Nie czuję siebie
: 7 lutego 2024, o 15:26
Cześć, to mój pierwszy post, napisałam go już trochę zmęczona swoim stanem, gdyż to co tutaj zawarłam męczy mnie od wielu wielu lat. Jestem studentką, mam 23 lata, tak żeby było wiadomo z kim macie do czynienia.
Coś jest że mną nie tak i nie wiem co, długo i często nad tym myślę ale nie wiem w czym jest problem. Nie potrafię być sobą, nie wiem co to znaczy jak mam się zachowywać. Nie czuję już prawie żadnych emocji, nic mnie nie obchodzi, tylko teoretycznie wiem jak powinnam się czuć w danej sytuacji. Nie wiem o czym rozmawiać z ludźmi, bo nic nie wywołuje we mnie większych emocji. Całą moją edukację tak naprawdę byłam cicha, nawet nie to że cicha tylko po prostu nie wiedziałam co mówić jak reagować, a nie że się wstydziłam. Na dzień dzisiejszy mam problem w kontaktach z innymi, nie potrafię opowiadać niczego o sobie powiedzmy dalszym znajomym, wszystko co mówię i robię jest okropnie neutralne, bo boje się pokazywać siebie, zrobić cokolwiek co dałoby im wskazówkę jaka jestem. I to nie chodzi o to, że chciałabym np. zareagować w bardziej emocjonalny sposób np gdy się cieszę, nie. Po prostu w środku mnie coś zmraża i nagle w głowie mam pustkę i nie czuję nic. Jak już się muszę odezwać to coś mówię, ale traktuję to jako "właściwą adekwatną i przemyślaną reakcję", a nie coś co czuję i chcę powiedzieć. We wszystkich relacjach czuję że nie mają one sensu, mogłoby ich nie być, nie cieszą mnie. Nie cieszy mnie żadne wyjście ze znajomymi, z nikim nie jestem blisko i nie czuję takiego flow w rozmowie, że chce się spotkać żeby z kimś rozmawiać. Jak bardzo bym się nie starała być otwarta, odgonić od siebie lęki, to zazwyczaj wszystko wychodzi niezręcznie, w porywach do neutralnie. Utrzymywanie kontaktów podyktowane jest u mnie bardziej strachem przed byciem samemu, np na studiach lub ogólnie w życiu. Nie wiem o czym ciągle można rozmawiać, każdego dnia. A jednocześnie chciałabym, jest mi okropnie przykro, chciałabym mieć własne życie, własne sprawy, śmiać się, kochać ludzi, kłócić się. Nie potrafię, trudno jest mi wyrażać moje myśli, są one zresztą powtarzalne prawie każdego dnia. Długo myślę nad doborem słów, przecież to przytłaczające moc powiedzieć dosłownie wszystko, a nie wiedzieć co. Serce mi się kraja jak Idę na studia i wszyscy żywo dyskutują, na dosyć ciekawe tematy, a mi nic nigdy nie przychodzi do głowy. Też trudno mi poradzić sobie z samotnością, nie kumam tego. Czasem jestem sama cały dzień i nie mam się do kogo odezwać, zamyślam się, czuję jakby mnie nie było. Często śpię, bo nie potrzebuję wtedy "żyć", później na studiach spotykam koleżanki. Jak mam się przestawić z niemowienia niczego nagle na żywe dyskusje? Jest to dla mnie ogromnie mylące. A gdy już jestem z kimś to chce jak najszybciej uciec, bo nie mam co mówić i jest niezręcznie. Do tego dochodzą ataki paniki i lęku, ale staram się mimo to. Tylko że okropnie się boję, tego stanu który mam, a jednak żeby być w stanie o czymś z kimś rozmawiać, nie mogę się bać bo rozmowa wtedy nie wychodzi. Chodzę do psychologa od 8 miesięcy nie czuję za bardzo poprawy. Ciężko opowiadać o takich nienamacalnych sprawach i bardziej o tym że dziwnie i niekomfortowo czuję się we własnym ciele. Dziwnie brzmi dla mnie mój głos, często zapominam że jestem w jakiejś sytuacji (gdy słucham czyiś rozmów)
Co o tym sądzicie, chce nadal próbować, ale to męczące i często przerażające że mogę nie być w stanie się tego pozbyć.
Coś jest że mną nie tak i nie wiem co, długo i często nad tym myślę ale nie wiem w czym jest problem. Nie potrafię być sobą, nie wiem co to znaczy jak mam się zachowywać. Nie czuję już prawie żadnych emocji, nic mnie nie obchodzi, tylko teoretycznie wiem jak powinnam się czuć w danej sytuacji. Nie wiem o czym rozmawiać z ludźmi, bo nic nie wywołuje we mnie większych emocji. Całą moją edukację tak naprawdę byłam cicha, nawet nie to że cicha tylko po prostu nie wiedziałam co mówić jak reagować, a nie że się wstydziłam. Na dzień dzisiejszy mam problem w kontaktach z innymi, nie potrafię opowiadać niczego o sobie powiedzmy dalszym znajomym, wszystko co mówię i robię jest okropnie neutralne, bo boje się pokazywać siebie, zrobić cokolwiek co dałoby im wskazówkę jaka jestem. I to nie chodzi o to, że chciałabym np. zareagować w bardziej emocjonalny sposób np gdy się cieszę, nie. Po prostu w środku mnie coś zmraża i nagle w głowie mam pustkę i nie czuję nic. Jak już się muszę odezwać to coś mówię, ale traktuję to jako "właściwą adekwatną i przemyślaną reakcję", a nie coś co czuję i chcę powiedzieć. We wszystkich relacjach czuję że nie mają one sensu, mogłoby ich nie być, nie cieszą mnie. Nie cieszy mnie żadne wyjście ze znajomymi, z nikim nie jestem blisko i nie czuję takiego flow w rozmowie, że chce się spotkać żeby z kimś rozmawiać. Jak bardzo bym się nie starała być otwarta, odgonić od siebie lęki, to zazwyczaj wszystko wychodzi niezręcznie, w porywach do neutralnie. Utrzymywanie kontaktów podyktowane jest u mnie bardziej strachem przed byciem samemu, np na studiach lub ogólnie w życiu. Nie wiem o czym ciągle można rozmawiać, każdego dnia. A jednocześnie chciałabym, jest mi okropnie przykro, chciałabym mieć własne życie, własne sprawy, śmiać się, kochać ludzi, kłócić się. Nie potrafię, trudno jest mi wyrażać moje myśli, są one zresztą powtarzalne prawie każdego dnia. Długo myślę nad doborem słów, przecież to przytłaczające moc powiedzieć dosłownie wszystko, a nie wiedzieć co. Serce mi się kraja jak Idę na studia i wszyscy żywo dyskutują, na dosyć ciekawe tematy, a mi nic nigdy nie przychodzi do głowy. Też trudno mi poradzić sobie z samotnością, nie kumam tego. Czasem jestem sama cały dzień i nie mam się do kogo odezwać, zamyślam się, czuję jakby mnie nie było. Często śpię, bo nie potrzebuję wtedy "żyć", później na studiach spotykam koleżanki. Jak mam się przestawić z niemowienia niczego nagle na żywe dyskusje? Jest to dla mnie ogromnie mylące. A gdy już jestem z kimś to chce jak najszybciej uciec, bo nie mam co mówić i jest niezręcznie. Do tego dochodzą ataki paniki i lęku, ale staram się mimo to. Tylko że okropnie się boję, tego stanu który mam, a jednak żeby być w stanie o czymś z kimś rozmawiać, nie mogę się bać bo rozmowa wtedy nie wychodzi. Chodzę do psychologa od 8 miesięcy nie czuję za bardzo poprawy. Ciężko opowiadać o takich nienamacalnych sprawach i bardziej o tym że dziwnie i niekomfortowo czuję się we własnym ciele. Dziwnie brzmi dla mnie mój głos, często zapominam że jestem w jakiejś sytuacji (gdy słucham czyiś rozmów)
Co o tym sądzicie, chce nadal próbować, ale to męczące i często przerażające że mogę nie być w stanie się tego pozbyć.