Ogłoszenia:
1. Nowi użytkownicy, którzy nie przekroczą progu 30 napisanych postów, mają zablokowaną możliwość wstawiania linków do wszelakich komentarzy.
2. Usuwanie konta na forum - zobacz tutaj: jak usunąć konto?

Uzależnienie emocjonalne

Być może miałeś jakieś nieciekawe przeżycia, traumę i chcesz to z siebie "wyrzucić"?
Albo nie znalazłeś dla siebie odpowiedniego działu i masz ochotę po prostu napisać o sobie?
Możesz to zrobić właśnie tutaj!

Rozmawiamy tu również o naszych możliwych predyspozycjach do zaburzeń, dorastaniu, dzieciństwie itp.
ODPOWIEDZ
Awatar użytkownika
Juliaaa78569
Dyżurny na forum Odważny VIP
Posty: 569
Rejestracja: 27 kwietnia 2018, o 16:25

22 lipca 2021, o 23:17

Dziewczyna, lat 18, od października studentka ;witajka
- to taki krótki wstęp kogo rozterki czytacie :D

Kiedy poszłam do liceum zaczęłam powolutku przełamywać swoją ogromną nieśmiałość i próbować wreszcie tworzyć bliższe relacje międzyludzkie. Z okresu przed liceum były to relacje, że tak to ujmę, z przyzwyczajenia. Znamy się już od tego przedszkola i jakoś tam zawsze mijało, nie miałam do tego jakiegoś bardzo analitycznego podejścia. Przyjaźnie po prostu były i w większości czułam się okej.
Jednak nerwica sprawiła, że musiałam zainteresować się swoim stanem psychicznym i generalnie rozwojem osobistym, a co za tym idzie zaczęłam się kształcić, poznawać siebie i zwracać uwagę na coraz to nowe rzeczy w życiu, a także w relacjach.

Bliższy kontakt z nowym człowiekiem był dla mnie jak odkrywanie nowego nieznanego lądu. Chcesz, ale jednak się bardzo boisz, bo nigdy Cię tu nie było i nie wiesz gdzie iść, jak iść itp.
I tak oto po tych 3 latach liceum, gdzie doświadczyłam różnorodnych relacji, tych przelotnych, tych bliższych, tych bardzo bardzo bliższych napotkałam pewne problemy. Otóż zdałam sobie sprawę że nie umiem jeszcze w nich funkcjonować, bo nikt mnie tego nie nauczył. Od dziecka raczej spędzałam więcej czasu sama, nie przeszkadzało mi to. Może lekkie poczucie braku bliskości. Przykładowa sytuacja obrazująca moje funkcjonowanie z innymi za dzieciaka - jako 4/5 letnie dziecko na imprezie rodzinnej zamiast bawić się z innymi dziećmi wolałam siedzieć sama pod stołem i czytać książki. Może się wydawać śmieszne, ale dla mnie to była norma. Było podobnych sytuacji bardzo wiele.

Ale wracając do teraźniejszości. Przez ten okres udało mi się zdobyć i stracić kilka osób. Moją pierwszą poważniejszą relacją był krótki związek z pewnym chłopakiem. Wtedy nie byłam w dobrym stanie psychicznym i potraktowałam go jako ucieczkę od tego całego bajzlu, bo gdy się w nim zakochałam, to uczucie, jego bliskość i uwaga dawały mi energię i szczęście. Moje życie wtedy to był tylko on. Jednak okazało się, że byłam dla niego tylko pocieszeniem po zdradzie byłej dziewczyny i gdy tamta sobie o nim przypomniała szybko do niej wrócił i zostawił mnie samą. Nie będę mówić przez jaką gehennę wtedy przeszłam, bo musiałam zmierzyć się z tym i z nerwicą, ale udało mi się to opanować do tego stopnia, gdzie nerwica nie jest mi straszna.
Jednak po krótkim czasie pojawił się nowy chłopak, do którego że tak powiem się "przykleiłam", jednak on mnie po prostu olał, co owszem bolało, ale krótko. Krótko, bo chwilę po nim pojawił się kolejny i jeszcze kolejny itd. I ja wchodziłam z jednej relacji damsko- męskiej w drugą, bo mój umysł do szczęścia tak bardzo potrzebuje drugiej osoby, a raczej jej bliskości, miłości, uwagi i zainteresowania. Tak jakby miał zakodowane, że to jest paliwo, bez którego nie da się żyć. Gdy na horyzoncie nie było chłopaka, którym mogłabym być zainteresowana czułam się zgaszona, czułam pustkę i nie miałam energii na nic. Wszystko przychodziło mi z trudem. Funkcjonowałam normalnie, ale czułam w środku tę charakterystyczną pustkę, to uczucie, że jestem niepełna, że czegoś mi brakuje.

Może zobrazuje to na konkretnych bliskich mi teraz relacjach.
Półtora roku temu poznałam mojego przyjaciela. Od początku było wiadome w jakim to zmierza kierunku, on chce tylko przyjaźni i ja też i tak też do dzisiaj pozostało. W którymś momencie umówiłam go z moją przyjaciółką, z którą później zaczął się spotykać. Wtedy poczułam ogromną zazdrość o niego i było to dla mnie strasznie dziwne, bo przecież nic nie czułam do niego. Nawet zastanawiałam się, czy jednak przypadkiem mi się nie podoba, ale gdy przestali się spotykać to poczułam ulgę, więc to chyba nie było to. Mam z nim bliską relacje, pogadamy o wszystkim i potrafimy się przytulać jak jesteśmy razem i dla nas jest to tylko przyjaźnią (mimo, że on ma dziewczynę, jednak nie jestem już o nią zazdrosna). Jednak, gdy tylko poczuje jak oddala się ode mnie, czuje strach, lęk i poczucie osamotnienia, że zostawi mnie i znów będę czuć tę cholerną pustkę. W tej relacji nie jest to tak intensywne, lecz jednak czuć.

Inną moją bliską relacją jest relacja z pewnym chłopakiem. On od początku mi się podobał, jednak po jakimś czasie zauważyłam że on nie czuje tego samego. Na jakiś czas urwał się kontakt, ale wtedy ta relacja była taka powierzchowna, nie zdążyliśmy się nawet poznać. Po kilku miesiącach jakoś tak się stało, że odnowiliśmy kontakt. Okazało się, że bardzo dobrze nam się rozmawia, bardzo się rozumiemy, mamy bardzo wiele wspólnego. Czułam, że znalazłam bratnią duszę. Uczucia trochę powróciły, jednak z tyłu głowy wiedziałam, że on nie chce nic więcej. I tak też było. Była mowa o innych dziewczynach. Tylko, że ja przez ten cały czas nie przyznałam się do moich uczuć, bo bałam się, nie odrzucenia, co raczej tego, że urwie nam się przez to kontakt. Po kilku miesiącach takiej skomplikowanej relacji doszło do punktu kulminacyjnego, w którym wreszcie pogadaliśmy o swoich uczuciach, bo byliśmy już na tyle blisko, że w końcu trzeba było poruszyć ten temat. Oboje się do siebie przywiązaliśmy, raczej obojgu nam zależy na tej relacji, jednak ja czuję coś więcej (tak mi się wydaje), a on chce tylko przyjaźni. Przyznał się, że skrzywdził mnie bardzo, bo często mógł szukać u mnie pomocy, a on nie zawsze mógł odwdzięczyć się tym samym. Podejrzewał że coś do niego czuję, jednak bał się o tym porozmawiać. No generalnie trochę mi krzywdy narobił, ale jest tego świadomy, bo ma spore problemy ze sobą i emocjami i nie robił tego naumyślnie.
To co pragnę zaznaczyć to to, iż w którymś momencie ja się bardzo od niego uzależniłam. Tak, że gdy nie pisaliśmy czułam się zgaszona, smutna, pusta. Na szczęście ocknęłam się w końcu i zauważyłam ten powtarzający się schemat i próbuje teraz jakoś to odkręcić.

Ale co do samej relacji nie bardzo wiem co powinnam zrobić. Ja świadomie rozumiem, że on nic więcej do mnie nie czuje, akceptuje to, nie chcę go zmuszać jeśli nie chce. Nawet gdyby chciał tego samego nie wiem czy rozsądnym pomysłem byłoby tworzenie związku, gdy oboje mamy podobne problemy emocjonalne, nie na tym etapie. Myślę że wzajemnie byśmy się krzywdzili. Jednak jest on mi na tyle bliski, rozumie mnie jak nikt inny, stał się dla mnie kimś bliższym niż rodzony brat, że nie potrafię zerwać z nim kontaktu. Rozumiem, że każdy musi iść w swoją stronę i znaleźć sobie kogoś innego, ale nie chcę stracić bratniej duszy. Chcę jego szczęścia, mogę zaakceptować, że będzie z inną dziewczyną, ja też wyobrażam sobie życie z innym chłopakiem, ale jeszcze boli mnie to wszystko.
Przeczytałam dużą ilość artykułów o relacji damsko męskiej, w której jedna ze stron się zakochuje, jednak bez wzajemności i w większości najlepszym rozwiązaniem jest zerwanie kontaktu.
Nie chce jednak tego robić. Straciłabym jedyną osobę, która wie o mnie prawie wszystko, która mnie wspiera i ja wspieram ją. Czy jest jakieś rozsądne wyjście z tej sytuacji, czy pozostaje tylko urwanie kontaktu na zawsze?

A wracając bardzo do ogółu. Zauważyłam u siebie właśnie taką zależność emocjonalna, od drugiej osoby lub może od bliskości z tą drugą osobą. Do tego dochodzi duża zazdrość, gdy ta osoba spotyka się z innymi ludźmi. I nie mówię tu tylko o chłopakach, którzy mi się podobają, co też o przyjaciołach po prostu.
Zauważyłam ten schemat, ale nie mam pojęcia co mam z nim zrobić.
Na poziomie świadomości ja akceptuje to i wiem, że nie mogę opierać szczęścia wyłącznie na jednej osobie, nie mogę być tak zazdrosna o kogoś, nie mogę wymagać, żebym miała kogoś na wyłączność, nie mogę wymagać, żeby ktoś ciągle był blisko mnie i się mną zajmował. Ja to wszystko wiem, ale na poziomie emocji jest strasznie, bo one sobie szaleją i do nich nic nie dociera.

To chyba wszystko. Chciałabym, żeby ktoś wyraził swoje zdanie na temat samego problemu uzależnienia emocjonalnego oraz tej jednej konkretnej relacji. Może jest coś czego nie widzę, może czegoś nie zauważam, może coś robię źle.
Przyjmę każdą uwagę i konstruktywna krytykę.

Dziękuję i miłego dnia lub wieczora, zależy kiedy to czytacie 😅
Awatar użytkownika
Juliaaa78569
Dyżurny na forum Odważny VIP
Posty: 569
Rejestracja: 27 kwietnia 2018, o 16:25

29 lipca 2021, o 16:02

Podbijam 😁
prymas007
Świeżak na forum
Posty: 21
Rejestracja: 16 grudnia 2016, o 15:05

13 sierpnia 2021, o 12:35

Masz 18 lat, spokojnie, poznasz jeszcze wielu ludzi. Nauczysz się wiele o relacjach międzyludzkich na własnej skórze. Przed Tobą studia, później praca, a to oznacza ludzi z jeszcze bardziej zbliżonymi zainteresowaniami do Twoich. "Uzależnisz się" emocjonalnie jeszcze nie raz. Te pierwsze nastoletnie miłości, czy przyjaźnie są bardzo silne emocjonalnie, z czasem podchodzi się do tego z nieco większym dystansem (zazwyczaj). Poza tym warto też znaleźć sobie jakieś fajne zainteresowania i hobby w młodym wieku i później je rozwijać. Umiejętność spędzania czasu "samemu ze sobą" trochę nas uodparnia na problemy w relacjach z innymi ludźmi. A może jest inaczej? :)
Awatar użytkownika
Juliaaa78569
Dyżurny na forum Odważny VIP
Posty: 569
Rejestracja: 27 kwietnia 2018, o 16:25

4 września 2021, o 13:08

prymas007 pisze:
13 sierpnia 2021, o 12:35
Masz 18 lat, spokojnie, poznasz jeszcze wielu ludzi. Nauczysz się wiele o relacjach międzyludzkich na własnej skórze. Przed Tobą studia, później praca, a to oznacza ludzi z jeszcze bardziej zbliżonymi zainteresowaniami do Twoich. "Uzależnisz się" emocjonalnie jeszcze nie raz. Te pierwsze nastoletnie miłości, czy przyjaźnie są bardzo silne emocjonalnie, z czasem podchodzi się do tego z nieco większym dystansem (zazwyczaj). Poza tym warto też znaleźć sobie jakieś fajne zainteresowania i hobby w młodym wieku i później je rozwijać. Umiejętność spędzania czasu "samemu ze sobą" trochę nas uodparnia na problemy w relacjach z innymi ludźmi. A może jest inaczej? :)
Zdaje sobie sprawę, że poznam jeszcze dużo różnych osób, ale w obecnej chwili jestem tak przywiązana do tej jednej konkretnej, że nie potrafię zauważyć nikogo innego. Już wiem, co z tym robić, choć decyzja jest cholernie ciężka, bo to jednak najbliższa mi osoba teraz, ale na dłuższą metę ciągnięcie tej relacji to katorga psychiczna dla mnie.

Nie wiem kurcze, ale dla mnie relacje damsko-męskie i ogólnie relacje są tak turbo skomplikowane, że czuję się w tym tak zagubiona że hoho. Ciężko mi pogodzić się z zasadą, że ludzie przychodzą i odchodzą, gdy ja po wypaleniu się jakiejś relacji płaczę długo po takiej osobie i nie widzę nic w przyszłości, że mogłabym spotkać kogoś równie wartościowego :D
Ale może to tylko iluzja, tak samo jak te podstępne myśli lękowe.

Co do przebywania samej ze sobą, nie mam z tym problemu. Nigdy nie miałam, ponieważ ja bardzo często spędzałam czas sama, lubiłam swoje towarzystwie i nauczyłam się czuć dobrze w samotności. No ale jak wiemy człowiek jest istotą społeczną i sam cały czas być nie może, bo się wykończy. Ja bardzo potrzebuję innych ludzi, ale muszę się z nim czuć naprawdę dobrze, żebym je zostawiła w moim życiu. Jednocześnie nie mogę być cały czas wśród ludzi, potrzebuje odetchnąć i pobyć sama. Ale nie sama, że sama, tylko sama z kimś. Wiem, dziwnie to brzmi, tak zawile :D
Ale chodzi mi o to, że czasem chcę być sama, lecz ze świadomością, że mam wokół siebie dobre osoby i, że zawsze mogą do nich przyjść. A nie sama, że jestem samotna i nie mam wokół siebie nikogo innego.
ODPOWIEDZ