Strona 1 z 1

Zżera od środka

: 23 września 2020, o 12:05
autor: Ruda123
Hej, pozwólcie że napiszę totalny żalpost...
Faktycznie odburzam się od roku. Wtedy odstawiłam leki, a to dla mnie faktyczne zmierzenie się gołymi rękami z zaburzeniem.
Zaczęło się od dd. Przeszłam przez całą plejadę objawów, do tego typowo nerwicowe, somaty, myśli, abstrakcyjne odczucia itd. Szło wahadłowo, raz lepiej, raz gorzej, trzymała głównie dp- odcięcie od tożsamości. Przez ten rok zostawiłam terapię, bo uznałam że grzebanie w dzieciństwie jest nie dla mnie, wracałam do swoich zajęć, dawnego zycia, nie ograniczałam i nie ograniczam się niczym, przestałam się bać dd, nauczyłam się sprawdzać to i tak czułam się coraz silniejsza. Większość objawów już mnie nie dotyczyła, jakieś pierdolety. Uznałam się nawet za odburzoną, bo stwierdziłam że już nie czekam na odburzenie, że jest dobrze jak jest, a to 10 % kiedyś samo przyjdzie. Parę tygodni temu wkręcił się natręt że może nie czuję jak trzeba. Że może za mało się cieszę, za mało denerwuje, że może nie rozumiem swoich emocji no i odcięło mnie całkiem od czucia.
Jest pusto. Nie ma nic. Nie ma presji. Nie ma klimatu życia, nie ma mnie, nie ma poczucia obowiązku, nie ma radości, strachu, smutku. To jest niedoopisania. Bo rozmawiam, śmieje się, placze, robię wszystko, nie leżę całymi dniami ale jest tylko moja głowa pełna analitycznych myśli. Takie poczucie jakbym miała na głowie emocjonalny worek. Jakby na niczym nie zależało itd. Na zewnątrz oaza spokoju, w środku cierpienie i rozrywanie z bólu. Nic nie robi różnicy, myśl lękowa i myśl radosna są takie same odległe, bycie w domu, bycie w pracy takie samo.
I nie wiem, bo nie wierzę w ta iluzje. Chce żyć i żyje tak jak chce. Był czas kiedy sama nie potrafiłam sobie ze sobą poradzić, teraz znam mechanizm itd, ale jednak czuję jakbym stoczyła się w przepaść j wypierała że mam problem którego sama nie rozwiaze....

Re: Zżera od środka

: 23 września 2020, o 12:38
autor: Nowy7
Ruda123 pisze:
23 września 2020, o 12:05
Hej, pozwólcie że napiszę totalny żalpost...
Faktycznie odburzam się od roku. Wtedy odstawiłam leki, a to dla mnie faktyczne zmierzenie się gołymi rękami z zaburzeniem.
Zaczęło się od dd. Przeszłam przez całą plejadę objawów, do tego typowo nerwicowe, somaty, myśli, abstrakcyjne odczucia itd. Szło wahadłowo, raz lepiej, raz gorzej, trzymała głównie dp- odcięcie od tożsamości. Przez ten rok zostawiłam terapię, bo uznałam że grzebanie w dzieciństwie jest nie dla mnie, wracałam do swoich zajęć, dawnego zycia, nie ograniczałam i nie ograniczam się niczym, przestałam się bać dd, nauczyłam się sprawdzać to i tak czułam się coraz silniejsza. Większość objawów już mnie nie dotyczyła, jakieś pierdolety. Uznałam się nawet za odburzoną, bo stwierdziłam że już nie czekam na odburzenie, że jest dobrze jak jest, a to 10 % kiedyś samo przyjdzie. Parę tygodni temu wkręcił się natręt że może nie czuję jak trzeba. Że może za mało się cieszę, za mało denerwuje, że może nie rozumiem swoich emocji no i odcięło mnie całkiem od czucia.
Jest pusto. Nie ma nic. Nie ma presji. Nie ma klimatu życia, nie ma mnie, nie ma poczucia obowiązku, nie ma radości, strachu, smutku. To jest niedoopisania. Bo rozmawiam, śmieje się, placze, robię wszystko, nie leżę całymi dniami ale jest tylko moja głowa pełna analitycznych myśli. Takie poczucie jakbym miała na głowie emocjonalny worek. Jakby na niczym nie zależało itd. Na zewnątrz oaza spokoju, w środku cierpienie i rozrywanie z bólu. Nic nie robi różnicy, myśl lękowa i myśl radosna są takie same odległe, bycie w domu, bycie w pracy takie samo.
I nie wiem, bo nie wierzę w ta iluzje. Chce żyć i żyje tak jak chce. Był czas kiedy sama nie potrafiłam sobie ze sobą poradzić, teraz znam mechanizm itd, ale jednak czuję jakbym stoczyła się w przepaść j wypierała że mam problem którego sama nie rozwiaze....
Odburzona jeszcze do końca nie byłaś, czyli nie zszedł Ci do końca stan zagrożenia, a jak sama napisałaś przyszedł natręt i lawina poszła. Przyszedł okej, bo miał prawo a pytanie co Ty wtedy zrobiłaś i jaka była interpretacja tego natręta ? Na pewno zaczęłaś analizę lękowa jak jest czy dd mnie jeszcze dotyczy czy nie, czy tak to wszystko czułam przed dd jak teraz czy jednak nie, czy jednak czuje się jeszcze inaczej. Być może pojawiły się obawy czy to już ten koniec dd czy nie, że nie do końca jest normalnie. Mógłbym tak wymieniać, sama najlepiej wiesz jak się wkręciłaś i takim zachowaniem cóż no miało prawo Cię odciąć, dać jakiś objaw. Nic nadzwyczajnego. Wszystkie objawy to klasyki dd, ale być może wcześniej miałaś inne objawy a teraz takie czyli dla Ciebie nowe, które Cię dziwią i boisz się ich, martwisz że tak jest. Widać że budzi to u Ciebie niepokój, właśnie zdziwienie, traktujesz to jako ogromne cierpienie którego trzeba się pozbyć, nie chcesz tego po prostu. Jakie bodźce w takim razie trafiają do podświadomości ? Jest zagrożenie, bo Ty te objawy traktujesz jako ogromny problem i coś co Ci grozi, i chcesz się tylko tego pozbyć, a więc jest kładziony nacisk na wyjście, nie ma akceptacji, umysł nie potrafi rozwiązać tego problemu, tylko on cały czas trwa, ma dość i aktywuje stan dd aby się zregenerować, a Ty codziennie dokladasz mu porcję analiz, stresu, niepokoju, presji. W takich warunkach umysł się nie może zregenerować, więc dd trwa ciągle. Więc co zrobić, zrozumieć i być świadomą że to inne, nowe objawy dd (bo nie wiem czy je już miałaś czy nie) i co będę dalej pisał skoro na pewno wiesz co robić, bo z innymi szło Ci bardzo dobrze wynika to z Twojego opisu. Dodam tylko jedno nie dziw się tym objawom, nie nakręcaj na nie tylko przyjmij i rób wszystko jak wcześniej. Nie bój się ich, bo to normalne objawy które są często w dd. Powodzenia !

Re: Zżera od środka

: 23 września 2020, o 12:47
autor: Ruda123
Nowy7 pisze:
23 września 2020, o 12:38
Ruda123 pisze:
23 września 2020, o 12:05
Hej, pozwólcie że napiszę totalny żalpost...
Faktycznie odburzam się od roku. Wtedy odstawiłam leki, a to dla mnie faktyczne zmierzenie się gołymi rękami z zaburzeniem.
Zaczęło się od dd. Przeszłam przez całą plejadę objawów, do tego typowo nerwicowe, somaty, myśli, abstrakcyjne odczucia itd. Szło wahadłowo, raz lepiej, raz gorzej, trzymała głównie dp- odcięcie od tożsamości. Przez ten rok zostawiłam terapię, bo uznałam że grzebanie w dzieciństwie jest nie dla mnie, wracałam do swoich zajęć, dawnego zycia, nie ograniczałam i nie ograniczam się niczym, przestałam się bać dd, nauczyłam się sprawdzać to i tak czułam się coraz silniejsza. Większość objawów już mnie nie dotyczyła, jakieś pierdolety. Uznałam się nawet za odburzoną, bo stwierdziłam że już nie czekam na odburzenie, że jest dobrze jak jest, a to 10 % kiedyś samo przyjdzie. Parę tygodni temu wkręcił się natręt że może nie czuję jak trzeba. Że może za mało się cieszę, za mało denerwuje, że może nie rozumiem swoich emocji no i odcięło mnie całkiem od czucia.
Jest pusto. Nie ma nic. Nie ma presji. Nie ma klimatu życia, nie ma mnie, nie ma poczucia obowiązku, nie ma radości, strachu, smutku. To jest niedoopisania. Bo rozmawiam, śmieje się, placze, robię wszystko, nie leżę całymi dniami ale jest tylko moja głowa pełna analitycznych myśli. Takie poczucie jakbym miała na głowie emocjonalny worek. Jakby na niczym nie zależało itd. Na zewnątrz oaza spokoju, w środku cierpienie i rozrywanie z bólu. Nic nie robi różnicy, myśl lękowa i myśl radosna są takie same odległe, bycie w domu, bycie w pracy takie samo.
I nie wiem, bo nie wierzę w ta iluzje. Chce żyć i żyje tak jak chce. Był czas kiedy sama nie potrafiłam sobie ze sobą poradzić, teraz znam mechanizm itd, ale jednak czuję jakbym stoczyła się w przepaść j wypierała że mam problem którego sama nie rozwiaze....
Odburzona jeszcze do końca nie byłaś, czyli nie zszedł Ci do końca stan zagrożenia, a jak sama napisałaś przyszedł natręt i lawina poszła. Przyszedł okej, bo miał prawo a pytanie co Ty wtedy zrobiłaś i jaka była interpretacja tego natręta ? Na pewno zaczęłaś analizę lękowa jak jest czy dd mnie jeszcze dotyczy czy nie, czy tak to wszystko czułam przed dd jak teraz czy jednak nie, czy jednak czuje się jeszcze inaczej. Być może pojawiły się obawy czy to już ten koniec dd czy nie, że nie do końca jest normalnie. Mógłbym tak wymieniać, sama najlepiej wiesz jak się wkręciłaś i takim zachowaniem cóż no miało prawo Cię odciąć, dać jakiś objaw. Nic nadzwyczajnego. Wszystkie objawy to klasyki dd, ale być może wcześniej miałaś inne objawy a teraz takie czyli dla Ciebie nowe, które Cię dziwią i boisz się ich, martwisz że tak jest. Widać że budzi to u Ciebie niepokój, właśnie zdziwienie, traktujesz to jako ogromne cierpienie którego trzeba się pozbyć, nie chcesz tego po prostu. Jakie bodźce w takim razie trafiają do podświadomości ? Jest zagrożenie, bo Ty te objawy traktujesz jako ogromny problem i coś co Ci grozi, i chcesz się tylko tego pozbyć, a więc jest kładziony nacisk na wyjście, nie ma akceptacji, umysł nie potrafi rozwiązać tego problemu, tylko on cały czas trwa, ma dość i aktywuje stan dd aby się zregenerować, a Ty codziennie dokladasz mu porcję analiz, stresu, niepokoju, presji. W takich warunkach umysł się nie może zregenerować, więc dd trwa ciągle. Więc co zrobić, zrozumieć i być świadomą że to inne, nowe objawy dd (bo nie wiem czy je już miałaś czy nie) i co będę dalej pisał skoro na pewno wiesz co robić, bo z innymi szło Ci bardzo dobrze wynika to z Twojego opisu. Dodam tylko jedno nie dziw się tym objawom, nie nakręcaj na nie tylko przyjmij i rób wszystko jak wcześniej. Nie bój się ich, bo to normalne objawy które są często w dd. Powodzenia !
Po prostu mam taki dysonans, bo już wróciłam do normalnego życia, robię wszystko i uznałam że najlepszym sposobem na dd jest nie robienie nic. Że to jest a ja swoje, że nawet nie ma co rozkminiac. I tak z jednej strony jest git, a z drugiej moja głowa w środku swiruje. Na zewnątrz jest normalnie, w środku rozsadza, nawet jak tego nie czuję. Tak jakby mnie nic nie interesowało, włącznie z tym że to dd jest.

Re: Zżera od środka

: 23 września 2020, o 20:45
autor: Nowy7
Ruda123 pisze:
23 września 2020, o 12:47
Nowy7 pisze:
23 września 2020, o 12:38
Ruda123 pisze:
23 września 2020, o 12:05
Hej, pozwólcie że napiszę totalny żalpost...
Faktycznie odburzam się od roku. Wtedy odstawiłam leki, a to dla mnie faktyczne zmierzenie się gołymi rękami z zaburzeniem.
Zaczęło się od dd. Przeszłam przez całą plejadę objawów, do tego typowo nerwicowe, somaty, myśli, abstrakcyjne odczucia itd. Szło wahadłowo, raz lepiej, raz gorzej, trzymała głównie dp- odcięcie od tożsamości. Przez ten rok zostawiłam terapię, bo uznałam że grzebanie w dzieciństwie jest nie dla mnie, wracałam do swoich zajęć, dawnego zycia, nie ograniczałam i nie ograniczam się niczym, przestałam się bać dd, nauczyłam się sprawdzać to i tak czułam się coraz silniejsza. Większość objawów już mnie nie dotyczyła, jakieś pierdolety. Uznałam się nawet za odburzoną, bo stwierdziłam że już nie czekam na odburzenie, że jest dobrze jak jest, a to 10 % kiedyś samo przyjdzie. Parę tygodni temu wkręcił się natręt że może nie czuję jak trzeba. Że może za mało się cieszę, za mało denerwuje, że może nie rozumiem swoich emocji no i odcięło mnie całkiem od czucia.
Jest pusto. Nie ma nic. Nie ma presji. Nie ma klimatu życia, nie ma mnie, nie ma poczucia obowiązku, nie ma radości, strachu, smutku. To jest niedoopisania. Bo rozmawiam, śmieje się, placze, robię wszystko, nie leżę całymi dniami ale jest tylko moja głowa pełna analitycznych myśli. Takie poczucie jakbym miała na głowie emocjonalny worek. Jakby na niczym nie zależało itd. Na zewnątrz oaza spokoju, w środku cierpienie i rozrywanie z bólu. Nic nie robi różnicy, myśl lękowa i myśl radosna są takie same odległe, bycie w domu, bycie w pracy takie samo.
I nie wiem, bo nie wierzę w ta iluzje. Chce żyć i żyje tak jak chce. Był czas kiedy sama nie potrafiłam sobie ze sobą poradzić, teraz znam mechanizm itd, ale jednak czuję jakbym stoczyła się w przepaść j wypierała że mam problem którego sama nie rozwiaze....
Odburzona jeszcze do końca nie byłaś, czyli nie zszedł Ci do końca stan zagrożenia, a jak sama napisałaś przyszedł natręt i lawina poszła. Przyszedł okej, bo miał prawo a pytanie co Ty wtedy zrobiłaś i jaka była interpretacja tego natręta ? Na pewno zaczęłaś analizę lękowa jak jest czy dd mnie jeszcze dotyczy czy nie, czy tak to wszystko czułam przed dd jak teraz czy jednak nie, czy jednak czuje się jeszcze inaczej. Być może pojawiły się obawy czy to już ten koniec dd czy nie, że nie do końca jest normalnie. Mógłbym tak wymieniać, sama najlepiej wiesz jak się wkręciłaś i takim zachowaniem cóż no miało prawo Cię odciąć, dać jakiś objaw. Nic nadzwyczajnego. Wszystkie objawy to klasyki dd, ale być może wcześniej miałaś inne objawy a teraz takie czyli dla Ciebie nowe, które Cię dziwią i boisz się ich, martwisz że tak jest. Widać że budzi to u Ciebie niepokój, właśnie zdziwienie, traktujesz to jako ogromne cierpienie którego trzeba się pozbyć, nie chcesz tego po prostu. Jakie bodźce w takim razie trafiają do podświadomości ? Jest zagrożenie, bo Ty te objawy traktujesz jako ogromny problem i coś co Ci grozi, i chcesz się tylko tego pozbyć, a więc jest kładziony nacisk na wyjście, nie ma akceptacji, umysł nie potrafi rozwiązać tego problemu, tylko on cały czas trwa, ma dość i aktywuje stan dd aby się zregenerować, a Ty codziennie dokladasz mu porcję analiz, stresu, niepokoju, presji. W takich warunkach umysł się nie może zregenerować, więc dd trwa ciągle. Więc co zrobić, zrozumieć i być świadomą że to inne, nowe objawy dd (bo nie wiem czy je już miałaś czy nie) i co będę dalej pisał skoro na pewno wiesz co robić, bo z innymi szło Ci bardzo dobrze wynika to z Twojego opisu. Dodam tylko jedno nie dziw się tym objawom, nie nakręcaj na nie tylko przyjmij i rób wszystko jak wcześniej. Nie bój się ich, bo to normalne objawy które są często w dd. Powodzenia !
Po prostu mam taki dysonans, bo już wróciłam do normalnego życia, robię wszystko i uznałam że najlepszym sposobem na dd jest nie robienie nic. Że to jest a ja swoje, że nawet nie ma co rozkminiac. I tak z jednej strony jest git, a z drugiej moja głowa w środku swiruje. Na zewnątrz jest normalnie, w środku rozsadza, nawet jak tego nie czuję. Tak jakby mnie nic nie interesowało, włącznie z tym że to dd jest.
Ale przecież napisałem dlaczego tak jest, przecież nie bez przyczyny tak się pogorszyło. Wkrecilaś się w natręt a dalej już poszło.