Cześć wszystkim
: 25 września 2013, o 14:43
Trafiłam na to forum parę dni temu zupełnie przypadkiem i coś czuję, że zagoszczę tutaj na dłużej
. Bardzo mi się spodobało, że są tu osoby w zbliżonym do mnie wieku, które potrafią pisać o swoich problemach, i całe forum jest kopalnią wiedzy i konkretnych porad.
Czegoś takiego potrzebuję, właśnie wygrzebuję się ze swojego życiowego bagna i na tym wątpliwym gruncie próbuję stanąć na nogi. A konkretniej: mam 22 lata i od 8 lat walczę z depresją, która jeszcze parę dni temu doprowadzała mnie do takiego doła, że chciałam popełnić samobójstwo. Przyczyną był też lęk przed zmianą- czekają mnie studia w zupełnie obcym mieście i towarzyszy ciągły strach, że sobie nie poradzę. Pomogła mi rozmowa z moją babcią, która jest naprawdę kochaną osobą i wsparła mnie psychicznie. Prawda jest taka, ze chciałam stchórzyć i iść na dożywotnią rentę psychiatryczną- to też jakieś wyjście, ale wpędziłabym się w jeszcze gorszy stan, wiedząc, że nic mnie w życiu już nie czeka... no i jeszcze dochodziłby wstyd i uczucie porażki. Babcia właśnie zmotywowała mnie, bym poszła na te studia i pokazała tym, którzy we mnie nie wierzą i zamiast pomagać dobijali, że ja też mogę być kimś i radzić sobie w życiu.
Mój główny problem polega na tym, że myślę praktycznie cały czas o sobie, w tym sensie że ciągle analizuję swoje myśli i reakcje (czy są właściwe). Męczy mnie już to poczucie: siedzenia cały czas w swojej głowie, przez to trudno mi się na czymkolwiek skoncentrować, bo wewnętrzny komentator ciągle nadaje. Co zabawne, czuję jakbym głowę miała zupełnie pustą, pewnie przez to że się cały czas na niej skupiam. Brakuje mi właściwych słów, by opisać to uczucie, dodam więc tyle że wiąże się też z lękiem i niepokojem.
Zdarzają mi się napady paniki, kiedy mam np. wejść do sklepu lub zapytać kogoś o coś.
Bardzo chciałabym to zwalczyć i cieszyć się życiem, bo poza negatywnymi emocjami jak ból i strach, nic nie czuję. Nie czuję radości, miłości, rzadko się śmieję. Jakby te pozytywne uczucia stały się nieprawdziwe i niedostępne dla mnie. Mimo to, chcę jeszcze zawalczyć, mam nadzieję że uda mi się z tego stanu wyjść.

Czegoś takiego potrzebuję, właśnie wygrzebuję się ze swojego życiowego bagna i na tym wątpliwym gruncie próbuję stanąć na nogi. A konkretniej: mam 22 lata i od 8 lat walczę z depresją, która jeszcze parę dni temu doprowadzała mnie do takiego doła, że chciałam popełnić samobójstwo. Przyczyną był też lęk przed zmianą- czekają mnie studia w zupełnie obcym mieście i towarzyszy ciągły strach, że sobie nie poradzę. Pomogła mi rozmowa z moją babcią, która jest naprawdę kochaną osobą i wsparła mnie psychicznie. Prawda jest taka, ze chciałam stchórzyć i iść na dożywotnią rentę psychiatryczną- to też jakieś wyjście, ale wpędziłabym się w jeszcze gorszy stan, wiedząc, że nic mnie w życiu już nie czeka... no i jeszcze dochodziłby wstyd i uczucie porażki. Babcia właśnie zmotywowała mnie, bym poszła na te studia i pokazała tym, którzy we mnie nie wierzą i zamiast pomagać dobijali, że ja też mogę być kimś i radzić sobie w życiu.
Mój główny problem polega na tym, że myślę praktycznie cały czas o sobie, w tym sensie że ciągle analizuję swoje myśli i reakcje (czy są właściwe). Męczy mnie już to poczucie: siedzenia cały czas w swojej głowie, przez to trudno mi się na czymkolwiek skoncentrować, bo wewnętrzny komentator ciągle nadaje. Co zabawne, czuję jakbym głowę miała zupełnie pustą, pewnie przez to że się cały czas na niej skupiam. Brakuje mi właściwych słów, by opisać to uczucie, dodam więc tyle że wiąże się też z lękiem i niepokojem.
Zdarzają mi się napady paniki, kiedy mam np. wejść do sklepu lub zapytać kogoś o coś.
Bardzo chciałabym to zwalczyć i cieszyć się życiem, bo poza negatywnymi emocjami jak ból i strach, nic nie czuję. Nie czuję radości, miłości, rzadko się śmieję. Jakby te pozytywne uczucia stały się nieprawdziwe i niedostępne dla mnie. Mimo to, chcę jeszcze zawalczyć, mam nadzieję że uda mi się z tego stanu wyjść.