Straszna myśl " nie chce żyć "
: 25 listopada 2021, o 08:21
Witam. W 2009 roku we wrześniu po grupie jelitowej i wymiotach strasznie bolało mnie w głowie. Wkrecilam sobie wtedy, że coś mi się z głową stało. Dostałam zawrotów głowy, źle widziałam,mdłości itd. skończyło się lataniem po lekarzach , wkręcaniem sobie raka. Rezonans itd wszystko dobrze. Dostałam tak silnych lęków cały czas, że nie byłam wstanie nic robić, nawet oglądać TV. Niczym nie umiałam się zająć. Nie mogłam komplete spać ani w nocy ani w dzień.Poszłam do psychiatry. Po 10 min w gabinecie dostałam lek escitil. Po 3 tabletkach chodziłam po ścianach . I biegałam na około stołu bo nie mogłam usiedzieć a lęki i wszystko się nasiliło. Poszłam spowrotem do lekarza a on powiedział, że to dziwne i nie możliwe i brać dalej. Tak się zawiodłam. Dostałam lęku do tego lekarza . Że nawet z koleżanką która mnie tam zawiozła, nie mogłam się spotykać bo kojarzyła mi się z lękiem przed tym lekarzem. Czytałam dużo, wasze forum mnie uspakajało mnie , pocieszenia mamy i męża że to nerwica też ale na chwile. Czytałam dużo o psychoterapiach więc się na nią wybrałam. Niestety czułam się źle w otoczeniu tej psychoterapeutki, a po każdym wyjściu czułam się gorzej. Na każdy spotkaniu naciskała na psychiatrę i leki żeby brać. A ja po tej sytuacji tak bardzo bałam się leków i lekarzy. Zrezygnowałam z niej. Niestety nadal tak cierpiałam. Jedynie tabletki ziołowe i dziurawiec, melatonina pozwoliły mi już spać. Reszta nadal była, lęki ciągle , zamartwianie , obcość w domu, droga , członkowie rodziny. Poszłam więc do innej psychiatry. Bardzo fajna , najpierw dała na badania i psychoterapię na NFZ. Pani psychoterapeutka stwierdziła że nie wiadomo czy jest wogole dla mnie leczenia. To co mi jest !? Pomyślałam..nadal się męczyłam i zaczęły się nieszczęsne teleporady. Przez tel powiedziałam lekarce na następnej wizycie co i jak i dała mi zoloft. Po 4 dniach brania dostałam myśli, Że nie wytrzymam i zaraz sobie cos zrobię. Do lekarza się nie dostalam. Bo poszła na jakiś urlop i będzie za 30dni. Koszmar. Znowu rzuciłam leki. Zawzięłam się w sobie, zioła i nowa psychoterapeutka prywatnie. Super kobieta. Od 1 spotkania mialam nadzieję na wyjście z tego bagna. I tak chodziła od czerwca. W wakacje nad morzem leżałam na plaży , mąż w wodzie z dziećmi, a ja leżąc na piasku z myślami " nie dam rady , nie chce żyć" i że mam depresję. Miałam w ten dzień psychoterapię online. Psychoterapeutka powiedziała że nie mam żadnej depresji itd. Jak ręką odjął. Myśli odeszły i czułam się w 50% lepiej. Wróciłam. Jeszcze nadal były lęki ale dawałam rady z dziećmi siąść do zadań online które wtedy jeszcze były tylko wysyłane. Zajmowało mi to głowę. Myśli typu ' nie chce żyć, nie dam rady , jaki sens ma życie, znowu to samo, jaki sens ma że wyjdę z domu " powoli mijały. Mówiłam psychoterapeutce, że one chyba były lękowe bo lęki się zmniejszają i one też odchodzą.. poszłam w październiku do pracy. Niestety praca super ale szef jakiś nie normalny więc zwolnilam się w lutym za namową męża. Bo stresy nie były mi potrzebne dodatkowe. Było coraz lepiej. Od wiosny tego roku rewelacja. Czyli po roku terapi było super i już myślałam czy nie zmniejszyć częstotliwość terapi. Czułam się zdrowa. Nagle we wrześniu tego roku. Dostałam wzdęć silnych, później zaparć itd. poszłam do lekarza i pierw mnie leczyli potem już któraś lekarka stwierdziła, że może kolonoskopię i już obserwowałam swój organizm. Wkrecilam sobie raka jelit. Mój lekarz dał mi antybiotyki na jelita. Po nich nagle zaczęło mi się robić w kółko słabo. Pojechałam do szpitala niestety mnie nie przyjęto. Wezwałam karetkę stwierdzili że nic nie widzą. A wracałam z mężem z innej miejscowości. Mówię jedz do nas na szpital bo ciągle mi słabo. I czuję że mdleje. I że umrę. Zresztą w całej chorobie jelit też lęk, że umrę. Pojechaliśmy. Pół dnia w szpitalu. Badania krwi nic nie wykazały i odprawiono mnie do domu a nadal robiło mi się słabo. Poszła. Do lekarza rodzinnego i stwierdził, że ten antybiotyk nie mógł tego zrobić, ale w ulotce to było. Że to nerwica. Uspokoilam się. Ale nagle zaczęły pojawiać się lęki. Znowu nie mogę ugotować , posprzątać, na niczym się skupić , załatwić żadnych spraw, i znowu lęk, że to depresja. Znowu pojawiają się nagle myśli, że nie chce żyć i wtedy silny lęk. Aż mnie trzęsie. Rano się zmuszam, żeby wstać, wyprawić dzieci do szkoły. Trzęsę się z lęków. Gotuję na siłę. Prawie nic nie sprzątam bo ciągle mam lęk i nie wiem przed czym. Czasami wybudzam się w nocy ale zasypiam. Czasem mam koszmary, które trzymają mnie cały dzień. Doszła znowu te uczucie obcości..znowu żyje lękiem, że mam depresje. Na terapię nadal chodzę od tego 1.5 roku. Po terapiach nie jest lepiej jak kiedyś. Nie wiem czy trzeba czasu bo zaczęło się na nowo. Ale najbardziej przerażają mnie myśli, że patrze za okno i myśl i jaki to ma sens, po co wszystko. Idę gdzieś to myśl , że jaki to ma sens. Pójdę wrócę i zaś to samo. Nie umiem siedziec sama w domu. Uciekam do babci jak maz w pracy a dzieci w szkole. Boje się być sama z tymi lękami i myślami w domu. Dziś w nocy o 3 obudziłam się z myślą po co ci życie, nie chcesz żyć. I dostałam tak silnych leków i płaczu,że mąż mnie przytulał..mówię mu czemu te myśli. Skąd ta choroba, boje się jej, nie chce jej. Chce znowu cieszyć się życiem..i ciągle boje się że to myśli samobójcze i że coś sobie zrobię 