Dziękuję za Twoje słowa. Cały czas dopytuje bo chciałbym to wszystko poukładać. Tyle się tego nawarstwiło..Katja pisze: ↑16 marca 2020, o 21:36Nie chcę podważać rad Twojego terapeuty, ale mogę napisać z własnego doświadczenia, że mnie tego typu rozważania tylko pogrążyły w problemie.marusieczek pisze: ↑16 marca 2020, o 19:58A czy to nie jest tak, że powinienem poznać swoje schematy myślowe tak żeby mieć podstawy do pracy na sobą?Katja pisze: ↑16 marca 2020, o 17:07
Nie polecam tej metody przy natrętach.
Tego typu myśli się ignoruje a nie objaśnia, bo nawet jakbyś doszedł do tego co ta myśl o Tobie mówi to w niczym Ci to nie pomoże.
Powinieneś się zająć uspokojneniem swojego stanu emocjonalnego a nie grzebaniem w natrętach, bo w ten sposób tylko to nakręcasz.
Czy sama akceptacja myśli, to że są wystarczy? Czy to nie będzie za mało? Do tej pory starałem się to robić, ale myśli wróciły ..
Co więcej tą książkę polecił mi właśnie ten psychoterapeuta...
Myśli i emocje w zaburzeniu nieustannie krążą w panice wokół różnych spraw i co rusz przyklejają się do nas wzbudzaj tym nasze nerwowe reakcje. I rzecz tak naprawdę w tym, że my ciągle wierzymy naszym myślą, że jest problem, że za mało się starasz, że nigdy z tego nie wyjdziesz, zawału dostaniesz, za mało się rozwjijasz i to przez to tak masz, stracisz pracę, pogrążysz się, depresji dostaniesz jak coś z tym nie zrobisz itp one nam krzyczą niemal do ucha: zrób coś gdy tak naprawdę potrzeba nam spokoju.
Czyli robimy dokładnie odwrotnie jak powiniśmy. A powiniśmy to zostawić w spokoju. A czy odpowiadając sobie na tego typu pytania i dyskutując z myślami ( które tak naprawdę mają 0 znaczenie, bo wynikają z lęku i rozchwianych emocji ) Ty zostawiasz to w spokoju?
Co jest istotne i pomocne w dystansowaniu się do myśli i emocji to zrozumienie schematów zaburzenia. I to rzeczywiście warto jest wbić do sobie do głowy.
Co do Twojego pytanie o akceptacje to tak sama akceptacja i niereaktywność wystarczy pod warunkiem, że faktycznie jest, bo zazwyczaj tak naprawdę to jej nie ma ( wpisy typu staram się to ignorować a to wciąż jest albo myślałem, że już przeszło a jest znowu; to gdzie tu akceptacja? to jest taka akceptacja wynikająca z chwilowej poprawy, a nie faktyczna akceptacja ).
Co do mojego szukania schematów, to w zasadzie ma mnie to doprowadzić do sytuacji, w których te schematy się wybudzają. Bo poniekąd to sytuacje w życiu wywołują stresowe myśli? Ni Nie mam na myśli dyskusji z myślami, tylko chce się dowiedzieć, dlaczego i z czego mi się to wzięło. Dlaczego tak reaguję, skąd to i dlaczego..
Np. jest spotkanie służbowe, wygłaszam swoją opinię i ktoś się zaśmiał. Reaguje złością i atakiem na drugą osobę, tzn słychać wściekłość w tonie mojej wypowiedzi. I robię to automatycznej bo odbieram to jako atak personalny. Czy jeżeli będę wiedział i analizował w jakich sytuacjach tak reaguję, to czy nie będę miał podstaw do tego żeby móc to przepracować i w kolejnych, podobnych sytuacjach, zareagować inaczej? Przepracować w takim sensie, że się zatrzymam, powiem do siebie "stop, halo, podobna sytuacja", powiem do moich myśli _za przeproszeniem_ "spierdal...cie". Wezmę oddech i zareaguje inaczej? Powiem już spokojniej do osoby, która się zaśmiała? Bez zbędnej wściekłości? Bo jeżeli dobrze rozumiem, to przez całe swoje dorosłe życie, żyje nawykami, a nie jak mi się wydawało kontrolowanym przeze mnie życiem. To przerażające, że człowiek myśli, ze ma olbrzymi wpływ na to co robi. Ale jak dochodzi do sytuacji stresowej, nacechowanej emocjami, to kieruje nami nawyk (sposób testowania w zaistniałych kierunkach)
Czy ja to dobrze rozumiem? Czy jednak próbuję filozofować...
Z drugiej strony, jeżeli po analizie myśli, ale nie takiej że ja z nim sobie dyskutuje, tylko, że wyjdzie mi, że moje myślenie wynika z tego, że mam niskie poczucie własnej wartości, bo mnie rówieśnicy wyśmiewali. Że moja podświadoma wartość jest zerowa, to będę miał punkt odniesienia do tego żeby pracować nad tą wartościa. Ale to mnie lekko załamuje, bo co z tym dalej? Jeżeli uzależniam swoją wartość jako człowieka, tylko od wyników z pracy, i spojrzę na tabelkę z wynikami i widzę niski wynik, to to jest fakt. I to się zapłata, bo nie mam innej podstawy, na podstawie której widziałbym, że jestem wartościowy bo się urodziłem. To co piszą w tych książkach psychologicznych. Uwierz, że jesteś wartościowy bo się urodziłeś. Co za brednie. Serio, ktoś może mieć wysokie poczucie własnej wartości, tylko dlatego, tylko z taką myślą, że Bóg go stworzył?