Czym jest dla Ciebie akceptacja?
: 15 maja 2018, o 15:41
Bardzo dużo już zostało napisane o akceptacji, ale też i dużo pytań wciąż krąży wokół tego tematu. Co to znaczy zaakceptować coś w nerwicy, albo w ogóle w życiu. Dlaczego tak wiele się bierze problemów z braku akceptacji?
Moim zdaniem, jedną z interpretacji może być to, że brak akceptacji, to sprzeczanie się z rzeczywistością, z tym, co jest i niezgoda na to, powodująca efekt rybki szarpiącej się w sieci.
Nie powinienem czuć tych objawów, powinienem czuć się normalnie.
Nie powinnam być bezsilna, powinnam mieć wszystko pod kontrolą.
Powinienem był już dawno coś z tym zrobić.
Powinnam się już dawno odburzyć.
Moje życie powinno wyglądać teraz inaczej.
Powinnam mieć już założoną rodzinę, tak jak wszystkie koleżanki z fejsa...
Powinienem mieć inną pracę i większe zarobki w tej chwili.
Powinienem był skończyć inne studia.
Muszę mieć już większe oszczędności, a nie mam.
Powinienem być pewniejszy siebie.
ALE TAK NIE JEST.
Można to podsumować jako rzeczywistość swoje, a umysł swoje i pojawia się rozbieżność pomiędzy tym, co jest, a tym, czego nie ma. Tym, co występuje, a tym, z czym porównuje to umysł. A z tej rozbieżności wypływa frustracja, bezsilność, złość (na siebie, albo życie), rozpacz, niezgoda, a wraz z nimi napięcie, stres, poczucie bezradności i pewnie wiele innych nieprzyjemnych, niszczących w nadmiarze odczuć, które pogłębiają i tak już negatywny stan.
Umysł uwielbia snuć bajania, porównywać, analizować, osądzać. A wszystko to wynika z przekonań, wartości, w których się dorastało, wymagań wobec siebie, tzw. norm społecznych i wielu wielu innych czynników, które składają się na procesy myślowe.
Nie sprzeczajmy się z rzeczywistością. Tak łatwo zapomnieć o tej zasadzie.
Zaprzestanie sprzeczania się nie ma na celu przyklepywania rzeczywistości na zawsze taką, jaka jest. Ma na celu skończenie z szarpaniem się, z psychicznym samobiczowaniem się, z generowaniem masy odczuć, które kopią pod nami wielki dół. Akceptacja rzeczywistości, to nie sprzeczanie się z tym co jest, na rzecz spojrzenia na sytuacje adekwatnie do tego, jak teraz wygląda.
"Mam nerwicę, podczas gdy wielu innych ludzi jej nie ma" -- akceptacja polega na uznaniu, że w tej chwili sytuacja wygląda właśnie tak. Po co mówić sobie: "Nie powinienem jej mieć, jestem przegrywem"? Fakt jest taki, że zaburzenie się przyplątało. W zamian należałoby powiedzieć: "Co mogę zrobić, by z niej wyjść, skoro już jest?", albo: "W tej chwili mam zaburzenie, ale z czasem uda mi się je pokonać". Stwierdzenie, że nie powinno się jej mieć, frustrująca niezgoda pogłębi tylko stan, którego się mieć nie chce, wzmoże nie do końca obiektywne poczucie bezsilności, a nawet może zahamować chęć do działania (po co coś robić, skoro i tak teraz nie jestem w życiu tam, gdzie być swoim zdaniem powinienem?).
Często mamy też nierealistyczne oczekiwania wobec siebie, to oddzielny temat, ale warto go zasygnalizować. Nierealistyczne np. co do czasu wychodzenia z nerwicy i możliwości człowieka, jako takiego, do mega szybkiej zmiany postaw i wzorców myślowych (to jest proces, a nie moment eureki). Albo nierealistyczne oczekiwania co do poziomu ogarnięcia życiowego w danym momencie, zbyt perfekcjonistyczne wymagania wobec siebie i życia, itp.
Także skoro coś jest w takiej formie, w jakiej jest w danym momencie, to znaczy, że tak ma w tej chwili być, bo tak jest. Co nie znaczy, że nie można dążyć do tego, by formę zmieniło.
Gdy przestaniemy się szarpać, może się okazać, że oczka sieci, w której się szarpiemy są większe od takiej rybki, jak my, niż myśleliśmy i można sprytnie z niej przez któreś z nich wypłynąć...
Moim zdaniem, jedną z interpretacji może być to, że brak akceptacji, to sprzeczanie się z rzeczywistością, z tym, co jest i niezgoda na to, powodująca efekt rybki szarpiącej się w sieci.
Nie powinienem czuć tych objawów, powinienem czuć się normalnie.
Nie powinnam być bezsilna, powinnam mieć wszystko pod kontrolą.
Powinienem był już dawno coś z tym zrobić.
Powinnam się już dawno odburzyć.
Moje życie powinno wyglądać teraz inaczej.
Powinnam mieć już założoną rodzinę, tak jak wszystkie koleżanki z fejsa...
Powinienem mieć inną pracę i większe zarobki w tej chwili.
Powinienem był skończyć inne studia.
Muszę mieć już większe oszczędności, a nie mam.
Powinienem być pewniejszy siebie.
ALE TAK NIE JEST.
Można to podsumować jako rzeczywistość swoje, a umysł swoje i pojawia się rozbieżność pomiędzy tym, co jest, a tym, czego nie ma. Tym, co występuje, a tym, z czym porównuje to umysł. A z tej rozbieżności wypływa frustracja, bezsilność, złość (na siebie, albo życie), rozpacz, niezgoda, a wraz z nimi napięcie, stres, poczucie bezradności i pewnie wiele innych nieprzyjemnych, niszczących w nadmiarze odczuć, które pogłębiają i tak już negatywny stan.
Umysł uwielbia snuć bajania, porównywać, analizować, osądzać. A wszystko to wynika z przekonań, wartości, w których się dorastało, wymagań wobec siebie, tzw. norm społecznych i wielu wielu innych czynników, które składają się na procesy myślowe.
Nie sprzeczajmy się z rzeczywistością. Tak łatwo zapomnieć o tej zasadzie.
Zaprzestanie sprzeczania się nie ma na celu przyklepywania rzeczywistości na zawsze taką, jaka jest. Ma na celu skończenie z szarpaniem się, z psychicznym samobiczowaniem się, z generowaniem masy odczuć, które kopią pod nami wielki dół. Akceptacja rzeczywistości, to nie sprzeczanie się z tym co jest, na rzecz spojrzenia na sytuacje adekwatnie do tego, jak teraz wygląda.
"Mam nerwicę, podczas gdy wielu innych ludzi jej nie ma" -- akceptacja polega na uznaniu, że w tej chwili sytuacja wygląda właśnie tak. Po co mówić sobie: "Nie powinienem jej mieć, jestem przegrywem"? Fakt jest taki, że zaburzenie się przyplątało. W zamian należałoby powiedzieć: "Co mogę zrobić, by z niej wyjść, skoro już jest?", albo: "W tej chwili mam zaburzenie, ale z czasem uda mi się je pokonać". Stwierdzenie, że nie powinno się jej mieć, frustrująca niezgoda pogłębi tylko stan, którego się mieć nie chce, wzmoże nie do końca obiektywne poczucie bezsilności, a nawet może zahamować chęć do działania (po co coś robić, skoro i tak teraz nie jestem w życiu tam, gdzie być swoim zdaniem powinienem?).
Często mamy też nierealistyczne oczekiwania wobec siebie, to oddzielny temat, ale warto go zasygnalizować. Nierealistyczne np. co do czasu wychodzenia z nerwicy i możliwości człowieka, jako takiego, do mega szybkiej zmiany postaw i wzorców myślowych (to jest proces, a nie moment eureki). Albo nierealistyczne oczekiwania co do poziomu ogarnięcia życiowego w danym momencie, zbyt perfekcjonistyczne wymagania wobec siebie i życia, itp.
Także skoro coś jest w takiej formie, w jakiej jest w danym momencie, to znaczy, że tak ma w tej chwili być, bo tak jest. Co nie znaczy, że nie można dążyć do tego, by formę zmieniło.
Gdy przestaniemy się szarpać, może się okazać, że oczka sieci, w której się szarpiemy są większe od takiej rybki, jak my, niż myśleliśmy i można sprytnie z niej przez któreś z nich wypłynąć...
