Strona 1 z 1

Pani D.

: 1 grudnia 2013, o 17:07
autor: psychologpisze
Mam na imię … i od prawie … miesięcy choruję na depresję. Mam … lat. Dużo? Mało? Przy tej chorobie, która jest chyba najbardziej demokratyczną chorobą na świecie, nie ma znaczenia ile masz lat, jakie studia skończyłeś, czy jesteś wysoki, niski, masz długie czy krótkie włosy. Uderza z siłą osiemnastokołowej ciężarówki prosto w Twoją głowę.

Gdy pojawiły się pierwsze objawy Pani D., nie do końca wiedziałam co się dzieje. Najpierw chandra, obniżony nastrój, zmniejszający się apetyt, smutek. Cóż… Zdarza się każdemu, prawda? Potem zaczęło się to przeciągać w czasie. Kolejne minuty, godziny, dni, tygodnie, w których nie chciało mi się wyjść z łóżka, wykąpać, jeść, żyć…

Następnie przychodzi jakieś takie dziwne otępienie. Ludzie próbują Cię wyciągać w miejsca, które zawsze lubiłeś, ale zoo czy park czy kino już nie wywołują tych samych uczuć. No spoko, są słonie. Luz, niech sobie te kangury biegają. Park? No jest. Rosną drzewa, ok, niech sobie świeci to słońce. Komedia? No fajnie fajnie, ale nie jest w ogóle zabawna. I to robienie dobrej miny do złej gry, udawanie, że coś Cię interesuje, że czymś się przejmujesz bo „tak wypada”, bo ktoś opowiada o czymś ważnym dla niego.

Nie chcę, żeby ktokolwiek mnie kochał, żeby komukolwiek na mnie zależało. To wywołuje taką silną bolesną presję… Że w jakiś sposób jestem zobowiązana żyć dla tego kogoś. Po co? Jaki to ma w ogóle sens? Przestańcie do mnie mówić, pytać, dobijać się, martwić… Nie jestem tego warta… I nigdy już nie będę…

Nie potrafię już chyba czuć… Wydaje mi się, że kocham, ale czy na pewno? Poza tym, co jest warta moja miłość? Czy jeśli nienawidzę siebie samej, to mogę kogoś prawdziwie kochać? Takie miewam rozterki…

Może jestem zbyt wrażliwa, może coś we mnie pękło, może coś się gdzieś w środku złamało i już się nie da tego poskładać w całość. Ale nie chcę pomocy… Nie chcę nikogo zobowiązywać do tego, żeby próbował mnie w jakikolwiek sposób „ratować”. Jeśli jestem daremna, to nie powinnam mieć w swoim otoczeniu NIKOGO, komu kiedyś może przejść przez myśl, żeby nie daj boże mnie pokochać…

Łzy odkryłam już dawno. Idąc ulicą, jedząc pizzę, zasypiając, budząc się… Ale najlepiej, najbezpieczniej, płacze się pod prysznicem, w wannie, biegając w deszczu…

Chcę zniknąć…

Przestać istnieć…

Zatopić się w niebycie…

Depresyjne rozterki…

Re: Pani D.

: 1 grudnia 2013, o 17:12
autor: Divin
Przepraszam bardzo ale w jakim celu Pani zamieszcza tego typu wpisy? Czy one mają służyć do opsywania depresji? Ma to wprowadzić jakieś metaforyczne poglądy czy po prostu to jest Pani wyobrażenie depresji? :)

Poza tym, wydaje mi się to skopiowane z czegoś...

Re: Pani D.

: 1 grudnia 2013, o 17:23
autor: psychologpisze
To jest tekst mojego własnego autorstwa (z mojego bloga), jest to opis przeżywania depresji. metafora i jednocześnie odczucia pacjenta cierpiącego na to zaburzenie.

Re: Pani D.

: 1 grudnia 2013, o 17:27
autor: Divin
Ok, dziękuje za wyjaśnienie. :)

Re: Pani D.

: 1 grudnia 2013, o 17:41
autor: Lipski
"Ładnie" przedstawione...

Re: Pani D.

: 1 grudnia 2013, o 17:46
autor: ddd
Nawet ciekawie opisany stan depresji bez takich konkretnych objawow, tylko taki stan emocjonalny przedstawiony w inny sposob.

Re: Pani D.

: 3 grudnia 2013, o 11:21
autor: psychologpisze
O depresji można mówić w wieloraki sposób. Często pacjenci dzielą się właśnie takimi spostrzeżeniami, emocjami i przeżyciami wewnętrznymi. Rola psychiatry i psychologa w tym, by to wszystko uporządkować i wskazać odpowiedni kierunek leczenia.

Re: Pani D.

: 3 grudnia 2013, o 20:23
autor: matylda
Wydaje mi sie ze przedstawianie zaburzenia ogolnie w taki sposob emocjonalny, daje wieksze wyobrazeni psychologowi o wnetrzu pacjenta, niz samo wymienianie objawow, jak ja to robie na prawie wszystktch wizytach :)