Dopadła mnie depresja
: 23 września 2015, o 16:08
Od okolo poltora tygodnia pojawila sie u mnie depresja i zaostrzenie nerwicy
Objawia sie to tym, ze z rana budzi mnie przerazajacy strach i kolatanie serca oraz tysiace bardzo natretnych mysli pt "popelnisz samobojstwo, masz depresje, musisz brac leki, bedziesz jak zombie" itd. W ciagu dnia kiedy staram sie zaczac wykonywac jakas czynnosc ktora ma mnie zrelaksowac albo mysle o milych rzeczach to zaraz jak nieproszony pasazer pcha sie za mna jakis lęk i natrectwo pt "przeciez to ci zadnej przyjemnosci nie sprawi bo nie mozesz odczuwac zadnych radosci" lub jak mam wspomnienia milych rzeczy to "ale wtedy tez mialas leki/depresje i wcale to wesole i mile dla ciebie nie bylo". Ciagle pojawiaja sie u mnie melancholijne i niemile obrazy z przeszlosci. Mozna powiedziec ze kazda mysl jest obarczona dodatkiem w postaci chamskich natrectw i przykrych odczuc. Jestem przymulona i zmeczona w ciagu dnia przez to psychicznie, nie mam sily sie usmiechac, czesto chce mi sie plakac lub czuje ze chce uciec od tego i ze zwariuje. Mam wizje ze sie zabije albo wyladuje w psychiatryku. Najgorsze jest tez poczucie winy wobec meza czy rodzicow. Chcialabym aby byli szczesliwi i zdrowi a czuje ze moje zaburzenia / choroby ich zabijaja. Ojciec jest chory na serce a gdy ja nie jestem w stanie byc aktywna psychicznie ani sie usmiechnac to czuje cala soba jak on to przezywa i jak go to niszczy. Maz ma matke chora na raka i ojca alkoholika, wymeczyl sie w zyciu strasznie a teraz musi sie meczyc z takim psycholem jak ja. Oni bardzo martwia sie o mnie a moim pragnieniem jest to aby bylo calkowicie obojetni i oziebli na mnie, zeby nie stala sie im zadna krzywda przez to jak ja sie mecze. Mysl o nich nawet nie pozwala mi myslec o samobojstwie bo wiem jakby to tragicznie przezyli, wiem ze musze zyc dla nich. Ale jak zyc skoro zarazem ja i moj stan jest dla nich udreka? Nie chce brac lekow bo mialam 3 niewypaly po ktorych doslownie umieralam i boje sie ich, napawa mnie lękiem mysl ze bez lekow nie dam rady. Ziolowe leki na mnie slabo dzialaja mimo ze znowu zaczelam zabawe z dziurawcem ale uspakajacze typu waleriana na nic sie nie sprawdzaja. W tym silnych leku wolnoplynacym i natretnych zlych myslach biore czasem cloraxen ktory prawie wcale nie dziala(5mg) lub 0,5mg lorafenu ale staram sie unikac tych lekow bo wiem czym sie konczy zabawa z nimi. Od tygodnia biore olej z wiesiolka i na derealizacje jest dobry rzeczywiscie ale stany depresyjne i zaostrzenie natrectw i lekow niszcza cala jego prace bo nie moge sie na niczym skupic ani niczym zrelaksowac. Biore tez magnez, wit d, zestaw witamin b i tabletki z milorzebu japonskiego i na fizyczne objawy (poza kolataniem serca) pomagaja jak dusznosci, skurcze czy drzenia. Od 4dni calkowicie zrezygnowalam ze slodyczy i faszeruje sie bananami i zielona herbata ale jako takich efektow jeszcze nie widac. Codziennie mam nudnosci, klocie miesni miedzyzebrowych, napiecie karku. Robie wszystko na sile mimo ze nie sprawia radosci ale robie bo nie chce sie polozyc do lozka i w tym lozku umrzec... Bo wiem ze kiedy czlowiek w depresji polegnie w lozku to polegnie calosciowo w chorobie. Bylam jeden dzien w szpitalu psychiatrycznym nie dajac rady z nerwica na oddziale nerwic, depresji i bezsennosci (bylam glupia, chcialam przede wszystkim szybkich efektow i lekow, przeliczylam sie) i byla tam na sali kobieta z depresja- plakala, nie wstawala z lozka, ciagle spala... mowila ze juz 5raz tu trafila. Jej obraz mam przed oczami ciagle i boje sie tego zebym ja nie byla na jej miejscu. Boje sie ze to idzie wszystko naprzod ... ze zaczelo sie od tezyczki i nerwicy, potem nerwica + depresja i skonczy sie lezakowaniem i robieniem pod siebie z tona lekow i bez nadzieji na poprawe
Wiem ze na swoj los pracowalam sama- izolowalam sie od ludzi, mialam miano dziwaka, wolalam gre na komputerze/wirtualny swiat od realnego, nie chcialo mi sie nigdzie wychodzic tylko relaksowac sie leniuchujac i zrac. Nie umialam sie dogadywac z ludzmi, bylam agresywna, podejrzliwa, klotliwa albo zalekniona. Reagowalam histeria i furia kiedy cos wychodzilo nie po mojej mysli np pociag sie spoznil i ja nie dojechalabym na zajecia. Mialam fobie spoleczna. Swoja samoocene i stosunek do swiata opieralam na wizerunku z ktorego nigdy nie bylam zadowolona. Jedyne co bylo u mnie plusem to ogromna empatia do chorych ludzi ktorymi opiekowalam sie w szpitalach i chec pomocy im, wsparcia, opieki. Wiem ze stan w ktorym jestem zostal mi specjalnie narzucony abym sie zmienila, abym dostrzegla bledy w swojej przeszlosci i ruszyla dupe i leb. I ruszylam ale boje sie ze moja rodzina na tym ucierpi lub ze skoncze z kolejnym lekiem i tym razem jak ta kobieta w szpitalu ale juz nie jako fanaberia tylko ostatnia deska ratunku
Musze sie Wam wygadac bo placze i trzese sie ze strachu, nie moge pozbierac mysli a nie odwaze sie plakac przy rodzicach czy mezu aby ich nie zalamac calkowicie


