DD, nerwica - nie daje rady.
: 21 maja 2019, o 12:37
Witam Wszystkich, piszę tutaj bo nie daję już rady tak jak w temacie. Może ktoś mnie pamięta, kiedyś korzystałem dużo z forum. Chciałbym napisać trochę o swojej sytuacji nie chciałbym się rozpisywać bo wiem, że ciężko czyta się takie długie posty ale na pewno mi się to nie uda. Na początku zacznę od tego, że tak jak już wspomniałem byłem już kiedyś na forum. Parę lat temu dostałem nerwicy lękowej, natręctw, dd, depresji czyli standard jak to u nas bywa. W ogromnym skrócie dzięki forum, pewnie też lekom wyszedłem z tego po długim czasie tak na prawdę, ponieważ u mnie to było tak że najpierw problemem były ataki paniki, somatyka to potem trochę to przechodziło i pojawiły się ogromne natręctwa, potem dd, depresja i aż w końcu to wszystko ustąpiło. Tak na prawdę to zostało mi z tamtego czasu dd ale w dużo mniejszym stopniu i po prostu z nim żyłem. Mogłem z nim funkcjonować normalnie. Dziś nie pamiętam jak mi się to udało jak to wszystko wyglądało że nagle wszystko wróciło do normy. Wtedy zacząłem normalnie żyć ale nadal miałem wszystkie lęki o zdrowie, choroby, ogromna fobia społeczna, ogromna wrażliwość która powodowała że na wszystko reagowałem dużym stresem. Ale przecież to wszystko co najgorsze mi minęło, więc o tym wszystkim zapomniałem a te problemy były nadal i po prostu znowu tak żyłem. Jakby odburzyłem się nieświadomie. No bo objawy zniknęły, ataki też, czułem że jest jak dawniej mimo tam trwającego cały czas małego dd. Zapomniałem i wróciłem do normalnego funkcjonowania ale dysfunkcje jak fobie społeczne, ogromna wrażliwość, zamartwianie się nadal były. I tak zleciał rok może więcej. W 2018 w maju zdałem maturę, a w październiku podjąłem pracę.
I tutaj się zaczęło. Praca ze stałą obsługa klienta, pod presją czasu. Była to moja pierwsza praca. Jak pisałem wyżej ogromna wrażliwość, przejmowanie się, praca pod właśnie tą presją, oraz to że zawsze chciałem aby każdy został jak najlepiej obsłużony, najszybciej jak się da, doprowadziły do powrotu nerwicy. Mało tego zdarzało się że trafiali się trudni klienci. To była moja pierwsza praca więc było też dużo rzeczy do nauczenia się w szybkim czasie. Do tego nadal wszystkie w/w problemy jak fobie gdzie tutaj trzeba obsługiwać ludzi dawały w kość. Były też problemy ze sprzętem w firmie których nie umiałem naprawić bo to nawet nie należało do moich obowiązków ale jak przyszło co do czego i trzeba było czegoś użyć a to nie działało to szefa to nie interesowało, klienta też nie tylko ja zostawałem z tym sam. Takich sytuacji były setki co doprowadzało w ogóle do ogromnego stresu, presji klientów którzy czekali w kolejce a Ty nie wiesz co masz zrobić z tym wszystkim. Tak mijały dni, ja coraz lepiej sobie radziłem ale nadal było dużo takich problemów. W końcu zaczęły się dodatkowe problemy jak bóle serca, klatki, słabości i jakieś dziwne jazdy. Doszło do tego że nie chciałem chodzić do tej pracy ze względu na te objawy. Było coraz gorzej, ale ciągle tam chodziłem. Po 2 tygodniach dostałem tam nagle potwornego ataku paniki jak nigdy w życiu. Akurat nikogo nie było w firmie nie było też na szczęście klientów. To co się zaczęło ze mną dziać to nie opisania. Oczywiście co pomyślałem to że umieram, mam zawał i jeszcze milion innych obaw i objawów. Szybko chwyciłem żeby zadzwonić do mamy ale akurat nie odebrała. Odchodziłem tam od zmysłów. Myślałem że zaraz wyjdę, uciekne z firmy byle gdzieś indziej, typowa ogromna chęć ucieczki nie wiadomo gdzie ze względu na to co się ze mną dzieje. Ale byłem zbyt odpowiedzialny i siedziałem tam. Byłem pewny że mogę umrzeć tutaj ale bałem się co się stanie jak uciekne i zostawie firmę. Zostałem do tego przyszedł klient. Cały zlany potem, czerwony do granic i trząsący się zacząłem ją obsługiwać. Po 1-2h znowu powróciło wszystko do trochę lepszego momentu. Ale byłem tym przerażony. Na szczęście do końca dnia już żadne atak nie wystąpił ale czułem się źle i zastanawiałem się co to było. Poszedłem do psychiatry dał xanax i powiedział że przy kolejnej wizycie przepisze mi kolejne leki. Dał również zwolnienie do końca miesiąca czyli do dnia w którym miałem podpisaną umowę o pracę. Tak już nie poszedłem wiecej do pracy ani do psychiatry.
Z dnia na dzień było coraz gorzej, cały czas trwające ataki, doszły wszystkie możliwe objawy somatyczne, większe odrealnienie. Nie byłem w stanie ruszyć się nigdzie z domu, nawet w domu było piekło. Nie byłem w stanie dotrzeć do psychiatry. Tak leciały miesiące było jeszcze gorzej. Od początku starałem się wychodzić chociaż na dwór. Chodziłem dziennie po 1-2h. Starałem się wychodzić za bramkę, coraz dalej. Xanax wziąłem tylko kilkanaście razy. Okropnie się mordowałem, męczyłem, cierpiałem. Nie wiedziałem czy to ma sens, ale chciałem też powrotu do normalności. Bardzo powoli na siłę wręcz zacząłem chodzić do sklepów. Na szczęście zawsze ze mną był ktoś z rodziny bo ja na początku nie wchodziłem do sklepów, zrobienie zakupów w już w ogóle ustać w kolejce i za nie zapłacić były ogromnym marzeniem. Po takim czasie zaczałem wchodzić do sklepów, mordowałem się ogromnie. W końcu razem z kimś z rodziny podchodziłem też do kas i różnie to bywało albo wychodziłem nieraz udało się zostać. W końcu wszyscy z rodziny podjęli pracę a ja sam zacząłem chodzić do sklepów. Bywało różnie nieraz było lepiej w sklepie nieraz gorzej. Najgorsze zawsze było podchodzenie do kas, czekanie, płacenie i ogromny dyskomfort że muszę tu stać i mogę wyjść co doprowadzało mnie do obłędu. Męczyłem się tak tyle razy że głowa mała. Jeszcze zapomniałem dodać że trochę zacząłem jeździć samochodem do sklepu, kościoła. Jazda ta była tak nieodpowiedzialna, praktycznie zawsze trząsłem się w samochodzie, światła, skrzyżowania to były takie męczarnie... Wróciłem też do kościoła po 5 miesiącach niechodzenia. Nie będę opisywał krok po kroku jak ale można to sobie wyobrazić co tam się również wyprawiało. W końcu kościół był już nawet okej, ale sklepy to była masakra. Szczególnie te kasy. W końcu miałem też ogromne kryzysy bo dd się pogłebiało, ale przede wszystkim miałem dosyć. Męczyłem się już tyle razy z tym sklepem kilkaset razy a nadal skutek był mizerny i cały czas to było bardzo ciężkie. O czymś więcej niż sklep i kościół nie było mowy, oczywiście wszystko też musiało się odbywać według reguł. Jak sklep czy kościół to musiało być wszystko od samego rana. Jeśli w ogóle miałem coś zrobić to rano. Potem w południe, wieczorem nie było mowy.
I tak to wszystko było i trwało. W domu już na prawdę często czułem się okej, nerwica trochę ustapiła, objawy serca minęły prawie oraz ogromne bóle w klatce również. Ale nadal to wszystko było ciężkie. Aż przyszedł 7 maj. Wtedy zacząłem naprawiać auto, oraz lakier był w średnim stanie. Zrobiłem zaprawki, ale były widoczne więc pojechałem do sklepu po specjalną pastę polerską aby się ich pozbyć. Kupiłem jakaś najlepszą na rynku, jak to ja przeczytałem na niej że nie można jej wdychać, że podczas pracy pasta zmienia się w takie drobkinki białe i że tego też nie można wdychać i najważniejsze że długotrwale wdychanie może uszkodzić układ nerwowy. Gdzieś w podświadomości mi to zostało. Bałem się nią robić, ale mówię bez przesady już zawsze tak piszą i w ogóle. Robiłem nią przez około 2 godzin. Robiłem jakieś głupie uniki żeby jej nie wdychać itp. Mimo to czułem ten zapach, oraz nosem nawdychałem się tych drobinek białych bo nie było sposobem tego uniknąć. Po 2 godzinach dałem spokój. Budzę się kolejnego dnia i czuje się o wiele gorzej, duże odrealnienie. Ale okej powiedziałem że sobie że może się pogorszyć, trzeba zaakceptować i nie mogę teraz nagle przestawać robić tego co robiłem. I tak też mimo tego pogorszenie nadal wychodziłem ale było gorzej. Tak minęło kilka dni i było coraz gorzej. Coraz większe ograniczenia znowu a dd masakryczne. W końcu przyszło przeogromne dd, momentalnie powrót całej nerwicy jeszcze gorszej niż była kilka miesięcy wcześniej. Ja starałem się nie ograniczać i nie zwracać na to uwagi ale nic to nie dało. Nie dało się ukryć że to przeogromne dd miało wpływ na moje funkcjonowanie. Więc dzisiaj jestem w punkcie jeszcze gorszym chyba niż na początku. Wiem że ta całą historia z tą pastą jest taka głupia, śmieszna wręcz ale to wszystko prawda. Jest tak źle że chciałbym wizytę u psychiatry i leki jakieś chyba ale nie jestem w stanie tam pójść, chciałem wizytę domową ale terminy są bardzo długie. Nie wiem co mam robić. Obawiam się czy ta pasta mogła aż tak to wszystko spiepszyć ? Odczuwałem dd silne ale to było nic z tym co teraz. Nerwica oczywiście przed tym wydarzeniem i tak trwała. Ale teraz znowu somatyka jest o wiele gorsza, jestem ciągle słaby, serce powraca. Ale przede wszystkim boje się że ta pasta zrobiła jakieś nieodwracalne zmiany w mózgu. Odczuwałem silne dd ale teraz to na prawdę to co odczuwam nie ma z nim nic z wspólnego. Totalny brak istnienia czasu, ogromne rozkojarzenie, ktoś coś mówi po 10 razy ja tego nie rozumiem i nie wiem o co chodzi. Wszystko obce, sztuczne, nic nie wiem, nie ogarniam. To co działo się niedawno, czyli parę minut temu to jakby działo się rok temu. Pamięci nie mam, nic nie jest prawdziwe. Wszystko jest tak popiepszone że nie wiem. Zastanawiam się czy umarłem czy co, to jest jakiś kompletnie inny wymiar. Nie rozumiem jak inni tak nie narzekają, jak mogą robić wszystko. Świadomie niby wiem ze oni tego po prostu nie mają. Niby świadomość jest, ale na prawdę czuje że tylko ona została ale zaraz i ja stracę. Czuje się jak ktoś z niedorozwojem umysłowym. Nic do mnie nie dociera, żadne bodźce. Nic nie ogarniam. Boje się wychodzić na dwór czy po bramkę bo to wszystko jest takie że no nie ma słów żeby to opisać. Jak gdzieś wychodzę to w ogóle za dużo jest wszystkich bodźców, jakbym zaraz od ich nadmiaru miał umrzeć, zwariować, nie wytrzymać tego po prostu. Do tego wszystkiego doszła ogromna senność, mógłbym caly czas spać, mimo spania 8-10 godzin jestem niewyspany i właśnie mógłbym spać ciągle. Czuje że zaraz wpadne w śpiaczkę albo już w niej jestem. Czuje się właśnie jakbym był w jakiejś spiączce. Wszystko wróciło do jeszcze gorszego punktu niz było. Wiele bym oddał żeby chociaż wrócić do tego co było wcześniej czyli te chodzenie do sklepów itp. Teraz niby się staram nadal wychodzić ale blisko. Nie wiem co chcę pisząc tego posta. Chyba pocieszenia. Czy to nie są jakieś nieodwracalne zmiany w mózgu od tej pasty ? Tego boje się najbardziej chyba. Niby boję bo lęk raz czuje raz nie zależy. Bo takiego czegoś nigdy nie czułem. Może to tylko maksimum dd ? Ale co robić w ogóle ? To już jest 7 miesięcy ogromnego cierpienia, męczarni niesamowitych tylko po to by dziś było jeszcze gorzej niż na początku tego piekła. Czy to że chodziłem już tyle razy na prawdę killkaset razy do sklepów nadal daje bardzo słaby skutek jest normalne ? Czy nadal jest to dd ? Ja na prawdę wstaje i w ogóle nic nie wiem, nie wiem co ze sobą zrobić. Czy to nadal jest w granicy nerwicy i dd ?
Jeśli to ktoś przeczyta to bardzo dziękuje, a za jakieś odpowiedzi jeszcze bardziej.
I tutaj się zaczęło. Praca ze stałą obsługa klienta, pod presją czasu. Była to moja pierwsza praca. Jak pisałem wyżej ogromna wrażliwość, przejmowanie się, praca pod właśnie tą presją, oraz to że zawsze chciałem aby każdy został jak najlepiej obsłużony, najszybciej jak się da, doprowadziły do powrotu nerwicy. Mało tego zdarzało się że trafiali się trudni klienci. To była moja pierwsza praca więc było też dużo rzeczy do nauczenia się w szybkim czasie. Do tego nadal wszystkie w/w problemy jak fobie gdzie tutaj trzeba obsługiwać ludzi dawały w kość. Były też problemy ze sprzętem w firmie których nie umiałem naprawić bo to nawet nie należało do moich obowiązków ale jak przyszło co do czego i trzeba było czegoś użyć a to nie działało to szefa to nie interesowało, klienta też nie tylko ja zostawałem z tym sam. Takich sytuacji były setki co doprowadzało w ogóle do ogromnego stresu, presji klientów którzy czekali w kolejce a Ty nie wiesz co masz zrobić z tym wszystkim. Tak mijały dni, ja coraz lepiej sobie radziłem ale nadal było dużo takich problemów. W końcu zaczęły się dodatkowe problemy jak bóle serca, klatki, słabości i jakieś dziwne jazdy. Doszło do tego że nie chciałem chodzić do tej pracy ze względu na te objawy. Było coraz gorzej, ale ciągle tam chodziłem. Po 2 tygodniach dostałem tam nagle potwornego ataku paniki jak nigdy w życiu. Akurat nikogo nie było w firmie nie było też na szczęście klientów. To co się zaczęło ze mną dziać to nie opisania. Oczywiście co pomyślałem to że umieram, mam zawał i jeszcze milion innych obaw i objawów. Szybko chwyciłem żeby zadzwonić do mamy ale akurat nie odebrała. Odchodziłem tam od zmysłów. Myślałem że zaraz wyjdę, uciekne z firmy byle gdzieś indziej, typowa ogromna chęć ucieczki nie wiadomo gdzie ze względu na to co się ze mną dzieje. Ale byłem zbyt odpowiedzialny i siedziałem tam. Byłem pewny że mogę umrzeć tutaj ale bałem się co się stanie jak uciekne i zostawie firmę. Zostałem do tego przyszedł klient. Cały zlany potem, czerwony do granic i trząsący się zacząłem ją obsługiwać. Po 1-2h znowu powróciło wszystko do trochę lepszego momentu. Ale byłem tym przerażony. Na szczęście do końca dnia już żadne atak nie wystąpił ale czułem się źle i zastanawiałem się co to było. Poszedłem do psychiatry dał xanax i powiedział że przy kolejnej wizycie przepisze mi kolejne leki. Dał również zwolnienie do końca miesiąca czyli do dnia w którym miałem podpisaną umowę o pracę. Tak już nie poszedłem wiecej do pracy ani do psychiatry.
Z dnia na dzień było coraz gorzej, cały czas trwające ataki, doszły wszystkie możliwe objawy somatyczne, większe odrealnienie. Nie byłem w stanie ruszyć się nigdzie z domu, nawet w domu było piekło. Nie byłem w stanie dotrzeć do psychiatry. Tak leciały miesiące było jeszcze gorzej. Od początku starałem się wychodzić chociaż na dwór. Chodziłem dziennie po 1-2h. Starałem się wychodzić za bramkę, coraz dalej. Xanax wziąłem tylko kilkanaście razy. Okropnie się mordowałem, męczyłem, cierpiałem. Nie wiedziałem czy to ma sens, ale chciałem też powrotu do normalności. Bardzo powoli na siłę wręcz zacząłem chodzić do sklepów. Na szczęście zawsze ze mną był ktoś z rodziny bo ja na początku nie wchodziłem do sklepów, zrobienie zakupów w już w ogóle ustać w kolejce i za nie zapłacić były ogromnym marzeniem. Po takim czasie zaczałem wchodzić do sklepów, mordowałem się ogromnie. W końcu razem z kimś z rodziny podchodziłem też do kas i różnie to bywało albo wychodziłem nieraz udało się zostać. W końcu wszyscy z rodziny podjęli pracę a ja sam zacząłem chodzić do sklepów. Bywało różnie nieraz było lepiej w sklepie nieraz gorzej. Najgorsze zawsze było podchodzenie do kas, czekanie, płacenie i ogromny dyskomfort że muszę tu stać i mogę wyjść co doprowadzało mnie do obłędu. Męczyłem się tak tyle razy że głowa mała. Jeszcze zapomniałem dodać że trochę zacząłem jeździć samochodem do sklepu, kościoła. Jazda ta była tak nieodpowiedzialna, praktycznie zawsze trząsłem się w samochodzie, światła, skrzyżowania to były takie męczarnie... Wróciłem też do kościoła po 5 miesiącach niechodzenia. Nie będę opisywał krok po kroku jak ale można to sobie wyobrazić co tam się również wyprawiało. W końcu kościół był już nawet okej, ale sklepy to była masakra. Szczególnie te kasy. W końcu miałem też ogromne kryzysy bo dd się pogłebiało, ale przede wszystkim miałem dosyć. Męczyłem się już tyle razy z tym sklepem kilkaset razy a nadal skutek był mizerny i cały czas to było bardzo ciężkie. O czymś więcej niż sklep i kościół nie było mowy, oczywiście wszystko też musiało się odbywać według reguł. Jak sklep czy kościół to musiało być wszystko od samego rana. Jeśli w ogóle miałem coś zrobić to rano. Potem w południe, wieczorem nie było mowy.
I tak to wszystko było i trwało. W domu już na prawdę często czułem się okej, nerwica trochę ustapiła, objawy serca minęły prawie oraz ogromne bóle w klatce również. Ale nadal to wszystko było ciężkie. Aż przyszedł 7 maj. Wtedy zacząłem naprawiać auto, oraz lakier był w średnim stanie. Zrobiłem zaprawki, ale były widoczne więc pojechałem do sklepu po specjalną pastę polerską aby się ich pozbyć. Kupiłem jakaś najlepszą na rynku, jak to ja przeczytałem na niej że nie można jej wdychać, że podczas pracy pasta zmienia się w takie drobkinki białe i że tego też nie można wdychać i najważniejsze że długotrwale wdychanie może uszkodzić układ nerwowy. Gdzieś w podświadomości mi to zostało. Bałem się nią robić, ale mówię bez przesady już zawsze tak piszą i w ogóle. Robiłem nią przez około 2 godzin. Robiłem jakieś głupie uniki żeby jej nie wdychać itp. Mimo to czułem ten zapach, oraz nosem nawdychałem się tych drobinek białych bo nie było sposobem tego uniknąć. Po 2 godzinach dałem spokój. Budzę się kolejnego dnia i czuje się o wiele gorzej, duże odrealnienie. Ale okej powiedziałem że sobie że może się pogorszyć, trzeba zaakceptować i nie mogę teraz nagle przestawać robić tego co robiłem. I tak też mimo tego pogorszenie nadal wychodziłem ale było gorzej. Tak minęło kilka dni i było coraz gorzej. Coraz większe ograniczenia znowu a dd masakryczne. W końcu przyszło przeogromne dd, momentalnie powrót całej nerwicy jeszcze gorszej niż była kilka miesięcy wcześniej. Ja starałem się nie ograniczać i nie zwracać na to uwagi ale nic to nie dało. Nie dało się ukryć że to przeogromne dd miało wpływ na moje funkcjonowanie. Więc dzisiaj jestem w punkcie jeszcze gorszym chyba niż na początku. Wiem że ta całą historia z tą pastą jest taka głupia, śmieszna wręcz ale to wszystko prawda. Jest tak źle że chciałbym wizytę u psychiatry i leki jakieś chyba ale nie jestem w stanie tam pójść, chciałem wizytę domową ale terminy są bardzo długie. Nie wiem co mam robić. Obawiam się czy ta pasta mogła aż tak to wszystko spiepszyć ? Odczuwałem dd silne ale to było nic z tym co teraz. Nerwica oczywiście przed tym wydarzeniem i tak trwała. Ale teraz znowu somatyka jest o wiele gorsza, jestem ciągle słaby, serce powraca. Ale przede wszystkim boje się że ta pasta zrobiła jakieś nieodwracalne zmiany w mózgu. Odczuwałem silne dd ale teraz to na prawdę to co odczuwam nie ma z nim nic z wspólnego. Totalny brak istnienia czasu, ogromne rozkojarzenie, ktoś coś mówi po 10 razy ja tego nie rozumiem i nie wiem o co chodzi. Wszystko obce, sztuczne, nic nie wiem, nie ogarniam. To co działo się niedawno, czyli parę minut temu to jakby działo się rok temu. Pamięci nie mam, nic nie jest prawdziwe. Wszystko jest tak popiepszone że nie wiem. Zastanawiam się czy umarłem czy co, to jest jakiś kompletnie inny wymiar. Nie rozumiem jak inni tak nie narzekają, jak mogą robić wszystko. Świadomie niby wiem ze oni tego po prostu nie mają. Niby świadomość jest, ale na prawdę czuje że tylko ona została ale zaraz i ja stracę. Czuje się jak ktoś z niedorozwojem umysłowym. Nic do mnie nie dociera, żadne bodźce. Nic nie ogarniam. Boje się wychodzić na dwór czy po bramkę bo to wszystko jest takie że no nie ma słów żeby to opisać. Jak gdzieś wychodzę to w ogóle za dużo jest wszystkich bodźców, jakbym zaraz od ich nadmiaru miał umrzeć, zwariować, nie wytrzymać tego po prostu. Do tego wszystkiego doszła ogromna senność, mógłbym caly czas spać, mimo spania 8-10 godzin jestem niewyspany i właśnie mógłbym spać ciągle. Czuje że zaraz wpadne w śpiaczkę albo już w niej jestem. Czuje się właśnie jakbym był w jakiejś spiączce. Wszystko wróciło do jeszcze gorszego punktu niz było. Wiele bym oddał żeby chociaż wrócić do tego co było wcześniej czyli te chodzenie do sklepów itp. Teraz niby się staram nadal wychodzić ale blisko. Nie wiem co chcę pisząc tego posta. Chyba pocieszenia. Czy to nie są jakieś nieodwracalne zmiany w mózgu od tej pasty ? Tego boje się najbardziej chyba. Niby boję bo lęk raz czuje raz nie zależy. Bo takiego czegoś nigdy nie czułem. Może to tylko maksimum dd ? Ale co robić w ogóle ? To już jest 7 miesięcy ogromnego cierpienia, męczarni niesamowitych tylko po to by dziś było jeszcze gorzej niż na początku tego piekła. Czy to że chodziłem już tyle razy na prawdę killkaset razy do sklepów nadal daje bardzo słaby skutek jest normalne ? Czy nadal jest to dd ? Ja na prawdę wstaje i w ogóle nic nie wiem, nie wiem co ze sobą zrobić. Czy to nadal jest w granicy nerwicy i dd ?
Jeśli to ktoś przeczyta to bardzo dziękuje, a za jakieś odpowiedzi jeszcze bardziej.