Dziwny stan po marihuanie
: 30 sierpnia 2018, o 23:41
Witam, jestem zupełnie nowy na forum (dzisiaj aktywowano moje konto). Mam pewien problem, który powstał typowo po zapaleniu mj, ale myślę, że na mój stan miały wpływ również inne środki oraz bardzo toksyczna relacja z dziewczyną. Powstały problem i całą jego historię opisałem na innym forum, dlatego postanowiłem, że po prostu skopiuję tekst.
Witam, już na początku mojego wpisu, chciałbym zaznaczyć, że nie jestem przekonany, czy zamieszczam go w odpowiednim dziale, w razie czego proszę o przeniesienie.
Jak to zwykle bywa z jakimś problemem najpierw wypadałoby przybliżyć jego historię i nieco powspominać. Otóż od kiedy pamiętam lubiłem eksperymentować, usłyszałem o czymkolwiek nowym, nieznanym mi, to musiałem tego spróbować, niestety, teraz mam nauczę, a właśnie to ostatnie eksperymentowanie okazało się opłakane w skutkach. Pierwszy raz więcej alkoholu wypiłem bodajże w drugiej gimnazjum tj kilka piw, była faza, poszedłem spać i na drugi dzień wszystko było jak najbardziej w normie. Podobnie wyglądały moje kolejne przygody z alkoholem, kiedy przyszedł rok osiemnastek wśród moich znajomych imprezy zakrapiane alkoholem były praktycznie co tydzień-dwa i nawet zalany w trupa, wymiotujący, dwa kolejne dni na kacu wszystko przechodziło, jak praktycznie u każdego. Papierosów nigdy zbytnio nie paliłem, nie uważałem to za jakąkolwiek rozrywkę, nie pasował mi zapach, ich relatywnie wysoka cena etc. Myślę, że tyle wystarczy o innych środkach, niż te, na których chciałbym się skupić. Pierwszy raz mj zapaliłem "z wiadra" w wieku około 17 lat. Ciężko mi powiedzieć, jak na mnie zadziałała wtedy, bo bardzo dużo wypiłem, do tego różnych rodzajów alkoholu i po prostu zasnąłem, a na drugi dzień miałem ogromnego kaca. Potem ograniczałem się tylko do alkoholu, nawet nie myślałem o innych substancjach. Los chciał, że rok temu dałem się znowu namówic przez kumpla, na kolejne eksperymenty. W zasadzie tutaj zaczyna się właściwa historia, którą mam zamiar przytoczyć. Otóż pierwszy raz po tak długiej abstynencji zapaliłem rok temu w lipcu, do tego dostałem nieco fety do spróbowania, ale było tego naprawdę mało, nawet nie poczułem działania na początku. Faza była super, zarówno po mj i tej namiastce fety, do tego było trochę alko. Potem kilka razy robiłem podobne mixy i zawsze faza podobna. Jednak pewnego razu po zapaleniu poczułem takie mocne mrowienie, brak czucia własnego ciała w dość dużym stopniu, kiedy brałem do ręki jakiś przedmiot miałem wrażenie, że mi wylatuje z ręki, Dość nieprzyjemne uczucie. Jednak faza zeszła i potem było wszystko ok. Potem było jeszcze kilka takich imprez, ale czułem się świetnie, zarówno podczas, jak i po fazie. W listopadzie niestety grubo przegiąłem, za co jestem okropnie zły na siebie i tu pewnie pojawią się słuszne hejty z Waszej strony. Spotkałem się z kumplem, pamiętam, że wypiłem trzy piwa, trochę się upaliłem i było jak zwykle nieco fety, a do tego niebieskie pixy ze znaczkiem Mitsubishi, w których nikt do dzisiaj nie wie, co było. Faza jak zwykle ok, kumpel po jakiś 40 minutach od zabrania pixy mówił, że mu mocno weszło, ja natomiast czułem działanie praktycznie tylko zioła i najbardziej tych trzech piw. Skręciliśmy jeszcze jednego jointa i mieliśmy zamiar wyjść na dwór zapalić, już podczas samego skręcania czułem, takie mocne mrowienie, jak już kiedys miałem, po czym wstałem i poszedłem za kumplem. Nagle totalnie odleciałem, nigdy wcześniej nie byłem w takim stanie, straciłem kompletnie kontakt z rzeczywistością, myślałem, że umarłem i jestem w niebie, wyobrażałem sobie, jak to super teraz będzie, skoro to raj, miałem taki jakby sen na jawie, halucynacje, nastrój mi sie zmieniał od przerażenia, do totalnej euforii, myślałem, że rozmawiam z Bogiem, kiedy na co dzień jestem ateistą, do tego staciłem totalnie rachubę czasu, wyrzuciłem gdzieś telefon, o czym potem mi kumpel opowiadał, bo go podniósł. Faza trwała około 3h i przeszła, poszedłem spać, po czym na drugi dzień wszystko wróciło do normy, oczywiście byłem mocno wymęczony po tej nocy, ale już czułem się normalnie. Jedyne co mi się przytafiło, to na jakieś 15 minut wróciło mi takie mrowienie i brak czucie ciała, jak podczas upalenia, ale bardzo szybko przeszło. Całym wydarzeniem nieco się przejąłem i stwierdziłem, że to było tak duże przegięcie, że już tego tykać nie będę. Oczywiście zrobiłem inaczej, ale ograniczyłem się tylko do mj, Zapaliłem na jednej imprezie, łącząc to z alkoholem (chyba tam było jedno całe wino na głowę i kilka shotów). Nagle poczułem znowu takie mocne mrowienie i brak czucia własnego ciała, trochę się przeraziłem, bo bałem się, że zaraz się zawieszę i narobię sobie przypału, więc udałem się do domu, stan był dość nieprzyjemny, dziwne myśli, które tak jakby wyprzedziałyy to co chciałem zrobić tj myślę sobie, że np otwieram drzwi, a do końca nie mogę tego zrobić, bo tracę czucie i próbuję trafić kluczem w zamek. Poszedłem spać i na drug dzień znowu wszystko w normie. Przyszedł feralny dzień, kiedy moje życie przewróciło się do góry nogami. Miałem naprawdę męczący dzień, a do tego spałem jakieś 3h w nocy i padałem, jednak mój kumpel zaproponował mi piwko, zgodziłem się, ale powiedziałem, że mam jeszcze palenie. Wypiłem dwa piwa i zapaliłem, ale bardzo ostrożnie i mało, żeby znowu nie wpaść w dziwną fazę. Okazało się to dobrym krokiem, bo czułem się idealnie, faza zaczęła szybko schodzić i po 2h praktycznie już nic nie czułem poza zmęczeniem. Poszedłem spać i na drugi dzień, kiedy wstałem wszystko było ok, jednak po około 5h od pobudki zaczęło się dziać coś dziwnego. Wróciło mi to mrowienie, brak uczucia własnego ciała i takie spowolnione ruchy, jak podczas fazy. Stwierdziłem, że zaraz przejdzie, przecież, już raz tak miałem i 15 minut trzymało. Jednak tym razem nie chciało przejść, nieco się wystraszyłem i stwierdziłem, że przejdę się na świeżym powietrzu (dodam, że to był grudzień i bardzo zimno). Maszerowałem jakieś 2h i zacząłem panikować, bo ten stan nadal trwał. Wróciłem do domu i zacząłem o tym czytać. Dowiedziałem się, że trzeba pić dużo płynów i witamina C może pomów. Wybrałem się do apteki po nią oraz kupiłem wodę, Przez całą noc wypiłem jakieś 2,5l płynów, wstałem rano i znowu takie uczucie. Kolejne dni było to samo, przede wszystkim brak czucia własnego ciała, np leżąć w łóżku i kładąc nogę na nogę nie czułem, że to robię. Uczucie, że wszystko mi leci z rąk, kiedy opierałem się głową o np ścianę, nie czułem tego tak normalnie, tylko takie mrowienie. Po mniej więcej tygodniu od zapalenia ten stan zaczął przechodzić, w międzyczasie wybrałem się do lekarza rodzinnego mówiąc mu o tym stanie, jednak nie wspominałem o dragach. Dał mi Piracetamum oraz Bellergot i stwierdził, ze powinno minąć. Zabrałem owe leki kilka razy, ale poza sennością po tym druginie czułem większej zmiany. Tak, jak wspomniałem to uczucie minęło, czasami powracało, ale to sporadycznie, jednak pojawiła się derealizacja i lęk. Wszystko wykonywałem normalnie, nie miałem trudności ze zdaniem egzaminów w sesji zimowej, rozmową z ludźmi, wykonywaniem wszystkich codziennych czynności, bądź uprawianiem sportu (gram w siatkówkę). Jednak cały czas towarzyszył mi lęk i derealizacja, stwierdziłem, że pójdę do psychiatry, ale najpierw wybrałem się do neurologa, żeby wykluczyć choroby somatyczne (tak wyczytałem gdzieś w Internecie). Neurolog stwierdził, że wszystko jest ok, ale trochę mnie postraszył, jak powiedział, że jego kumpel na studiach zapalił mj i wyszła mi schizofreania. Oczywiście zacząłem panikować i czytać o tych wszystkich chorobach, stałem się stałem bywalcem naszego hyperreal, abczdrowie, czy psychiatria.pl. Wybrałem się do psychiatry, któremu wszystko dokładnie opowiedziałem, dodając do tego problemy z dziewczyną (strasznie przeżyłem zostawienie mnie dla innego, a właśnie podczas tej rozłąki dziwnie się poczułem po mj). Lekarz niby najlepszy w mieście dał mi aribit i stwierdził, że to typowo od dragów i coś tam się nieco poprzestawiało i powinno się uregulować, zabrałem kilka razy i nic poza straszną sennością, dostałem potem pregabaline 75mg na dzień, ale to też nic nie skutkowało, wręcz po trzech dniach kuracji wróciło to dziwne mrowienie i uczucie, jakby wszystko działo się w zwolnionym tempie. Brałem pregabaline przez 2 tygodnie, po czym zaczęły nasilać się u mnie myśli samobójcze i generalnie czułem sie beznadziejnie i bezsilnie, strasznie zły byłem na siebie, że sięgałem po cokolwiek. Powiedziałem to lekarzowi, to dał mi escitalopram, brałem najpierw pół tabletki, a po tygodniu całą. Po wdrożeniu całej czułem się jeszcze gorzej, ale to niby normalne przy ssri, przeszło i po misiącu niby czułem lekką poprawę, ale potem znowu stagnacja. Odrzuciłem ten lek i poszedłem do innego lekarza, w innym mieście. Dał mi paroksetyne 20mg i hydroksyzyne na noc, bo miałem problem ze snem, szczególnie nad ranem było okropnie, dreszcze, pocenie sie i wzmożone myśli samobójcze. Poszedłem również na psychoterapię. Byłem na niej kilka razy, leki biorę od półtorej mieiąca i nadal nie widzę poprawy. Całymi dniami siedzę w domu, inni w moim wieku idą do pracy, spotykają się ze znajomymi, wyjeżdżają na wakacje etc, a ja nie potrafię wrócić do mojego dawnego trybu życia, mam wrażenie, że stałem sie nieco głupszy, niż wcześniej byłem, nie mam praktycznie na nic ochoty, ciągle wspominam przeszłość i strasznie żałuję, że tak nią pokierowałem.
Bardzo się rozpisałem, wiem, że niektóre rzeczy są nieistotne, ale musiałem to z siebie wydusić. Zastanawiam się, co się stało, że ta mj tak na mnie zadziałała? Przecież tyle osób pali, w niektórych krajach jest legalna, wśród moich znajomych pali myślę, że z 80% (przynajmniej tych, których sie deklarowali, czy to robili, czy nie), a akurat mi musiało się coś takiego przytrafić. Zastanawiam się też co dalej z leczeniem? Może ktoś ma jakąkolwiek poradę, której mógłby mi udzielić? Bardzo mi to pomoże, a hejty pewnie się pojawią, ale mam nadzieję, że jak najmniej, bo nic nie wniosą, a przeszłości zmienić nie mogę, sam wiem, że wpędziłęm się w niezłe bagno na własne życzenie :-/
Edit: Obecnie mój stan wygląda praktycznie tak samo, jak w momencie pisania tej historii. Towarzyszy mi ciągłe uczucie odrealnienia, lęk przed lękiem, uczucie stania się głupszym, niż wcześniej, a do tego mnóstwo myśli egzystencjanych oraz analiza i wspominanie przeszłośi. Ponadto poczucie bycia beznadziejnym i ogólnie kaleką życiową. Teraz biorę pregabaline (75mg rano i tyle samo wieczorem) oraz duloksetyne 60mg około 17-tej. Po miesiącu brania tych leków i ciągłej psychoterapii poszedłem znowu do lekarza i do tego zestawu dopisał mi xanax SR, który mam brać wieczorem w dawce 0,5mg, ponadto zwiększył dawkę pregabaliny do 150mg wieczorem. Zastanawiam się tylko co dalej, czasu już oczywiście nie cofnę, a uczucie bycia przegrywem życiowym, derealizacja i lęk sprawiają, że nie mogę normalnie funkcjonować, jak kiedyś.
Witam, już na początku mojego wpisu, chciałbym zaznaczyć, że nie jestem przekonany, czy zamieszczam go w odpowiednim dziale, w razie czego proszę o przeniesienie.
Jak to zwykle bywa z jakimś problemem najpierw wypadałoby przybliżyć jego historię i nieco powspominać. Otóż od kiedy pamiętam lubiłem eksperymentować, usłyszałem o czymkolwiek nowym, nieznanym mi, to musiałem tego spróbować, niestety, teraz mam nauczę, a właśnie to ostatnie eksperymentowanie okazało się opłakane w skutkach. Pierwszy raz więcej alkoholu wypiłem bodajże w drugiej gimnazjum tj kilka piw, była faza, poszedłem spać i na drugi dzień wszystko było jak najbardziej w normie. Podobnie wyglądały moje kolejne przygody z alkoholem, kiedy przyszedł rok osiemnastek wśród moich znajomych imprezy zakrapiane alkoholem były praktycznie co tydzień-dwa i nawet zalany w trupa, wymiotujący, dwa kolejne dni na kacu wszystko przechodziło, jak praktycznie u każdego. Papierosów nigdy zbytnio nie paliłem, nie uważałem to za jakąkolwiek rozrywkę, nie pasował mi zapach, ich relatywnie wysoka cena etc. Myślę, że tyle wystarczy o innych środkach, niż te, na których chciałbym się skupić. Pierwszy raz mj zapaliłem "z wiadra" w wieku około 17 lat. Ciężko mi powiedzieć, jak na mnie zadziałała wtedy, bo bardzo dużo wypiłem, do tego różnych rodzajów alkoholu i po prostu zasnąłem, a na drugi dzień miałem ogromnego kaca. Potem ograniczałem się tylko do alkoholu, nawet nie myślałem o innych substancjach. Los chciał, że rok temu dałem się znowu namówic przez kumpla, na kolejne eksperymenty. W zasadzie tutaj zaczyna się właściwa historia, którą mam zamiar przytoczyć. Otóż pierwszy raz po tak długiej abstynencji zapaliłem rok temu w lipcu, do tego dostałem nieco fety do spróbowania, ale było tego naprawdę mało, nawet nie poczułem działania na początku. Faza była super, zarówno po mj i tej namiastce fety, do tego było trochę alko. Potem kilka razy robiłem podobne mixy i zawsze faza podobna. Jednak pewnego razu po zapaleniu poczułem takie mocne mrowienie, brak czucia własnego ciała w dość dużym stopniu, kiedy brałem do ręki jakiś przedmiot miałem wrażenie, że mi wylatuje z ręki, Dość nieprzyjemne uczucie. Jednak faza zeszła i potem było wszystko ok. Potem było jeszcze kilka takich imprez, ale czułem się świetnie, zarówno podczas, jak i po fazie. W listopadzie niestety grubo przegiąłem, za co jestem okropnie zły na siebie i tu pewnie pojawią się słuszne hejty z Waszej strony. Spotkałem się z kumplem, pamiętam, że wypiłem trzy piwa, trochę się upaliłem i było jak zwykle nieco fety, a do tego niebieskie pixy ze znaczkiem Mitsubishi, w których nikt do dzisiaj nie wie, co było. Faza jak zwykle ok, kumpel po jakiś 40 minutach od zabrania pixy mówił, że mu mocno weszło, ja natomiast czułem działanie praktycznie tylko zioła i najbardziej tych trzech piw. Skręciliśmy jeszcze jednego jointa i mieliśmy zamiar wyjść na dwór zapalić, już podczas samego skręcania czułem, takie mocne mrowienie, jak już kiedys miałem, po czym wstałem i poszedłem za kumplem. Nagle totalnie odleciałem, nigdy wcześniej nie byłem w takim stanie, straciłem kompletnie kontakt z rzeczywistością, myślałem, że umarłem i jestem w niebie, wyobrażałem sobie, jak to super teraz będzie, skoro to raj, miałem taki jakby sen na jawie, halucynacje, nastrój mi sie zmieniał od przerażenia, do totalnej euforii, myślałem, że rozmawiam z Bogiem, kiedy na co dzień jestem ateistą, do tego staciłem totalnie rachubę czasu, wyrzuciłem gdzieś telefon, o czym potem mi kumpel opowiadał, bo go podniósł. Faza trwała około 3h i przeszła, poszedłem spać, po czym na drugi dzień wszystko wróciło do normy, oczywiście byłem mocno wymęczony po tej nocy, ale już czułem się normalnie. Jedyne co mi się przytafiło, to na jakieś 15 minut wróciło mi takie mrowienie i brak czucie ciała, jak podczas upalenia, ale bardzo szybko przeszło. Całym wydarzeniem nieco się przejąłem i stwierdziłem, że to było tak duże przegięcie, że już tego tykać nie będę. Oczywiście zrobiłem inaczej, ale ograniczyłem się tylko do mj, Zapaliłem na jednej imprezie, łącząc to z alkoholem (chyba tam było jedno całe wino na głowę i kilka shotów). Nagle poczułem znowu takie mocne mrowienie i brak czucia własnego ciała, trochę się przeraziłem, bo bałem się, że zaraz się zawieszę i narobię sobie przypału, więc udałem się do domu, stan był dość nieprzyjemny, dziwne myśli, które tak jakby wyprzedziałyy to co chciałem zrobić tj myślę sobie, że np otwieram drzwi, a do końca nie mogę tego zrobić, bo tracę czucie i próbuję trafić kluczem w zamek. Poszedłem spać i na drug dzień znowu wszystko w normie. Przyszedł feralny dzień, kiedy moje życie przewróciło się do góry nogami. Miałem naprawdę męczący dzień, a do tego spałem jakieś 3h w nocy i padałem, jednak mój kumpel zaproponował mi piwko, zgodziłem się, ale powiedziałem, że mam jeszcze palenie. Wypiłem dwa piwa i zapaliłem, ale bardzo ostrożnie i mało, żeby znowu nie wpaść w dziwną fazę. Okazało się to dobrym krokiem, bo czułem się idealnie, faza zaczęła szybko schodzić i po 2h praktycznie już nic nie czułem poza zmęczeniem. Poszedłem spać i na drugi dzień, kiedy wstałem wszystko było ok, jednak po około 5h od pobudki zaczęło się dziać coś dziwnego. Wróciło mi to mrowienie, brak uczucia własnego ciała i takie spowolnione ruchy, jak podczas fazy. Stwierdziłem, że zaraz przejdzie, przecież, już raz tak miałem i 15 minut trzymało. Jednak tym razem nie chciało przejść, nieco się wystraszyłem i stwierdziłem, że przejdę się na świeżym powietrzu (dodam, że to był grudzień i bardzo zimno). Maszerowałem jakieś 2h i zacząłem panikować, bo ten stan nadal trwał. Wróciłem do domu i zacząłem o tym czytać. Dowiedziałem się, że trzeba pić dużo płynów i witamina C może pomów. Wybrałem się do apteki po nią oraz kupiłem wodę, Przez całą noc wypiłem jakieś 2,5l płynów, wstałem rano i znowu takie uczucie. Kolejne dni było to samo, przede wszystkim brak czucia własnego ciała, np leżąć w łóżku i kładąc nogę na nogę nie czułem, że to robię. Uczucie, że wszystko mi leci z rąk, kiedy opierałem się głową o np ścianę, nie czułem tego tak normalnie, tylko takie mrowienie. Po mniej więcej tygodniu od zapalenia ten stan zaczął przechodzić, w międzyczasie wybrałem się do lekarza rodzinnego mówiąc mu o tym stanie, jednak nie wspominałem o dragach. Dał mi Piracetamum oraz Bellergot i stwierdził, ze powinno minąć. Zabrałem owe leki kilka razy, ale poza sennością po tym druginie czułem większej zmiany. Tak, jak wspomniałem to uczucie minęło, czasami powracało, ale to sporadycznie, jednak pojawiła się derealizacja i lęk. Wszystko wykonywałem normalnie, nie miałem trudności ze zdaniem egzaminów w sesji zimowej, rozmową z ludźmi, wykonywaniem wszystkich codziennych czynności, bądź uprawianiem sportu (gram w siatkówkę). Jednak cały czas towarzyszył mi lęk i derealizacja, stwierdziłem, że pójdę do psychiatry, ale najpierw wybrałem się do neurologa, żeby wykluczyć choroby somatyczne (tak wyczytałem gdzieś w Internecie). Neurolog stwierdził, że wszystko jest ok, ale trochę mnie postraszył, jak powiedział, że jego kumpel na studiach zapalił mj i wyszła mi schizofreania. Oczywiście zacząłem panikować i czytać o tych wszystkich chorobach, stałem się stałem bywalcem naszego hyperreal, abczdrowie, czy psychiatria.pl. Wybrałem się do psychiatry, któremu wszystko dokładnie opowiedziałem, dodając do tego problemy z dziewczyną (strasznie przeżyłem zostawienie mnie dla innego, a właśnie podczas tej rozłąki dziwnie się poczułem po mj). Lekarz niby najlepszy w mieście dał mi aribit i stwierdził, że to typowo od dragów i coś tam się nieco poprzestawiało i powinno się uregulować, zabrałem kilka razy i nic poza straszną sennością, dostałem potem pregabaline 75mg na dzień, ale to też nic nie skutkowało, wręcz po trzech dniach kuracji wróciło to dziwne mrowienie i uczucie, jakby wszystko działo się w zwolnionym tempie. Brałem pregabaline przez 2 tygodnie, po czym zaczęły nasilać się u mnie myśli samobójcze i generalnie czułem sie beznadziejnie i bezsilnie, strasznie zły byłem na siebie, że sięgałem po cokolwiek. Powiedziałem to lekarzowi, to dał mi escitalopram, brałem najpierw pół tabletki, a po tygodniu całą. Po wdrożeniu całej czułem się jeszcze gorzej, ale to niby normalne przy ssri, przeszło i po misiącu niby czułem lekką poprawę, ale potem znowu stagnacja. Odrzuciłem ten lek i poszedłem do innego lekarza, w innym mieście. Dał mi paroksetyne 20mg i hydroksyzyne na noc, bo miałem problem ze snem, szczególnie nad ranem było okropnie, dreszcze, pocenie sie i wzmożone myśli samobójcze. Poszedłem również na psychoterapię. Byłem na niej kilka razy, leki biorę od półtorej mieiąca i nadal nie widzę poprawy. Całymi dniami siedzę w domu, inni w moim wieku idą do pracy, spotykają się ze znajomymi, wyjeżdżają na wakacje etc, a ja nie potrafię wrócić do mojego dawnego trybu życia, mam wrażenie, że stałem sie nieco głupszy, niż wcześniej byłem, nie mam praktycznie na nic ochoty, ciągle wspominam przeszłość i strasznie żałuję, że tak nią pokierowałem.
Bardzo się rozpisałem, wiem, że niektóre rzeczy są nieistotne, ale musiałem to z siebie wydusić. Zastanawiam się, co się stało, że ta mj tak na mnie zadziałała? Przecież tyle osób pali, w niektórych krajach jest legalna, wśród moich znajomych pali myślę, że z 80% (przynajmniej tych, których sie deklarowali, czy to robili, czy nie), a akurat mi musiało się coś takiego przytrafić. Zastanawiam się też co dalej z leczeniem? Może ktoś ma jakąkolwiek poradę, której mógłby mi udzielić? Bardzo mi to pomoże, a hejty pewnie się pojawią, ale mam nadzieję, że jak najmniej, bo nic nie wniosą, a przeszłości zmienić nie mogę, sam wiem, że wpędziłęm się w niezłe bagno na własne życzenie :-/
Edit: Obecnie mój stan wygląda praktycznie tak samo, jak w momencie pisania tej historii. Towarzyszy mi ciągłe uczucie odrealnienia, lęk przed lękiem, uczucie stania się głupszym, niż wcześniej, a do tego mnóstwo myśli egzystencjanych oraz analiza i wspominanie przeszłośi. Ponadto poczucie bycia beznadziejnym i ogólnie kaleką życiową. Teraz biorę pregabaline (75mg rano i tyle samo wieczorem) oraz duloksetyne 60mg około 17-tej. Po miesiącu brania tych leków i ciągłej psychoterapii poszedłem znowu do lekarza i do tego zestawu dopisał mi xanax SR, który mam brać wieczorem w dawce 0,5mg, ponadto zwiększył dawkę pregabaliny do 150mg wieczorem. Zastanawiam się tylko co dalej, czasu już oczywiście nie cofnę, a uczucie bycia przegrywem życiowym, derealizacja i lęk sprawiają, że nie mogę normalnie funkcjonować, jak kiedyś.