Jestem tutaj nowa
: 8 sierpnia 2016, o 13:05
Witajcie, nie wiem, czy w ogóle ktoś tutaj jeszcze wchodzi, ale spróbuję. Mam 25 lat. Od jakiegoś tygodnia, może troszkę dłużej zaczęłam się dziwnie czuć. Poszperałam w necie, wyszło... Przypomniałam sobie, że jako dziewczynka 13/14 letnia miałam problemy z sercem, w nocy miewałam duszności, serce mi kołatało. Jeździłam z mamą po różnych specjalistach w Polsce, żaden nie stwierdził niczego większego, jak zaburzenia rytmu serca. Pamiętam, że w momencie kiedy "zachorowałam na serce" miewałam ataki strachu, takiego lęku, dostawałam drgawek, serce mi kołatało, ciągle chodziłam za mamą, żeby tylko nie być sama, żeby przypadkiem nic mi się nie stało. Teraz będąc w tym wieku, znowu dostałam w nocy takich drgawek, uczucia drętwienia nóg, kołatania serca, zaczęłam podchodzić do lustra, żeby się oglądać. Mówiłam sobie "Spokojnie, to chwilowe, przejdzie, nie zwariowałaś...", ale takie nerwowe ataki miewałam w nocy jeszcze ze dwa razy, oczywiscie nakrecając się tym, że nie jestem sobą, że to wszystko takie dziwne. Przejrzałam fora wzdłuż i wszerz, wiem, ze najlepiej o tym nie myslec, staram się zajmować czymkolwiek i wtedy jest luz, jestem szczesliwa, ale tylko zaczne myslec ... koniec wtedy wszystko wraca. Najgorsze u mnie jest to, ze pomimo tego, ze pracuje u taty... tej pracy nie ma codziennie. Wstaje o 11:00 i zastanawiam się co ja będę robiła? Przecież ja już mam 25 lat, a nie mam normalnego zajęcia , nie dostaję od jakiegoś czasu wypłaty, bo tata chyba sądzi, że nie trzeba. W dziecinstwie miewalam różne traumy związane z tym, że leci na mnie wielka, ogromna metalowa kula. Jakis czas temu zmarla babcia mojego narzeczonego z ktora bylam ogromnie zżyta. Przewróciła się, złamała biodro i po tyogniu odeszla, mimo, że była to osoba, która mogła żyć sto lat. Rodzice mojego narzeczonego rok temu rozeszli się, więc to też jakoś przeżyłam, bo u Niego w domu nie było dobrej atmosfery, musiałam każdego wspierać. Moje studia.... już dawno powinnam je skoczyć, ale niestety robię licencjat 4 rok... Ale jesli chodzi o samą mnie, pomijając te historie z dziecinstwa itd., dawno o tym zapomnialam, smialam się z tego, gdy to wspominałam, zawsze walczylam o swoj zwiazek do konca, mialam swoje zdanie w kazdej sytuacji. Moje studia daly mi niezle popalic, mialam ostatnio kryzys w zwiazku, ale juz jest okej. Czy moze ktos mi powiedziec, czy ja sobie poradzę bez pomocy psychiatry? Nie chcę nikomu w domu mowic o tym jak się czuję, bo wiem jakie będą reakcje "Przestan wymyslac, naczytalas się, znowu sobie wkręcasz", bo faktem niestety jest, że jeśli chodzi o choroby naprawdę jestem przewrażliwiona... Martwię się o wszystkich, moja siostra ma od ponad roku nowego faceta, którego nie mogę zaakaceptować z mamą. Z siostrą mój kontakt także się urwał do minimum przez niego. Miewam okropne sny, po ktorych budze sie z kolataniem serca. Muszę cały czas z kimś być, bo wtedy o tym nie myślę, a niestety bywają dni, kiedy jestem zupełnie sama. Dlatego proszę Was o parę słów wsparcia
Liczę na odpowiedzi.
