataku paniki, każdy kto to przeżył wie.
Objawy zwykle są tak bardzo silne, że jesteśmy tak cholernie przerażeni, ze do głowy nam nie przychodzi aby właśnie wtedy NIE panikować.

I wówczas dzieje się rzecz bez mała "fascynująca" naszemu umysłowi udaje się tym pierwszym atakiem, objawem, doprowadzić do skupiania się nie już na problemach przez, które układ nerwowy się wykończył ale na nowym problemie, a dokładnie na wyimaginowanym niebezpieczeństwie, jakim jest w naszym mniemaniu po pierwszym ataku - CHOROBA.
Wbrew pozorom ta ucieczka naszego umysłu, ma pomagać, ale jednak doprowadza do wpadnięcia w błędne koło nerwicowe. Czemu tak się dzieje?
Bowiem jak już pisałem wyżej, każdy człowiek, który dostaje ataku paniki, objawów lęku, nie traktuje tego jako czegoś naturalnego, bo gdyby tak potraktował nerwica nie zaistniała by w żadnym z was!
Myślicie, że to odważna teza i mało realna?
Nic z tego, to zwykłe stwierdzenie faktu, gdyby każdy z nas podczas pierwszego ataku paniki, objawu lęku był w pełni świadomy, że to co się z nim dzieje to protest układu nerwowego na zbyt duże obciążenie stresem, i że każdy objaw lęku oraz napad paniki mija po 10 - 15 minutach a nawet krócej jeśli nie jest nakręcany przez strach i wyobraźnię, to wówczas o wiele lepiej rozpoczynała by się przygoda z nerwicą, bo w wielu wypadkach nie doszłoby to zaburzenia.
A do tego pomocna świadomość, że nie ma powodu aby te ataki paniki, objawy wracały, no chyba, że nadal będziemy obciążać układ nerwowy swoimi stresami oraz nierozwiązanymi problemami w naszym życiu i psychice, to i tak każdy kolejny taki ataki szybko by minął i nie stwarza on niebezpieczeństwa. Organizm jest przyzwyczajony do tych objawów, bowiem to jego naturalny stan rzeczy.

Ale to tak zwykle nie wygląda. Każdy kto przeżyje pierwszy objaw, atak, zaczyna przede wszystkim myśleć, że to co się z nim dzieje to poważna choroba, zawał serca, wylew, wpadanie w szaleństwo, zazwyczaj w ciągu kilku sekund zmieniamy się w człowieka trzęsącego się ze strachu o swoje życie.
Każdy z nas wtedy wierzy usilnie, że te objawy to nic innego jak śmierć, zwariowanie, rak, guz mózgu bądź zawał serca. Do czego to doprowadza? Ano do tego, ze nasz umysł doprowadził do swojego celu i dał nam temat zastępczy, chciał uciec i uruchomił od nadmiaru stresu mnóstwo hormonów reakcji stresowej, stąd pierwszy atak, stąd pierwsze objawy.
A dokładnie doprowadza to do tego, że wszyscy jak jeden mąż zaczynają rajdy po stronach internetowych albo wizycie na pogotowiu, bądź u lekarza, zaczynają badania, i zbadać się oczywiście trzeba, bo to może być np. chora tarczyca bądź anemia
.
I od tego zaczyna się chorowanie na nerwicę, zaczyna się ciągłe myślenie już nie o problemach dnia codziennego, choć te nadal istnieją pogarszając tylko sytuację, zaczyna się skupianie na sobie, na swoim ciele, na objawach, każda sekunda to analizowanie jak się czuję (oczywiście źle!) nakręcanie się poprzez wyobrażanie sobie, ze umieramy, chorujemy na raka, mamy ciężko chore serce, że się udusimy, będziemy cierpieć. Skaczemy po stronach diagnozujemy się, nie wierzymy w wyniki badań.
Dlatego wówczas najlepiej nie mieć za dużo czasu bo bardzo pogarsza to sprawę.

Jednym słowem zaczynamy zupełnie inne życie, przepełnione strachem i lękiem, nerwica to nie tylko atak paniki i koniec, choć tak też może to wyglądać, jednakże po pierwszym ataku, objawie lęku, poprzez złe podejście do tego, wpadamy w cykl lęku, utrwalamy w umyśle pewność, ze teraz grozi nam prawdziwe niebezpieczeństwo, choroba, poprzez to i ciągle martwienie się o nasze zdrowie, reakcja walcz bądź uciekaj jest ciągle w gotowości, ciągle jest uruchamiana, dlatego, czy można stale przy nerwicy źle się czuć?
TAK MOŻNA. Można mieć objawy 24 godziny na dobę nawet przez 10 lat, jeśli nadal wątpimy w diagnozę nerwicy, nadal martwimy się objawami, boimy się tych objawów, boimy się, że przyjdzie znów atak paniki, ciągle wątpimy czy aby na pewno ciężko nie chorujemy, nie umrzemy.
Ciągle analizujemy nasz stan, skanujemy ciało...każdy nerwicowiec po pół roku zaburzenia ma tak nieświadomie wyćwiczone analizowanie, ze po otwarciu oczu po 10 sekundach już skanuje siebie, otoczenie, czy aby nie umiera, czy nic go nie boli, czy nie zwariował i otoczenie się nie zmieniło.
Ja tej analizy nigdy nie byłem tak świadomy, dopóki nie pozbyłem się tego całkiem. Wtedy ujrzałem rozmiar analizy i skanowania siebie oraz skupiania się na sobie to właśnie to pierwsze podejście, oraz dalsze nieprawidłowe traktowanie nerwicy jako czegoś naprawdę zagrażającego, skanowanie, analizowanie jest powodem dla, którego jeszcze nie wyzdrowieliście z nerwicy.

Oczywiście, że praca nad sobą i swoimi problemami jest bardzo ważna ale traktując jak należy nasze objawy, ataki paniki, nie jako coś strasznego, nie jako cięzką chorobę, oswojenie się z tymi atakami paniki, spowoduje, że problemy i nasze życie możemy układać bez ciągłego lęku c i nerwicy.
Oczywiście, że problemy mogą powodować objawy wkoło ale jak do nich odpowiednio podejdziemy, to będą się pojawiać tylko na chwilę, jak u każdego zdrowego człowieku w obliczu stresu, nie trzeba od razu chorować na nerwice.

Ale co teraz zrobić kiedy już miesiące lata w tym tkwimy?
To można porównać do treningu, im dłużej trenowaliśmy utwierdzanie się w tym, że ciężko chorujemy, im dłużej w kółko wątpiliśmy, im dłużej utrwaliliśmy w sobie skanowanie i analizowanie naszych ciał i otoczenia, tym dłużej teraz musimy zapewnić nasz umysł, ze jednak jest bezpieczny, choć nie mówię, ze to ,musi trwać latami, w żadnym wypadku.
Mnie najdłużej zajęło oswojenie się z atakami paniki, z lękiem i innymi objawami poszło dość szybko, choć chorowałem dość długo bo jednak na nerwice i lęki chorowałem od bardzo dawna. W zasadzie od 14 roku życia. Natomiast ostry stan lęków trwał 7 lat. Teraz wiem, ze nienależycie podchodziłem do tych objawów, ciągle się ich bałem i nie chciałem dopuścić do tego, że mój umysł poczułby się bezpieczny, ciągle nakręcałem lęk i żyłem w fałszywym przekonaniu, że jestem na coś wiecznie chory.

Wychodzenie z tego to w zasadzie nie jest temat na ten wątek, w ciągu miesiąca wstawię obszerny opis jak ja sobie zacząłem radzić z atakami paniki, agorafobią, lękiem.
Ten wątek ma na celu wyjaśnić a w zasadzie przybliżyć czym jest nerwica i jak ona się rozwija, w którym momencie popełniamy błąd, i że tak naprawdę wyzdrowienie z nerwicy jest na wyciągnięcie ręki każdego z was. Gdybyście tą rękę wyciągneli i przestali wątpić, analizować, martwić się w kółko stanem zdrowia zobaczylibyście jak blisko to wszystko było każdego z was, gwarantuję, ze zaśmialibyście się z tego, że to było tak blisko.
Gdyby każdy z was na początku przy pierwszym objawie uwierzył, że to tylko lęk i nerwy, uświadomił to sobie i miał wiarę w nerwice, nie zachorowalibyście.
Bowiem objaw lęku i atak paniki by minął bardzo szybko, bowiem każdy atak ze strony układu nerwowego i reakcja walcz bądź uciekaj się kończy (jeśli nie jest nakręcana przez własne obawy i myślenie oraz wyobraźnię). Nawet teraz gdybyście z miejsca odrzucili wątpliwości, bylibyście zdrowi.
Wiem to po sobie.

Polecam wszystkim chodzenie na terapię poznawczo - behawioralną, stanowi według mnie fundament do przełamywania strachu przed objawami i atakami paniki.
Polecam czytać wszelkie książki psychologiczne dotyczące, lęku, ataków, kontroli, świadomości, nerwic. Nie pytajcie jakie najlepsze, bo nie ma najlepszych, kazda coś daje pozytywnego, każda czegoś może nauczyć, pod warunkiem, ze stosujemy to o czym czytamy.

Na koniec mam jeszcze kilka słów do osób, które wpadły zw zaburzenie lękowe, derealizację pod wpływem narkotyków, w tym wypadku powyższa zasada działa identycznie, z tym, zę kiedy dana osoba jest podatna na lek, i zastosuje na sobie jakieś używki, dostaje zwykle objawy danego narkotyku, zazwyczaj taka osoba, która lubi kontrolę i jest nieodporna na strach, tak bardzo przeraża się tymi objawami, ze dostaje ataku paniki i pierwszego lęku. Dalszy rozwój zaburzenia nie jest związany z narkotykiem a z tym co powyżej zostało napisane.
I mała rada, jeśli po narkotykach masz objawy lęku, unikaj tego, bowiem nagminne stosowanie takich używek może bardzo pogarszać stan psychiczny.


Mam nadzieję, żę opis reakcji walcz bądź uciekaj i jej następstwa nie jest zbyt pogmatwany. Starałem się jak najbardziej łopatologicznie opisać ten stan rzeczy :)
W tym temacie Reakcja walcz bądź uciekaj - czym są objawy lęku i paniki można o tym dyskutować.


Poniżej zamieszczę opis reakcji "walcz bądź uciekaj" przez osobę, której udało się po trudach z tej pętli wydostać. Opis ten jest bardzo jasny i przemawia - a to najważniejsze.
Całą historię można przeczytać tutaj (polecam): http://szaffer.pl/


"Po pierwsze poznaj swoją chorobę. Poniżej trochę o informacji na temat nerwicy. Większość z nich odnosi się również do 'zwykłego' stresu i można je łatwo znaleźć w rozległej literaturze na ten temat. Zrozumienie jak nasz organizm reaguje w sytuacjach stresowych jest ważne, bo pozwala zaakceptować, że z osobę znerwicowaną (zestresowaną) nie dzieje się nic szczególnie niezwykłego. Wręcz przeciwnie, organizm realizuje strategię wykształconą przez miliony lat ewolucji. Ta strategia to uruchomienie w chwili zagrożenia mechanizmu 'walcz lub uciekaj' i polega na przestawieniu organizmu w tryb właśnie do walki lub ucieczki przystosowany. Jest to realizowane poprzez zestaw hormonów – adrenaliny, kortyzolu i innych–uruchamianych automatycznie przez mózg w odpowiedzi na postrzegane zagrożenie. A więc w chwili wyczekiwania na zagrożenie–opróżnienie organizmu z niekoniecznych substancji (kału, moczu) i powstrzymanie od przyjmowania pokarmu – organizm będzie sprawniejszy, w przypadku odniesienia ciężkich ran lepiej się będą goiły.

(Często w filmach wojennych pojawia się przekaz że chłopcy przed akcją mają nie jeść śniadania. Rozkaz w dużym stopniu zbyteczny. Nie sądzę, żeby żołnierz przed śmiertelnie ryzykownym zadaniem w ogóle był w stanie cokolwiek zjeść. Rutyniarz jakiś chyba z wyciętymi nadnerczami.)

W momencie zagrożenia przede wszystkim dochodzi do podniesienie tętna serca (przez co więcej tlenu dochodzi do mięśni), obniżenie temperatury ciała przez pocenie (chłodzenie mięśni przy wysiłku, zagęszczenie krwi), odpływ krwi do istotnych organów wewnętrznych i mięśni – odczuwane jako chłód kończyn, przy okazji rozszerzenie źrenic – zmiana kontrastowości widzenia. Wszystkie te zmiany zwiększają szanse przeżycia. Nie jestem lekarzem i nie roszczę pretensji do absolutnej ścisłości powyższego, ale tak to mniej więcej działa. Zmianom podlega również nasza psychika. Jakość i kreatywność przetwarzania informacji ustępuje miejsca szybkości i koncentracji. Powód jest oczywisty – rozpoznanie czy tygrys jest bardziej, czy mniej cętkowany nie ma takiego znaczenia jak te parę milisekund, o które rozpoznamy go wcześniej. W momencie stresu nasz umysł koncentruje się na błyskawicznym rozpoznawaniu zagrożenia (mikro-wizje), podsuwaniu scenariuszy zagrożenia (natrętne myśli). Tego, że w czasie zagrożenia organizm rezygnuje ze snu, chyba nie trzeba dodawać. Ten mechanizm uratował życie wielu naszym przodkom i powinniśmy się cieszyć, że go mamy. "

"Jest z nim jednak pewien problem. Strategia ta średnio pasuje do stresu cywilizacyjnego – presji w pracy, egzaminów, szefa choleryka, korków ulicznych itp. Nie widać tygrysa. W efekcie nasz mózg usilnie szuka tygrysa zastępczego. To jest prosta droga do nerwicy. Nieszczęście zaczyna się gdy mózg identyfikuje objawy napięcia, jako zagrożenie. Pojawia się wtedy sprzężenie zwrotne. Im więcej się boimy tym więcej jest objawów – im więcej objawów tym więcej się boimy. Atak paniki gotowy, aż do wyczerpania hormonalnej amunicji.

Z powyższego wynikają przydatne informacje terapeutyczne. Po pierwsze znerwicowany organizm 'tylko' realizuje zaprogramowaną strategię, a z fizycznego punktu widzenia nie dzieją się w nim rzeczy niezwykłe czy groźne. Po drugie aby wyjść z nerwicy trzeba przerwać morderczą pętle strachu przed strachem.

Bardzo konkretnie oznacza to, że w przypadku nadchodzącego ataku paniki, bez względu na to jak porażające są twoje myśli, MUSISZ mówić i uświadamiać sobie, że są to normalne fizyczne symptomy wynikające z biochemii naszego organizmu, które w dodatku sami podsycamy przejmując się nimi. Że te objawy wkrótce miną. Zawsze mijają bo tak czy siak możliwości reakcji mózgu na hormony strachu są skończone. Jak się przesteruje wejście tego wzmacniacza to będzie charczeć, ale nie będzie już głośniej. Co najwyżej wpadniemy w stan poczucia nierealności. To nasz mózg buntuje się przeciw logicznie bezzasadnemu pobudzaniu hormonami strachu i mówi swojej autonomicznej połówce 'hej to chyba przesada, jakaś pomyłka, spróbuję to zignorować'. Jesteśmy w takim stanie nierealności znacznie spokojniejsi nieprawdaż? To jest dodatkowa pomoc ze strony naszej psyche.

Zresztą po prawdzie kiedy ostatnio miałeś taki naprawdę potworny atak paniki? Chyba już dość dawno temu. Raczej na początku choroby. Teraz tylko czekasz w napięciu, że wróci, prawda?

Jeśli podejrzewasz rzeczywistą fizyczną chorobę to zrób sobie kompleksowe badania: EKG, zakaźne, pasożyty, markery nowotworowe i co tam jeszcze medycyna proponuje. Zrób je tak czy siak dla pewności. Ale jeśli wszystkie badania wychodzą dobrze to powiedz w pewnym momencie stop i zawierz swojemu rozumowi, że fizycznie jesteś zdrowy. Walcz z pokusą ciągłego monitorowania swojego ciała! To nakręca pętlę strachu. Ono samo świetnie się ureguluje! (Jeśli jesteś chory na przewlekła chorobę np. nadciśnienie, czy alergię to oczywiście lecz TĘ KONKRETNĄ chorobę zgodnie z zaleceniami lekarza.)

No dobrze skoro to takie proste to czemu tak trudno z nerwicy wyjść? Czemu po zrozumieniu przyczyn nerwicy nie mija ona od ręki? Przecież nie chcemy się bać. Nawet rozumowo wiemy, że nie powinniśmy.

Dzieje się tak dlatego, że nasz organizm w skutek ciągłego napięcia uwrażliwił się i przyzwyczaił do pewnych reakcji. Wąska ścieżka pomiędzy postrzeganiem zagrożenia, a układem 'walcz – uciekaj' zmieniła się w autostradę. Nasze myśli ciągle biegną w jednym kierunku. Koncentrujemy się na zagrożeniu. Ciągle pobudzane neurony w autonomicznym układzie nerwowym iskrzą nieustannie. Nawet jeśli przerwiemy pętlę strachu to zajmie nam miesiące, zanim je uspokoimy. Zanim autostrada opustoszeje i zarośnie krzakami. Mózg ma genialną funkcję zapominania, trzeba jednak na to trochę czasu. Nawyki zmieniają się powoli. (Zwłaszcza jeśli trochę zżyliśmy się z chorobą i czasem nam z nią wygodnie? Jak w tym kawale o niedosłyszącym dziadku, który nigdy nie słyszy próśb o pomoc przy pracach domowych, szybko jednak reaguje gdy ktoś szepnie o nim per 'stary głuchy piernik."