Wracam jeszcze od jednego psychiatry / psychoterapeuty - starsza, ale cholernie konkretna babka - mówiła, że owszem mam trochę pochrzanione w głowie - ale na pewno nie mam shizofrenii ani psychozy.
Mówiła, że nie da mi gwarancji - czy w ciągu kilku lat nie dostanę shizofreni, tak samo jak nowotworu albo jakiejś innej choroby. Ale to co obecnie się ze mną dzieje - na pewno nie jest związane z chorobą psychiczną.
I co jest kluczem do wyjścia z depersonalizacji ?
Mówiła, że można porównać to do przegrzania umysłu - przez ciągły stres, nerwice, depresje - ogólnie lęki i "myślenie". Myśląc o tym ciągle, analizowanie = zamartwianie = lęk. Który ten umysł jeszcze "podgrzewa" - nie wystarczy tu odpoczynek fizyczny - ale psychiczny - tak więc, robić wszystko, tylko nie myśleć o tym, zajmować czymś umysł, np. sudoku, czy cokolwiek innego - byle by mózg wreszcie odpoczął od lęków. Wtedy prędzej, czy późniejsz wszystko wróci do poprzedniego stanu, możne to chwilę trwać - ale na pewno da się z tego wyjść całkowicie.
Taka sytuacja - facet morduje się w pracy miesiącami, ogrom stresu, nerwów, problemów - dostaje urlop. Pojechał w góry, ale ciągle myśli o pracy, zamartwia się tym - po czym wraca do tej swojej pracy, jeszcze bardziej zmęczony - wypoczął, ale tylko fizycznie.
Wiadomo, że lęki będą cały czas - i nie będzie ani jednego dnia, w których nie pomyślimy o D/D albo o innych problemach - ale trzeba to ograniczać.
Trochę się wzmocniłem tą wizytą - może starczy tej siły, na kilka następnych dni - w każdym bądź razie, od jutra zaczynam "leczenie".