W trakcie odburzania - Derealizacja
: 3 lipca 2016, o 16:17
Hej wszystkim,
na początku chciałem się przywitać, Jestem Krystian i bardzo mi miło że czytacie moje "wypociny".
Przez okres jakiegoś miesiąca przyznam, byłem jak szpieg Karamba z krainy deszczowców. Czytałem Wasze posty, porady, historie, jednak nie dorzucałem nic od siebie. Pora odpokutować xD
A więc tak, dalej zmagam się z derealizacją, to będzie już pewnie, drugi miesiąc. W tym czasie zdążyło mi się poprawić i pogorszyć. Teraz znowu świat powoli wraca do normy
Jestem dobrej myśli.
W ciągu ostatnich czterech lat, parę razy przeżyłem derealizację, za każdym razem po marihuanie. Na przestrzeni czterech lat zapaliłem może z 3-4 razy. Jednak ten stan mijał, za każdym razem, gdy narkotyk opuszczał organizm. Ostatnim razem było troszkę inaczej, nie uczyłem się na błędach. Więć zapaliłem po raz kolejny. Znów przeszło. Jednak po ok. 10 dniach. Wchodzę do własnej kuchni i "bach". Już to widziałem. Wiele razy, wtedy podczas bad trip'a. Gdy zapętliła mi się jedna scena (przynajmniej tak mi się wydawało), i widziałem ją tysiąc razy. Z uwagi na to że to koniec końców moje mieszkanie, i bywam tu codziennie, własną kuchnię również widziałem wiele razy
Zaczęły się ataki paniki, wszędzie widziałem coś po raz tysięczny, złapałem fazę i nakręciłem się że moje życie jest pętlą. A tak właściwie moje "istnienie" jest pętlą. Ponieważ przy pierwszym bad tripie w wieku 17 lat, miałem wrażenie że również widziałem tamte rzeczy nieskończoną ilość razy. Tylko dopiero po zapaleniu sobie o tym przypomniałem. Że żyłem w iluzji, że życie było grą a ja ją przegrałem biorąc niegdyś narkotyk. Nasiliły się u mnie egzystencjalne myśli. "Życie nie istnieje", "Ludzie dookoła nie istnieją", "To wszystko jest jak film, a właściwie plik .gif i ja go oglądam, jak doleci do końca zacznie się to samo od nowa a ja nawet o tym nie będę pamiętał" Heh, nie powiem, bardzo wiarygodnie to brzmiało (i w gorzysch momentach dalej brzmi) w mojej głowie. Czułem jakbym podczas bad trip'a doświadczył jakiegoś olśnienia, oświecenia, odnośnie istoty życia. "Życie (a właściwie moje istnienie) jest ludzkim eksperymentem/ pomyłką" którą ludzie nieświadomie jakoś stworzyli. Czy to zdjęcie, czy też gif etc. A ja w nim jestem i mam świadomość.
Od jakichś 5 tygodni biorę Seronil, na razie dziecięcą dawkę, i już prawie byłem u kresu odburzenia. Dalej czasem przyłapywałem się na analizowaniu wszystkiego. Jednak derealizacja ustąpiła w 80 - 85%. Wyjazd paczką nad morze ze znajomym "otworzył puszkę Pandory". Był to znajomy która samą obecnością mnie zawsze irytował. Powinienem unikać prowokatorów, wiem. Jednak wizja wyjazdu nad morze była kusząca. Znajomy ten, mówi jednak bardzo niewyraźnie. Sepleni, "trzeszczy" i nieustannie wtrąca w każde zdanie jedno z czterech słów: "Wiesz? Rozumiesz? Tak? Oraz Nie?" Po spędzeniu trzech dni nad morzem, miałem dość, jego, jego głosu i słyszenia tych czterech cholernych słów w kółko. Prosiłem go by na to uważał, jednak poprawa trwała średnio 5 min" Teraz jesteśmy z partnerem po powrocie. Po niezbyt komfortowej podróży pociągiem (Nie chciałem już wracać z wyżej wspomnianym znajomym
)
Jest już stanowczo lepiej, jednak lepiej się czuję we własnym domu, bez nieustannych stresogennych czynników, (nowe miejsce, irytujący towarzysze). Wierzę że nam się uda, już raz prawie wyszedłem, następnym razem mi się uda! Wam również moi drodzy zaburzeni kompani.
Jeśli ktoś ma jakieś wskazówki bądź pytania z chęcią na nie odpowiem/ wysłucham(a właściwie przeczytam). Trzymajcie się cieplutko!
Krystian
na początku chciałem się przywitać, Jestem Krystian i bardzo mi miło że czytacie moje "wypociny".
Przez okres jakiegoś miesiąca przyznam, byłem jak szpieg Karamba z krainy deszczowców. Czytałem Wasze posty, porady, historie, jednak nie dorzucałem nic od siebie. Pora odpokutować xD
A więc tak, dalej zmagam się z derealizacją, to będzie już pewnie, drugi miesiąc. W tym czasie zdążyło mi się poprawić i pogorszyć. Teraz znowu świat powoli wraca do normy

W ciągu ostatnich czterech lat, parę razy przeżyłem derealizację, za każdym razem po marihuanie. Na przestrzeni czterech lat zapaliłem może z 3-4 razy. Jednak ten stan mijał, za każdym razem, gdy narkotyk opuszczał organizm. Ostatnim razem było troszkę inaczej, nie uczyłem się na błędach. Więć zapaliłem po raz kolejny. Znów przeszło. Jednak po ok. 10 dniach. Wchodzę do własnej kuchni i "bach". Już to widziałem. Wiele razy, wtedy podczas bad trip'a. Gdy zapętliła mi się jedna scena (przynajmniej tak mi się wydawało), i widziałem ją tysiąc razy. Z uwagi na to że to koniec końców moje mieszkanie, i bywam tu codziennie, własną kuchnię również widziałem wiele razy

Od jakichś 5 tygodni biorę Seronil, na razie dziecięcą dawkę, i już prawie byłem u kresu odburzenia. Dalej czasem przyłapywałem się na analizowaniu wszystkiego. Jednak derealizacja ustąpiła w 80 - 85%. Wyjazd paczką nad morze ze znajomym "otworzył puszkę Pandory". Był to znajomy która samą obecnością mnie zawsze irytował. Powinienem unikać prowokatorów, wiem. Jednak wizja wyjazdu nad morze była kusząca. Znajomy ten, mówi jednak bardzo niewyraźnie. Sepleni, "trzeszczy" i nieustannie wtrąca w każde zdanie jedno z czterech słów: "Wiesz? Rozumiesz? Tak? Oraz Nie?" Po spędzeniu trzech dni nad morzem, miałem dość, jego, jego głosu i słyszenia tych czterech cholernych słów w kółko. Prosiłem go by na to uważał, jednak poprawa trwała średnio 5 min" Teraz jesteśmy z partnerem po powrocie. Po niezbyt komfortowej podróży pociągiem (Nie chciałem już wracać z wyżej wspomnianym znajomym

Jest już stanowczo lepiej, jednak lepiej się czuję we własnym domu, bez nieustannych stresogennych czynników, (nowe miejsce, irytujący towarzysze). Wierzę że nam się uda, już raz prawie wyszedłem, następnym razem mi się uda! Wam również moi drodzy zaburzeni kompani.
Jeśli ktoś ma jakieś wskazówki bądź pytania z chęcią na nie odpowiem/ wysłucham(a właściwie przeczytam). Trzymajcie się cieplutko!
Krystian