Nerwica czy schizofrenia???
: 8 października 2021, o 11:14
Hej wszystkim 
Od ponad miesiąca leczę się na nerwice natręctw, zaburzenia lękowe. Początki leczenia były fatalne. Później bylo troszkę lepiej, a teraz znowu jest źle. Nie mam już ataków nerwicy, nie odczuwam ich fizycznie. W głowie mam kompletna sieczkę. Wkręcam sobie, że nie wiem kim jestem, jak to możliwe że jestem człowiekiem, jak to możliwe że ruszam kończynami? Że nie kocham swojego chłopak i ze w sumie to wszytsko mi obojętne i lepiej abym znikła, że nie wiem kim jestem. Bardzo boje się choroby psychicznej. Gdzieś tam w środku siebie mam wole walki do działania, ale te myśli towarzyszą mi cały czas. Boje się ich. Ciągle analizuje każdy swój ruch i zastanawiam się jak to jest możliwe? Od zawsze mialam ze sobą problemy. Pochodzę z dysfunkcyjnego domu. Dużo kłamałam, głównie ze wstydu, później weszło mi to w nawyk. Teraz bardzo się tego wstydzę. Czasami mysle sobie ze jestem okropnym człowiekiem i tylko udaje ze chce się zmienic i mam osobowość psychopaty. Boje się że nie ma uczuć i nie umiem Wam dokładnie przekazać o co mi chodzi i ze świadomie to robię, bo niby mam schizofrenia a staram się ją zatuszować?... Chciałabym wkoncu poczuć siebie... Męczące to jest. Biorę sertraline 50g. Aktualnie przebywam również za granicą. Mieszkam z chłopakiem. Jestem fanatstyczny człowiekiem. Ja niestety nie umiem tego docenić, moja zazdrosc utrudnia nam życie. W momencie potrafie się o coś czepiać i nie kontroluje tego. Myślę że sama siebie do końca nie rozumiem. Gdzieś tam w głębi duszy niby wiem czego chce, ale nie umiem tego zrealizowac. Wstydzę się tego, wstydzę się sowich myśli. A później znowu myske ze sie ich nie wstydzę... I tak w kółko... Chodze na terapię, ale niestety kolejne spotkanie mam za 2 tygidnie. Jak mam sobie radzić? Czy to możliwe że psychiatra zle mnie zdiagnozował? Dodam jeszcze, że mam natłok absurdalnych myśli... Ze cos powiem, że coś zrobię, że nie jestem człowiekiem... Wiem że to abstrakcyjne brzmi strasznie... Boje sie

Od ponad miesiąca leczę się na nerwice natręctw, zaburzenia lękowe. Początki leczenia były fatalne. Później bylo troszkę lepiej, a teraz znowu jest źle. Nie mam już ataków nerwicy, nie odczuwam ich fizycznie. W głowie mam kompletna sieczkę. Wkręcam sobie, że nie wiem kim jestem, jak to możliwe że jestem człowiekiem, jak to możliwe że ruszam kończynami? Że nie kocham swojego chłopak i ze w sumie to wszytsko mi obojętne i lepiej abym znikła, że nie wiem kim jestem. Bardzo boje się choroby psychicznej. Gdzieś tam w środku siebie mam wole walki do działania, ale te myśli towarzyszą mi cały czas. Boje się ich. Ciągle analizuje każdy swój ruch i zastanawiam się jak to jest możliwe? Od zawsze mialam ze sobą problemy. Pochodzę z dysfunkcyjnego domu. Dużo kłamałam, głównie ze wstydu, później weszło mi to w nawyk. Teraz bardzo się tego wstydzę. Czasami mysle sobie ze jestem okropnym człowiekiem i tylko udaje ze chce się zmienic i mam osobowość psychopaty. Boje się że nie ma uczuć i nie umiem Wam dokładnie przekazać o co mi chodzi i ze świadomie to robię, bo niby mam schizofrenia a staram się ją zatuszować?... Chciałabym wkoncu poczuć siebie... Męczące to jest. Biorę sertraline 50g. Aktualnie przebywam również za granicą. Mieszkam z chłopakiem. Jestem fanatstyczny człowiekiem. Ja niestety nie umiem tego docenić, moja zazdrosc utrudnia nam życie. W momencie potrafie się o coś czepiać i nie kontroluje tego. Myślę że sama siebie do końca nie rozumiem. Gdzieś tam w głębi duszy niby wiem czego chce, ale nie umiem tego zrealizowac. Wstydzę się tego, wstydzę się sowich myśli. A później znowu myske ze sie ich nie wstydzę... I tak w kółko... Chodze na terapię, ale niestety kolejne spotkanie mam za 2 tygidnie. Jak mam sobie radzić? Czy to możliwe że psychiatra zle mnie zdiagnozował? Dodam jeszcze, że mam natłok absurdalnych myśli... Ze cos powiem, że coś zrobię, że nie jestem człowiekiem... Wiem że to abstrakcyjne brzmi strasznie... Boje sie