Depresja
: 12 stycznia 2023, o 03:57
Witam wszystkich.
Można powiedzieć, że od 10 lat zmagam się z depresją, wszystko zaczęło się jak zacząłem poznawać prawdę „o sobie”.
Wywodzę się z rodziny alkoholików, zawsze alkohol był stawiany ponad nas, można powiedzieć, ze porządne jedzenie było przez tydzień póki starczało pieniędzy na to i na wódkę. Wyśmiewanie w szkole przez rówieśników z powodu tych samych rzeczy, braku materiałów potrzebnych do szkoły, wstydu żeby zaprosić kogoś ze szkoły do domu po szkole, rozwód rodziców to odbija się na psychice dziecka, które nigdy nie miało oparcia w dorosłym, dowiaduje się ze jego ojciec to nie jest ojciec, bało się „wygadać komuś”…
Zaczęło się gimnazjum, żeby zwrócić na siebie uwagę matki przestałem chodzić do szkoły, a zamiast tego jeździłem tramwajami od pętli do pętli lub spędzałem czas w galeriach handlowych. Zamiast rozmowy zostałem „zamknięty” w szpitalu psychiatrycznym w którym było jeszcze gorzej. Po powrocie do „domu” dalej nie chodziłem do szkoły wiec moja rodzicielka stwierdziła, ze zamknięcie mnie w ośrodku będzie najlepszym rozwiązaniem (co przy upojeniu alkoholowym mówiła każdemu znajomemu, oczywiście dodając do tego ze jestem jej wdzięczny za to), jak możecie się domyślić wcale mi to nie pomogło. Zaczęło się samookaleczanie, myśli i próby samobójcze, które niestety nie powiodły się.
Minęło 5 ciężkich lat, w międzyczasie poznałem dziewczynę, która miała podobna sytuacje, wspieramy się nawzajem z tymże mi idzie o wiele gorzej, wpadam w towarzystwo narkotyków i alkoholu dorzucając do tego cięcie. W końcu spotykam psychologa z powołania, która pomogła mi wiele, lecz żeby się rozwijać musiała wyjechać do stolicy, nikomu z innych psychologów nie byłem w stanie zaufać tak jak jej.
Dochodzimy do aktualnej sytuacji, jakoś tak się potoczyło, ze mam żonę i dziecko, pracę w której dobrze zarabiam, ale mimo wszystko jestem tak bardzo nieszczęśliwy, ze stałe muszę być na lekach przeciwdepresyjnych i w międzyczasie brać leki uspokajające żeby móc funkcjonować, chciałbym jakoś zakończyć ta męczarnie, ale w obecnej sytuacji brakuje mi odwagi, chciałbym jakoś się wyleczyć, ale nie potrafie.
Praca, która sprawiała mi radość, stała się udręką, z rodzina i znajomymi zerwałem kontakty. Została mi żona, dziecko i znajomy, ktory ma podobnie do mnie, tak wiec nie pomaga mi to…
Proszę, dajcie jakieś rady, co zrobić żeby jakoś wyjść z tego syfu, nie daje sobie już rady… mieszam leki z alkoholem żeby nie myśleć o niczym, próbuje skupić się na pracy, ale nic mi nie pomaga. Chciałbym wygrać ta walkę chociażby ze względu na dziecko, którego jest mi naprawdę żal, bo mam niekontrolowane wybuchy agresji spowodowane NICZYM…
Przepraszam, ze tak długo i możliwe, ze zostanie to usunięte, ale musiałem się komuś „wygadać”, żona niestety nie rozumie do końca pewnych rzeczy… :/
Można powiedzieć, że od 10 lat zmagam się z depresją, wszystko zaczęło się jak zacząłem poznawać prawdę „o sobie”.
Wywodzę się z rodziny alkoholików, zawsze alkohol był stawiany ponad nas, można powiedzieć, ze porządne jedzenie było przez tydzień póki starczało pieniędzy na to i na wódkę. Wyśmiewanie w szkole przez rówieśników z powodu tych samych rzeczy, braku materiałów potrzebnych do szkoły, wstydu żeby zaprosić kogoś ze szkoły do domu po szkole, rozwód rodziców to odbija się na psychice dziecka, które nigdy nie miało oparcia w dorosłym, dowiaduje się ze jego ojciec to nie jest ojciec, bało się „wygadać komuś”…
Zaczęło się gimnazjum, żeby zwrócić na siebie uwagę matki przestałem chodzić do szkoły, a zamiast tego jeździłem tramwajami od pętli do pętli lub spędzałem czas w galeriach handlowych. Zamiast rozmowy zostałem „zamknięty” w szpitalu psychiatrycznym w którym było jeszcze gorzej. Po powrocie do „domu” dalej nie chodziłem do szkoły wiec moja rodzicielka stwierdziła, ze zamknięcie mnie w ośrodku będzie najlepszym rozwiązaniem (co przy upojeniu alkoholowym mówiła każdemu znajomemu, oczywiście dodając do tego ze jestem jej wdzięczny za to), jak możecie się domyślić wcale mi to nie pomogło. Zaczęło się samookaleczanie, myśli i próby samobójcze, które niestety nie powiodły się.
Minęło 5 ciężkich lat, w międzyczasie poznałem dziewczynę, która miała podobna sytuacje, wspieramy się nawzajem z tymże mi idzie o wiele gorzej, wpadam w towarzystwo narkotyków i alkoholu dorzucając do tego cięcie. W końcu spotykam psychologa z powołania, która pomogła mi wiele, lecz żeby się rozwijać musiała wyjechać do stolicy, nikomu z innych psychologów nie byłem w stanie zaufać tak jak jej.
Dochodzimy do aktualnej sytuacji, jakoś tak się potoczyło, ze mam żonę i dziecko, pracę w której dobrze zarabiam, ale mimo wszystko jestem tak bardzo nieszczęśliwy, ze stałe muszę być na lekach przeciwdepresyjnych i w międzyczasie brać leki uspokajające żeby móc funkcjonować, chciałbym jakoś zakończyć ta męczarnie, ale w obecnej sytuacji brakuje mi odwagi, chciałbym jakoś się wyleczyć, ale nie potrafie.
Praca, która sprawiała mi radość, stała się udręką, z rodzina i znajomymi zerwałem kontakty. Została mi żona, dziecko i znajomy, ktory ma podobnie do mnie, tak wiec nie pomaga mi to…
Proszę, dajcie jakieś rady, co zrobić żeby jakoś wyjść z tego syfu, nie daje sobie już rady… mieszam leki z alkoholem żeby nie myśleć o niczym, próbuje skupić się na pracy, ale nic mi nie pomaga. Chciałbym wygrać ta walkę chociażby ze względu na dziecko, którego jest mi naprawdę żal, bo mam niekontrolowane wybuchy agresji spowodowane NICZYM…
Przepraszam, ze tak długo i możliwe, ze zostanie to usunięte, ale musiałem się komuś „wygadać”, żona niestety nie rozumie do końca pewnych rzeczy… :/