Ogłoszenia:
1. Nowi użytkownicy, którzy nie przekroczą progu 30 napisanych postów, mają zablokowaną możliwość wstawiania linków do wszelakich komentarzy.
2. Usuwanie konta na forum - zobacz tutaj: jak usunąć konto?

Uzależnienie od miłości?

W tym dziale rozmawiamy o uzależnieniach. (np. alkoholizm, seksoholizm, hazard, uzależnienie od używek itp.)
Możesz tutaj podzielić się swoim problemem. Wysłuchać innych. Uzyskać poradę.
ODPOWIEDZ
Awatar użytkownika
dorka
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 3
Rejestracja: 6 lipca 2014, o 16:12

6 lipca 2014, o 16:15

Witam, ten list będę w niedługim czasie chciała wysłać do psychologa online, jednak najpierw pragnę się dowiedzieć co Wy o mnie sądzicie :) Jest to pierwsza wersja listu (napisany przed chwilą), więc proszę o wyrozumiałość jeżeli są błędy interpunkcyjne czy w składni.

"Witam,
Nazywam się Dorota i mam raptem 20 lat. Od dłuższego czasu mam problem z emocjami, kiedyś próbowałam wizyt u psychologa w rzeczywistości i gdybym powiedziała, że nie otrzymałam pomocy to bym skłamała. Jednak nie była ona dla mnie wystarczająca. Nawet gdybym w tamtym ośrodku chciała spróbować ponownie, nie mogłabym gdyż wtedy nie miałam 18 lat i usługi były świadczone darmowo na wysokim poziomie a ludzie tam pracujący rzeczywiście chcieli nieść pomoc. Teraz niestety wydaje mi się, że darmowe wizyty u psychologów mogłyby mi nie sprostać a że jestem wciąż uzależnioną finansowo od rodziców studentką to na terapię w rzeczywistości mnie nie stać. Moi rodzice wizytę u psychologa odbierają jako żart, kpinę, sama nie wiem jak to nazwać, więc na wsparcie nie mam co liczyć.
Chciałabym napisać kilka słów o sobie, aby Pani mgr mogła zorientować się jakim jestem człowiekiem, a przynajmniej za jakiego się uważam. Jestem więc otwarta na nowe znajomości, bardzo miła dla każdego (sądzę, że nie mam żadnych wrogów) i z chęcią niosę pomoc (i noszenie ciężkich toreb i staram się doradzić, gdy ktoś ma doła). Jestem także dość pewna siebie, czasami niesamowicie leniwa. Główną jednak cechą która mnie opisuje to fakt, że jestem wrażliwa. Albo przewrażliwiona. Jako, że od dziecka jeżdżę konno (więc mam pasję) i dużo nasłuchałam się o koniach rzeźnych, zostałam wegetarianką. Trwa to już 5 lat i ostatnio przeistacza się w formę weganizmu. Piszę o tym bo chciałabym zaznaczyć, że niesamowicie dotyka mnie cierpienie zwierząt, czy to much, czy świń rzeźnych (o dziwo aż takiej empatii do biednych ludzi czy chorych dzieci nie czuję). Jestem także bardzo impulsywna i reaktywna, szybko wybucham, szybko się denerwuję, ale także szybko się uspokajam i znajduję rozwiązanie - którego zwykle nie realizuję bo w moim życiu pojawia się kolejny problem. Ale chciałabym powiedzieć wszystko po kolei.
Wiem, że duży wpływ na moje dorosłe życie ma dzieciństwo, które już się kończy (chociaż mój tata sądzi wręcz przeciwnie, ale on chyba do końca życia będzie mnie uważał za małą córeczkę). Moi rodzice mieszkają pod jednym dachem i tyle tak naprawdę ich od zawsze łączy. Od kiedy zaczęłam być świadoma świata, zawsze się kłócili o każdą rzecz. Nigdy nie słyszałam aby powiedzieli sobie, ze się kochają, nigdy nie widziałam ich razem szczęśliwych. Czasem ze sobą porozmawiają, ale głównie spierają się o coś. Mój tata zaciągnął kiedyś bardzo dużo kredytów na remont, których potem nie spłacał gdyż kryzys na rynku nieruchomości ograniczył mu znacznie ilość pracy. Po prostu przestał zarabiać. Honor i duma nie pozwoliły mu się na przyznanie do błędu, wydaje mi się że gdyby jednak to zrobił moja mama wsparłaby go i razem udałoby im się wyjść z tego finansowego dołka. Niestety, wybrał inaczej, wplątał się w olbrzymie długi, aż dopadł nas komornik, który nadal pobiera zalegającą część pieniędzy. Moi rodzice mają do siebie olbrzymi żal o to, że ze sobą są, ale nie chcą się rozwieść niewiadomo czemu. Kiedyś próbowałam z nimi rozmawiać i to nie raz, ale nie umiem na nic wpłynąć, wydają mi się totalnie niereformowalnymi osobami więc dla własnego spokoju, postanowiłam zająć się sobą. Tak naprawdę to nigdy od nich pomocy (oprócz kwestii finansowej oczywiście) nie otrzymałam, nigdy nie mogłam mówić otwarcie o swoich problemach, nigdy jakoś nie okazywali mi specjalnie miłości. Na palcach jednej ręki mogę policzyć, ile razy słyszałam, że mnie kochają. Tak więc te 20 lat, spędziłam głównie w samotności, z problemami musiałam sobie radzić sama i to jest moje dzieciństwo. Alkoholu ani używek nigdy nie było, jedynie (a może aż) brak miłości.
Powiedziałam trochę o sobie i o mojej rodzinie. Teraz chciałabym przejść do głównego problemu. 9 miesięcy temu poznałam chłopaka, który nigdy wcześniej nie był w związku. W przeciwieństwie do niego, ja szybko dojrzałam (w wieku 16 lat już wiedziałam, że jestem na tym świecie sama) w liceum przeżyłam pierwszą miłość (trwało to aż dwa lata), pierwsze imprezy, alkohol, papierosy - okres buntu, jak to nazwałam. Jednak odbiło się to na moich ocenach i szkole, a że planowałam studia, na których teraz szczęśliwie jestem to samej udało mi się z tego wyjść. Szybko zaczęłam pracować w wolnych chwilach (chociaż szczerze powylegiwałabym się na plaży) aby mieć więcej pieniędzy na przyjemności, wychowywałam się w gronie ciut starszych osób, które nastoletnie życie mieli już za sobą i myśleli raczej o studiach i nauce, więc w złe towarzystwo nigdy nie wpadłam. Mój poprzedni chłopak też mi bardzo pomógł i wiem, że wtedy szczerze mnie kochał mimo młodego wieku. Dzięki niemu zaczęłam słuchać, wydaje mi się, że lepszej muzyki (do dzisiaj nie wysłucham utworu, który nie ma żadnego, mądrego przekazu) czytać dużo książek o religii i filozofii oraz stawiać wszystko na naukę i rozwój. Potem był rok przerwy, rozstanie boli mnie do dziś, ale udało mi się wszystko tak poukładać aby przed wyjazdem do innego miasta być szczęśliwszą i gotową na nowy związek. Tak jak już mówiłam, poznałam chłopaka. Dość szybko staliśmy się parą, dogadywaliśmy się naprawdę wspaniale, szczerze mogę powiedzieć, że jest moją bratnią duszą. Zachowuje się jak stuprocentowy przyjaciel, wspiera, słucha, kiedy trzeba to pociesza. Ale potrzebuje przestrzeni, a sądzę że ja jestem dziewczyną, która kocha za bardzo. Nigdy nie otrzymywałam aż tak wiele wsparcia jak od niego, więc wszystkie moje emocje staram się podarować jemu. Kocham go tak bardzo, że gdybym mogła to bym ściągnęła dla niego gwiazdkę z nieba. Potrafię myśleć o nim dniami i nocami, w pewnym momencie zanim zorientowałam się, że coś ze mną nie tak to popadało to w obsesję. Potrafię go zapraszać, płacić za niego, robić mu obiady kiedy jest głodny, kupować małe pierdoły, które wpadną mi w oko i on się z tego szczerze cieszy. Kiedy była letnia sesja, moja się skończyła wcześniej niż jego a on nadal męczył się z jakimiś projektami, mieszkałam z nim przez tydzień. Widziałam jak się męczy, całą frustrację przelewał na mnie, wyżywał się gdy coś mu nie wychodziło. Ja grzecznie pomagałam, pocieszałam i przytulałam. Kiedy rano musiał wcześnie wstać (a chodził spać koło 2-3 w nocy, przez naukę) ja mu zawsze robiłam śniadania, starałam się dać energię aby mógł przetrwać jakoś następny dzień nauki. Także sprzątałam i wyrzucałam śmieci. Robiłam to wszystko bezinteresownie, byle mu pomóc. Przede wszystkim, żeby nie musiał sobie głowy zawracać pierdołami tylko się uczył. No i podziękował mi za to i przeprosił za zachowanie. Jednak prawda jest taka, że ja totalnie nie czuję, żebym otrzymywała od niego tyle miłości, ile mu daję. Sądzę, że problem tkwi we mnie bo powinnam go akceptować w 100% takim jakim jest. Wiem, że bywam nadgorliwa i czasem chciałabym żeby dzwonił wieczorami, czy żebym dostała kwiatka. On w związku nigdy nie był, wydawało mi sie, że się wszystkiego nauczy ode mnie. Rozmawiałam już z nim na ten temat nie raz, że się przyzwyczaił, że ja także potrzebuję zainteresowania. Zwykle złościł się, gdy zaczynałam ten temat (często go tym męczyłam). Nie tak dawno stwierdził, że on mnie krzywdzi i nie może mi dać tego, czego ja wymagam mimo, że wie że ja mogłabym zrobić dla niego wszystko. Że nigdy nie spotkał osoby o tak wielkim sercu, która tak się potrafi dla kogoś poświęcić. Nie chce jednak rozstania bo twierdzi, że beze mnie nie mógłby normalnie funkcjonować. Ja doskonale wiem, że się boję samotności i nie chcę już nigdy być samotna więc też nie chcę się rozstawać. Mam poczucie własnej wartości, nie uważam się za nieatrakcyjną i wiem, że jeżeli bym chciała to bym kogoś znalazła, ale on mi się naprawdę wydaje tym jedynym. Przez to, że ja tak szybko dojrzałam i z chłopakami "wyszalałam", jeżeli mogę tak to ująć, to nie chcę już normalnego studenckiego życia jak picie i imprezowanie. Wolę czytać dobre książki, uprawiać sport, słuchać muzyki i rozmawiać, rozwijać się przede wszystkim intelektualnie. Też nie jest tak, że on potrzebuje "szaleć" bo połączyła nas właśnie wspólna nienawiść do klubów i wszelkich imprez masowych. Zainteresowania mamy więc podobne.
Moje pytanie jest więc takie: co zrobić, żeby się zmienić? Bardzo dużo czytam na ten temat, w szczególności w internecie, chociaż ostatnio wpadła mi w ręce książka pt. "Kobiety, które kochają za bardzo" Robin Norwood. Staram się sama wyplewić z siebie złe myśli (mam też skłonności do dramatyzowania i zwykle wszystko czuję bardziej niż inni i bardziej przeżywam błahe sytuacje). Słyszałam już o DDA, nerwicy. Czytałam wypowiedzi ludzi do mnie podobnych. Czytałam trochę o buddyzmie, medytacji (nawet próbowałam, choć chyba słaba w tym jestem), nawet o układzie hormonalnym, który podobno w dużym stopniu może być za to wszystko odpowiedzialny. Nie jestem więc totalnym laikiem i sądzę, że wiem co w mojej głowie siedzi, umiem trzeźwo spojrzeć na swoją sytuację. Jednak są takie momenty, że mnie to przewyższa, że wpadam w histerię, że dramatyzuję bo panicznie boję się samotności i odrzucenia. Wiem, że zasypując mojego chłopaka moimi problemami bardzo go ranię, chociaż on otwarcie tego nie okazuje. Bardzo dużo rozmawiamy, ale zawsze mało z tego wynika. Co robić? W internecie jest dużo opisów mojej "choroby", ale nigdzie nie ma rozwiązania. Jak odrzucić emocje, docenić siebie i nie pokładać wszystkiego w moim chłopaku? Chciałabym się dowiedzieć, co Pani o mnie sądzi. Dziękuję za przeczytanie moich dość chaotycznych wypocin."

Za wszelkie pomyłki (jeżeli taka się zdarzyła) z umiejscowieniem tego postu przepraszam!
Awatar użytkownika
Sagem
Odważny i aktywny forumowicz
Posty: 535
Rejestracja: 11 maja 2013, o 12:47

6 lipca 2014, o 16:53

List jest ok :) Powiem Ci ,że marzę o takiej osobie jak Ty i zazdroszczę Twojemu chłopakowi. Ja tak samo mimo, że w rodzinie miałem i mam dużo miłości itd to szukam tej jedynej osoby by poczuć się w pełni szczęśliwy. To prawdziwe szczęście wiążę z drugą osobą której nie mam i którą od zawsze szukam. Mam mase wspaniałych ludzi przy sobie, znajomi rodzina itd , ale jednak czuje się sam. :) Musiałem szybko dojrzeć przez problemy zdrowotne itd tez zawsze praktycznie starsze towarzystwo, wyróżniałem się dojrzałością od innych już w podstawówce. Też wszystko bardziej przezywam i jestem osobą aż za wrażliwą.. czasami to uciążliwe mimo,że piękne. Dobrze Cię rozumiem i mam nadzieję ,że jakoś sobie z tym poradzicie i będzie ok :friend:

-- 6 lipca 2014, o 16:53 --
Jeśli byś chciała pogadać bardziej to wal na PW :))
Jeżeli ktoś nie kocha Cię tak jakbyś tego chciał, nie oznacza to, że nie kocha Cię on z całego serca i ponad siły.
Strach boi się odważnych.
Per Aspera Ad Astra - Przez ciernie do gwiazd.
Nigdy nie wiesz jak silny jesteś, dopóki bycie silnym nie stanie się jedynym wyjściem jakie masz.
Victor
Administrator
Posty: 6548
Rejestracja: 27 marca 2010, o 00:54

6 lipca 2014, o 17:40

Po pierwsze nie ma rodziców idealnych :) Twoja historia moglabybyc opowiedziana przez tak naprawde mysle 70 % osob w twoim wieku i zblizonym i kazda by mogla cos podac swojego, a to ze rodzice za malo kochali, za duzo kochali, srednio kochali itp
Wymagane jest obecnie od rodzicow aby wychowywali dzieci z umiarem, zapominajac ze kazdy rodzic jest obciazony pewnym bagazem a dokladnie jednym z tych bagazy jest wychowanie danego rodzica przez jego mame i tate.
20 lat temu nikt o takich sprawach nie myslal, wychowywano dzieci tak jak to bylo w zwyczaju. Obecnie jest pora super niani, choc osobiscie mysle ze za 20 lat wyjda pierwsze i dzieci super niań i gwarantuje ze te dzieci rowniez w wieku 20 lat z pewnym temperamentem beda mialy rozmaite problemy emocjonalne badz po prostu sercowe.
Wychowanie jest wazna kwestia ale sa tez inne rownie wazne czynniki.

Wazne jest to ze pracujesz na soba, a dokladnie pewnych rzeczy chcesz byc swiadoma. To bardzo wazne.
Kwestia samotnosci, twoj strach przed samotnoscia stoi w sprzecznosci z tym ze piszesz iz nie masz problemow w nawiazywaniu kontaktow, oraz ogolnie tym ze masz 20 lat. Nie sadzisz ze mowienie w wieku 20 lat o samotnosci jest sprawa w zasadzie bezcelowe?
O samotnosci to powinno sie myslec na starosc a nie w wieku 20 lat.
To jakiej samotnosci sie boisz, takiej w opcji tu i teraz? Bo przeciez doskonale wiesz ze za 4 lata samotna i tak pewnie nie bedziesz ;) A takie kwestie jak samotnosc nie powinny byc poruszane w opcji tu i teraz, tylko w opcji przyszlosciowej.

Twoj strach przed samotnoscia moze wynikac z potrzeby bycia z kims tu i teraz, i potrzeby przelewania na kogos swoich uczuc. To troche pokazane jest w tym nadmiernym dbaniu o chlopaka. Tak robic nie mozna.
Granice sa potrzebne nawet w milosci i nawet we wlasnej wrazliwosci, bo inaczje predzej czy pozniej wychodzi to kazdemu bokiem.
A jak postawic ta granice?
Nic nie wyznacza nowych granic najlepiej jak wlasne jakies plany, postanowienia i trzymanie sie tego.
W pytaniu jak to zrobic, zwykle mamy nadzieje ze sa tajne techniki ktore zastapi anasza osobowosc, nasze bycie osoba wrazliwa czyms innym. A to tak prosto nie ma.
Jak ktos jest wrazliwy musi stawiac sobie granice wlasnej wrazliwosci i sie ich trzymac. jak ktos jest malo czuli musi postawic sobie jakies warunki w druga strone.

W twoim wypadku np super sprawa jest to ze podczas mega waznego projektu pomagalas chlopakowi, prawdziwe partnerstwo wymaga nawet tego aby w obliczu kryzysy, wytezonbej czasowej pracy umiec sie dostosowac i nie byc malostkowym.
Ale chwilunia, to musi byc czasowe. Ni emoze by ctak ze caly czas komus nadskakujesz a ktos twoimi rozterkami jest zmeczony i go to rani. A na koncu jeszcze stwierdza ze zyc by nie mogl bez tego, byle tylko tej nadopiekuńczości nie stracic ;)
No to jestli sie czegos nie chce stracic to trzeba kompromisu.
To nie ma byc tak ze akceptuje sie wszystko lacznie z ignorowaniem naszych uczuc, bo kogos to meczy. Blednie interpretujesz akceptacje drugiej osoby w tym wypadku.

Ty sama tez musisz postawic sobie granice, warunek ze jestes wrazliwa, potrzebujesz wiecej uwagi, zainteresowania, ale twoj chlopak nie musi chciec tak zyc aby widziec tylko ciebie, w kazdym momencie i kazdej sytuacji ja np bym tak nie umial.
Nie potrafie myslec wkolo o partnerce i zyc tylko dla niej w kazdej chwili.

Dlatego zarowno ty jak i on musicie sie postarac, ty postawic granice tego co potrzebujesz, np sobota i niedziela jest wasza i twoj chlopak sie toba intreresuje wiecej w tym czasie, a nie zawsze ty nim. A w inny okres dajesz mu troche wiecej luzu jesli takiej przestrzeni potrzebujecie.
To tylko taki przyklad ale no niestety trzeba to pogodzic, romantyczne miloscie ze kazdy zyje pelnia dla kazdego zdarzaja sie bardzo rzadko a nawet uwazam ze to tylko kwestia zwykle poczatkowych lat ;)
W zwiazku najwazniejsze jest partnerstwo, czyli nie tylko to robie co lubie i co mi pasuje, (bo reszta mnie meczy) ale nawet jesli mi sie nie chce robie to dla kogos, bo na tym polega zwiazek.

Jesli do tego nie dojdziecie, to juz wasza decyzja ale jesli jego wszystko meczy a ty mu matkujesz bez mala to pytanie czy obojgu wam sie to podoba? Jesli tak, to ni ema sprawy, ale jesli nie co widac po twoim poscie to trzeba zaczac planowac, ukladac granice, jakies warunki.
Jesli sie kocha i jest partnerstwo to warunki moga byc przyjemne chocby na poczatku nam sie wydawalo ze sie do nich zmuszamy.

Co do samotnosci to jak pisalem wyzej, ta wartosc trzeba poddac, bo majac 20 lat i mowiac samotnosc, nie wiemy do konca o czym tak naprawde piszemy :)
Patrz, Żyj i Rozmyślaj w taki sposób... aby móc tworzyć własne "cytaty".
Historia moich zaburzeń lękowych i odburzania
Moje stany derealizacji i depersonalizacji i odburzanie


Przykro mi jeżeli na odpowiedź na PW czekasz bardzo długo, niestety ze mną tak może z różnych powodów być :)
Awatar użytkownika
Sagem
Odważny i aktywny forumowicz
Posty: 535
Rejestracja: 11 maja 2013, o 12:47

6 lipca 2014, o 19:34

Viciaczek jak zwykle z rozmachem i sama prawda :DD
Jeżeli ktoś nie kocha Cię tak jakbyś tego chciał, nie oznacza to, że nie kocha Cię on z całego serca i ponad siły.
Strach boi się odważnych.
Per Aspera Ad Astra - Przez ciernie do gwiazd.
Nigdy nie wiesz jak silny jesteś, dopóki bycie silnym nie stanie się jedynym wyjściem jakie masz.
Awatar użytkownika
dorka
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 3
Rejestracja: 6 lipca 2014, o 16:12

6 lipca 2014, o 22:54

Przede wszystkim dziękuję za tak szybkie i wyczerpujące odpowiedzi ;)

Mówiąc, że boję się samotności nie mam na myśli, że nie będzie przyjaciół (a raczej jednej bardzo bliskiej koleżanki), mimo że dzielą nas kilometry od kiedy pojechałam na studia. Rzeczywiście wyolbrzymiam trochę to uczucie. Zawężając sytuację chyba boję się, że nie będę miała kogo kochać czy dbać. Próbuję uporczywie to przelać na siebie i robić coś dla siebie, ale opornie mi idzie. Wszelkie jakieś większe zmiany w moim zachowaniu idą mi z trudem.

Warunki właśnie staram się stawiać, jednak nie umiem tego robić bez przytaczania niektórych sytuacji, czyli bez "wypominania" ,w pewnym sensie, co dla Ciebie zrobiłam ja a co dla mnie robisz ty. Z początku wydawało mi się to co najmniej nie fair, ale gdy już jestem pod ścianą i muszę poruszyć ten temat staram się to robić jak najdelikatniej. Wszystko co dla niego robię jest bezinteresowne, ale przecież gdzieś ta bezinteresowność się kończy. A jak inaczej wytłumaczyć, że też potrzebuję zainteresowania nie zwracając uwagi na to co ja robię to nie mam zielonego pojęcia. A na subtelne rozmowy czy sygnały no niestety - nie reaguje. No i to też jest częsty powód do kłótni i obrażania się.

Chciałabym jeszcze zaznaczyć, że ja jako nastolatka już jakiś związek miałam a on nie. I ja bardziej z głową w to wszystko weszłam. Wiedziałam jakie błędy popełniałam i czego oczekuję. A on po prostu był na początku w euforii, robił dla mnie wszystko, bardzo mi nadskakiwał, aż mnie to przerażało. Pamiętam, że nie raz w listopadzie w żartach zwracałam mu uwagę, że jestem fantazmatem. Ja wiem, że uczucia w końcu dojrzewają i spodziewałam się tego, że to wszystko ucichnie, ale szczerze tego nie chciałam i bałam się tego sama sobie przyznać. No i kiedy on się uspokoił ja zaczęłam robić dla niego wszystko mając nadzieję, że dzięki temu będzie ze mną najszczęśliwszy. Mam wrażenie, że zamieniliśmy się rolami.

Co do mojej wrażliwości to chciałabym chociaż odrobiny jej się pozbyć. Nie płaczę na filmach, nic z tych rzeczy, ale użalam się nad sobą przeokropnie. Często, kiedy zawalę jakieś kolokwium potrafię z tego zrobić koniec świata lub rozpętać wojnę. Oczywiście działa to tylko w moim pokoju a dokładniej w mojej głowie, bo kiedy z moim żalem się uzewnętrznię - ludzie zwykle patrzą z politowaniem i słyszę, że dramatyzuję. A dla mnie słowo "dramatyzować" póki co działa na mnie jak czerwona płachta na byka - tak jak na moją mamę moje "histeryzowanie" (tak to nazywa).

Co do superniań i kwestii moich rodziców, na szczęście samej udało mi się dociec, że trzeba już teraz patrzeć na przyszłość a nie rozczulać się nad tym co było, no i dbać o siebie. Wszędzie słyszę, że sytuacja w dzieciństwie jest strasznie ważna, dlatego więc ją opisałam ;)

Dziękuję jeszcze raz za odpowiedzi!!!
przedwczesny_pogrzeb
Świeżak na forum
Posty: 7
Rejestracja: 1 czerwca 2016, o 20:43

1 czerwca 2016, o 21:26

wystarczy uczucia przelać na odpowiednie pasje i pokochać określone czynności a uczucie ulokowane do danego czlowieka czy wogóle do ludzi praktycznie zniknie.ważne że tam gdzie sie spełniasz w swoich pasjach tam nie ma wrogów.te czynności wykonujesz sam.osiągnięcie takiego stanu rzeczy jest możliwe dopiero po kilku dekadach kiedy czlowiek się nieco zestarzeje i pozbędzie się złudzeń.jednak gdyby zabrać takie pasje człowiek by zmarł z rozpaczy poprzez spadek dopaminy praktycznie do zera i nie miał by do czego pałać miłością czy sympatią
ODPOWIEDZ