przestalam juz zyc
: 5 maja 2013, o 03:24
Hej, moze troche sie wstydze, okazujac obcym ludziom moją jakże wielką porażkę,ale obiecalam dla mojej przyjaciolki że napisze cos gdzieś, gdzieś kto mi będzie chociaż troszkę umiał pomóc, a więc jestem.
Wszystko zaczeło się 9 grudnia gdy moja mama po 3 miesiacach walki umarla na raka, zalamalam sie nerwowo, ale na szczescie byl obok mnie moj byly chlopak( wtedy, po smierci mamy, zaczelismy sie spotykac) i jakos sobie poradzilam, duzo pilam wtedy bo potrafilam wpasc w cug 3 tygodniowy, a mialam wtedy 19 lat, bylam w sumie sama, moze byl przy mnie, ale nie przezyl tego samego co ja, uwazalam ze nie wie nic, ze powinien zamknac buzie i nie mowic mi jak zyc. Wtedy bardo czesto czulam sie jak ptak, ktory po 19 latach trzymania w klatce( ktora byly ramiona mojej mamy) w ktorej czul sie bezpieczny, nagle traci swoja klatke, i przy pierwszym wzlocie w gore uderza sie o wszystko o co tylko moze, podnosi sie i spowrotem pruboje latac. Moj wtedy obecny chlopak nie dawal mi tez poczucia zupelnego bezpieczenstwa, uwazal ze go zdradzam, bylam kontrolowana na kazym kroku, czulam jak powoli wariuje, potem wyjechal do niemiec, ja pojechalam za nim... tam zycie pokazalo mi po raz kolejny ze jestem niczego nie warta osoba bylam bita i ponizana przez osobe ktora tak bardzo kochalam, kilka razy staral sie mnie zabic, musiala czuwac nademna jakas opacznosc bo mu sie nie udalo( czesto tego zaluje, dlaczego nie uderzyl mnie mocniej, czemu nie poddusil jeszcze przez kilka mnut) wyjechalam za granice do taty, po tym wszystkim co sie stalo nie mialam ochoty zyc, nikogo to nie interesowalo, mialam wstac nastepnego dnia i isc szukac pracy... a ja nie mialam sily nawet sie usmiechnac a co mowic ubrac sie i wyjsc z domu, ale to robilam dla swietego spokoju, ciagle plakalam duzo pilam. Zaczelam po pewnym czasie bawic sie zyciem, lapalam jakies dorywcze pracy dla swietego spokoju, pilam spotykalam sie z chlopakami, uwazalam ze alkochol i sex to jest wszystko co do zycia jest mi potrzebne, nie uzywalam uczuc, nienawidzilam sie za to, ale bardziej bym sie znienawidzila jakbym pokazala po raz kolejny komukolwiek ze jest mi ciezko, przeciez to nikogo i tak nie interesowalo, najwazniejsze byly pieniadze, zreszta u nie w rodzinie jedyna osoba ktora nie patrzyla na pieniadze i umiala ze mna rozmawiac byla moja mama, nie tylko w rodzinie byla jedyna moja powierniczka ale takze w calym moim zyciu. Znalazlam po pewnym czasie prace, zaczelam sie spotykac z pewnym chlopakiem... prace mam dalej, z chloapkiem po 3 miesiacach sie rozstalam, zamiast okazywac mu uczucia, okazywalam mu niechec i nienawiesc przez to co zrobil mi byly chlopak. Po zerwaniu nawet nie zaplakaalm, nie bylo mi tego szkoda, bardziej sie cieszylam ze mam swiety spokoj. Od miesiaca jest ze mna coraz gorzej, czuje sie jak warzywko, ja nie zyje ja wegetuje, jestem jak jakas zaprogramowana maszyna, wstaje jade do pracy, pracuje wracam z pracy klade sie do lozka biore laptopa cos poklikam, poczytam ide spac i tak wkolko, caly czas chodze z glupim przyklejonym usmiechem do twarzy aby nikt nie zapytal czy wszystko ok, kiedy mam chwile gdy jestem tylko sama wtedy placze, umiem wracac do domu z miasta i cala droge plakac, jechac autobusem zalozyc okulary i tez plakac. Noc jest najgorsza potrafie obudzic sie i pomylec ze mam jakas sprawe do mamy po czym sobie przypominam ze jej juz nie ma, czuje wtedy tak ogromna pustke , czuje sie strasznie samotna w tym momencie. Nie mam ochoty na nic, prawie nie jem, utrzymuje kontakt z ludzmi tylko dlatego zeby nikt nic nie widzial. Czuje jak pekam w srodku, jak resztki optymizmu do zycia, ktorego mialam tak wiele, wylatuja ze mnie z kazda sekunda, draznia mnie geby ludzi ktorych jedynym problemem jest to ze im sie cos w zyciu nie uklada, ale maja naokolo siebie mase ludzi. Wczoraj byl najgorszy wieczor, chcialam wstac i isc przed siebie majac nadzieje ze uciekne od wszystkiego, przez mysl mi przebiega chec skonczenia tego wszystkiego przez samobojstwo. Niewiem czemu ale jakas ogromna sila trzyma mnie jeszcze przy zyciu.
-- 5 maja 2013, o 03:44 --
nie dopisalam ze mama zmarla 2 lata temu
Wszystko zaczeło się 9 grudnia gdy moja mama po 3 miesiacach walki umarla na raka, zalamalam sie nerwowo, ale na szczescie byl obok mnie moj byly chlopak( wtedy, po smierci mamy, zaczelismy sie spotykac) i jakos sobie poradzilam, duzo pilam wtedy bo potrafilam wpasc w cug 3 tygodniowy, a mialam wtedy 19 lat, bylam w sumie sama, moze byl przy mnie, ale nie przezyl tego samego co ja, uwazalam ze nie wie nic, ze powinien zamknac buzie i nie mowic mi jak zyc. Wtedy bardo czesto czulam sie jak ptak, ktory po 19 latach trzymania w klatce( ktora byly ramiona mojej mamy) w ktorej czul sie bezpieczny, nagle traci swoja klatke, i przy pierwszym wzlocie w gore uderza sie o wszystko o co tylko moze, podnosi sie i spowrotem pruboje latac. Moj wtedy obecny chlopak nie dawal mi tez poczucia zupelnego bezpieczenstwa, uwazal ze go zdradzam, bylam kontrolowana na kazym kroku, czulam jak powoli wariuje, potem wyjechal do niemiec, ja pojechalam za nim... tam zycie pokazalo mi po raz kolejny ze jestem niczego nie warta osoba bylam bita i ponizana przez osobe ktora tak bardzo kochalam, kilka razy staral sie mnie zabic, musiala czuwac nademna jakas opacznosc bo mu sie nie udalo( czesto tego zaluje, dlaczego nie uderzyl mnie mocniej, czemu nie poddusil jeszcze przez kilka mnut) wyjechalam za granice do taty, po tym wszystkim co sie stalo nie mialam ochoty zyc, nikogo to nie interesowalo, mialam wstac nastepnego dnia i isc szukac pracy... a ja nie mialam sily nawet sie usmiechnac a co mowic ubrac sie i wyjsc z domu, ale to robilam dla swietego spokoju, ciagle plakalam duzo pilam. Zaczelam po pewnym czasie bawic sie zyciem, lapalam jakies dorywcze pracy dla swietego spokoju, pilam spotykalam sie z chlopakami, uwazalam ze alkochol i sex to jest wszystko co do zycia jest mi potrzebne, nie uzywalam uczuc, nienawidzilam sie za to, ale bardziej bym sie znienawidzila jakbym pokazala po raz kolejny komukolwiek ze jest mi ciezko, przeciez to nikogo i tak nie interesowalo, najwazniejsze byly pieniadze, zreszta u nie w rodzinie jedyna osoba ktora nie patrzyla na pieniadze i umiala ze mna rozmawiac byla moja mama, nie tylko w rodzinie byla jedyna moja powierniczka ale takze w calym moim zyciu. Znalazlam po pewnym czasie prace, zaczelam sie spotykac z pewnym chlopakiem... prace mam dalej, z chloapkiem po 3 miesiacach sie rozstalam, zamiast okazywac mu uczucia, okazywalam mu niechec i nienawiesc przez to co zrobil mi byly chlopak. Po zerwaniu nawet nie zaplakaalm, nie bylo mi tego szkoda, bardziej sie cieszylam ze mam swiety spokoj. Od miesiaca jest ze mna coraz gorzej, czuje sie jak warzywko, ja nie zyje ja wegetuje, jestem jak jakas zaprogramowana maszyna, wstaje jade do pracy, pracuje wracam z pracy klade sie do lozka biore laptopa cos poklikam, poczytam ide spac i tak wkolko, caly czas chodze z glupim przyklejonym usmiechem do twarzy aby nikt nie zapytal czy wszystko ok, kiedy mam chwile gdy jestem tylko sama wtedy placze, umiem wracac do domu z miasta i cala droge plakac, jechac autobusem zalozyc okulary i tez plakac. Noc jest najgorsza potrafie obudzic sie i pomylec ze mam jakas sprawe do mamy po czym sobie przypominam ze jej juz nie ma, czuje wtedy tak ogromna pustke , czuje sie strasznie samotna w tym momencie. Nie mam ochoty na nic, prawie nie jem, utrzymuje kontakt z ludzmi tylko dlatego zeby nikt nic nie widzial. Czuje jak pekam w srodku, jak resztki optymizmu do zycia, ktorego mialam tak wiele, wylatuja ze mnie z kazda sekunda, draznia mnie geby ludzi ktorych jedynym problemem jest to ze im sie cos w zyciu nie uklada, ale maja naokolo siebie mase ludzi. Wczoraj byl najgorszy wieczor, chcialam wstac i isc przed siebie majac nadzieje ze uciekne od wszystkiego, przez mysl mi przebiega chec skonczenia tego wszystkiego przez samobojstwo. Niewiem czemu ale jakas ogromna sila trzyma mnie jeszcze przy zyciu.
-- 5 maja 2013, o 03:44 --
nie dopisalam ze mama zmarla 2 lata temu