Czy wszystko robie dobrze?
: 31 stycznia 2016, o 02:01
Witam,
mam 19 lat i ok. 4 miesięcy temu, dostałem prawdopodobnie nerwicy lękowej. Nie jestem pewien czy to dobry dział, bo nerwicy dostałem od zapalenia marichuany, ale nie długotrwałego palenia, a jednorazowego epizodu. Mysle, ze bylo to spowodowane jakimis wczasniejszymi przezyciami a marihuana to wywolala. Tak naprawdę zaciągnąłem się tylko raz, chwile potem było ok, ale po kilkunastu minutach, zacząłem panikować, czułem jak wali mi serce, jak pulsuje mi krew w oczach i nie potrafiłem się ogarnąć, ani zorientować co się dzieje. Pamiętam ze moi koledzy grali na xboxie, ale byłem tak zestresowany i zlękniony, że nie potrafiłem trzeźwo myśleć. Pamiętam też, że probowałem jak najszybciej wrócić do siebie, ogarnąć co się wokół dzieje, co chwile spoglądałem na zegarek i przemieszczałem wzrok. Później wyszedłem na zewnątrz i chodziłem po ulicach wokół domu kolegi. Po ok 30 minutach puściło, dalej czułem się paskudnie, troche jakbym był mocno wstawiony. Wróciłem do domu, położyłem się spać, następnego ranka, czułem sie jakbym był na ogromnym kacu. Strasznie żałowałem tego co zrobiłem poprzedniego dnia. Wkoło analizowałem, powoli wydawało mi się, że świat się trochę zmienił. Nie specjalnie zwrociłem na to uwagę. Następnego dnia czułem się jeszcze gorzej. Zaczęła się derealizacja, wytrzymałem tak jeden dzień. Przeczytałem w internecie, że może to być zatrucie thc i że powinno minąć po 2 tygodniach. Poczekałem 2 tygodnie i zaczęło przechodzić, oczywiście cały czas analizując i czytając o zatruciu i nerwicy w internecie. Na jakiś czas zamknąłem sié też w domu i siedziałem przed telewizorem. Po 2 tygodniach miałem praktycznie spokój, ale niestety tylko na 1,5 tygodnia. Po tym czasie, pewnego wieczoru siedziałem przed komputerem i zobaczyłen w internecie jakieś zdjęcie, coś jak portret pamięciowy. Tak mnie to zdjęcie zaniepokoiło, że znowu dostałem lęku, serce zaczęło mi walić, zacząłem mierzyć ciśnienie, oczywiście 170/90. Nastepnego ranka znowu postanowilem zamknac sie w domu. Pozniej wkoncu wyszedlem z domu, poszedlem do szkoly i w szkole złapał mnie silny lęk i derealizacja, nie moglem wytrzymac i wrocilem do domu. Zrobiłem badania u lekarza, ekg,Probowalenz. Oczywiscie wszystko w porzadku. Probowalen znow wrocic do normalnego zycia, ale znowu w szkole podskoczylo mi cisnienie. Kiedy wrocilem do domu, zaczalem plakac jak male dziecko, cisnienie i moja panika wskoczyly na taki poziom, ze myślałem, że to już koniec i tata musial mnie zawiezc do lekarza, dali mi hydroxyzyne i captopril. Jakos sie wszystko uspokoiło. Postanowiłem poprosic rodziców, żeby zapisali mnie do psychiatry i psychologa. Jeden psychiatra zaczął mi tlumaczyc, ze nastapily zmiany w mozgu i przepisal mi orizon, postanowilem sie wstrzymac z jego przyjeciem i chyba dobrze zrobilem (dobrze ze dopiero pozniej przeczytalem ulotke, bo jest to lek na schizofrenie, niby jakas mala dawke mialem przyjmowac, ale i tak chyba dobrze zrobilem). Pani psycholog poprosila mnie, zebym udal sie do psychiatry w osrodku, w ktorym mialem psychoterapie, zeby mogla miec kontakt z psychiatra. Tutaj dostalem pralex (antydepresant chyba) po jakims czasie zaczalem go przyjmowac, powoli objawy zaczely ustawac. Na kolejnej wizycie dopytalem sie co mi jest, lekarz powiedzial, ze to prawdopodobnie zaburzenia lekowe, z atakami paniki. W miedzy czasie zacząłem odwiedzac jedynie to forum, co w sumie wyszlo mi na dobre. Nie mam pewnosci co do psychoterapii, czy ona wogole dziala. Jest to terapia, ktorej nazwy nie pamietam, ale chodzi o to, ze psycholog tylko słucha i komentuje, nie daje mi rad, ale tylko komentuje i czasem pyta. Zaczalem jeszcze chodzic na akupunkturę prądem, co ma na mnie dobry wplyw (kiedy w gabinecie zobaczylem kartke z rozpisanymi punktami i napisem nerwica lekowa, to troche mi ulżyło). A jeszcze bardziej przekonalo mnie to, ze pani doktor dotykajac mojego ucha, byla w stanie powiedziec mi, ze mialem problemy z kostką, co było prawdą. Zaczalem w sytuacjach leku stosowac victorowe ryzykowanie, zazwyczaj z dobrym skutkiem. Staram sie o tym nie myslec , caly czas miec zajecie. Z czasem czuje sie coraz lepiej, derealizacja juz dawno minęła. Z czasem tez coraz, lepiej radzilem sobie z lekiem, az w koncu praktycznie zniknal, wraz z ciaglym niepokojem. Zostalo tylko zaburzenie percepcji i czasem pojawia sie depersonalizacja(wydaje mi sie, ze to nie ja mowie), ale raczej rzadko. Dzisiaj rano wszystko bylo ok, ten dzien moglbym w sumie uznac za jeden z najlepszych od 4 miesięcy. Niestety przed kilkudziesiecioma minutami dostalem od baaaardzo dlugiego czasu krotkiego napadu lęku. Troche mnie to zmartwilo, bo juz dobrze sie zapowiadalo. Jesli ktos doswiadczony w nerwicy mial chwile i przeczytał post, bardzo prosze o informacje, czy nie popełniam jakichś błędów i czy robie wszystko dobrze. I czy to na 100% nerwica.
mam 19 lat i ok. 4 miesięcy temu, dostałem prawdopodobnie nerwicy lękowej. Nie jestem pewien czy to dobry dział, bo nerwicy dostałem od zapalenia marichuany, ale nie długotrwałego palenia, a jednorazowego epizodu. Mysle, ze bylo to spowodowane jakimis wczasniejszymi przezyciami a marihuana to wywolala. Tak naprawdę zaciągnąłem się tylko raz, chwile potem było ok, ale po kilkunastu minutach, zacząłem panikować, czułem jak wali mi serce, jak pulsuje mi krew w oczach i nie potrafiłem się ogarnąć, ani zorientować co się dzieje. Pamiętam ze moi koledzy grali na xboxie, ale byłem tak zestresowany i zlękniony, że nie potrafiłem trzeźwo myśleć. Pamiętam też, że probowałem jak najszybciej wrócić do siebie, ogarnąć co się wokół dzieje, co chwile spoglądałem na zegarek i przemieszczałem wzrok. Później wyszedłem na zewnątrz i chodziłem po ulicach wokół domu kolegi. Po ok 30 minutach puściło, dalej czułem się paskudnie, troche jakbym był mocno wstawiony. Wróciłem do domu, położyłem się spać, następnego ranka, czułem sie jakbym był na ogromnym kacu. Strasznie żałowałem tego co zrobiłem poprzedniego dnia. Wkoło analizowałem, powoli wydawało mi się, że świat się trochę zmienił. Nie specjalnie zwrociłem na to uwagę. Następnego dnia czułem się jeszcze gorzej. Zaczęła się derealizacja, wytrzymałem tak jeden dzień. Przeczytałem w internecie, że może to być zatrucie thc i że powinno minąć po 2 tygodniach. Poczekałem 2 tygodnie i zaczęło przechodzić, oczywiście cały czas analizując i czytając o zatruciu i nerwicy w internecie. Na jakiś czas zamknąłem sié też w domu i siedziałem przed telewizorem. Po 2 tygodniach miałem praktycznie spokój, ale niestety tylko na 1,5 tygodnia. Po tym czasie, pewnego wieczoru siedziałem przed komputerem i zobaczyłen w internecie jakieś zdjęcie, coś jak portret pamięciowy. Tak mnie to zdjęcie zaniepokoiło, że znowu dostałem lęku, serce zaczęło mi walić, zacząłem mierzyć ciśnienie, oczywiście 170/90. Nastepnego ranka znowu postanowilem zamknac sie w domu. Pozniej wkoncu wyszedlem z domu, poszedlem do szkoly i w szkole złapał mnie silny lęk i derealizacja, nie moglem wytrzymac i wrocilem do domu. Zrobiłem badania u lekarza, ekg,Probowalenz. Oczywiscie wszystko w porzadku. Probowalen znow wrocic do normalnego zycia, ale znowu w szkole podskoczylo mi cisnienie. Kiedy wrocilem do domu, zaczalem plakac jak male dziecko, cisnienie i moja panika wskoczyly na taki poziom, ze myślałem, że to już koniec i tata musial mnie zawiezc do lekarza, dali mi hydroxyzyne i captopril. Jakos sie wszystko uspokoiło. Postanowiłem poprosic rodziców, żeby zapisali mnie do psychiatry i psychologa. Jeden psychiatra zaczął mi tlumaczyc, ze nastapily zmiany w mozgu i przepisal mi orizon, postanowilem sie wstrzymac z jego przyjeciem i chyba dobrze zrobilem (dobrze ze dopiero pozniej przeczytalem ulotke, bo jest to lek na schizofrenie, niby jakas mala dawke mialem przyjmowac, ale i tak chyba dobrze zrobilem). Pani psycholog poprosila mnie, zebym udal sie do psychiatry w osrodku, w ktorym mialem psychoterapie, zeby mogla miec kontakt z psychiatra. Tutaj dostalem pralex (antydepresant chyba) po jakims czasie zaczalem go przyjmowac, powoli objawy zaczely ustawac. Na kolejnej wizycie dopytalem sie co mi jest, lekarz powiedzial, ze to prawdopodobnie zaburzenia lekowe, z atakami paniki. W miedzy czasie zacząłem odwiedzac jedynie to forum, co w sumie wyszlo mi na dobre. Nie mam pewnosci co do psychoterapii, czy ona wogole dziala. Jest to terapia, ktorej nazwy nie pamietam, ale chodzi o to, ze psycholog tylko słucha i komentuje, nie daje mi rad, ale tylko komentuje i czasem pyta. Zaczalem jeszcze chodzic na akupunkturę prądem, co ma na mnie dobry wplyw (kiedy w gabinecie zobaczylem kartke z rozpisanymi punktami i napisem nerwica lekowa, to troche mi ulżyło). A jeszcze bardziej przekonalo mnie to, ze pani doktor dotykajac mojego ucha, byla w stanie powiedziec mi, ze mialem problemy z kostką, co było prawdą. Zaczalem w sytuacjach leku stosowac victorowe ryzykowanie, zazwyczaj z dobrym skutkiem. Staram sie o tym nie myslec , caly czas miec zajecie. Z czasem czuje sie coraz lepiej, derealizacja juz dawno minęła. Z czasem tez coraz, lepiej radzilem sobie z lekiem, az w koncu praktycznie zniknal, wraz z ciaglym niepokojem. Zostalo tylko zaburzenie percepcji i czasem pojawia sie depersonalizacja(wydaje mi sie, ze to nie ja mowie), ale raczej rzadko. Dzisiaj rano wszystko bylo ok, ten dzien moglbym w sumie uznac za jeden z najlepszych od 4 miesięcy. Niestety przed kilkudziesiecioma minutami dostalem od baaaardzo dlugiego czasu krotkiego napadu lęku. Troche mnie to zmartwilo, bo juz dobrze sie zapowiadalo. Jesli ktos doswiadczony w nerwicy mial chwile i przeczytał post, bardzo prosze o informacje, czy nie popełniam jakichś błędów i czy robie wszystko dobrze. I czy to na 100% nerwica.