Czy to już jest depresja?
: 4 kwietnia 2019, o 14:16
Cześć. Chciałabym po krótce opowiedzieć Wam swoją obecną sytuację, objawy i zapytać, czy ktoś miał podobnie i jak sobie z tym radził.
Jestem w klasie maturalnej, uczę się bardzo dobrze, zależy mi na wysokich wynikach i dobrych studiach. Zawsze byłam dosyć spokojną osobą, nie unikałam ludzi, ale jednak byłam zawsze nieśmiała. W tym roku zauważyłam, że zamknęłam się w sobie. Chodzę do szkoły, bo chodzę. Jak ktoś mnie o coś zapyta, to zaczynam się czerwienić, odpowiadam jednym zdaniem i to tyle. Chciałabym nawiązać z kimś kontakt, ale nie potrafię, stresuję się tym, że mogę się skompromitować. Z tego powodu, ludzie momentami zaczęli mnie traktować jak inną, dziwną, z którą trzeba się delikatnie obchodzić. Czuję się obgadywana za plecami, po prostu odstaję od grupy tylko dlatego, że jestem nieśmiała. Chodzę do szkoły z ogromną niechęcią, odliczam godziny do końca lekcji. Kolejną sprawą, która mnie stresuje, są odpowiedzi ustne. Robię wszystko, żeby nikt mnie nie zapytał, bo jeśli zapyta to robię z siebie idiotkę przed całą klasą, ze stresu mówię głupoty, trzęsą mi się nogi (mam typowe objawy nerwicowe). Ogólnie od kilku lat cierpię na nerwicę lękową, ostatnio mam mniej ataków paniki i typowych objawów somatycznych, więcej jest za to objawów związanych z samopoczuciem psychicznym. Do tych właśnie chciałabym teraz przejść, bo nie wiem, czy mogą one już wskazywać na depresję. Niemal codziennie czuję się wyczerpana psychicznie, taka nie do życia. Cokolwiek bym nie robiła, robię to z niechęcią i tylko w weekendy umiem się rozluźnić i czerpać z czegoś radość. Ciągle czuję presję, żyję w takim napięciu, mam natłok obowiązków. Najchętniej nie wychodziłabym z domu i całe dnie leżała w łóżku. Czasami nagle nachodzi mnie takie uczucie wstrętu wobec otoczenia, wszystko zaczyna mnie irytować, wręcz brzydzić. Trwa to zazwyczaj 2-3 minuty i pojawia się co parę dni, czasem tygodni. Czuję się po prostu bezsilna, cały czas zmęczona. Nie mam myśli samobójczych, nie odważyłabym się tego zrobić, ale czasem miałam momenty, gdy myślałam sobie, że mogłoby to się już skończyć. To paradoks, bo ja chcę żyć, mam wiele planów na przyszłość, ale czasem nachodzi mnie takie uczucie beznadziei i koniec. Co o tym sądzicie? Czy to może być zwykłe zmęczenie związane ze szkołą, maturą, czy może początek depresji? Jak sobie z tym poradzić?
Jestem w klasie maturalnej, uczę się bardzo dobrze, zależy mi na wysokich wynikach i dobrych studiach. Zawsze byłam dosyć spokojną osobą, nie unikałam ludzi, ale jednak byłam zawsze nieśmiała. W tym roku zauważyłam, że zamknęłam się w sobie. Chodzę do szkoły, bo chodzę. Jak ktoś mnie o coś zapyta, to zaczynam się czerwienić, odpowiadam jednym zdaniem i to tyle. Chciałabym nawiązać z kimś kontakt, ale nie potrafię, stresuję się tym, że mogę się skompromitować. Z tego powodu, ludzie momentami zaczęli mnie traktować jak inną, dziwną, z którą trzeba się delikatnie obchodzić. Czuję się obgadywana za plecami, po prostu odstaję od grupy tylko dlatego, że jestem nieśmiała. Chodzę do szkoły z ogromną niechęcią, odliczam godziny do końca lekcji. Kolejną sprawą, która mnie stresuje, są odpowiedzi ustne. Robię wszystko, żeby nikt mnie nie zapytał, bo jeśli zapyta to robię z siebie idiotkę przed całą klasą, ze stresu mówię głupoty, trzęsą mi się nogi (mam typowe objawy nerwicowe). Ogólnie od kilku lat cierpię na nerwicę lękową, ostatnio mam mniej ataków paniki i typowych objawów somatycznych, więcej jest za to objawów związanych z samopoczuciem psychicznym. Do tych właśnie chciałabym teraz przejść, bo nie wiem, czy mogą one już wskazywać na depresję. Niemal codziennie czuję się wyczerpana psychicznie, taka nie do życia. Cokolwiek bym nie robiła, robię to z niechęcią i tylko w weekendy umiem się rozluźnić i czerpać z czegoś radość. Ciągle czuję presję, żyję w takim napięciu, mam natłok obowiązków. Najchętniej nie wychodziłabym z domu i całe dnie leżała w łóżku. Czasami nagle nachodzi mnie takie uczucie wstrętu wobec otoczenia, wszystko zaczyna mnie irytować, wręcz brzydzić. Trwa to zazwyczaj 2-3 minuty i pojawia się co parę dni, czasem tygodni. Czuję się po prostu bezsilna, cały czas zmęczona. Nie mam myśli samobójczych, nie odważyłabym się tego zrobić, ale czasem miałam momenty, gdy myślałam sobie, że mogłoby to się już skończyć. To paradoks, bo ja chcę żyć, mam wiele planów na przyszłość, ale czasem nachodzi mnie takie uczucie beznadziei i koniec. Co o tym sądzicie? Czy to może być zwykłe zmęczenie związane ze szkołą, maturą, czy może początek depresji? Jak sobie z tym poradzić?