Co to jest tożsamość?
: 28 lutego 2016, o 00:53
Czasem mam wrażenie, że to ogólnie nie ma znaczenia dla ogółu kim ja w Życiu będę i jak się będę zachowywał... Mam wrażenie, że nawet jak nerwica minie, to dalej sobie nie poradzę z tym faktem, że wiem iż nie jestem tożsamością, bo skoro może człowiek dostąpić stanu dysocjacji... Mam takie uczucie, że za każdym razem jak np, będę powiedzmy coś chciał zrobić, to będę się zastanawiał: Dlaczego akurat tak... Które wzorce z dzieciństwa spowodowały, że się teraz tak zachowuję... Chciałbym się wciągnąć z powrotem w świat " realny" ale mam wrażenie, że nie umiem już odgrywać roli kogoś... Strasznie mnie to gnębi... ( Widze tu na forum, że niektórzy panikują, że chcą odzyskać "siebie". Tyle, że co mam odzyskać rolę swoją? ( Chyba nie pasuję do ludzkości)
Dziś np starałem się ignorować myśli itd, robiłem wszystko z "automatu/spontanicznie" Ale pod wieczór znowu przerażenie, że to tylko tożsamość twoja/ jakieś wzorce itd, że ja się tak zachowywałem przez cały dzień, że się wczuwałem w rolę np klienta, przepraszam, dziękuję...
Czuję coraz silniej tak, jakbym pragnął tego normalnego życia jak zwyczajni ludzie, bez świadomości, że większość ich zachowań, odpowiedzi się powtarza i jest wyuczona. Np, że strażak się wczuwa w swoją misję, ale np jakby popatrzeć z góry, to jest mrówką, ratującą inne mrówki... Wiem, że to brzmi piekielnie... Albo np taki rolnik wyczua się swojej roli... Zazwyczaj odpowiada tak samo w takich i takich sytuacjach i nie zauważa tego, że odpowiada to odruchowo - Wyuczone schematy.
Wydaje mi się, że za daleko pogłębiłem tematy przebudzenia itd... Teraz się to odwróciło przeciwko mnie, bo jednak trudno jest żyć z poczuciem ciągłym, że każdy odgrywa swoje role... I każde słowo mogłoby być inaczej powiedziane... Co zresztą ostatnio jest u mnie jedynym problemem... Nie boję się tak raków, shizy itd Ale ten gnojący problem, że z jednej strony wiem, że np brak tożsamości może być wowołany DD i DP, to czy on czasem nie jest tym prawdziwym stanem? Strasznie się pogubiłem.
Mam wrażenie, że mógłbym przeżyć życie na 5000 sposobów, który będzie lepszy? Nie wiem i też wiem zarazem, że ogólnie to to nie ma znaczenia... Wcześniej mnie coś podniecało, jak np gdzieś pojechałem, coś odkryłem... A teraz nic nie ma znaczenia, bo wiem, że to Ja będę tylko przeżywał tą chwilę, przez to, że zostałem tak zaprogramowany: Np: Przyjemne jest dla mnie słuchanie Rocka/Metalu... Ale jednocześnie w tej chwili mógłbym odprawiać mszę w kościele.... Gdybym był księdzem.
W środku czasem czuję, że coś chciałbym zrobić, podświadomie, co mnie kręci, a co nie... Ale dalej będzie ta zasrana świadomość, że np oglądając mecz, jestem tylko utożsamiony z czymś, a na głębszym poziomie, to co za różnica, czy te piłkarzyki sobie latają tak za tą piłką, jak chomiczki... I taki fakt, że gdyby nie nerwica i ogólnie czytanie o świadomości/ oświeceniu. To w tym momencie pewnie bym cieszył się tym, że ja "Jestem" {zakręcony/lubiący ryzyko, spontaniczny itd... Tu można sobie dopisać każdą cechę osobowości } Dalej bym się utożsamiał np, że jestem metalowcem/ hiphopowcem/ itd... Synem tej i tej osoby, że moje życie musi tak wyglądać, bo tak sobie wymarzyłem, że jestem w czepku urodzony... A to gów*o prawda... Już chyba nigdy nie będę "normalny" bo będę ciągle analizował do końca Życia wszystko i poddawał ciągłym wątpliwością.... Zero spontaniczoności... Dawniej wiedziałem, co mam robić, "kim jestem, utożsamiałem się ze swoją osobą" - Ale teraz nie wiem sam co mi pozostało.... Mogę w sumie dalej mieć te niby marzenia... Ale to mi już nie będzie chyba sprawiało takiej radości i ich spełnianie... Bo to i tak nie ma sensu, gdybym np spotał inne osoby w moim życiu, słuchać innej muzyki, to mógłbym być inną "osobą" i mieć inne marzenia... Wkurza mnie, że teraz jakiś gość sobie medytuje 35 lat samotnie i jest w jakiejś fazie, a ja chciałbym mieć normalne życie, a już tak nie będzie bo mam uczucie, że wyszedłem z tej Gry Życiowej... Aktor sam siebie zauważył, że był aktorem, ale bardzo spontanicznym i z uśmiechem na twarzy...
Nie wiem sam, dalej jestem dziecinny i mam wrażanie, że jak się obudzę, to się obudzę szczęśliwym człowiekiem, bez analizy tego, że jestem aktorkiem... Wiem, że nie każdy musi to zrozumieć i nawet tego nie chcę, ale dziwne to uczucie, jak patrzę na telewizję i jest jakaś reklama śmieszna albo coś i mam ochotę się śmiać, ale mam też poczucie, że to tylko reklama i np gdybym był kimś innym, to by mnie nie śmieszyła... Może to przez to, że boję się też może na maksa wejść w tą grę zwaną życiem, bo wiem, że na końcu i tak nic nie ma... Sam nie wiem.
Jak na razie jestem upiorem a nie człowiekiem, człowiekiem duchem... Żadna rzecz, itd mnie nie cieszy spontanicznie... Nawet jakby ktoś mi teraz dał Najnowszego Merca, to pewnie bym się nie ucieszył... Bo miałbym tą świadomość małej gry... ;/ Cholera, mam uczucie, że trzeba przeczekać pewnie te 40 lat do śmierci jakoś z tym uczuciem... A chciałbym w głębi chyba być wtopiony w jakąś rolę... Ale już za późno.
-- 28 lutego 2016, o 00:53 --
Co spowodowało to, że np pojechałem w Góry na narty, podjąłem decyzję w parę godzin... No właśnie... To też tak nawiasem ciekawe pytanie, co powoduje to, że robimy to co robimy... I jeszcze dobrze się z tym czujemy... Może gdyby tak oddać sie spontaniczności, ale i tak znowu przyjdą te same analizy... Na które miałbym wywalone, gdyby nie były prawdziwe... ;/ Smutna prawda - Przynajmniej w moim punkcie widzenia, może źle to zrozumiałem. Czy oglądanie filmy i przeżywanie go/wczuwanie się ma jakiś sens, bo np oglądając stare moje ulubione filmy po prostu nie potrafię się wczuć, no nie umiem się wczuć, bo wiem, że to są tylko aktorzy, w dodatku grają na planie filmowym, i to jeszcze grają role np złych policjantów, których ludzie grają i tak w życiu naprawdę...
Dziś np starałem się ignorować myśli itd, robiłem wszystko z "automatu/spontanicznie" Ale pod wieczór znowu przerażenie, że to tylko tożsamość twoja/ jakieś wzorce itd, że ja się tak zachowywałem przez cały dzień, że się wczuwałem w rolę np klienta, przepraszam, dziękuję...
Czuję coraz silniej tak, jakbym pragnął tego normalnego życia jak zwyczajni ludzie, bez świadomości, że większość ich zachowań, odpowiedzi się powtarza i jest wyuczona. Np, że strażak się wczuwa w swoją misję, ale np jakby popatrzeć z góry, to jest mrówką, ratującą inne mrówki... Wiem, że to brzmi piekielnie... Albo np taki rolnik wyczua się swojej roli... Zazwyczaj odpowiada tak samo w takich i takich sytuacjach i nie zauważa tego, że odpowiada to odruchowo - Wyuczone schematy.
Wydaje mi się, że za daleko pogłębiłem tematy przebudzenia itd... Teraz się to odwróciło przeciwko mnie, bo jednak trudno jest żyć z poczuciem ciągłym, że każdy odgrywa swoje role... I każde słowo mogłoby być inaczej powiedziane... Co zresztą ostatnio jest u mnie jedynym problemem... Nie boję się tak raków, shizy itd Ale ten gnojący problem, że z jednej strony wiem, że np brak tożsamości może być wowołany DD i DP, to czy on czasem nie jest tym prawdziwym stanem? Strasznie się pogubiłem.
Mam wrażenie, że mógłbym przeżyć życie na 5000 sposobów, który będzie lepszy? Nie wiem i też wiem zarazem, że ogólnie to to nie ma znaczenia... Wcześniej mnie coś podniecało, jak np gdzieś pojechałem, coś odkryłem... A teraz nic nie ma znaczenia, bo wiem, że to Ja będę tylko przeżywał tą chwilę, przez to, że zostałem tak zaprogramowany: Np: Przyjemne jest dla mnie słuchanie Rocka/Metalu... Ale jednocześnie w tej chwili mógłbym odprawiać mszę w kościele.... Gdybym był księdzem.
W środku czasem czuję, że coś chciałbym zrobić, podświadomie, co mnie kręci, a co nie... Ale dalej będzie ta zasrana świadomość, że np oglądając mecz, jestem tylko utożsamiony z czymś, a na głębszym poziomie, to co za różnica, czy te piłkarzyki sobie latają tak za tą piłką, jak chomiczki... I taki fakt, że gdyby nie nerwica i ogólnie czytanie o świadomości/ oświeceniu. To w tym momencie pewnie bym cieszył się tym, że ja "Jestem" {zakręcony/lubiący ryzyko, spontaniczny itd... Tu można sobie dopisać każdą cechę osobowości } Dalej bym się utożsamiał np, że jestem metalowcem/ hiphopowcem/ itd... Synem tej i tej osoby, że moje życie musi tak wyglądać, bo tak sobie wymarzyłem, że jestem w czepku urodzony... A to gów*o prawda... Już chyba nigdy nie będę "normalny" bo będę ciągle analizował do końca Życia wszystko i poddawał ciągłym wątpliwością.... Zero spontaniczoności... Dawniej wiedziałem, co mam robić, "kim jestem, utożsamiałem się ze swoją osobą" - Ale teraz nie wiem sam co mi pozostało.... Mogę w sumie dalej mieć te niby marzenia... Ale to mi już nie będzie chyba sprawiało takiej radości i ich spełnianie... Bo to i tak nie ma sensu, gdybym np spotał inne osoby w moim życiu, słuchać innej muzyki, to mógłbym być inną "osobą" i mieć inne marzenia... Wkurza mnie, że teraz jakiś gość sobie medytuje 35 lat samotnie i jest w jakiejś fazie, a ja chciałbym mieć normalne życie, a już tak nie będzie bo mam uczucie, że wyszedłem z tej Gry Życiowej... Aktor sam siebie zauważył, że był aktorem, ale bardzo spontanicznym i z uśmiechem na twarzy...
Nie wiem sam, dalej jestem dziecinny i mam wrażanie, że jak się obudzę, to się obudzę szczęśliwym człowiekiem, bez analizy tego, że jestem aktorkiem... Wiem, że nie każdy musi to zrozumieć i nawet tego nie chcę, ale dziwne to uczucie, jak patrzę na telewizję i jest jakaś reklama śmieszna albo coś i mam ochotę się śmiać, ale mam też poczucie, że to tylko reklama i np gdybym był kimś innym, to by mnie nie śmieszyła... Może to przez to, że boję się też może na maksa wejść w tą grę zwaną życiem, bo wiem, że na końcu i tak nic nie ma... Sam nie wiem.
Jak na razie jestem upiorem a nie człowiekiem, człowiekiem duchem... Żadna rzecz, itd mnie nie cieszy spontanicznie... Nawet jakby ktoś mi teraz dał Najnowszego Merca, to pewnie bym się nie ucieszył... Bo miałbym tą świadomość małej gry... ;/ Cholera, mam uczucie, że trzeba przeczekać pewnie te 40 lat do śmierci jakoś z tym uczuciem... A chciałbym w głębi chyba być wtopiony w jakąś rolę... Ale już za późno.
-- 28 lutego 2016, o 00:53 --
Co spowodowało to, że np pojechałem w Góry na narty, podjąłem decyzję w parę godzin... No właśnie... To też tak nawiasem ciekawe pytanie, co powoduje to, że robimy to co robimy... I jeszcze dobrze się z tym czujemy... Może gdyby tak oddać sie spontaniczności, ale i tak znowu przyjdą te same analizy... Na które miałbym wywalone, gdyby nie były prawdziwe... ;/ Smutna prawda - Przynajmniej w moim punkcie widzenia, może źle to zrozumiałem. Czy oglądanie filmy i przeżywanie go/wczuwanie się ma jakiś sens, bo np oglądając stare moje ulubione filmy po prostu nie potrafię się wczuć, no nie umiem się wczuć, bo wiem, że to są tylko aktorzy, w dodatku grają na planie filmowym, i to jeszcze grają role np złych policjantów, których ludzie grają i tak w życiu naprawdę...